*
Właśnie znoszę bębny. Matko, jak ja kocham to zajęcie. Za mniej więcej godzinę wrócimy do hotelu w Salt Lake City. Więc za mniej więcej godzinę pójdę na siłownię, tylko muszę uważać, żeby mnie nikt nie przyłapał. Jakby Rev się dowiedział.. i tak mi zrobił awanturę za to pobicie. Jakby to była moja wina. Zeszło, nie widać. I znów jestem szczęśliwą dwudziestosześciolatką. Gówno prawda, ale chuj.
Wtaszczyłam ostatni bęben, położyłam delikatnie Zygmunta - podwójną stopę Reva - i zamknęłam bagażnik. Tak, to normalne, że instrumenty mają imiona. Gitara Zackyego nazywa się Wasp, od jego tajnego skrótu, którego nikt nie zna. Jak dla mnie to to po prostu osa jest, bez żadnych udziwnień. Bas Johnnego to Piggy, dlatego, że on kocha świnkę Piggy. Ciapa. Shads ma swój ulubiony mikrofon, który nazwał Penis. Za każdym razem kiedy, Shads mówi do kogokolwiek, żeby wyjął mikrofon wijemy się ze śmiechu. To brzmi mniej więcej tak: 'Val, przynieś mi Penisa!' A jak jeszcze mówi to do Johnnego to juz w ogóle są pompy. Schecter Gatesa nazywa się Flo. Zastanawiamy się zawsze czy od Floriana, Florence, czy on jest po prostu głupi. Za każdym razem wychodzi nam to ostatnie.
Po zamknięciu bagażnika, rozejrzałam się i zobaczyłam Jasona, który szedł w moją stronę.
- Już koniec, czy jeszcze coś? - zapytałam.
- My to jeszcze, ale ty jak skończyłaś, to w sumie możesz iść. I tak powypinałaś i pozwijałaś te kable wszystkie, to mniej roboty mamy. - uśmiechnął się.
- No to ja idę. Jakby coś jeszcze pomóc, to dzwoń.
- Spoko, poradzimy sobie. - poklepał mnie po plecach, wziął kluczyki do busa i poszedł. Ja też poszłam. Poszłam do hotelu, wzięłam rzeczy i na paluszkach, bo Rev spał, wymknęłam się na dół, do siłowni hotelowej. Poćwiczyłam na atlasie, pobiegałam i nawet porozciągałam się. Półtorej godzinki mi to wszystko zeszło. To akurat, jakby chłopaki wracali ze sprzętem. Wróciłam do pokoju i od razu poszłam pod prysznic. Czułam się bardzo dobrze. Nic mnie nie bolało, a nawet moje mięśnie rozgrzały się trochę i wszystko przychodziło mi łatwiej. Wyszłam z łazienki i spostrzegłam, że Rev już nie śpi.
- Już wróciliście? - ziewnął. - Mój Zygmunt bezpieczny?
- Tak często jak zawsze i oczywiście, że tak i tak. - uśmiechnęłam się i wrzuciłam rzeczy do torby. Jimmy złapał mnie wpół i przechylił.
- Ładnie pachniesz, wiesz?
- Wanilią.
- Mój ulubiony zapach. - wyprostował się.
- A przypadkiem ostatnio twoim ulubionym nie był truskawkowy?
- Moim ulubionym zapachem jest każdy ten, którym pachniesz, więc pewnie był.
- Ale mi słodzisz.
- Ty też byś mogła mi posłodzić, a nie tylko słuchasz. - zrobił smutną minkę.
- Lubię się do ciebie przytulać. - przytuliłam głowę do jego torsu.
- Hehe, bo jesteś taka mała, że ledwo sięgasz mi do brody. - zarechotał.
- Małe jest piękne, jakbyś nie wiedział. A w ogóle to masz fajne włosy. Uwielbiam robić to!
- Ale co? - zapytał.
- To! - sięgnęłam rękami do jego włosów i zrobiłam mu na głowie artystyczny nieład, czochrając je. - Jesteś teraz czocherek. - zaśmiałam się z jego oniemiałej miny.
- A ty jesteś tuptuś.
- Co jestem?! - pisnęłam, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Tuptuś. Bo zawsze jak się obrażasz to tak tupiesz śmiesznie. Jak.. tuptuś!
- Bez komentarza. - walnęłam czołem w jego tors, zaśmiewając się na całego. - No dobra, to co robimy? - zapytałam jak już ochłonęłam.
- Trochę późno jest.. może zgarniemy chłopaków i Val i pójdziemy na jakąś imprezę?
- Okej, tylko się ogarnij czocherku. - wspięłam się na palce i cmoknęłam go w usta.
Poczekałam trochę na Jimmiego, aż zrobi się na chodzące ciacho, a potem poszliśmy, by wyciągnąć towarzystwo na jakieś party. Val i Shadows polecieli od razu na nasz pomysł, chłopaki też i po dłuższej chwili wszyscy szliśmy do jakiegoś klubu, który polecił nam ktoś z hotelu. Nazywał się 'Blood, sugar, magic'. Ciekawa nazwa, nie powiem..
Weszliśmy do środka, znaleźliśmy wystarczająco duży stolik i rozsiedliśmy się wygodnie. Postanowiliśmy nie bawić się w drinki, tylko zamówić litr czystej i kieliszki. Tak było o wiele wygodniej i bardziej ekonomicznie. Siedziałam sobie, gadałam z Gatesem o pierdołach, piłam i słuchałam propozycji tego, co możemy robić w łóżku od coraz bardziej pijanego Reva. A on ma przecież taką mocną głowę.. W pewnej chwili Gates wyparował, a po dłuższym rozglądaniu się i szukaniu go ustaliliśmy, że szaleje na parkiecie z jakąś blond. Razem z Val zgodnie wywróciłyśmy oczami. Ten to zawsze coś.. albo dokładniej, zawsze kogoś. Znajdzie sobie taką pipę na chwilkę, a potem marudzi jaki to on samotny jest. Założę się, że znów tak będzie.. jak nie jutro to za parę dni.
Po jakichś dziesięciu minutach i dwóch kolejnych kieliszkach również Val i Matt poszli tańczyć. Zacky siedział, patrzył w swoją szklankę i odmawiał każdej, która poprosiła go do tańca. A prosiły różne, czasami nawet ładniejsze od Geny.. ale suka ze mnie. Zaśmiałam się w duchu, słuchając jego co chwila innych wymówek. Johnny pił razem z Revem, który zachowywał się tak, jakby mnie w ogóle nie było. Trochę mi było smutno z tego powodu, ale dobra.. nie to nie, potem będzie coś chciał, to mu powiem, by się wypchał. W końcu stwierdziłam, że mam dość olewania mojej osoby i poszłam na parkiet. Znalazłam tam Syna z jakąś inną dziewczyną niż poprzednio.
- Odbijany! - wrzasnęłam i wepchnęłam się między nią a Gatesa.
- Ari? - zapytał schlanym głosem.
- Nooo, a ktooo!? - odpowiedziałam i zaczęliśmy tańczyć. Po chwili już tańczyłam z kimś innym, a potem z innym i znów innym. Już sama straciłam rachubę, ale wreszcie zrobiło mi się za gorąco i zlazłam z parkietu. Przy stoliku siedziała tylko Val. Pozdrowiłam ją kiwnięciem ręki i opadłam na kanapę obok niej.
- Umrę.
- Mówisz tak za każdym razem jak wracasz z parkietu. - zarechotała.
- Bo mnie zawsze wymęczą tam.. gdzie wszyscy?
- W kiblu.. no wiesz, męskie sikanie.
- Nie chcę wiedzieć.. - parsknęłam śmiechem.
- Moja mała, piękna truskaweeeczkaaa - Rev nachylił się nade mną i pocałował mnie prosto w usta.
- Teraz to truskaweczka, a przez ostatnie parę godzin mnie olewałeś!
- Ciebie? Nigdy! Przecież ja cię tak kocham.. - wskoczył na kanapę obok mnie i przytulił głowę do moich piersi. No i jak ja mam mu nie wybaczyć?
- Ej, jak już tu wszyscy jesteśmy.. CHODŹCIE DO DOMU!! - zawyła Valary. Zacky od razu wstał i ogarnął jakoś Johnnego. Shads trochę pomarudził, ale ostatecznie wszyscy zgodzili się na ten pomysł i powoli zaczęliśmy się zbierać.
Wyszliśmy i od razu owiało nas świeże powietrze. Niektórych to nawet otrzeźwiło, innych nie(patrz: Johnny). Śmiejąc się i drąc w niebogłosy wracaliśmy do hotelu.
- Moglibyście zamknąć te ryje?! - wydarł się ktoś.
- NIEEEE! I SPIERDALAJ! - odpowiedział Rev i zgodnie ruszyliśmy dalej. Byliśmy już niedaleko hotelu jak poczułam, że ktoś łapie mnie za szyję i odciąga od ekipy.
- JIMMY! - zdążyłam krzyknąć, jak ten ktoś zasłonił mi usta. Na szczęście Rev odwrócił się, a w jego oczach zobaczyłam prawdziwą furię. Syn i Shads zerwali się, złapali faceta, który mnie trzymał i skutecznie oderwali ode mnie. Wpadłam w ramiona Reva i dopiero wtedy zobaczyłam, kto mnie trzymał. Connor. Ten jebany kutas..
Nim zdążyliśmy się obejrzeć na Shadowsa skoczył Mines, a za nim jeden z młodszych technicznych pewnie, bo nie znałam go z twarzy. Zacky podbiegł do chłopaków, a Rev popchnął mnie na Valary i sam też dołączył do bójki.
- Kuurwa, co tu się dzieje! - Johnny ocknął się i też wyrwał do przodu. Złapałam go za koszulę i zatrzymałam.
- Siedź tu. Skąd mamy wiedzieć, że jak ty pójdziesz tam, to ktoś nas tutaj nie jebnie!
- Masz rację. - za mną, jak cień wyrósł Johnatan, a za nim Munky i Fieldy.
- Nie róbcie im nic. Weźcie mnie, ale zostawcie ich. - zasłoniłam sobą Valary, która przepychała się do przodu.
- Spokojnie. To ich walka. Dobrze wiesz, że my nic do ciebie nie mamy. - Munky wzruszył ramionami. - Nic wam nie zrobimy. Ale ty Ari, lepiej idź i oddaj za wszystko Connorowi. Ta szmata nie jest nic warta.
- Dzięki chłopaki. Jesteście spoko, tylko słabo dobieracie sobie technicznych. - uśmiechnęłam się słabo do nich i zanim ktokolwiek zdołał mnie zatrzymać podbiegłam do nawalających się chłopaków. Connor nadrabiał na trzech. Syn miał rozkrwawiony nos, a Shads otarty policzek. Jednak nie to przyprawiło mnie o szewską pasję. Zobaczyłam jak Connor zamachnął się i walnął Reva prosto w twarz. Trysnęła krew i łuk brwiowy Jimmiego po prostu pękł. Ten widok zerwał wszystkie moje ograniczenia. Miałam w dupie, że jestem dziewczyną i, że Connor może mnie nawet zabić.
- Connor dziwko! - wrzasnęłam, ogarnięta furią. On odwrócił się gwałtownie, a ja bez żadnego ostrzeżenia przysunęłam mu pięścią w nos. Poczułam chrzęst i w mgnieniu oka Connor zamachnął się po raz kolejny, tym razem na mnie. Byłam szybsza. Wyprowadziłam pięknego kopa prosto w jaja. Dostał, ale zdążył mnie jeszcze uderzyć w twarz. Wtedy odepchnął mnie Rev.
- Oduczysz się bić kobiety, szmato! Jeszcze raz tkniesz Arianę, to cię kurwa zabiję! - ryknął i zaczął go napieprzać na ślepo, wszędzie gdzie się dało. Rozejrzałam się. Gates z Zackym ciągnęli gdzieś młodszego, a Shadows turlał przed sobą Minesa. Po chwili wrócili i odciągnęli Jimmiego od Connora, którego twarz przypominała wielkiego buraka. Nie po raz pierwszy zresztą.
- Sullivan zostaw go, bo zabijesz! Chcesz kłopotów!? Uspokój się! - Shadows złapał go za fraki i odciągnął. Kiwnęłam tylko Johnatanowi i chłopakom i poszliśmy. Słyszałam jak Rev klnie pod nosem przez całą drogę. Szybko rozeszliśmy się po pokojach. Zdążyłam tylko podziękować chłopakom, ale machnęli na to ręką.
- Nie masz za co dziękować, mała. - powiedział Shads, a Syn pokiwał głową i zaraz złapał się za nos. Szybko zniknęli w pokojach, a ja poszłam do siebie.
Rev siedział na łóżku z zakrwawioną twarzą i zaciskał pięści.
- Jimmy? - odezwałam się cicho. Nie wiedziałam jak zareaguje.
- Pomożesz mi z tym? - wskazał na swoją ranę.
- Jasne. Dziękuję za wszystko. - pocałowałam go leciutko w usta. Uśmiechnął się lekko.
- Nie ma za co, kochanie. Każdy facet zrobiłby to samo.