sobota, 24 listopada 2012

42. make up

coś nie mam weny z tą galą, jak słowo daję -,-
ale taki mały odcinek daję, no żeby nie było ;)


*

- No to zaczynamy. - mruknęłam do siebie. W okół była cisza. Spojrzałam w lustro smętnym wzrokiem i pomyślałam, że chyba mnie doszczętnie powaliło, że idę na tę galę i do tego jeszcze mam taką sukienkę, że właściwie więcej jej nie ma, jak jest. 
Skrzywiłam się jeszcze, zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Wraz z wodą spływały ze mnie wszystkie emocje. Złość na Reva i ziarna niepokoju, które on sam zasiał, po prostu zniknęły. Zdenerwowanie i mała trema przed wystrojeniem się wyparowały. Niestety to nie było wszystko, bo wraz z tymi uczuciami odeszło też szczęście i podekscytowanie. To dobrze znane i bardzo przyjemne napięcie przed wyjściem gdzieś zelżało i zastąpiła je kompletna obojętność. Nie wiem czy to dobrze.. zapewne nie. Tylko jakoś dziwnie mnie to nie obchodzi. 
Wyłączyłam natrysk i sięgnęłam po kremowy, puchaty ręcznik. Owinęłam się nim ciasno i wyszłam z łazienki.
- Z rana takie widoki? - od razu zapytał Rev.
- Zaraz się ubiorę.
- Ale nie musisz. - wstał i podszedł do mnie blisko.
- Mimo to i tak się ubiorę. - spojrzałam w bok. 
- Eh, czyli jesteś jeszcze na mnie zła.
- Jakoś mi obojętnie wiesz? A poza tym, to byłam pewna, że to ty jesteś na mnie zły. Zasłużyłam sobie tak kopiąc. - wzruszyłam ramionami i dalej nie chciałam na niego spojrzeć.
- Słuchaj, ja to wszystko wyjaśnię. Ta piosenka... pisałem ją, kiedy miałem chwile zwątpienia. Na pewno też miałaś taki czas i wiesz, że nie jest łatwo utrzymać się na powierzchni. Ja zacząłem się topić, a ten tekst był moja brzytwą, za którą mogłem chwycić.
- Tak, znam to.. ale wiesz czemu mnie to wkurzyło? Bo się o ciebie cholernie martwię. - odpowiedziałam za niego. - Zresztą myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę. 
- Masz rację.. no przepraszam.. ale postaraj się choć trochę to zrozumieć. - spojrzał na mnie niepewnie, niemal z błaganiem w oczach. 
- Postaram się, ale nic nie obiecuję. Wiesz, że to trudne. Powiedz mi dlaczego tak się czułeś i kiedy to było?
- Dawno. A7x się dopiero zaczynało, więc zrobiliśmy sobie z Gatesem Pinkly Smooth, to pewnie wiesz. Wiesz też, że na początku trudno jest coś zrobić, jak się nie ma kasy, ani możliwości. Były takie momenty, gdy po prostu się upijałem w trupa i leżałem gdzieś, całkiem w swoim świecie. Zapewne w jednej z takich chwil miałem ze sobą kartkę i długopis, bo gdy się obudziłem wszystko leżało wokół mnie. Spisałem to na czysto, schowałem i dopiero niedawno to odkopałem. Nie chcę tego wyrzucać.. - zwiesił głos.
- To nie wyrzucaj. To jest dobre, trzeba to tylko dopracować. Jednak wiem, że takich rzeczy nie pisze się bez przyczyny, dlatego się martwiłam.
- To bardzo miłe uczucie, jak ktoś się troszczy. - uśmiechnął się lekko i przyciągnął mnie do siebie.
- Zamoczę ci koszulkę. - zauważyłam.
- A tam koszulka. - zamruczał. - Są ważniejsze sprawy niż koszulka.. i to o wiele. - poruszył brwiami, a jego ręce powędrowały pod ręcznik. - Widzę, że masz taki słaby humor, może by cię tak troszkę rozruszać? - wyszeptał mi do ucha. Od jego oddechu przeszły mnie dreszcze i całe moje ciało przestało słuchać się rozumu. Przylgnęłam do Jimmiego.
- A masz ochotę? - zapytałam, patrząc na niego spod rzęs.
- Zawsze i wszędzie. - powiedział. Poruszył ręcznikiem tak, że opadł na ziemię. - Ups?
- To nie fair. Ja nie mam tak łatwo. - sięgnęłam rękami i ściągnęłam z niego koszulkę, a potem pocałowałam każdą literę w słowie 'fikcja', wytatuowanym na mostku. Rev chwycił moją twarz w obydwie dłonie i pocałował mnie mocno, a po chwili zatopił twarz w moich mokrych włosach.
- Dziś pachniesz wanilią. Znowu mój ulubiony zapach. - podniósł mnie i posadził na oparciu kanapy.
- No co, mam teraz czekać? - oburzyłam się i zeskoczyłam. - Ja to zrobię. - odtrąciłam jego ręce od paska i sama ściągnęłam mu spodnie. - Ładne masz bokserki. Tylko, że bałwanki wyszły już z mody. - zadrwiłam.
- Oh ty! Jak cię złapię.. - warknął i rzucił się na mnie. Wrzasnęłam i zaczęłam uciekać. No tak, nie ma to jak ganianie się po pokoju hotelowym z gołym tyłkiem. W końcu dałam się złapać i wylądowałam na łóżku, pod Jimmym. - No i warto było się nabijać? - zapytał i ugryzł mnie lekko w szyję.
- Z ciebie zawsze. 
- Słyszałaś, że seks z rana jest bardzo, ale to bardzo rozbudzający i daje dobry humor?
- To na co jeszcze czekasz? - uniosłam brew.
- Zaraz dostaniesz klapsa.
- Czekam. - zaczęłam niekontrolowanie rechotać. 

sobota, 17 listopada 2012

41. before the storm

ten miał być inny niż wszystkie, ale zmieniłam zdanie :D 
krótki trochę, ale co tam.. :)

*

- Pobudka.. Ari wstawaj. - usłyszałam jak zza światów. 
- Eższe ffila..
- Mam czekoladę.
- Daj. - otworzyłam oczy i spojrzałam na Reva. - Ile jeszcze zostało? - zapytałam, przecierając oczy.
- Ponad trzy godziny, ale mam dla nas zajęcie. - wyjął kartki. - Mam pomysł na piosenkę, tylko potrzebuję czegoś, co mi go odblokuje, bo po napisaniu tego - wręczył mi kartki - coś mi źródło weny wyschło.
Przejrzałam tekst. Kartki były wygniecione i wyglądały jakby miały po 10 lat. 
- Kiedy ty to pisałeś? - zapytałam.
- Dawno.. nie wiem, miałem wtedy jakieś chwilowe złamanie chyba..
- Właśnie widzę. Człowieku, to wygląda jak pożegnanie samobójcy.
- Może trochę. - wzruszył ramionami.
- Jimmy, coś się dzieje?
- Nie, no okej jest.
- Na pewno?
- Taa..
- Jak coś jest nie tak, to zawsze możesz mi powiedzieć.
- Jest okej! Chciałem tylko, żebyś mi pomogła z piosenką, a ty jakieś idiotyzmy wymyślasz!
- Nic nie wymyślam, a na pewno nie idiotyzmy. - założyłam ręce.
- Nie, jasne.. jakiegoś samobójcę ze mnie robisz, no dzięki. - zrobił minę.
- To po jaką babcię mi to w ogóle pokazywałeś? 
- Teraz to już sam nie wiem. Chyba ostatni raz to zrobiłem.
- Świetnie. Dalej uważaj, że to nic nie znaczyło.
- A ty dalej wymyślaj pierdoły.
Zignorowałam go i odwróciłam się do okna. Kretyn. Daje mi tekst piosenki, który brzmi jak list pożegnalny i mówi, że to nic nie znaczy. Nie rozumiem tego i nawet nie chcę. Długo nie zależało mi na swoim życiu, ale ten czas minął, bo znalazłam ludzi, których kocham i za nic nie chciałabym sprawić im bólu. Tak, wierzę, że choć trochę im na mnie zależy i bolałaby ich moja śmierć. O Jimmym to już nawet nie wspominam, bo to oczywiste jest, że jakby on.. nawet nie chce o tym myśleć. Umarłabym i ja. Nie wiem.. nigdy w życiu się tak nie czułam. Serio, to jest pierwszy raz. Jakbym obudziła się z głębokiego snu egzystencji i przerzuciła na prawdziwe życie. Coś pięknego, naprawdę.
Spojrzałam ukradkiem na Reva. On robił to samo - patrzył na mnie z ukrycia. Odwróciłam szybko głowę, udając, że wcale na niego nie patrzyłam. Tak, wiem, że jak dziecko. 
- Dalej mam czekoladę. - powiedział po chwili.
- To daj. - mruknęłam.
- A pomożesz mi z tym tekstem?
- A powiesz mi, dlaczego to napasałeś?
- W pokoju.
- W pokoju ci pomogę. - kiwnęłam głową. Nie odezwał się już, ani nie wykonał żadnego gestu. Zrobiłam minę i znów spojrzałam w okno. Nie to nie. No wiem, może i się czepiam, ale nie wytrzymam! Bardzo się o niego martwię i jeśli coś się z nim dzieje, chcę to wiedzieć i pomóc mu na tyle, ile będę mogła. Westchnęłam i zerknęłam do tyłu. Wypatrzyłam Johnnego i Missy, rozmawiali cicho, głowa przy głowie. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok i zaczęłam szukać jakiegoś lepszego widoku, a mianowicie Gatesa i Avis. W końcu zauważyłam ich na samym końcu samolotu. Avis z ożywieniem opowiadała coś Hanerowi, a ten z równym entuzjazmem jej przerywał i dodawał swoje trzy grosze. Śmiali się i dogryzali sobie nawzajem  Oj, coś tu się kroi. Wiedziałam, że Avis to dobry pomysł, dajcie mi Nobla! W ogóle Haner teraz jakby świata nie widział poza nią, Te trzy dni spędzone w jednym pokoju podziałały na nich bardzo dobrze. Chociaż parę razy Avis już była bliska załamania, kiedy przychodziła do mnie, trzaskała z rozmachem drzwiami i wykrzykiwała, że dłużej z nim nie wytrzyma. W ciągu tylko trzech dni.. hehe, ciekawe co będzie dalej, bo założę się, że prędzej czy później zostaną parą. Brian gada tylko o niej, a wczoraj wieczorem zaciągnął mnie do jakiegoś kąta i kazał mówić, co Avis lubi, co ją może zaskoczyć, czego nie cierpi itd. Oj Hanerku, boskość poszła się jebać. Bardzo dobrze.
Kiedy wylądowaliśmy wreszcie w Londynie, wszyscy zebraliśmy się w kupę i pojechaliśmy do hotelu. Nawet nie pamiętam jak się nazywał, bo w mojej głowie wciąż szumiał silnik samolotu. Wdarłam się do pokoju, znalazłam jakieś przeciwbólowe i walnęłam się na łóżko.
- Obudź mnie o piątej, chyba ta strefa czasowa źle na mnie działa. - mruknęłam do Reva, który położył się obok mnie. Nie odpowiedział, ale właściwie nie spodziewałam się, że odpowie. Chyba jest na mnie zły. 

poniedziałek, 12 listopada 2012

40. he's out of his mind

mały jubileusz, czterdziesty post :D
się nawet pochwalę, że zdałam prawko i będę straszyć warszawskie drogi :D
odcinek z dedykacją dla Jenny :)

*

- Długo tam posiedziałaś. Zgodziła się przynajmniej? - zagderał Shadows.
- Za trzy godziny mamy po nią podjechać. - wyszczerzyłam się triumfalnie. 
- ILE?
- Jedź do centrum. Może znajdziemy coś ciekawego. - od razu powiedziała Val.
- A ja?
- A ty nigdy nie miałeś problemów z organizowaniem sobie czasu, więc nie marudź. - zgasiła go. 
- Jak zwykle. - Shads przywalił czołem w kierownicę, ale zaraz się podniósł i pojechaliśmy. 
Jak ktoś nigdy nie robił zakupów z Val, Geną i Missy razem, to niech lepiej nie próbuje. Serdecznie odradzam, bo to istne bestie są. Ja wymiękłam po półtorej godziny siedzenia w przymierzalniach i biegania po sklepach. Efektem tej całej mordęgi była zakupiona sukienka, która ledwo zakrywała mi tyłek. Tak naprawdę to była do pół uda, ale dla mnie i tak za krótka. 
- Jeśli Rev będzie się skarżył, to wtedy dopiero możesz nas pozwać za maltretowanie.
Słowa Geny. Ta to mnie wykończy. Się zmówiły razem z Val i robią ze mnie dark princess. Ja pierdolę.. ale no dobra. Jak Revu ma być szczęśliwy z tego powodu, to się przemęczę. Od razu po tym, jak kupiłam kieckę, wyrwałam się spod panowania tych okrutnych bab i uciekłam do BurgerKinga. 
- Wymiękłaś? - usłyszałam za sobą. Przy stoliku siedział Shadows i zajadał się kanapką. 
- To tak sobie zazwyczaj czas organizujesz?
- Zazwyczaj to idę na piwo, jakbyś nie wiedziała.
- No tak.. - kupiłam sobie frytki i przysiadłam się do niego. Gadaliśmy o pierdołach więcej niż godzinę i wtedy postanowiliśmy zadzwonić do dziewczyn, by się zwijały. No bo ile można?
- Idealnie w czas zadzwoniłaś. - uśmiechnęła się Missy, kiedy przyszły. - Zdążyłam kupić sobie te piękne buty.
- Super. A teraz jedźmy po Avis, a potem do hotelu, bo muszę od was odpocząć. - burknęłam i razem z Shadowsem, zgodnie zwlekliśmy się z krzeseł i powlekliśmy się za szczebioczącymi dziewczynami. Dać im centrum handlowe, to się zachowują jak głupie pipy. Ale i tak je lubię.
Pojechaliśmy po Avis. Ja się wycwaniłam i po drodze napisałam wiadomość do Gatesa, że Avis przyjedzie i żeby się umył wreszcie. Dostanę za to, ale warto.
U Avis zeszło się z pół godziny, bo potrzebowała rady, którą sukienkę wziąć. Wysłałam Genę, bo już nie mogłam na to wszystko patrzeć. Mało mi to dało, bo zaraz po mnie przyleciała. Wybrałyśmy ładną, turkusową sukienkę, bo pasowała do jej włosów. Wyglądała w niej jak mały elfik. W ogóle Avis, to taki mały elf jest. Czarne włosy do pasa, duże, jasno-błękitne oczy i pełne usta sprawiały, że wielu facetów oglądało się za nią na ulicy i nie przeszkadzało im, że łaziła w pelerynie, a karnację miała niemal białą. Do tego te jej długie nogi.. których moim zdaniem nie potrafi koordynować z ciałem. Hehe, wredna jestem. No, ale to wszystko sprawia, że facet zapewne chce się zaopiekować taką niezdarą. Dlatego nie będę z nią headbangować, bo jeszcze mi przyłoży z główki i zarobię jakiegoś guza.
W końcu wpakowałyśmy się wszystkie do auta i pojechaliśmy, a kiedy tylko zaparkowaliśmy przed hotelem, krzyknęłam, by poczekali na mnie na dole, a sama porwałam wszystkie moje torby i wystrzeliłam do pokoju. Wpadłam tam i od razu rzuciłam wszystko na podłogę.
- O matko. Wyprzedaż była? - Rev popatrzył na wszystko wielkimi oczami.
- Chyba..połowy rzeczy nie chciałam, ale Val mi kazała. Weź jej cofnij to pozwolenie. A poza tym to czemu właśnie nie pijesz piwa z Gatesem albo nie wydurniasz się z Johnnym, jak to zawsze przed koncertem?
- Czekałem na ciebie.. - wzruszył ramionami. - A poza tym - przedrzeźnił mnie - to Syn świruje i sprząta w swoim pokoju. Siedział tutaj, dostał jakiegoś smsa i pognał do siebie jak głupi. Powiedział tylko, że Avis przyjeżdża..
- Właśnie! Oni tam czekają! - zerwałam się z łóżka. - Zaraz wracam! - wybiegłam. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że Avis gada z Shadowsem przy otwartym bagażniku samochodu. Poleciałam po Syna.
- Co, już są? - zapytał, jak tylko otworzył drzwi. - Dobra, chyba okej. - spojrzał w lustro. - To mogę iść. - powiedział i zamknął drzwi. 
Patrzyłam właśnie na idealnego Gatesa. Takiego.. jakby po retuszu. Broda idealnie ogolona, włosy idealnie postawione, czarna, wyprasowana koszula, rękawy idealnie podwinięte, ciemne, wygniecione dżinsy i czyste(!) buty. Oszalał.
- Gates, wpadłeś do pralki? - zapytałam, patrząc na niego w szoku.
- Ale Syn, ty tak nigdy..
- Nie chcę spierdolić, tak? Ja ją kiedyś lubiłem, ale.. chyba spanikowałem.
- No co ty?! - wytrzeszczyłam oczy, ale zaraz się uśmiechnęłam. - To chodźmy. - poklepałam go po plecach i zeszliśmy na dół, do Avis i Shadowsa. - No Avis, pamiętasz Gatesa, nie?
- Taak.. cześć. - uśmiechnęła się do niego krzywo.
- Cześć Avis. - Syn zarzucił swój uśmiech numer 6, czyli ten 'jestem samotny, pokochaj mnie'. - Pomóc ci z bagażem? - spojrzał na walizkę i torby w bagażniku.
- No możesz.. - powiedziała zaskoczona.
Gates natychmiast zabrał się do roboty. Usłyszałam chrząknięcie i spojrzałam na Shadowsa. Widziałam, że w duchu właśnie umierał ze śmiechu. 
Missy i Gena od razu, gdy przyjechaliśmy rzuciły się do swoich facetów, więc kiedy Gates pracował, oni zeszli do nas, a za nimi Rev. Przywitali się z Avis i zaczęła się gadka-szmatka.
- Haner zgłupiał, nie? - mruknął mi do ucha Jimmy. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się znacząco. Pogadaliśmy jeszcze trochę, a kiedy Gates skończył nosić graty, Avis nagle zapytała.
- Zaraz, a gdzie ty je właściwie zaniosłeś?
- No do siebie..
- Mam u ciebie spać?! 
- Odstąpię ci łóżko. No przecież nie będziesz brać pokoju, nie ma sensu. Przekimasz u mnie. - zachęcał.
Widziałam jej nie przekonaną minę, więc wtrąciłam:
- No do par się będziesz wpierdzielać?
Opadły jej ramiona.
- Okej.. no nie mam wyboru chyba. - uśmiechnęła się lekko, a Gates rozpromienił się cały.
- To ustalone. Zapraszam na zwiedzanie apartamentu. - wyszczerzył się i wskazał rękoma wejście do hotelu. Avis obrzuciła nas spojrzeniem, w którym zaskoczenie mieszało się z epickim skrzywieniem twarzy. Poszła w kierunku drzwi, a za nią w podskokach poleciał Gates. Otworzył jej drzwi, puścił ją przodem, a potem zniknęli nam z pola widzenia.
- Haner zgłupiał. - powtórzył głośno Rev i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 

środa, 7 listopada 2012

39. mission


pisałam szybko, mogą być błędy :)
z dedykacją dla Jólki, Joanny i WASP :) wszystkiego najlepszego, once again :) 


Za cztery dni EMA. Jesteśmy w Los Angeles, blisko domu. Wieczorem koncert, a Valary już świruje, bo dowiedziała się o swataniu Syna. Ta kobieta ma chyba nieograniczone pokłady energii i dobrego humoru. Lata, szuka, ubrania nosi, buty przymierza.. oszalała. Nie obyło się oczywiście bez wycieczki do Huntington, bo to przecież tylko 40 mil. Wzięliśmy jakieś autko i zajechaliśmy po Genę i Missy. Kiedy już chcieliśmy wracać, wpadłam na genialny pomysł. 
- Shadows, stop! - zawołałam.
- Co!? Gdzie!? - krzyknął i zaraz potem zjechał na pobocze.
- Mam przebłysk! - oświadczyłam i podniosłam wskazujący palec do góry. 
- Oho, nasz myśliciel coś wykombinował. Słuchamy. - Gena uśmiechnęła się wrednie. Nosz, chyba jej coś powiem dziś, cały czas jest dla mnie wredna.
- Gena, Missy, wy nie jesteście jeszcze wtajemniczone, to wam powiem pokrótce. Chcemy swatać Syna z Avis Amott, pewnie ją kojarzycie, nie?
- Amott? Ja mogłam na to wpaść.. - Gena pokazała mi język.
- Przecież to genialny pomysł, ona jest wręcz dla niego stworzona! A on dla niej. - Missy zarechotała. 
- Dobrze pomyślane, dziecinko. - Gena poklepała mnie po głowie, jak dzieciaka.
- Dziękuję Genitalio. - odwdzięczyłam jej się, a Shadows, słysząc jak ją nazwałam, ryknął śmiechem.
- Wiesz co? Nie gadam z tobą. - Gena wygięła usta w podkówkę i odwróciła się. 
- Tak, też cię bardzo kocham Gieniu. Ogólnie to wpadłam na to, żeby teraz po nią podjechać. Może ją namówię, by poszła z Gatesem na tą galę.. co myślicie?
- A gdzie ona mieszka? - zapytał Shadows, odwracając się.
- Vanity Street ileśtam. Znajdę.
Dziewczyny też pokiwały głowami w zgodzie i pojechałyśmy. Gena była na mnie zła, a ja na nią. W końcu, w połowie drogi odezwała się do mnie i zaproponowała rozejm. 
- To po co byłaś wredna? Co ja, Zackersa ci podrywałam, czy co?
- Oj, bo dawno cię nie widziałam i się stęskniłam. 
- Ciekawie okazujesz uczucia. Mam nadzieję, że nie pożresz Zackyego, bo się stęskniłaś, co?
- Oj no nie.. ale co ty na to, że zrobię imprezkę? Tak na zgodę? - pokiwała zachęcająco głową.
- Imprezka? Babski wieczór? U ciebie? I znów się schlejemy? Wchodzę w to.
- To super! I zaprosimy Avis też i wszystkie będziemy najlepszymi przyjaciółkami! - cieszyła się jak głupia i już zapomniała o wszystkim. Chyba dziś coś brała, albo to z tęsknoty za Zackym, bo zazwyczaj taka nie jest.
Zajechaliśmy na Vanity, a ja szybko odszukałam dom Avis i jej siostry. 
- Trzymajcie kciuki, może mnie nie zje. - uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu.
Stanęłam przed drzwiami i zawahałam się. A jeśli mnie zwymyśla, albo coś? Eee, co mi tam, zawsze można spróbować. Zadzwoniłam i po chwili za drzwiami rozległ się krzyk i głośny tupot. Wytrzeszczyłam oczy i już miałam się szykować do odwrotu taktycznego, ale kiedy podjęłam tą decyzję, drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich Avis, we własnej osobie. 
- O cześć! Już wróciliście z trasy? Dawno cię nie widziałam! - przytuliła mnie. 
- Jeszcze jeden koncert został. - uśmiechnęłam się. - A co to był za krzyk?
- Rebeca ma jakieś schizy.. zobaczyła pewnie, że jej się lakier zdarł i poleciała malować pazurki. - zrobiła minę. - No, ale nie ważne.. dużo masz czasu? Wchodź! - wpuściła mnie do domu. - Chcesz coś do picia albo coś?
- Nie, dzięki. Właściwie to mam do ciebie sprawę, a raczej propozycję. Taką nie do odrzucenia. - usiadłyśmy na fotelach.
- Chcesz mnie zabrać na koncert?
- Też. - poruszyłam brwiami. - Chodzi właściwie o galę EMA. Chciałabyś się wybrać?
- Na EMA?! Jasne, że bym chciała! Ale jak to możliwe? Zaraz.. chcesz żebym poszła z jednym z chłopaków. - domyśliła się. Pokiwałam tylko głową, bo widziałam, że się rozkręca. - Zacky ma Genę, więc idzie z nią. Shadows z Valary, Johnny z Missy, nie? Rev.. a no tak, bo ty z nim jesteś.. MAM IŚĆ Z GATESEM? - wykrzyknęła.
- Akurat nie ma osoby towarzyszącej, a ty zawsze chciałaś być na takiej gali, więc pomyśleliśmy, że może..
- Ten głupi erotoman chce iść ze mną na EMA? Pogięło go? Przecież ma tyle pustaków wokół siebie, nie może sobie jednego wybrać?
- No właśnie, chyba chce coś zmienić w swoim życiu. - wyszczerzyłam się zachęcająco. - Pójdziesz? No dawaj, co ci szkodzi? Potem idziemy na afterparty.. a potem wracamy do hotelu i tak robimy bibę.. Londyn zobaczysz.
- Londyn.. zawsze chciałam zobaczyć Londyn.. - jęknęła. - Długo będę musiała przebywać z tym głupkiem?
- Szczerze? Cały czas. - dobiłam ją.
- Chyba żartujesz..
- Avis..
- Kiedy to jest?
- W sobotę, o ósmej wieczorem.
- I dopiero teraz mi mówisz? Jak ja mam się naszykować? A bilety na samolot? - zaczęła panikować. 
- Spokojnie, i tak było więcej miejsc, zmieścisz się. To idziesz?
- Jasne, że tak! Już przeżyję Hanera. - skrzywiła się. 
- To super! Ej, ale tak właściwie, to co ty masz do Syna?
- Nadepnął mi na włosy. - naburmuszyła się. 
- Przeprosił przecież.. nawet ładnie jak na niego. - zaśmiałam się. 
To było mnie więcej tak, że ja, Avis i Gena leżałyśmy u mnie na podłodze i umierałyśmy ze śmiechu. Już niedokładnie pamiętam z czego, ale miałyśmy bekę przez dobre parę minut. Wtedy wpadł Syn, by zabrać jakieś rzeczy, co je u mnie zostawił. Oczywiście, kiedy zobaczył piwo, chipsy i słodycze na stole, od razu przyleciał do nas. I wtedy, podchodząc do stolika nadepnął na włosy Avis. Był krzyk, wrzask, Gates się przestraszył, przepraszał i niemal kajał się w popiele, by tylko Avis mu wybaczyła. A my z Geną płakałyśmy ze śmiechu. Już wtedy myślałyśmy, ze coś z nich będzie, ale Syn uciekł.. przynajmniej tak mi się wydaje.
- Właśnie.. błagał o wybaczenie. To było słodkie.
- Pójdziesz z nim, pogadacie, pośmiejecie się i będzie spoko, zobaczysz. 
- Okej, ale siedzisz obok mnie. - wycelowała we mnie palcem.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się. - To zbieraj się.. ile czasu ci to zajmie?
- Jakieś.. dwie, trzy godziny?
- Okej, to ja idę, a ty się szykuj. Podjedziemy po ciebie. - wstałam i skierowałam się ku drzwiom, zostawiając osłupiałą Avis na środku salonu.
- O szatanie.. w co ja się wpakowałam.. - usłyszałam głos Avis, kiedy już otwierałam drzwi. - A on znów spierdoli gdzie pieprz zimuje i tyle będzie kochania..
Zamknęłam cicho drzwi i pognałam do samochodu.

sobota, 3 listopada 2012

38. whatever..

zapożyczę sobie słówko Wasp.. odcinek 'zapchaj-dziura' :D
bez dedykacji, bo za słaby post i jeszcze ktoś się obrazi :P

*

- Ari.. Ari.. Ariiiiii.. - Rev jęczy. Zaraz mu jebnę.
- Czego? - warknęłam, nie odwracając się do niego.
- Przyyyytul mnie.
- Nie i spadaj.
- Prooooszę..
- Nie. 
- Tak łaaadnie?
- Idź do Syna.
- On mnie nie chce, szuja jedna.
- Sam jesteś szuja, ćwoku! - odezwał się Gates z sąsiedniej kanapy i rzucił w nas paczką orzeszków. Dostałam w głowę, więc wyprostowałam się z furią i cisnęłam nią w jego kierunku. Rev wykorzystał moją nieuwagę i przygniótł mnie do kanapy, wtulając twarz w moją szyję.
- Dzięki Gates, a myślałem, że mnie olałeś. - mruknął do Syna.
- Do usług. Jeszcze was kocykiem nakryję. - zarzucił na nas jakąś szmatę. 
- Idź się leczyć. - spojrzałam na niego wilkiem spod ramion Reva. 
- Za późno. 
Wywróciłam oczami. Kiedy już się wyprzytulaliśmy, Jimmy stwierdził nagle, że chce mu się jeść i zaciągnął mnie na miasto. Byliśmy w samym centrum Phoenix, było gorąco jak diabli, a powietrze suche jak wiór. Obeszliśmy z Revem parę ulic, ale każda knajpa jaka rzuciła nam się w oczy była zaraz odrzucana, bo a to niewygodne krzesła, piwo za drogie, kelner brzydki, sztućce wyglądające na stuletnie, parasol nie taki i takie inne. W końcu dostrzegliśmy zwykłą budkę z tacosami. Zaświeciły nam się oczy, popędziliśmy i od razu zamówiliśmy dwa z kurczakiem. Usiedliśmy sobie na ławce, w pobliżu budki i gadaliśmy o trasie. 
- Już więcej niż połowa za nami.. jak to szybko mija. - Jimmy westchnął.
- Nie tęsknisz za spokojnymi wieczorami w studiu albo w domu?
- Czasami..
- Tylko czasami?
- No wiesz przecież, że ja jestem człowiek impreza. - zaśmiał się. - W trasie jest weselej, mała przestrzeń zajmowana przez tylu dziwaków i głupków.. równa się melanż na całego!
- Codziennie. - dodałam z uśmiechem, a Jimmy pokiwał głową. Patrzyliśmy na siebie z lekkim uśmiechem, aż w końcu facet z budki zawołał nas po nasze żarcie. Wzięliśmy je i jedząc, wróciliśmy do tourbusa. Siedział w nim tylko Gates. Rev oznajmił, że po żarciu idzie do naszego pięknego kibelka. Nie chciałam tego wiedzieć..
- Chcesz trochę tacos? - dźgnęłam Syna w bok, siadając obok niego.
- Nie.
- A piwa?
- Nie.
- A wódki?
- Nie.
- A pograć na gitarze?
- Nie.
- A co chcesz? - przerwałam jedzenie i spojrzałam na niego.
- Żeby mnie ktoś przytulił.. 
- To kogo zawołać?
- Chcę kogoś poznać.. wiesz co? Zgłupiałem. Chcę mieć dziewczynę.
- To chyba dobrze. Mało fanek macie? - zapytałam.
- Oj, ale taką prawdziwą, nie jakiegoś plastika z odzysku, tylko taką.. moją. Żeby była piękna, kochała mnie takiego, jaki jestem.. żebym mógł ją przytulić jak mi będzie źle.. jak ty i Rev. Jak Shadows i Valary.. Jak wy wszyscy. W końcu wychodzi na to, że to ja na lodzie zostałem, bo jak wy się zajmiecie sobą, to w busie sam zostaję. Nie mówię, że Johhny, Zacky i Berry są źli.. no, ale.. ich nie pocałuję, nie? Ja, niezależny muzyk, kurwa..
- Słuchaj, pamiętasz tą Rebecę z Huntington? Przezywaliśmy ją Cipcia..
- No pamiętam.. a co? - zapytał bojaźliwym tonem.
- A jej siostrę znasz?
- To ona miała siostrę?
- No tą taką z drugiego małżeństwa jej ojca. 
- Nie zgłębiałem się w jej rodzinę, wierz mi..
- Przecież pół Huntington o niej gadało, że jest z rodziny Adamsów, bo łaziła z pelerynie przez tydzień. Naprawdę tego nie pamiętasz?
- Z kim ty chcesz mnie swatać?! Z wampirem? Nie wiem, która to..
- Czyli nie kojarzysz. Jak wrócimy to cię z nią zapoznam. Będzie zabawa. - uśmiechnęłam się. - A mogę powiedzieć Val?
- Synyster Gates z siostrą Cipci i wampirem do tego.. no nieważne, jak będzie fajna to okej. Nagle ci moja zgoda potrzebna, żeby powiedzieć coś Valary, no ciekawe.. przecież i tak jej powiesz. - wyszczerzył się, najwyraźniej humor mu się polepszył. - W ogóle to dzięki, wiesz, że cię kocham. - potarł głową o moje ramię, zupełnie jak kot. 
- Nie ma za co..
- Mogę tacos? - zabrał mi żarcie. Podobno to kobieta zmienną jest.. A nie mówiłam, że będzie marudził? Od wielkiego podrywu w Salt minął ponad tydzień, dopiero teraz mu się załączyło. Hm, tylko nigdy nie mówił, że chce mieć dziewczynę.. to może być coś naprawdę poważnego! Może mu się ta boskość dezaktywowała! Fajnie by było.. Z drugiej strony jednak nie mogę wyjść ze zdziwienia, że Gates nie pamięta tej Amott.. niezła z niej była intrygantka. Po tym jak odwaliła tą akcję z peleryną, to Valary próbowała się z nią zapoznać, ale tamta nie pałała entuzjazmem. Potem, po wielu błaganiach Val, ja do niej podbiłam. Mnie chyba zaakceptowała, choć szczerze nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że byłam wtedy po imprezie i wyglądałam jak zombie, a może po prostu Val ją onieśmielała swoim trajkotaniem. Nie stałyśmy się nie wiadomo jakimi przyjaciółkami, ale wiedziałam już, że normalna to ona nie jest. Znaczy w sensie takim, jak i my nie jesteśmy normalni. Tylko ciekawe czy ona będzie chciała się zadawać z Gatesem.. skoro on jej nawet nie kojarzy.. 
- Haner, nie wytrzymam. Naprawdę nie pamiętasz Avis Amott?
- No nie! Ale zara.. czy ona nie miała przypadkiem takich czarnych włosów do kolan?
- Może do kolan to niekoniecznie..
- Ale to ona się na mnie wydarła, że jej na włosy nadepnąłem wtedy u ciebie.. - wymamrotał.
- Tak, ona. - zaczęłam się śmiać. - Oj, będzie zabawa.
- To ja już nie chcę.. chociaż przyznam, że mogłaby być fajna.. ale to nadepnięcie na jej włosy nie stwarza mi zbyt wielu możliwości. - zrobił minę.
- Spoko, jest łagodna jak baranek jak już ją poznasz. A poza tym, to nie pozwolimy, by cię zmieniła na jakiegoś pantofla. I ty też się pilnuj. 
- Jasne, pani generał.