poniedziałek, 29 października 2012

37. for dignity

długo mnie nie było.. a to wszystko przez szkołę, trzeba ją zlikwidować^^ na szczęście rozwiązało się parę moich problemów, więc z okazji dobrego humoru daję post. 


*

Właśnie znoszę bębny. Matko, jak ja kocham to zajęcie. Za mniej więcej godzinę wrócimy do hotelu w Salt Lake City. Więc za mniej więcej godzinę pójdę na siłownię, tylko muszę uważać, żeby mnie nikt nie przyłapał. Jakby Rev się dowiedział.. i tak mi zrobił awanturę za to pobicie. Jakby to była moja wina. Zeszło, nie widać. I znów jestem szczęśliwą dwudziestosześciolatką. Gówno prawda, ale chuj. 
Wtaszczyłam ostatni bęben, położyłam delikatnie Zygmunta - podwójną stopę Reva - i zamknęłam bagażnik. Tak, to normalne, że instrumenty mają imiona. Gitara Zackyego nazywa się Wasp, od jego tajnego skrótu, którego nikt nie zna. Jak dla mnie to to po prostu osa jest, bez żadnych udziwnień. Bas Johnnego to Piggy, dlatego, że on kocha świnkę Piggy. Ciapa. Shads ma swój ulubiony mikrofon, który nazwał Penis. Za każdym razem kiedy, Shads mówi do kogokolwiek, żeby wyjął mikrofon wijemy się ze śmiechu. To brzmi mniej więcej tak: 'Val, przynieś mi Penisa!' A jak jeszcze mówi to do Johnnego to juz w ogóle są pompy. Schecter Gatesa nazywa się Flo. Zastanawiamy się zawsze czy od Floriana, Florence, czy on jest po prostu głupi. Za każdym razem wychodzi nam to ostatnie. 
Po zamknięciu bagażnika, rozejrzałam się i zobaczyłam Jasona, który szedł w moją stronę.
- Już koniec, czy jeszcze coś? - zapytałam.
- My to jeszcze, ale ty jak skończyłaś, to w sumie możesz iść. I tak powypinałaś i pozwijałaś te kable wszystkie, to mniej roboty mamy. - uśmiechnął się.
- No to ja idę. Jakby coś jeszcze pomóc, to dzwoń.
- Spoko, poradzimy sobie. - poklepał mnie po plecach, wziął kluczyki do busa i poszedł. Ja też poszłam. Poszłam do hotelu, wzięłam rzeczy i na paluszkach, bo Rev spał, wymknęłam się na dół, do siłowni hotelowej. Poćwiczyłam na atlasie, pobiegałam i nawet porozciągałam się. Półtorej godzinki mi to wszystko zeszło. To akurat, jakby chłopaki wracali ze sprzętem. Wróciłam do pokoju i od razu poszłam pod prysznic. Czułam się bardzo dobrze. Nic mnie nie bolało, a nawet moje mięśnie rozgrzały się trochę i wszystko przychodziło mi łatwiej. Wyszłam z łazienki i spostrzegłam, że Rev już nie śpi.
- Już wróciliście? - ziewnął. - Mój Zygmunt bezpieczny?
- Tak często jak zawsze i oczywiście, że tak i tak. - uśmiechnęłam się i wrzuciłam rzeczy do torby. Jimmy złapał mnie wpół i przechylił. 
- Ładnie pachniesz, wiesz?
- Wanilią.
- Mój ulubiony zapach. - wyprostował się.
- A przypadkiem ostatnio twoim ulubionym nie był truskawkowy?
- Moim ulubionym zapachem jest każdy ten, którym pachniesz, więc pewnie był. 
- Ale mi słodzisz. 
- Ty też byś mogła mi posłodzić, a nie tylko słuchasz. - zrobił smutną minkę.
- Lubię się do ciebie przytulać. - przytuliłam głowę do jego torsu. 
- Hehe, bo jesteś taka mała, że ledwo sięgasz mi do brody. - zarechotał.
- Małe jest piękne, jakbyś nie wiedział. A w ogóle to masz fajne włosy. Uwielbiam robić to!
- Ale co? - zapytał.
- To! - sięgnęłam rękami do jego włosów i zrobiłam mu na głowie artystyczny nieład, czochrając je. - Jesteś teraz czocherek. - zaśmiałam się z jego oniemiałej miny.
- A ty jesteś tuptuś. 
- Co jestem?! - pisnęłam, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Tuptuś. Bo zawsze jak się obrażasz to tak tupiesz śmiesznie. Jak.. tuptuś!
- Bez komentarza. - walnęłam czołem w jego tors, zaśmiewając się na całego. - No dobra, to co robimy? - zapytałam jak już ochłonęłam.
- Trochę późno jest.. może zgarniemy chłopaków i Val i pójdziemy na jakąś imprezę?
- Okej, tylko się ogarnij czocherku. - wspięłam się na palce i cmoknęłam go w usta.
Poczekałam trochę na Jimmiego, aż zrobi się na chodzące ciacho, a potem poszliśmy, by wyciągnąć towarzystwo na jakieś party. Val i Shadows polecieli od razu na nasz pomysł, chłopaki też i po dłuższej chwili wszyscy szliśmy do jakiegoś klubu, który polecił nam ktoś z hotelu. Nazywał się 'Blood, sugar, magic'. Ciekawa nazwa, nie powiem..
Weszliśmy do środka, znaleźliśmy wystarczająco duży stolik i rozsiedliśmy się wygodnie. Postanowiliśmy nie bawić się w drinki, tylko zamówić litr czystej i kieliszki. Tak było o wiele wygodniej i bardziej ekonomicznie. Siedziałam sobie, gadałam z Gatesem o pierdołach, piłam i słuchałam propozycji tego, co możemy robić w łóżku od coraz bardziej pijanego Reva. A on ma przecież taką mocną głowę.. W pewnej chwili Gates wyparował, a po dłuższym rozglądaniu się i szukaniu go ustaliliśmy, że szaleje na parkiecie z jakąś blond. Razem z Val zgodnie wywróciłyśmy oczami. Ten to zawsze coś.. albo dokładniej, zawsze kogoś. Znajdzie sobie taką pipę na chwilkę, a potem marudzi jaki to on samotny jest. Założę się, że znów tak będzie.. jak nie jutro to za parę dni. 
Po jakichś dziesięciu minutach i dwóch kolejnych kieliszkach również Val i Matt poszli tańczyć. Zacky siedział, patrzył w swoją szklankę i odmawiał każdej, która poprosiła go do tańca. A prosiły różne, czasami nawet ładniejsze od Geny.. ale suka ze mnie. Zaśmiałam się w duchu, słuchając jego co chwila innych wymówek. Johnny pił razem z Revem, który zachowywał się tak, jakby mnie w ogóle nie było. Trochę mi było smutno z tego powodu, ale dobra.. nie to nie, potem będzie coś chciał, to mu powiem, by się wypchał. W końcu stwierdziłam, że mam dość olewania mojej osoby i poszłam na parkiet. Znalazłam tam Syna z jakąś inną dziewczyną niż poprzednio.
- Odbijany! - wrzasnęłam i wepchnęłam się między nią a Gatesa. 
- Ari? - zapytał schlanym głosem.
- Nooo, a ktooo!? - odpowiedziałam i zaczęliśmy tańczyć. Po chwili już tańczyłam z kimś innym, a potem z innym i znów innym. Już sama straciłam rachubę, ale wreszcie zrobiło mi się za gorąco i zlazłam z parkietu. Przy stoliku siedziała tylko Val. Pozdrowiłam ją kiwnięciem ręki i opadłam na kanapę obok niej.
- Umrę. 
- Mówisz tak za każdym razem jak wracasz z parkietu. - zarechotała. 
- Bo mnie zawsze wymęczą tam.. gdzie wszyscy?
- W kiblu.. no wiesz, męskie sikanie.
- Nie chcę wiedzieć.. - parsknęłam śmiechem.
- Moja mała, piękna truskaweeeczkaaa - Rev nachylił się nade mną i pocałował mnie prosto w usta. 
- Teraz to truskaweczka, a przez ostatnie parę godzin mnie olewałeś!
- Ciebie? Nigdy! Przecież ja cię tak kocham.. - wskoczył na kanapę obok mnie i przytulił głowę do moich piersi. No i jak ja mam mu nie wybaczyć?
- Ej, jak już tu wszyscy jesteśmy.. CHODŹCIE DO DOMU!! - zawyła Valary. Zacky od razu wstał i ogarnął jakoś Johnnego. Shads trochę pomarudził, ale ostatecznie wszyscy zgodzili się na ten pomysł i powoli zaczęliśmy się zbierać. 
Wyszliśmy i od razu owiało nas świeże powietrze. Niektórych to nawet otrzeźwiło, innych nie(patrz: Johnny). Śmiejąc się i drąc w niebogłosy wracaliśmy do hotelu.
- Moglibyście zamknąć te ryje?! - wydarł się ktoś. 
- NIEEEE! I SPIERDALAJ! - odpowiedział Rev i zgodnie ruszyliśmy dalej. Byliśmy już niedaleko hotelu jak poczułam, że ktoś łapie mnie za szyję i odciąga od ekipy.
- JIMMY! - zdążyłam krzyknąć, jak ten ktoś zasłonił mi usta. Na szczęście Rev odwrócił się, a w jego oczach zobaczyłam prawdziwą furię. Syn i Shads zerwali się, złapali faceta, który mnie trzymał i skutecznie oderwali ode mnie. Wpadłam w ramiona Reva i dopiero wtedy zobaczyłam, kto mnie trzymał. Connor. Ten jebany kutas..
Nim zdążyliśmy się obejrzeć na Shadowsa skoczył Mines, a za nim jeden z młodszych technicznych pewnie, bo nie znałam go z twarzy. Zacky podbiegł do chłopaków, a Rev popchnął mnie na Valary i sam też dołączył do bójki.
- Kuurwa, co tu się dzieje! - Johnny ocknął się i też wyrwał do przodu. Złapałam go za koszulę i zatrzymałam.
- Siedź tu. Skąd mamy wiedzieć, że jak ty pójdziesz tam, to ktoś nas tutaj nie jebnie!
- Masz rację. - za mną, jak cień wyrósł Johnatan, a za nim Munky i Fieldy.
- Nie róbcie im nic. Weźcie mnie, ale zostawcie ich. - zasłoniłam sobą Valary, która przepychała się do przodu. 
- Spokojnie. To ich walka. Dobrze wiesz, że my nic do ciebie nie mamy. - Munky wzruszył ramionami. - Nic wam nie zrobimy. Ale ty Ari, lepiej idź i oddaj za wszystko Connorowi. Ta szmata nie jest nic warta.
- Dzięki chłopaki. Jesteście spoko, tylko słabo dobieracie sobie technicznych. - uśmiechnęłam się słabo do nich i zanim ktokolwiek zdołał mnie zatrzymać podbiegłam do nawalających się chłopaków. Connor nadrabiał na trzech. Syn miał rozkrwawiony nos, a Shads otarty policzek. Jednak nie to przyprawiło mnie o szewską pasję. Zobaczyłam jak Connor zamachnął się i walnął Reva prosto w twarz. Trysnęła krew i łuk brwiowy Jimmiego po prostu pękł. Ten widok zerwał wszystkie moje ograniczenia. Miałam w dupie, że jestem dziewczyną i, że Connor może mnie nawet zabić. 
- Connor dziwko! - wrzasnęłam, ogarnięta furią. On odwrócił się gwałtownie, a ja bez żadnego ostrzeżenia przysunęłam mu pięścią w nos. Poczułam chrzęst i w mgnieniu oka Connor zamachnął się po raz kolejny, tym razem na mnie. Byłam szybsza. Wyprowadziłam pięknego kopa prosto w jaja. Dostał, ale zdążył mnie jeszcze uderzyć w twarz. Wtedy odepchnął mnie Rev.
- Oduczysz się bić kobiety, szmato! Jeszcze raz tkniesz Arianę, to cię kurwa zabiję! - ryknął i zaczął go napieprzać na ślepo, wszędzie gdzie się dało. Rozejrzałam się. Gates z Zackym ciągnęli gdzieś młodszego, a Shadows turlał przed sobą Minesa. Po chwili wrócili i odciągnęli Jimmiego od Connora, którego twarz przypominała wielkiego buraka. Nie po raz pierwszy zresztą. 
- Sullivan zostaw go, bo zabijesz! Chcesz kłopotów!? Uspokój się! - Shadows złapał go za fraki i odciągnął. Kiwnęłam tylko Johnatanowi i chłopakom i poszliśmy. Słyszałam jak Rev klnie pod nosem przez całą drogę. Szybko rozeszliśmy się po pokojach. Zdążyłam tylko podziękować chłopakom, ale machnęli na to ręką. 
- Nie masz za co dziękować, mała. - powiedział Shads, a Syn pokiwał głową i zaraz złapał się za nos. Szybko zniknęli w pokojach, a ja poszłam do siebie.
Rev siedział na łóżku z zakrwawioną twarzą i zaciskał pięści. 
- Jimmy? - odezwałam się cicho. Nie wiedziałam jak zareaguje.
- Pomożesz mi z tym? - wskazał na swoją ranę. 
- Jasne. Dziękuję za wszystko. - pocałowałam go leciutko w usta. Uśmiechnął się lekko.
- Nie ma za co, kochanie. Każdy facet zrobiłby to samo. 

poniedziałek, 22 października 2012

36. the truth

uginam się pod groźbą terroru i wysłania Ahmeda Dead Terrorista :P po wielu emotikonach, wstawiam post :D enjoy :)

*

Siniaki już mi zeszły. Zostały tylko krwiaki na nogach, ale to można zwalić na noszenie perkusji. Tak więc.. mogę się napić! I właśnie to robię i to w dużych ilościach. Niestety sama, ale trudno. Chłopaki są gdzieś tam. Val z nimi, a ja nie chciałam jechać. Druga butelka wódki była już na wykończeniu, a ja byłam kompletnie pijana. Nawet mówiłam do siebie o pierdołach. Chciałabym żeby Jimmy tu był. Żeby do mnie przyszedł i żeby mnie przytulił. A on przyjdzie nie wiem kiedy! 
Po jakiejś godzinie usłyszałam jak ktoś wchodzi. Nie odwróciłam się, bo nie miałam siły. Dalej leżałam na kanapie twarzą do poduszki. Po chodzie rozpoznałam Jimmiego. Poszedł do łazienki chyba po piętnastu minutach wyszedł.
- Jezu, co za pijak. - mruknął do siebie i podszedł. Słyszałam, że bierze butelki i odstawia je na stolik, a potem wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. 
- Cześć kochanie.. - mruknęłam.
- Mogłaś na mnie poczekać, a nie tak sama..
- Kocham cię wiesz? - przyciągnęłam jego ramiona do mnie.
- Szkoda, że nie mówisz mi tego na trzeźwo..
- Ej, ostatnio mówiłam.. zresztą jak chcesz to tylko mi przypomnij jutro i na pewno ci powiem. - wtuliłam się w niego jak dziecko. 
- Mój mały pijak.. - westchnął. - Też cię kocham.. bardzo. 
Usnęłam z uśmiechem na ustach, a następnego dnia nawet mnie głowa nie bolała. 

Z samego rana wsiedliśmy do busa i odjechaliśmy do następnego miasta, na kolejny koncert. Fresno zostawało za nami, a ja miałam nadzieję więcej go nie zobaczyć, bo nie kojarzyło mi się zbyt przyjemnie. Pół dnia przesiedzieliśmy w busie, jadąc. Chłopaki planowali kolejny show i wspominali te najlepsze koncerty, a ja z Val siedziałyśmy w jej kojcu i gadałyśmy. Przed nami leżały cztery puste opakowania po czekoladzie, a obok były jeszcze trzy nie otworzone. Nie ma to jak nabijanie sobie kalorii. 
- Wiesz co? - Val przełknęła kostkę czekolady i wyprostowała się.
- No co..
- Za dwa tygodnie będzie EMA. - poruszyła brwiami i uśmiechnęła się wrednie.
- Taak, będę musiała się wystroić w suknię, wiem. 
- Ale mogę ci jakąś wybrać? - zrobiła błagalną minę.
- Nigdy w życiu. Wybierzesz mi jakieś kopciuszkowate satyny, tak, że nie będę wiedziała które to góra, a które dół. Pójdziesz ze mną na zakupy i tyle starczy.
- Ale ty jesteś.. 
- To też wiem. - pokazałam jej język.
- Doobra, przeżyję. Ale daję sobie prawo do poprawek! I makijaż ci zrobię. 
- Jeśli to ma cię tak strasznie uszczęśliwić, to mogę się zgodzić. Tylko Reva mi nie strój, bo go nie poznam.
- Jesteś niewdzięczna. - wydęła dolną wargę.
- Też cię kocham.
Po tym jakże wzruszającym wyznaniu, poczułyśmy, że autobus zwalnia. Zerwałyśmy się z miejsc i jak głupie wyprułyśmy do wyjścia. Gdy tylko kierowca otworzył drzwi, wyleciałyśmy na świeże powietrze. Zatrzymaliśmy się na jakimś zajeździe, nie wiem co to było. Wiem, że był las i ptaszki śpiewały. Nie oglądając się na chłopaków poszłyśmy z Valary na spacer, ale nie zaszłyśmy daleko. Od razu gdy weszłyśmy w las, zewsząd zaczęły rozlegać się dziwne odgłosy. To olałyśmy i szłyśmy dalej, ale jak coś podobnego do komara dziabnęło mnie w rękę, to stwierdziłyśmy zgodnie, że spierdalamy. Odechciało nam się świeżego powietrza i weszłyśmy z powrotem do busa. Ja zajęłam się jakimiś dokumentami, które już od dawna wołały o pomstę, a Val położyła się na kanapie ze słuchawkami w uszach. 
Bardzo się wczułam w segregowanie tych papierów. Było tam tyle pierdół, że połowę od razu bym wyrzuciła, ale nie mogę, bo Shads je może przejrzeć i dostać natchnienia na nową piosenkę. Tak jest od dobrych paru lat, odkąd Johnny wyrzucił jakieś nowe teksty. Shadows się wtedy wydarł i obraził i od tamtej pory każdy papier jest segregowany w odpowiednie miejsce.   
- Ariana? Musimy porozmawiać. - Rev wszedł do busa i oznajmił poważnym tonem.
- Nie mogę teraz. Muszę zrobić..
- Teraz. - powiedział z naciskiem. Oderwałam się od papierów i spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Okej.. - wyszłam za nim i usiedliśmy przy małym stoliku. - O czym?
- Wiesz, co mi Syn powiedział?
- Nie?
- Otóż dowiedziałem się.. i to od niego.., że ktoś cię pobił. - spojrzał na mnie wymownie.
- Yyy..
- Możesz mi to wyjaśnić? Czemu nic nie wiedziałem?
- Bo byś krzyczał.. i się denerwował.. i szukał, kto to był..
- Ale ja wiem, kto to był! To zapewne Mines! Ja go zabiję! - krzyknął. - I dlaczego mi nie powiedziałaś?!
- Bo bałam się, że będziesz chciał coś im za to zrobić. A oni tego by nie zostawili. Znaleźliby cię i zakopali na śmierć, albo jeszcze gorzej. Nie chciałam żebyś się denerwował i żeby ci się coś stało..
- Chyba o mnie nic nie wiesz! Już nie takie rzeczy robiłem..
- Jimmy ja wiem, że nie takie.. ale nie chcę by ci się coś stało.. jeszcze przeze mnie. To by się położyło cieniem na waszej karierze. Wszyscy byście mieli przesrane.. przeze mnie. Nie chcę tak.  
- Ari, bardziej mi zależy na tobie niż na karierze. Ona się kiedyś skończy. 
- Ja też się kiedyś skończę. 
- Nawet tak nie mów!
- Jimmy, ale to prawda. I proszę cię, nie rób nic. Niech Korn będzie tylko moją sprawą, w końcu to ja tam siedziałam. 
- Nie ma mowy. Chcę żebyś mi o tym wszystkim mówiła. Powstrzymam się przed zabijaniem, ale chcę wszystko wiedzieć. Nie zostawię cię z tym. 

sobota, 20 października 2012

35. you should..

po ciężkiej sobocie, siadam sobie do komputera z soczkiem dyniowym. wchodzę na bloggera, patrzę 20 komentarzy. aż oplułam ekran :D
dzięki, dzięki. cieszę się, że czytacie:)
dziś krótko.

*

Zacky właśnie udaje pawiana.
- Jeszcze dupę sobie natrzyj jakąś czerwoną farbą i czysta małpa z ciebie będzie. - wykrzyknął rozrechotany Rev. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszeptałam mu na ucho, że idę do łazienki, wstałam i wyszłam na korytarz. 
- Dzie mie lecisz?! Chodź się napić! - Syn pobiegł za mną, złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Syknęłam i wyrwałam rękę. - Co?
- Nie dotykaj mnie. - warknęłam.
- Czemu? - zainteresował się i zanim zdążyłam zareagować podwinął mi rękaw i wytrzeszczył oczy. 
- Co ci.. - po chwili spojrzał na mnie i podwinął mi bluzkę. Kiedy zobaczył mój brzuch, zaklął. - Kto ci to zrobił?
- Spadłam ze schodów. - powiedziałam obojętnie. 
- Bo uwierzę. Na brzuch spadłaś.. - pokręcił głową. - Ari, gadaj.
- No, na brzuch spadłam.. tak też się da. - próbowałam zgrywać głupią, ale już wiedziałam, że się nie nabierze. 
- Nie jestem głupi, widzę, że ktoś cię pobił.. - spojrzał na mnie poważnie. - Trzeba powiedzieć Jimmiemu..
- Nie! - prawie krzyknęłam.
- A jednak.. Ariana, proszę cię powiedz, co się stało.
- Nie tu, chodźmy gdzie indziej. - powiedziałam. - Ale błagam cię, nie mów nic Jimmiemu, proszę.
- No dobra.. ale powinien wiedzieć..
- Nie powinien.
- W sumie.. zaraz by poszedł tego kogoś zamordować. Żebyś słyszała, co chciał zrobić temu Aidenowi z Miami za to, że cię pocałował w policzek. - zarechotał. - Ale jednak powiedz mu, bo jak się sam dowie, to będzie jeszcze bardziej zły. 
- Zły? Kto będzie zły? Syn, podrywasz mi dziewczynę! - napatoczył się Rev.
- Nikt nie będzie zły i wcale mnie nie podrywa. - uwiesiłam się na jego szyi i posłałam znaczące spojrzenie Gatesowi. - Przewrażliwiony jesteś.
- No żartuję przecież. 
- Idziesz z nami na dół? - wypalił Synyster.
- A po co?
- Chciałem coś sprawdzić w barze.
- Idźcie sami, za leniwy jestem.. - jęknął, pomacał mnie po tyłku i poszedł. Debil. Zeszliśmy na dół i po krótkich oględzinach, co mają w menu, usiedliśmy przy stoliku. Syn zerknął na mnie wyczekująco, więc zaczęłam mówić.
- No świetnie! Zabiję ich jak ich znajdę! - ryknął, gdy skończyłam.
- Gates zamknij ryj. Mówiłam, że tak będzie? Mogłam ci nic nie mówić, zeszłoby i nawet byście nie zauważyli.
- Pogięło cię?! To jest pobicie, możesz to nawet zgłosić!
- Przestań. Nic nie będę zgłaszać, a za tydzień nic nie będzie widać. 
- Weź się ogarnij trochę! Idę powiedzieć Jimmy'emu, to nie może tak wyglądać. - wstał.
- Syn błagam cię, nie rób tego! - też wstałam i złapałam go za koszulę. - Nie rób tego, bo on na pewno nie będzie siedział na tyłku. Znajdzie ich sam, coś im zrobi, a potem oni znajdą jego. Błagam cię nie rób tego.. - zaszkliły mi się oczy.
- Ari, oni cię pobili. Nie mogą czuć się bezkarni.
- Ale jak cokolwiek powiem, to będą mieli pretekst żeby zrobić to jeszcze raz. 
Zabrakło mu słów. Patrzył tylko na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. 
- Okej. Na razie nic nie powiem, ale mam nadzieję, że sama to zrobisz. 
- Dziękuję. 

wtorek, 16 października 2012

34. tension

dzięki za wszystkie wasze dedykacje :)

'the more you hurt, the stronger I get'


*

Łażę bez celu po Freśnie. Jest jakoś po dwudziestej, chłopaki są na jakimś wywiadzie, Val pewnie opierdala się jak może w pokoju hotelowym, a Matt z Jasonem grają na PlayStation albo piją. Zaglądam, co chwila w jakieś zakątki, wchodzę do różnych sklepów, oglądam wszystko, co się da. Szczerze znudziło mi się siedzenie w pokoju i oglądanie telewizji, a Valary nie chciało się ze mną nigdzie wyjść. Tak to jest jak się przyjaźni z kompletnym leniem, ale ja też aktywnością nie grzeszę. Weszłam w jakąś ciemniejszą uliczkę i idąc, rozglądałam się. Znam te klimaty, w takich najczęściej wystawają dilerzy. Po paru minutach dostrzegłam jakiegoś wysokiego chłopaka z kapturem na głowie. Odwrócił się za mną.
- Wstęp tylko dla wybranych. - warknął, podchodząc bliżej, by w razie co mnie wywalić.
- Jestem wybrana. - powiedziałam. Tak powinno się odpowiedzieć, by nie dostać w mordę. 
- Co chcesz?
- Nic. Tylko przechodziłam, nie jestem stąd. 
- To spadaj.
- Jasne.. - wzruszyłam ramionami i odeszłam. Dzięki, ale te klimaty już mnie nie jarają. 
Powoli robiło się ciemno i chłodno. Ponownie skręciłam w boczną uliczkę, tym razem kierując się w stronę hotelu. W połowie drogi zrobiła się konkretna szarówka, a do tego, wszystkie światła na ulicy przygasły. Wywróciłam oczami, myśląc, że wszystkie takie dziwne rzeczy zawsze przytrafiają się mnie. No cudnie.. 
- No, no.. kogo my tu mamy? - usłyszałam znajomy głos za mną i odwróciłam się raptownie.
- Mines, co ty tu robisz? - rozpoznałam go. Obok niego stał Connor. O kurwa.. mam przejebane.
- A co ty tu robisz, co? Włóczysz się po nieznanym mieście, bez wsparcia? Bez twoich kochanych przyjaciół? - Connor uśmiechnął się obrzydliwie.
- Nie twoja sprawa. - warknęłam, odwróciłam się i zaczęłam iść w swoją stronę. 
- A gdzie ty myślisz, że idziesz, co? - obydwoje złapali mnie za ramiona i ściągnęli do siebie.
- Puszczajcie! Co wy ode mnie chcecie!? - zaczęłam się szarpać.
- Co chcemy? Już ci mówię. - Connor puścił mnie, kazał Minesowi zablokować moje ręce z tyłu, a sam zaczął przechadzać się naprzeciwko. - Co zrobiłaś wtedy, kiedy od nas odeszłaś? Ach, wybacz.. ty nie odeszłaś. Oni nam ciebie zabrali.. ale kij z tym, co zrobiłaś? Poszłaś na odwyk, a potem wszystkim im opowiedziałaś, jacy to my źli jesteśmy. Ochrzciłaś nas zachlanymi ćpunami i przez ciebie Korn schodzi coraz niżej. 
- Przeze mnie? Chyba śnisz! Bierzecie wszystko i ile wlezie! Nie dziw się, że czego się nie dotkniecie to się sypie. 
- Rujnujesz nam karierę!
- Jaką karierę, jesteś tylko roadie!
- Ty mała dziwko, jak w ogóle śmiałaś, co?! Daliśmy ci wszystko! Dzięki nam tu jesteś! My cię przyjęliśmy, my cię wyciągnęliśmy od tej starej, a ty jak nam się odwdzięczasz? Rozpowiadasz wszystkim nasze prywatne sprawy.. - niemal dyszał mi w twarz, biła od niego czysta agresja i lekka woń koki. 
- Zjebanie kolejnej płyty nie jest waszą prywatną sprawą. - wycedziłam przez zęby.
- Ty suko.. - zamachnął się i strzelił mnie w twarz. Poczułam piekący ból na ustach.
- Jesteś zwykłą szmatą Connor, nawet honoru nie masz. - splunęłam pod jego nogi. Nie musiałam długo czekać. Dostałam jeszcze raz, tym razem chyba z pięści, bo zabolało bardziej. Ręce Minesa zacisnęły się na moich ramionach, kiedy raz po raz dostawałam w brzuch. W końcu Connor chyba się zmęczył, albo usatysfakcjonował się widząc, jak pluję krwią. 
- I żeby ci więcej do głowy nie przyszło o nas mówić kurwo. - złapał mnie za włosy i popchnął. Wylądowałam na kolanach.
- Egoistyczne skurwysyny. - mruknęłam pod nosem i za to dostałam jeszcze kopa. Leżąc na ziemi widziałam jak odchodzą. Odpoczęłam trochę i dźwignęłam się na nogi. Jęknęłam i trzymając się za brzuch dowlekłam się do hotelu. Jutro koncert, a ja nie mam siły małym palcem ruszyć. Zrobiłam minę i szybko przemknęłam do pokoju, mając nadzieję, że Reva tam nie będzie. Otworzyłam drzwi i zajrzałam. Pusto. Uff. Poleciałam szybko do łazienki i wzięłam prysznic. Wielki sinior na policzku był po prostu tak malowniczy, że aż się skrzywiłam. Brzuch mnie bolał, nogi też, a każdy oddech okraszony był ostrymi szpilkami wbijającymi się w twarz. Auć. Ubrałam się w jakieś ciemne rzeczy, dbając by nic nie było widać. Potem wyciągnęłam cały arsenał kosmetyków i starałam się zakryć siniaka na twarzy. Kiedy stwierdziłam, że jest w miarę dobrze, schowałam wszystko, wyszłam z łazienki i poszłam do Jasona.
- Jason? - zaczęłam, gdy otworzył drzwi.
- Hm?
- Mam do ciebie wielką prośbę. 
- Jaką?
- Mógłbyś jutro za mnie rozłożyć perkusję? Okropnie się czuję.
- Właśnie widzę.. ale mejkapu to żeś sobie nie szczędziła.. - przyjrzał mi się. - Nie ma sprawy. Wisisz mi piwo. - uśmiechnął się.
- Dzięki. - poklepałam go po ramieniu. - Nie przyjdę w ogóle na ten koncert chyba. 
- Okej, przekazać chłopakom?
- Nie, dzięki, sama im powiem.
Poszłam do Shadsa i Val, żeby wyjaśnić sprawę. Matt pytał, co się stało, ale oczywiście nie powiedziałam mu prawdy. Naściemniałam coś tam, że mam okres i nie mogę się ruszyć. Uwierzył na szczęście, chociaż Val przyglądała mi się podejrzliwie. Zwiałam stamtąd jak najszybciej i zabarykadowałam się w naszym pokoju, mówiąc wcześniej wszystkim, że źle się czuje i idę spać.
Obudziłam się jakoś w nocy, czując się troszkę lepiej. Poszłam pod prysznic, żeby poczuć się jeszcze lepiej. Pomogło trochę, ale gdy stanęłam naga przed wielkim lustrem to aż się skrzywiłam. Wyglądałam pięknie. Na twarzy wielki siniak, ramiona cale fioletowe, brzuch żółty od ciosów, a na nogach parę krwiaków. No wzór piękna renesansu. Kurwa, gorzej to wyglądałam tylko po zjeździe. Rozległo się pukanie do drzwi łazienki.
- Kąpię się! - powiedziałam głośno.
- Mogę wejść? - spytał Jimmy zza drzwi.
- Nie. - odpowiedziałam i ubrałam się szybko w długie legginsy i bluzkę z długim rękawem. Sprawdziłam czy nic nie widać i wyszłam z łazienki. - Teraz możesz. - powiedziałam do niego.
- Kobiety.. - westchnął i podszedł do mnie. Przez chwilę przyglądał się mi. O fuck, zapomniałam o twarzy.. - Co ci się stało w policzek!? - prawie krzyknął i delikatnie dotknął mojej skóry.
- No walnęłam się w tą głupią szafkę.. - jęknęłam przekonująco. Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Sierota ruska.. - zaśmiał się, pochylił i pocałował parę razy mój policzek. Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam jego ręce. - Ej!
- Idź się wykąpać lepiej.

środa, 10 października 2012

33. kiss, while your lips are still red


napisałam, dodaję. ze specjalną dedykacją dla Jólki ;)
piosenki: Pearl Jam - Black i Nightwish - When Your Lips Are Still Red




*
- Nie podobało mi się jak ten Aiden ścinał cię wzrokiem.. 
- Yhmm..
- Syn też by mógł przestać cię dotykać wszędzie..
- Rev, uspokój się. - mruknęłam do niego. 
- Jasne.. 
- Jesteś zazdrosny? - zarechotałam wrednie.
- Bardzo!
- Przecież dobrze wiesz, że Syn nigdy by nie odbił ci dziewczyny, nie? Zresztą ja wolę ciebie. A innymi się nie przejmuj, bo dla mnie znaczą tyle, co mrówki. Już, dotarło? W ogóle, to jak można być fanem technicznego? - zrobiłam dziwną minę.
- No mówię, że im się podobasz.
- Idiota..
- Nie oddam cię nikomu. - zacisnął swoje ramiona wokół mnie.
- Dusisz mnie. Trupa nie będziesz musiał pilnować. W sumie nawet ekonomicznie.. ale nie rób tak jak w tej waszej piosence, chcę jeszcze pożyć. 
- No dobra, jeszcze się powstrzymam. - zarechotał.
- Matko ja oszaleję! Ci się cmokają, ci sobie mruczą! A JA!? Kto się zaopiekuje biednym Synciem!? Kto mnie przytuli i pocałuje? - wydarł się Gates.
- Zacky, twój kochanek w potrzebie! - ryknęłam na cały bus, a Zacky zaraz przybiegł i zaczął przytulać Syna, który odpychał go z językiem na wierzchu.
- Chodziło mi raczej o Reva. Ewentualnie o Ari albo Val.. - wymamrotał ze zniesmaczoną miną. Spojrzałam porozumiewawczo na Val i w jednej chwili wyrwałyśmy się z objęć naszych facetów i podeszłyśmy poprzytulać Syna. Na jego twarzy zagościł rozanielony uśmieszek, a za to na twarzach Reva i Shadsa pojawiły się grymasy. 
- A tylko go cmokniesz Val, to się do ciebie nie odezwę! - zastrzegł Shads. Rev tylko coś tam mruknął, więc wykorzystałam sytuację i ucałowałam Syna w policzek. Wyszczerzył się w promiennym uśmiechu. 
- Właśnie się obraziłem. - stwierdził Jimmy. Zrobiłam głupią minę i poleciałam do niego, trochę go poprzepraszać. Uległ dopiero wtedy, jak obiecałam mu, że pójdę z nim gdzieś wieczorem i już więcej nie zapytam go, gdzie chce mnie zabrać. 
Cały dzień minął mi na kompletnym nudzeniu się razem z wszystkimi. Tylko Jason, Johnny i Zacky gdzieś wyskoczyli, no i oczywiście nasze zacne małżeństwo też się gdzieś ulotniło. Ja siedziałam z Revem w pokoju i graliśmy w inteligencję, kpiąc z siebie nawzajem. Szybko nam się to znudziło i wymyślaliśmy sobie jakieś głupie powiedzonka i zadania, cokolwiek, by się tylko nie nudzić. To dziwne, bo zazwyczaj trasa jest okresem bardzo pracowitym, a teraz coraz częściej zdarzają nam się dni, kiedy się po prostu nudzimy. Dni, bo nie noce. Każda noc jest właściwie zajęta przez jakąś imprezę, której honorowymi gośćmi są chłopaki. My, z Val, Jasonem i Mattem wkręcamy się na krzywy ryj i wszyscy są szczęśliwi. Następnego dnia, do jakiejś jedenastej odsypiamy i potem się nudzimy. Dziś ostatni dzień opierdzielania się, bo jutro wieczorem wyjeżdżamy do Fresna. Nie idziemy na żadne party, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Za to Rev mnie gdzieś chce porwać, a ja nie wiem gdzie. Zanim się zorientowałam, zrobiło się szaro na dworze a wskazówki zegara wskazały ósmą wieczorem.
- Dobra, kochanie moje. Wstawaj i ubieramy się. 
- My? - zdziwiłam się.
- Pogrzebię ci w ubraniach, a ty pogrzeb w moich. Tylko się nie zdziw.. albo nie przestrasz. Wychodzimy, nie powiem ci jeszcze gdzie. - zarechotał wrednie Jimmy i rzucił się na moją szafkę z ubraniami. Niechętnie podeszłam do jego torby. Tam mogą się czaić różne rzeczy, których istnienia nawet nie podejrzewałam. Nawet jakiś skorupiak płetwogłowy już w całej okazałości. Połowę rzeczy już na wstępie odrzuciłam, bo po prostu były brudne. W końcu, po długim grzebaniu w torbie i szufladach znalazłam czarne spodnie, które lubię, bo wtedy Jimmy nie wygląda na taką żyrafę. Położyłam je na boku i ponowiłam poszukiwania. Moim oczom pokazał się zajebisty biały pasek z wielką klamrą, od razu wylądował na spodniach. Po chwili znalazłam również czarną koszulę, czarną marynarkę, a na końcu fioletowy krawat. Już sobie wyobrażałam jak Jimmy w tym zajebiście wygląda. A jak jeszcze podwinie rękawy i pokaże tatuaże to normalnie umrę z zachwytu. 
- Skończyłeś? - odwróciłam się w jego stronę.
- Tak, a ty?
- Ja też, no to zakładaj. - wskazałam kupkę ubrań leżących na łóżku.
- Ty też zakładaj. - uśmiechnął się jak złośliwy chochlik.
Z niepewną miną podeszłam do ciuchów wybranych przez niego. Była tam moja sukienka, jedyna, jaką wzięłam na trasę, bo Val mi zagroziła nożem wtedy. Sukienka była krótka, do połowy ud, gorset miała w biało czarne, poziome paski, a niżej było pięć czarnych falbanek. Zamrugałam. No dobra, skoro tak bardzo chce, to niech ma. Przebrałam się w sukienkę, założyłam do tego czarne rajstopy i glany. Podkreśliłam oczy czarną kredką i czarnym cieniem i wytuszowałam rzęsy. Nagle zachciało mi się ładnie wyglądać. Wyprostowałam moje i tak proste włosy i spięłam je w jako-taki kok. A właściwie to uwiązałam byle jak, żeby tylko nie były związane w kucyk. Przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam jak Ari. Nie tak, jak zwykle, nie tak jak zawsze lubiłam. Wyglądałam inaczej i szczerze mówiąc spodobało mi się to. Uśmiechnęłam się niepewnie do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. Rev juz siedział na łóżku i czekał.
- No i jak? - zapytałam, patrząc na niego. 
Rev skierował swój wzrok na mnie i wytrzeszczył oczy. Wstał, podszedł do walizki, wyciągnął z niej moje platformy i stanął z nimi przede mną. Skrzywiłam się lekko, ale stwierdziłam, że jak juz szaleć, to na całego. Rozsznurowałam glany i włożyłam szpilki. Moje usta były teraz na wysokości brody Jimmiego. On schylił się nieznacznie i pocałował mnie tak, że zakręciło mi się w głowie i musiałam się go przytrzymać. 
- Matko, za co? - zapytałam.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. I do tego moją kobietą. Czego chcieć więcej? - wpatrywał się w moje oczy z zachwytem.
- Dzięki.. - zacisnęłam usta, kryjąc uśmiech. - Ty też jesteś diabelnie przystojny i aż się dziwię, że nie zauważyłam tego jak tylko cię poznałam. - powiedziałam i położyłam dłonie na jego torsie. Zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Zapragnęłam już zawsze trwać w tej pozycji. Ja w jego ciepłych ramionach. Poezja. Niestety odsunęliśmy się od siebie.
- Idziemy?
Pokiwałam głową i złapałam go za rękę. Lekcje chodzenia na obcasach, które zaaplikowała mi Val chyba naprawdę podziałały. Udawało mi się iść normalnie, tak, jak się powinno chodzić. A przynajmniej takie miałam wrażenie. 
- Rev, to ty? - usłyszałam głos Gatesa, gdy wychodziliśmy z hotelu. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Syna pędzącego w naszą stronę.
- No ja, co chcesz, bo wychodzę.
- Co ty tu robisz w takim stroju i do tego z jakąś obcą laską? Ari ci nie wystarczy? Walnąć cię? - gorączkował się. Jak on się o mnie troszczy, to słodkie.
- Yyy, Haner, to ja jestem. - powiedziałam niezbyt inteligentnie.
- ARIANA? - wytrzeszczył oczy. - Ale jak.. przecież ty piękna jesteś!
- Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- A kiedy nie była? - zaśmiał się Jimmy. - Teraz to po prostu jeszcze bardziej widać.
- Matko boska, ja żyłem obok najładniejszej kobiety na świecie i tego nie zauważyłem! Jimmy, ty lepiej uważaj na to cudo, tak ci radzę. Oczywiście ja nic do was nie mam. - podniósł ręce, bo Rev spojrzał się na niego z rządzą mordu w oczach.
- Wiesz co, Gates? Idź i znajdź sobie własną dziewczynę i jej komplementy takie praw, bo ja zaraz wyjdę z siebie.
- Oj cicho, miły chce być. - szturchnęłam go w bok. - Możemy już iść? Miłej nocy Syn. - pomachałam mu i poszliśmy. Wolnym tempem przeszliśmy obok hotelu, paru klubów i różnych sklepów. Mijający nas ludzie patrzyli się na nas, jakbyśmy byli z innej planety, a przynajmniej ja tak odczuwałam. Wydawało mi się, że każde spojrzenie jest skierowane na nas, każdy przypadkowy śmiech jest z naszego powodu. Ja i moje paranoje, nigdy się ich nie pozbędę. Po dość długim spacerze doszliśmy w ciche, spokojne miejsce. W rogu ulicy dostrzegłam ciepłe światło i tam też się skierowaliśmy. Rev przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do jakiejś ładnej knajpki. Różnica była taka, że każdy, na kogo spojrzałam był w wieczorowym ubraniu, a na środku sali był złoty parkiet, na którym wolno tańczył pojedyncze pary. 
- Witam, czy mają państwo rezerwację? - zapytał kelner stojący przy wejściu.
- Tak, na nazwisko Sullivan. - odpowiedział Rev.
- W takim razie proszę za mną.
Poszliśmy za kelnerem. Rezerwacja! To znaczy, że on już wcześniej to zaplanował! O rany, czuję, że to nie będzie zwykły wieczór..
Usiedliśmy przy stoliku, dostaliśmy menu, a kelner od razu nalał nam wina. Czułam się jakoś dziwnie, zupełnie nieswojo i daleko mi było do wyluzowania, mimo tego, że na przeciwko mnie siedział facet, z którym już nie jedno przeżyłam. 
- Wiesz, co? Z-zestresowałam się. - wyjąkałam cicho.
- Ari, no co ty, to przecież tylko kolacja. Tylko w trochę innych warunkach. No, wiesz, nie mogę cię przecież do końca życia zabierać do kebabów, nie? - zaśmiał się, ale widząc moją minę, wyciągnął rękę i złapał moją dłoń. - Spokojnie. Udajmy, że jesteśmy tu tylko my, dobrze?
Kiwnęłam głową i spróbowałam sobie wyobrazić nas w pustej sali. Po jakimś czasie udało mi się na tyle, by przestać zwracać uwagę na otoczenie. Nie miałam pojęcia, co wybrać do jedzenia, tak samo jak Jimmy. Po namyśle stwierdziliśmy, że wylosujemy coś na chybił trafił, a kto nie zje wszystkiego śpi na kanapie. Szczerze mówiąc, bardzo mnie to zmotywowało do jedzenia, bo ja nie mogę spać gdzie indziej, jak tylko w cieplutkim, mięciutkim łóżeczku. 
Gadaliśmy o rzeczach mniej i bardziej ważnych. Rev emocjonował się Miami, ale mówił też, że tęskni do Huntington i chce wreszcie zobaczyć siostry i rodziców.
- Oj, wybacz.. w sumie nie powinienem mówić o rodzicach..
- Przecież tyle razy wam mówiłam, że to było tak dawno, że o wszystkim już zapomniałam. A twoi rodzice wiedzą, że jesteśmy razem?
- Hm.. w sumie to im nie mówiłem.. ale dobry pomysł, uświadomię ich. - uśmiechnął się. Nagle wyprostował się, a jego uśmiech zmienił się w złośliwy uśmieszek. Kelner przyniósł nam jedzenie. Przede mną wylądował jakiś pasztet z żurawinami, co było całkiem niezłe. Za to przed Revem postawiono coś, co przypominało wiewiórkę. Zarechotałam na widok jego miny.
- Zjesz malutką, niewinną wiewióreczkę? - pisnęłam, powstrzymując ryknięcie śmiechem.
- Ty się lepiej martw o to, co zmielili robiąc twój pasztet. - odparł. - Smacznego.
- Dokładnie, smacznej wiewiórki. Zobacz czy jakichś orzeszków nie ma w środku. - wyszczerzyłam się złośliwie i spróbowałam swojego dania. Było dobre! I to nawet na tyle, że stwierdziłam, że zjem całe bez marudzenia. Rozmawialiśmy w trakcie jedzenia, ale ja cały czas widziałam, że Jimmy jakoś niechętnie sięga widelcem ust. W końcu, kiedy skończyłam jeść, Jimmy też odłożył widelec.
- Hej! Twoja wiewiórka nadal jest niezjedzona! Śpisz na kanapie! - wycelowałam w niego palcem.
- Nie sądziłem, że wybiorę takie.. coś. - skrzywił się. - Chcesz spróbować?
- Nawet nie myśl. - wyszczerzyłam się. - Kto śpi dziś na kanapie? - zapytałam jak dziecko.
- No ja.. - zrobił minę. Po chwili przyszedł kelner, zabrał nam talerze i przyniósł więcej wina. Lubię wino. Rozmawialiśmy jeszcze przez moment, kiedy usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek. Black zaczęło sączyć się cichymi nutami z głośników.
- Słyszysz? - zapytałam Jimmiego. - Genialna, nie?
- Jak wszystko Pearl Jamu. - uśmiechnął się i wstał. - To jak, zatańczysz?
Wytrzeszczyłam oczy i niezdolna odpowiedzieć, wstałam, by nie pomyślał, że odmawiam. Poprowadził mnie na parkiet i obrócił. Wpadłam w jego ramiona. Obracaliśmy się w rytm muzyki, wsłuchując się w głos wokalisty. Po głowie chodziło mi jedno pytanie.
- Czemu tańczymy do tej piosenki? Jest smutna..
- Jest piękna.
- Opowiada o nie spełnionej miłości.. - zwiesiłam głos.
- Tak, ale jednak o pięknym uczuciu, które kiedyś było między tymi ludźmi, a jakie jest teraz między nami. Na pewno słyszysz to w głosie Veddera. Tą miłość, oddanie. - mówił aksamitnym głosem tuż przy moim uchu. 
- I mówisz, że podobnie jest między nami?
- Jestem tego pewien. ja ciebie kocham i wierzę, że ty mnie też.
- Nie poznaję cię Jimmy. Zresztą oboje jesteśmy dziś nie do poznania. - uśmiechnęłam się. - A twoja wiara nie jest bezpodstawna. Kocham cię. Nigdy nie miałam kogoś, kogo bym mogła obdarzyć tym uczuciem, aż nagle Valary wskazała mi ciebie. Na początku się broniłam, ale.. tego nie dało się powstrzymać.
- I bardzo się z tego cieszę. - odsunął się trochę i złożył na moich ustach najbardziej czuły pocałunek, jaki kiedykolwiek dostałam. 
- Jesteś mój. - objęłam go ciasno w pasie i położyłam głowę na jego ramieniu. On tez mnie przytulił i tak zostaliśmy już do końca piosenki.
Kiedy zabrzmiały ostatnie nuty, oderwałam się od Jimmiego i już miałam kierować się ku stolikowi, jak usłyszałam najpiękniejszą piosenkę o miłości, jaka kiedykolwiek powstała. Marco zaczął hipnotyzować swoim głosem.
- Idziesz? - zapytał Rev.
- Zostaniemy tu jeszcze na tą piosenkę? - zapytałam, wpatrując się niemal błagalnie w jego oczy.
- Jak sobie życzysz.
Wtuliłam się w niego i zatraciłam w pięknej muzyce Nightwisha. Niemal grała w mojej duszy. Dłonie Jimmiego wędrowały po moich plecach, a ja czułam największe dreszcze w życiu. Odwróciłam głowę i pocałowałam Reva w zagłębienie na szyi, a on złapał dłonią mój podbródek i równo z refrenem pocałował mnie w usta. Chciałam się rozpłakać ze szczęścia, ale opanowałam emocje. Kiedy schodziliśmy z parkietu już nie miałam żadnych złudzeń. Większość ludzi w lokalu patrzyło na nas, ale tym razem nie przeszkadzało mi to. Widziałam w ich oczach radość, podziw, wzruszenie, a nawet rozczulenie. Ja sama czułam się jakbym znalazła się w raju, w krainie szczęśliwej.. małym, spokojnym świecie, który należy tylko do mnie i Jimmiego. 
Wróciliśmy do stolika, ale tylko na chwilę, by zapłacić. Kiedy szliśmy przez salę, wiele głów obróciło się za nami, ale mieliśmy to gdzieś i wyszliśmy z lokalu. Na zewnątrz było trochę chłodno, a Rev widząc jak się wzdrygnęłam, od razu dał mi marynarkę. 
- Przeziębisz się. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Przy tobie, nigdy. Ale wiesz co.. nie bardzo mi się uśmiecha to spanie na kanapie..
- No dobra, zrobię to dla ciebie, możesz spać ze mną. - wywróciłam oczami. - Przynajmniej będzie mi cieplutko. 
Rev zaśmiał się i objął mnie, a kiedy wróciliśmy do hotelu, niemal od razu poszliśmy spać. Dzisiejszy dzień był udany. A wieczór najlepszy w całym moim dotychczasowym życiu.  

czwartek, 4 października 2012

32. charming fool

no cóż, jakiś zastój mam, to chyba przez nadmiar nauki.. mam nadzieję, że mi przejdzie. taki głupi trochę ten odcinek, ale na następny plan mam zajebisty, więc nie bijcie :D

*

Miami i plaaaaża! Jesteśmy na drugim końcu Stanów, a ostatni raz nad wodą byłam parę miesięcy temu. 
- Musisz tak chodzić? - Rev spojrzał na mnie z dziwną miną.
- Jak?
- Tak w tym bikini.. i wszyscy na ciebie patrzą.
Syn parsknął śmiechem i powiedział coś do Shadsa.
- Gorąco jest i chcę popływać. Co, może mam w futrze chodzić? - wzięłam się pod boki. - A zresztą zobacz, Val też ma bikini i Shadows jakoś nie marudzi.
- Ale mi przeszkadza, że faceci patrzą się na moje piękne nogi! - wydarł się Jimmy.
- Chyba moje..
- Nie. One są moje odkąd się do ciebie dobrałem. - wyszczerzył się. Syn ryknął śmiechem, wstał i podszedł do mnie.
- Reeev, zobaaacz dotykam twoich nóg.. - zarechotał i zaczął mnie macać po udach. 
- Zboczeniec. - burknął Jimmy i rzucił w nas garścią piachu.
- I kto to mówi.. - mruknął Zacky.
- No kto? - zawył Rev.
- Teraz już wiesz jak to jest być zazdrosnym. - pokazałam mu język.
- Wszyscy przeciw mnie.. Johnny weź się wypowiedz, no!
- Ja jem, daj mi spokój. - powiedział Christ między kęsami kebaba. - Podzielam zdanie Ari, o, i tyle. - spojrzał na niego i wgryzł się w bułę.
- Nosz, po prostuuuu.. Shadows, a ty?
- Ja się wolę nie narażać pannie Mockingbird. - uniósł ręce w geście poddania.
- Aaahahaa! Nie masz szans kmiocie! Ja tu wiodę prym, ty możesz jedynie sobie pogadać do ręki. - zaśmiałam się, widząc jak Rev robi już dobrze znaną mi minkę pt.: walcie się wszyscy. 
- Sama tego chciałaś. - powiedział nagle, wstał i zaczął biec w moją stronę. Wytrzeszczyłam oczy, wyrwałam się szybko spod uwieszonego na mnie Gatesa i zaczęłam zwiewać. Wiedziałam już dawno, że on uwielbia wrzucać ludzi do wody, więc dla bezpieczeństwa sama wbiegłam do oceanu i dałam się złapać dopiero, gdy miałam wodę do pasa. Uwiesiłam się na szyi Reva i objęłam nogami jego biodra, a on objął mnie w pasie.
- Mogę się coś zapytać? - przekręciłam głowę w bok.
- Pytaj.
- Podobam ci się w tym kostiumie?
- Głupie pytanie.. jasne, że tak! - uśmiechnął się.
- To się cieszę. Wyobraź sobie, że jak go kupowałam, to chciałam by ci się podobał.
- Dziewczyno, cokolwiek założysz i piękna jesteś. - pocałował mnie w policzek. - Ale doceniam, nietoperku.
- Nietoperku? Co ja, Snape jestem? - parsknęłam śmiechem.
- Chyba nie, bo tylko ja tu mam różdżkę. - uśmiechnął się głupio. Skojarzyłam dopiero po chwili.
- Sullivan, zboku! Ja nie mogę, przy tobie nic nie można powiedzieć, bo zaraz skojarzenia biorą górę!
- Do usług. - zarechotał. - To co? Poczarujemy trochę?
- Nie teraz.. wybierzmy się tu w nocy.
- Dobra. W sumie to nawet fajniej będzie. - przesunął ręce niżej.
- Przygotuj się na potężne zaklęcie, czarodzieju. - powiedziałam i wybuchłam śmiechem.
- Nie martw się o to. - uśmiechnął się pobłażliwie. - I nie trzęś się, bo mnie wprawiasz w zakłopotanie.
Od razu znieruchomiałam, a Rev mało się nie udusił od powstrzymywania śmiechu.
- Idź ty. - zrobiłam minę i odepchnęłam go. 
Popływałam sobie trochę w oceanie, ale zauważyłam, że towarzystwo zaczyna się zbierać, więc wyszłam z wody i razem z nimi spakowałam swoje rzeczy do torby. Wróciliśmy do hotelu i porozchodziliśmy się po swoich pokojach. Możemy tu zostać trochę dłużej, bo następny koncert jest blisko i dopiero za tydzień, więc będziemy tu jeszcze przez jakieś cztery dni. To wszystko dzieje się tak szybko. Dopiero co wyjeżdżaliśmy, a tu już połowa trasy. Jak wrócimy, to nie będzie co robić w tym Huntington. Chyba zakupię sobie cały karton krzyżówek i będę rozwiązywać, aż do następnej trasy, albo jakiejś okazji. 
Przebrałam się w jakieś normalne rzeczy, czyli ciemne spodnie i koszulkę. Znalazłam jakąś oczojebnie żółtą i stwierdziłam, że co mi tam, przynajmniej będzie mnie widać. Rozejrzałam się krótko po pokoju i postanowiłam iść na dół, do baru czy gdziekolwiek.
- Idę na dół! - ryknęłam, by Rev słyszał. - Przyjdź, to coś zjemy! - dodałam i poszłam.
W restauracji nie było dużo ludzi. Wybrałam sobie stolik i usiadłam przy nim, a za chwilę podleciał kelner. 
- Cześć, ty jesteś od tych z Avenged Sevenfold? - zapytał.
- A ty nie jesteś kelnerem?
- Nie, jestem Aiden. - podał mi rękę. - Mogę usiąść? - wskazał na miejsce na przeciwko mnie.
- Siadaj.. i tak, ja jestem od tych. - przyjrzałam mu się. Dość wysoki, półdługie blond włosy i ubrany tak trochę na skejta.
- Zdradzisz mi swoje imię? - zapytał, świdrując mnie wzrokiem. Zachciało mi się śmiać. 
- Britney. - zaczęłam bawić się włosami i żuć gumę z otwartą buzią.
- Serio? Oni chyba wołali na ciebie jakoś inaczej. - zmarszczył brwi, a ja ledwo zachowywałam powagę. 
- Nie no, wiesz, ja tam tylko wodę noszę, ale za to jestem kochanką samego Brianka. Wiesz jaki on w łóżku jest dobry? - mlaskałam, szczerząc się jak idiotka. Uśmiech pooli schodził Aidenowi z twarzy. - Ale ogólnie wszyscy są spoko, git, nie?
- No są.. - odpowiedział, patrząc na mnie z dziwną miną. Nie wiem, czy on serio się nabrał czy tylko udaje.. Plastik w przebraniu? Raczej nie.
- No nie, zdążyłem tylko na chwilę od ciebie odejść, a ty już facetów wyrywasz? Jak możesz? - podszedł do nas Rev. - Kto to? - spojrzał na Aidena.
- Aiden, fajowy nie? - zapytałam z głupim uśmiechem tapeciary. Chyba załapał aluzję.
- Cześć. - facet podał mu rękę. - Britney zwykle taka jest? 
- Taak, czasami mamy jej dosyć, ale jakoś dajemy radę. Przesłodka jest. - Jimmy poczochrał mi włosy.
- No co ty robisz? Wiesz ile ja tą fryzurę układałam? Zapłacisz mi za fryzjera! - wrzasnęłam. Wyjęłam szybko telefon i zaczęłam przeglądać się w wyświetlaczu, żeby poprawić włosy. Widziałam, że Rev pokręcił głową ze zrezygnowaniem i popukał się palcem w czoło. 
- A co, spodobała ci się nasza Britney? - zapytał. 
- Wygląda zajebiście.. 
- Tylko w głowie nie to co trzeba nie?
- Dobrze powiedziane.. mówiła, że tylko wodę wam nosi. I że jest kochanką Gatesa.
- Piwo nam nosi, a nie wodę. No, Gates ją chwali, niezłe tricki zna podobno, jeśli wiesz o co mi chodzi. 
Aiden wytrzeszczył oczy i ledwo wydukał, że wie o co chodzi. Siedziałam, szczerzyłam się jak debilka i słuchałam jak rozmawiają o Britney. Po chwili podszedł do nas prawdziwy kelner i zapytał, co chcemy do picia. O, mam pole do popisu.
- Panowie, panowie! - machnęłam rączką. - Chyba kobiety mają pierwszeństwo, nieee? - zapytałam, bo Rev już zaczął zamawiać. - Panie kelnerku, ja poproszę Sex on the beach. - puściłam mu oczko. - Z parasolką, wisienką i różową słomką, okeeej?
- Jasne, już się robi. - pokiwał głową i spojrzał w mój dekolt. Chłopaki też coś zamówili, a gdy kelner poszedł znów zaczęli gadać. 
- Widzisz jak wyrywa wszystkich dokoła? 
- Przepraszam się James, ale ja tu jestem, więc może z łaski swojej, nie mów o mnie w trzeciej osobie, cooo? - odezwałam się.
- To ty znasz takie słowa? - zdziwił się Rev.
- Aiden, słonko, nie przejmuj się nim. W ogóle nie słuchaj, co on mówi..
- Proszę bardzo, drink dla pięknej pani. - przyszedł kelner i podał mi picie. Przy okazji znów spojrzał mi na cycki. Aiden gapił się tam od dłuższego czasu, aż miałam ochotę go kopnąć. 
- Britney? 
- Tak, złotko? - spojrzałam na Aidena.
- Nie umówiłabyś się ze mną na wieczór?
- Na wieczór.. nie no.. mam być u Brianka dziś..
Nie dokończyłam, bo Rev ryknął opętańczym śmiechem.
- Człowieku dałeś się nabrać!! - śmiał się dalej. - Ja już nie mogę!
Ja też nie wytrzymałam i zaczęłam się chichrać. Mina tego faceta była jedną z najlepszych jaką widziałam, nawet Johnny sie nie umywa, a to przecież master głupich min. 
- Ten metal ma się nazywać Britney? Matko, ja to bym zmienił imię. - wyszczerzył się jak już ochłonął.
- Ariana jestem. - wykrztusiłam. Mieliśmy z Revem niezłą bekę, a tamten chyba nadal nie wiedział, o co chodzi.
- Wiecie co.. ja chyba pójdę. Trzymajcie się. - uciekł.
- O matko, co za przyjeb.. - Rev wywrócił oczami. - I do tego bezczelnie gapił się na twój biust. - skrzywił się. 
- Oj przestań. - spojrzałam na drinka. - I ja mam to wypić?! Różową słomką? No przesadziłam z tym. - wyjęłam parasolkę i słomkę. Wzięłam w palce wisienkę i przyłożyłam ją do ust Reva.
- Chcesz owocka? - zapytałam jak dziecko. 
- Chcę. A tak w ogóle, to deszcz pada. - pokazał na okno.
- No i co?
- Psuje nam to wieczorne plany. - obrzucił mnie wymownym spojrzeniem.
- W łóżku jest wygodniej. - wzruszyłam ramionami. - A poza tym, to nie musisz czekać.
- To chodźmy. - położył piątkę na stole i pociągnął mnie za rękę.
- Jak sobie życzysz, czarodzieju.