niedziela, 30 września 2012

31. red, red wine, stay close to me.

specjalnie dla kaleki, która leży potłuczona w łóżku - Joanny, jest post ;)

*

- I co powiedziała? - usłyszałam zza drzwi pokoju.
- Niezmiennie, że masz spierdalać. - odezwał się drugi głos, należący do Johnnego, który właśnie ode mnie wyszedł.
- A w dupie to mam! - krzyknął Rev. Drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich zobaczyłam Jimmiego, a z tyłu Johnnego, który robił przepraszającą minę.
- Nie mogłem go zatrzymać. - rozłożył ręce.
- Słuchaj mnie. - Jimmy podszedł do mnie blisko. - Wiem, że źle zrobiłem. Wiem, że nie powinienem był nawet pisnąć słówka o łóżku. Wiem, że jestem kretynem. Masz pełne prawo się na mnie wkurzać. Tylko, że ja nie mogę już wytrzymać. Obiecuję, że nigdy więcej nie powiem nic takiego. Obiecuję.. na wszystko. Co tylko będziesz chciała to zrobię, tylko mi wybacz. - jego głos z donośnego przeszedł w błagalny szept. Nie odpowiadałam przez dłuższy czas. Był zbyt blisko, bym mogła się opanować. Ciepło jego ciała biło w moją stronę, a jego zapach mnie otumaniał. Po chwili nie pragnęłam niczego innego, jak przytulić się do niego i zapomnieć o tych słowach, które mnie zraniły. Jednak udało mi się powstrzymać. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w niebieskie oczy.
- Teraz ty słuchaj mnie. Była dziewczyna zawsze będzie tematem, przy którym będę się wkurzać, szczególnie jeśli będziesz ją wychwalał pod niebiosa. A to z łóżkiem.. to mnie zabiło. Nie wiem.. jeśli masz z tym jakiś problem, chcesz coś zmienić to powiedz, a nie wyjeżdżasz mi z tym, jak to z Leaną było fajnie. Wiesz jak to boli? Staram się być dla ciebie idealna, kocham cię takiego, jakim jesteś, a nawet Leana cię takiego nie kochała. Pamiętasz, co mówiła? Powiedziała ci, że masz nie po kolei, a pod koniec była z tobą tylko po to, by pomóc swojej karierze. Ja nie mam kariery, nie mam nic, co mogłoby być lepsze od ciebie i dobrze o tym wiesz.. a wygadujesz takie.. - zacięłam się. Całą siłą woli odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.
- Ja.. przepraszam.. Ariana. - znów podszedł i wziął moją twarz w dłonie. - Nie jestem najlepszy w przeprosinach i w tego typu rzeczach. Myślałem, że przez tyle lat poznałem cię już na tyle, że mnie nie zaskoczysz, a tymczasem zaskakujesz na każdym kroku. Bałem się tego, dlatego tyle czasu zwlekałem. Bo byłem pewny, że jak coś odwalę, albo coś się stanie, to nie będę sobie umiał poradzić i będzie tak, jak zawsze było: koniec z nami, do niezobaczenia. 
- Myślisz, że z tobą zerwę? 
- Szczerze mówiąc, na początku od razu o tym pomyślałem.. - spuścił głowę.
- I co, mogłabym tutaj być? Jechać dalej w trasę? Dalej rozkładać ci perkusję i patrzeć na to, co miałam przez chwilę, a co rozwaliły głupie słowa? 
- Myślę, że nie. Ja będę walczył. Będę walczył o ciebie. 
- To chyba dobrze.. - uciekłam wzrokiem.
Pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. Nie odwzajemniłam uśmiechu, ale nadal wpatrywałam się w jego oczy. 
- To już zgoda? 
- Chyba tak.. ale więcej mi tak nie rób.
- Nie zrobię. Chciałbym cię.. porwać. Zgodzisz się? - zapytał niepewnie.
- A mam wybór?
- Nie bardzo. - uśmiechnął się, wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wyszliśmy z pokoju, a potem z hotelu, trzymając się za ręce. Mijaliśmy różne sklepy, jakieś kluby, nawet widziałam ze dwa burdele. Szczerze mówiąc, to myślałam, że wejdziemy do jakiegoś baru, napijemy się piwa i zapomnimy o wszystkim, więc niezmiernie się zdziwiłam, kiedy weszliśmy do przytulnej kawiarni w rogu ulicy. 
W środku było ciepło, a różne zapachy tworzyły niesamowitą mieszankę i sprawiały, że człowiek od razu się odprężał. Na podłodze stały niskie stoliki i zamiast na krzesłach, siadało się na wielkich, czerwonych i puszystych poduszkach. Panował tam nastrojowy półmrok, a w tle sączyła się spokojna muzyka. Wybraliśmy sobie stolik w najciemniejszym kącie i usiedliśmy na poduszkach. Za chwilę podszedł kelner, zapalił świece, przyjął zamówienia i poszedł. Nie odzywałam się, Rev też. Wpatrywałam się w swój kieliszek wina, a w głowie miałam kompletny mętlik. Ja nie wiem.. Siedzieliśmy tak bardzo długo, w ogóle się do siebie nie odzywając. Ja nie miałam ochoty zaczynać, a Jimmy chyba nie chciał mnie poganiać i po prostu czekał. Po dłuższej chwili dostaliśmy nasze desery. Zamówiłam sobie kompletnie zapychającą górę lodów waniliowych z bitą śmietaną. Miałam na nie ochotę już od jakiegoś miesiąca, a nigdy nie było czasu, by porządnie się nimi uraczyć. Podczas jedzenia też nic nie mówiliśmy. Przez chwilę naszła mnie myśl, że zachowujemy się jak idioci, albo jak para w separacji, bo nie rozmawiamy, nie patrzymy sobie w oczy i nie miziamy się jak wszystkie pary wokół nas. Muzyka grająca w pomieszczeniu powoli niwelowała napięcie między nami. Ja zaczęłam zachowywać się normalnie, rozluźniłam się i zrelaksowałam. Zapomniałam o wszystkich stresach. Odłożyłam łyżeczkę i po raz pierwszy odezwałam się do Jimmiego.
- Możesz usiąść obok mnie?
Nie odpowiedział, ale od razu przesiadł się na moją poduszkę. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a potem jego ręce powędrowały ku mojej twarzy. Złapał ją w dłonie i złożył na moich ustach czuły pocałunek. 
- Przepraszam. - szepnął, a potem przytulił mnie do siebie. Objęłam go w pasie, oparłam głowę na jego torsie i zamknęłam oczy.  

środa, 26 września 2012

30. let me drive

trzydziesty post już, szybko zleciało. pruję jak motorynka..
mam fazę na Papa Roach, kurde dnie i noce zarwane :)

*
- Tak, tak, tak, tak, tak! Nareszcie! Jedziemy na kolejną przygooodę! - Zacky szczerzy się do każdego. W busie jest nas dziewięć osób bez kierowcy. Kolejny koncert za dwa dni, za 400 mil. Syn gada z Shadsem i Val, Zacky, Jason i Matt grają w karty, Rev chyba śpi, a Johnny słucha muzyki. Ja za to leżę w swoim kojcu i liczę kropki na poduszce. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić i przypomnieliśmy sobie to całe jeżdżenie. Za nimi już miesiąc koncertowania, a za mną miesiąc noszenia, składania, rozkładania i znów noszenia perkusji. Jutro Seattle! Będziemy jechać cały dzień i całą noc. Shadows, wygodniś zaczął coś marudzić o samolotach, ale szybko wybiliśmy mu to z głowy. Mielibyśmy rezygnować ze wspólnej jazdy, dokuczania sobie nawzajem i śmiania się z Zackyego dla paru godzin w samolocie? Nigdy. 
- Mała, śpisz? - usłyszałam głos Reva.
- Nie. - mruknęłam, a po chwili Rev już pakował się do mnie. - Nie wiem czy zauważyłeś, ale tu jest trochę za mało miejsca na nas dwoje. - spojrzałam na niego wymownie. 
- Nie marudź. - przyciągnął mnie do siebie.
- Przecież nie mówię, żebyś spadał. 
- Jakaś zimna jesteś.. umarłaś jak nie patrzyłem, czy co?
- To mnie ogrzej. - zaśmiałam się cicho.
- Wiesz co.. yhm.. - poruszył się niezręcznie. 
- No co?
- Yyy.. tylko spokojna bądź, dobra?
- Mów.
- Odezwała się do mnie Leana.
- Co? Ta paździorka? - pisnęłam.
- Oj, nie nazywaj jej tak.. 
- A jak? Zawsze miała do mnie wąty i pretensje, a ty jej broniłeś, bo to twoja ukochana wielka była. I co, teraz mam ją wspominać z rozrzewnieniem? 
- Nie przesadzaj.. nie była taka zła. Czepiasz się.
- A może ty ją tak wspominasz? - skrzywiłam się. 
- No, taak, przecież to moja wielka ukochana była. - przerzeźnił mnie. 
- I co? Mówiła jak jej źle bez ciebie? Wzdychała? Pewnie wspominaliście jak cudownie było..
- .. w łóżku. - dokończył za mnie. Zmroziło mnie.
- Jaasne. Bo przecież wielki Sullivan potrzebuje dziwki żeby się zaspokoić. - zwęziłam oczy. - Weź te ręce.. - chciałam odepchnąć go od siebie, ale trzymał mnie mocno.
- Robisz wielki problem, to tylko była, a ty już szalejesz. - warknął, przysuwając się blisko. 
- To AŻ była i dobrze wiesz, że o nią zawsze będę robić problem. Nagle, po roku przypomniała sobie o sławnym byłym, bo uwierzę, że zatęskniła.
- Rozmawialiśmy, jak ludzie. Bo, nie wiem czy wiesz, ale jak ludzie się długo nie widzą, to rozmawiają.
- Spotkaliście się? - zapytałam nagle. Nie odpowiedział. - To znaczy tak.. fajnie. - pokiwałam głową i zaczęłam przepychać się, by wyjść.
- Chwilę się widzieliśmy, na tym spotkaniu z Kerrangiem, uspokój się.
- To dlatego nie chciałeś żebym z wami jechała! 
- Nie wiedziałem, że ona tam będzie!
- Wymówki.. weź już nawet nic nie mów.. nie chcę tego słuchać, bo się przejmę i będę łazić i ryczeć przez ciebie. Wypuść mnie. - starałam się mówić spokojnie, ale wszystko we mnie wrzeszczało. 
- Po prostu nie rób takiej afery..
- Nie robię afery! - wrzasnęłam, aż się cofnął.
- Ej! Co to za krzyki? - Shadows aż wstał. Trzęsąc się i zaciskając zęby wygramoliłam się z kojca i skierowałam się w stronę kanapy. 
- Czekaj, czekaj.. - Matt złapał mnie wpół i przyciągnął z powrotem do Reva. - Co znowu się dzieje?
- A jego zapytaj, bo mu się byłej zachciało! I puszczaj mnie, bo muszę iść i powkurwiać się trochę. - wyrwałam się i pomaszerowałam aż na drugi koniec busa. Usłyszałam jeszcze 'no kurwa' w wykonaniu Reva i 'zjebałeś, stary' w Shadowsa. Warknęłam pod nosem i wcisnęłam się w jakiś kąt. Czy ja taka słaba w łóżku jestem, czy on ma jakiś problem czy rzeczywiście znów ja przeginam? No, ale jak ja mam nie być zazdrosna i nie przeginać, jak kurde, ona jest ode mnie lepsza we wszystkim! Ładna jest, towarzyska, imprezować kocha, no z Revem idealna para. A on mnie jeszcze przedrzeźnia i nabija się z tego.. i uważa, że spotykanie się z byłą to nic takiego. Świetnie. To po co tu ja? Bo jestem blisko, na wyciągnięcie ręki? Tylko, że kurwa, ja się w nim zakochałam! 
Ukryłam twarz w dłoniach i pozwoliłam paru łzom opaść na wykładzinę. Po chwili usłyszałam ciche kroki.
- Ari.. 
- Weź idź.. - zachrypiałam. 
- Nie mogę.. 
- Możesz. Użyj nóg i spadaj. 
- Przepraszam.. słuchaj.. no to nie było fair. 
- Co ty nie powiesz.. - chlipnęłam.
- Płaczesz? 
- Nie, kurwa, kwiatki podlewam! Dajże mi spokój, nie chcę z tobą teraz gadać.
Położył mi dłoń na policzku, uniósł moją twarz i otarł łzę kciukiem. Usiadł obok i czekał. Czekał aż zdecyduję się choć trochę do niego przysunąć. 

niedziela, 23 września 2012

29. shopping's always okey.

niech żyje wooolność, wolność i swoboda! niech żyje zabawa i dziewczyna młooda! 
tak wiem, zgłupiałam :D potrzebuję oddechu, świeżego powietrza, bo się zaduszę w tym moim małym kręgu. wyjeżdżam. gdzie? w pizdu :D
a tak serio, to daję post, z dedykacją dla wszystkich, którym chce się komentować :)

*

Premiera płytki. Jezu, jak ja na to czekałam. A za chwilę trasa. I pół roku z życia wyjęte. Za dwa dni dokładnie zaczynamy wyjazd, a ja skaczę po domu, pakuję wszystko i nie mogę się doczekać. Val z nami jedzie, to bardzo dobrze, bo bez niej to bym się zabiła z samymi facetami. Ona sama mówi, że jak zaczynali, a mnie wtedy jeszcze nie było, to ledwo uchodziła z życiem przez codzienne wygłupy i picie. Chłopaków nie ma prawie w ogóle w domach, łażą po studiach, dają wywiady, promują płytę. Cieszę się ich szczęściem. Jimmiego widzę raz na dzień i to wieczorem, kiedy jest tak padnięty, że zasypia na stojąco. Wyganiam go wtedy do siebie i nawet mówię, żeby nie przychodził, tylko odpoczął, ale on ma to w dupie i pakuje mi się do mieszkania. Mówi, że nie może spać, jak się do mnie nie przytuli. Kretyn. Kochany kretyn.
Wróciłam od Leo, tego od tatuaży. Wygonił mnie, bo stwierdził, że nie będzie tatuował skoro jestem świeżo po. No po prostu.. głupek. Ale dobra, w końcu to on się tu zna na rzeczy. Nie mam co robić. 
Zdążyłam o tym pomyśleć i zadzwonił mój telefon. Rzuciłam się na niego jak idiotka i wyszczerzyłam się do siebie, widząc, że to Val.
A:- No co tam? Stęskniłaś się? A może chcesz do mnie przyjść? Albo wyjść? Albo porobić cokolwiek, bo zaraz zwariuję? - roztrajkotałam się na przywitanie.
V:- Yyy.. chciałam zaproponować małe zakupy. Widzę, że nakręcona jesteś, więc pewnie się zgodzisz. - zaśmiała się.
A:- Już do Ciebie idę, tylko wezmę dużo kasy. - powiedziałam szybko i rozłączyłam się. Porwałam ze stolika małą torbę, wrzuciłam do niej portfel, telefon i klucze i niemal wybiegłam z domu, wcześniej zamykając drzwi na siedem zamków. W pięć minut dotarłam do domu Sandersów i wpakowałam się do środka nawet nie pukając. Shadowsa nie ma w domu, jest dziś na jakimś wywiadzie z chłopakami. Podobno strasznie ważny, więc nawet kazał nam nie dzwonić do nich. 
- Już idę, nie gorączkuj się tak! - krzyknęła do mnie Valary, kiedy trzasnęłam drzwiami przy wejściu.
- Wcale się nie gorączkuję, po prostu idziemy na zakupy. I na ciacho. Chcę iść na ciacho, pójdziemy na ciacho? - stanęłam w progu pokoju i obserwowałam szykującą się Val.
- Możemy iść, przytyjesz trochę przynajmniej, kościotrupie jeden. - zarechotała. 
- Nie przesadzaj.. - mruknęłam i spojrzałam w dół, na swój brzuch. 
- Nie patrz na to, czego nie ma. - Val rzuciła we mnie jakąś bluzką i zaśmiała się głupio. - Chodźmy już, bo jak chłopaki wrócą, to nie dadzą nam nigdzie się ruszyć. 
- No dokładnie, będzie tylko: podaj piwo, dobra kobieto. 
Po dłuższej chwili wyszłyśmy wreszcie i samochodem Val podjechałyśmy do galerii. Mogłyśmy pójść, ale nie ma z nami chłopaków i nie będzie miał kto za nas toreb nosić, więc postawiłyśmy na kompletne lenistwo i wygodę. Pierwsze parę sklepów było totalnie bez sensu. Minęłyśmy je bez słowa. Potem zaczęła się rzeźnia. Bluzeczki, koszulki, podkoszulki, spodenki, leginsy, butki, majteczki, staniczki, skarpetki, no wszystko co się da. Wkręciłam się. Jak normalnie nie lubię przymierzania pięciuset rzeczy naraz, tak teraz chyba oszalałam, bo latałam do przymierzalni co pięć minut. Ale może to wina tego sklepu, bo niemal wszystko było w nim takie, jak lubiłam, czyli wygodne, czarne, z ćwiekami i takie.. zajebiste. Oczywiście Val zaciągnęła mnie do sklepu z bielizną. Sama własnoręcznie wcisnęła mnie do przymierzalni i przynosiła mi komplety, bo według niej nie mam w tych sprawach zielonego pojęcia. Zbuntowałam się chyba po szóstym komplecie i wybiegłam z przymierzalni i sklepu, nim zdążyła mnie powstrzymać. Z butami też nie było lekko. Co chwila miałam na nogach inne szpilki, a że nie umiem w nich chodzić, to nie zgadzałam się by sobie kupić chociaż jedne.
- A jak pójdziesz na jakąś galę czegoś tam, to co myślisz, że założysz? Trampki? Kupuj to i bez gadania mi tu, bo naskarżę Jimmiemu i on się tobą zajmie! - ot, tym jednym wywrzaskiem Val sprawiła, że kupiłam sobie dziesięciocentymetrowe platformy. Jebnę chyba.. i to dosłownie. Po czterech godzinach nie marzyłam o niczym innym jak o obiecanym ciachu. Wyniosłyśmy wszystkie torby z zakupami do samochodu i poszłyśmy do kawiarni. Zamówiłyśmy mokkę i wielkie kremówki i szczęśliwe, zaczęłyśmy gadać o trasie i tym, co nas czeka. Nagle przypomniałam sobie tekst, którym Valary przekonała mnie do kupna butów.
- Ej, a ty skąd wiesz, że ja pójdę na jakąkolwiek galę?
- Bo ja wiem wszystko. Nie interesujesz się niczym, tyle ci powiem. Pod koniec trasy jest EMA, dziecko. Uświadomię cię, że będziesz musiała na to iść, bo zespół dostał nominację za płytkę. Matko, ale będzie zabawa! Będę mogła cię ustylizować tak, jak będzie mi się podobało! Będziesz księżniczką ciemności! - wykrzyknęła, prawie wylewając na siebie kawę.
- Ty żartujesz, nie? - spojrzałam na nią z przerażeniem, ale już przeczuwałam jaka będzie odpowiedź.
- Absolutnie nie. A najlepsze jest to, że Jimmy dał mi pozwolenie. - uśmiechnęła się wrednie.
- Wy tu wszyscy chyba macie mnie za kompletną sierotę życiową, co? 
- Tylko troszkę. 
- Wiedziałam.. jeszcze mi powiedz, że jestem mała..
- Bo jesteś. Mała i wredna, ale ostatnio łatwiej cię utemperować.. czyżby Rev maczał w tym paluchy?
- Łatwiej mówisz? Ja tam jakoś nic nie zauważyłam.. Rev to macza paluchy.. ale gdzie indziej, więc siedź cicho i się nie wypowiadaj. - wyszczerzyłam się obleśnie.
- Jesteś zboczona! - wykrzyknęła.
- Tak, to też zasługa Reva.

czwartek, 20 września 2012

28. who's there?

zaczęła się szkoła, całodzienne przypominanie o maturze i zabieranie kompa, więc znikam co chwila :) dziś tak chilloutowo, have fun :)

*

Oglądam sobie zdjęcia już od dobrej godziny. Tak sobie uzmysłowiłam, że ja nie mam żadnej rodziny. Babcia już dawno nie żyje, rodzice też. Żadnych ciotek i wujów nie pamiętam, ani też żadni się do mnie nie odezwali. Jakby mnie zabili to nikt by nie zauważył. No, nie licząc ekipy. W ogóle to nie widziałam się z nimi już dość długi czas. Znaczy się z chłopakami, bo z Val, Geną i Missy, to często się spotykamy. Syna ostatnio widziałam jakieś dwa tygodnie temu w studiu. Z tydzień też nie widziałam Jimmiego i jakoś nie jest mi do śmiechu z tego powodu, ale nie chce mi się za nim łazić jak ta kocica. Fundnęłam sobie nowe tatuaże, chociaż, jak Leo stwierdził, czacha się ledwo wygoiła. Mam teraz na ramieniu, tuż pod deathbatem śliczną łapę potwora z długimi szponami, który tak jakby trzymał ten niebieski tatuaż. Mam też biegające pajączki tarantuli od ramienia w górę szyi. Jest genialnie, będzie rękaw. W ogóle to się nudzę. Mogłabym nawet gdzieś pracować.. ale mi się nie opłaca. Mam wystarczająco kasy, a jakby się zaczęły wyjazdy, to bym musiała rezygnować. Zresztą nawet mi się nie chce. Może się na jakiś fitness.. a fajnie. Nie mogę. 'Żadnego wysiłku fizycznego ponad pracę!'. Lekarz z odwyku. Jakby się dowiedział, że normalnie noszę perkusję, zasapuję się i biegam, to sam by mnie zabił. Może i nie czuje się czasami zbyt dobrze, ale, no kurde, co ja będę na dupie siedzieć?! Na ostatniej kontroli, trzy lata temu, stwierdził, że do końca życia już będę musiała uważać, bo nadwyrężyłam sobie organizm prochami i on się już nigdy nie zregeneruje. 'Już zawsze będziesz delikatna'. Ja pierdolę. Fakt, szybko się męczę, ale no bez przesady. Chyba, że nie dostrzegam wagi problemu, ale do cholery, minęły już cztery lata! 
Ktoś się do drzwi dobija. Lol, nie wychodzę z domu już jakieś trzy dni. To mało, jak na moje możliwości. Powlokłam się do drzwi i otworzyłam je. 
- No i co się nie odzywasz?! - wydarł się Rev na przywitanie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Bo ty się nie odzywasz. Nie narzucam się..
- Jedyna osoba, która może mi się narzucać to właśnie ty, więc nie pieprz i wpuść mnie.
- Dobra, mistrzu. - przesunęłam się i wpuściłam go do domu. Porozglądał się trochę, zdjął kurtkę, rzucił ją na kanapę i spojrzał na mnie wymownie. 
- Czemu siedzisz sama?
- A z kim mam siedzieć? Przecież spotykam się z dziewczynami i w ogóle, do miasta chodzę.
- Może inaczej.. czemu nie siedzisz ze mną?
- Bo ty musisz tworzyć. Nowa płyta ma być genialna. Nie chcę przeszkadzać.
Wywrócił oczami i podszedł do mnie. Przez chwilę przyglądał mi się badawczo, aż wreszcie dostrzegł chyba tatuaże, bo podwinął mi rękaw bluzki i pokiwał głową.
- Ładne, te pajączki też, ale ja się ich boję. - uśmiechnął się kpiąco. Arachnofobik zakichany. - A poza tym, to co ty w ogóle gadasz? Przeszkadza to mi Pinkly, ale ty? Nigdy mi nie przeszkadzałaś, a jeszcze pomagałaś. Wena mi wraca.
- Dobra, zrozumiałam. Weź mnie przytul, a nie ględzisz jak stara..
- Zamknij się mała. - prychnął i przytulił mnie do siebie. Brakowało mi tego, nie powiem. - Masz lody? - zapytał nagle.
Parsknęłam śmiechem w jego tors. 
- Chyba są. Ale ja bym chciała co innego. - powiedziałam po namyśle. 
- Co?
Uśmiechnęłam się tylko tajemniczo. Kurde, jestem od niego niższa o głowę! Wspięłam się na palce, ale on się odsunął i pociągnął mnie na kanapę. Rozłożyłam się prawie na całej i już miałam się obrażać, jak Jimmy wyłożył się na mnie całym ciężarem. Zbliżył się trochę. 
- Weź mnie nie denerwuj, co? - warknęłam.
- Fajnie ci się nos marszczy jak się złościsz. - zarechotał.
- Możesz mnie wreszcie pocałować, a nie gadać bez..
Przerwał mi właśnie pocałunkiem. Głupi samiec. 
- Muszę powiedzieć chłopakom, że chyba nie wrócę do studia. - oderwał się ode mnie. - Nie chce mi się tam już siedzieć, a tu mam zajebiście lepszą alternatywę. - osunął się i położył głowę na moich piersiach. - Wygodnie. - stwierdził. 

wtorek, 18 września 2012

27. show must go on!

witam po przerwie :) daję post, troszkę krótki, ale potem, jak już ogarnę się ze wszystkim to będą dłuższe. enjoy :)
*

Trwa koncert. Siedzę z Mattem i Jasonem na backstageu i słuchamy jak się tam wydzierają, co chwila komentując. Val odmówiła przyjazdu tutaj, no trudno. Shads już odwołał tamtą sesję, mam nadzieję teraz, że wymyśli coś by się wreszcie pogodzić, bo nas wszystkich już to zaczyna nieźle denerwować. Matt zachowuje się normalnie, olał to po prostu, a Valary warczy na wszystkich. Świetnie. 
Zastanawiam się trochę po cholerę nas tu ciągnęli. Metallica ma przecież swoich technicznych, mogli im po prostu pomóc, ale nie, wygodnisie wolą jak my to robimy. Czeka mnie więc jeszcze rozmontowywanie bębnów i parę kursów, by zanieść je do busa ze sprzętem.
Po jakiejś godzinie chłopaki zeszli do nas skacząc i głupiejąc. Zamieniliśmy z nimi kilka słów i poszliśmy na scenę robić swoją robotę. Zdejmując gary, pogadałam trochę z Tonym, technicznym Metalliki też od perkusji. Potem zaczęło się latanie i ustawianie żeby się zmieściło. Kiedy wreszcie skończyłam, spojrzałam szybko na scenę. Rany, kiedy oni to zdemontują.. dobrze, że nie miałam właśnie takiej roboty. Wróciłam na backstage, bo chłopaki jeszcze coś tam robili. Przed drzwiami zadzwonił mój telefon, odeszłam kawałek i odebrałam.
A:- Cześć Val, co tam chciałaś? - zaczęłam wesoło.
V:- No cześć.. - chlipnęła.
A:- Co się stało?
V:- Dzwoniłam do Matta, ale nie odbiera.. głupio trochę zrobiłam tak się na niego wydzierając, no i chcę go przeprosić.. ale on odrzuca połączenia.. 
A:- Spokojnie. Zaraz do niego pójdę i mu powiem, okej?
V:- Dzięki..
A:- To nie płacz już, wszystko będzie okej, przecież wiesz.
V:- No wiem.. 
A:- To pa, czekaj na telefon. - pożegnałam się i poszłam do naszego pokoju. Zastałam bardzo ciekawą sytuację. Syn z Johnnym przytulali się z Revem, Zacky siedział rozwalony na kanapie, a Shads buszował w internecie. 
- Yyy, nie chcę przeszkadzać.. - uśmiechnęłam się lekko.
- Bez skojarzeń, Rev ma napad na sentymenty. - wyszczerzył się Syn. Minęłam ich i podeszłam do Shadsa.
- Ej, ty weź odbieraj jak Val dzwoni, co?
- Niby po co, żeby znów się wydarła? - spojrzał na mnie.
- Już nie będzie się wydzierać. Dzwoniła do mnie i płakała, że nie odbierasz, chce cię przeprosić.
- Serio?
- No tak! Zadzwoń do niej i się pogódźcie wreszcie!
- Okej.. - westchnął, zgarnął telefon i wyszedł, przedtem klepiąc Reva po plecach. Usiadłam obok Zackyego, a ten zaczął mi zdawać relację, z tego, co tu zaszło.
- Ogólnie to miał głos, jakby się poryczał. - podsumował.
- Wcale nie! - odezwał się Jimmy. - Ari chodź do nas. - powiedział przytłumionym głosem. Podeszłam i wepchnęłam się między Syna i Johnnego.
- Co chcesz?
- Ty też jesteś dla mnie ważna.
- Znów się zaczyna. - Gates uśmiechnął się znacząco. Rev go zignorował i mówił dalej.
- Bardzo, bardzo ważna. Rok temu byłaś tylko przyjaciółką, a teraz jesteś też kobietą. - pociągnął nosem.
- Kobietą to byłam od urodzenia, odkrywco. - uniosłam brew, a Syn z Johnnym zaśmiali się krótko.
- Oj, czepiasz się, dobrze wiesz, o co mi chodzi. A w ogóle.. - wciągnął gwałtownie powietrze. - to chyba cię kocham. - powiedział na wydechu. Zacisnęłam usta w uśmiechu. Syn i Johnny puścili Reva, a ten wyrżnął we mnie i przytulił mnie mocno.
- Co on pił? - zapytałam cicho chłopaków.
- No właśnie, chyba nic. - Zacky wzruszył ramionami.

piątek, 14 września 2012

26. relax, take it easy

wyjeżdżam i nie będzie mnie do wtorku chyba, więc daję kolejny post. tylko się nie przyzwyczajać :)

*

Wielkimi krokami zbliża się upragniony przez chłopaków koncert z Metallicą. Synyster skacze i piszczy już tylko o tym, bo to jego największe marzenie. Poznałyśmy go z Val z taką jedną dziewczyną, ale on tylko się do niej uśmiechnął i poszedł. Val ostatnio też szału dostała, bo Shadows powiedział, że mają sesję zdjęciową z dziewczynami. Znaczy z modelkami. Val i tak już ledwo wytrzymała klip do Bat Country, ale teraz to po prostu była niemal furia. Nie odzywają się do siebie już dwa dni. Gena też nie jest z tego powodu zadowolona, a Missy chyba to wisi. Mi też, szczerze powiem. Jason stanął za Shadsem murem i powiedział, że to tylko sesja, a nie jebanie na ekranie. Całą siłą woli powstrzymywałam wtedy śmiech. Jimmy mnie zadziwił, bo też nie był zachwycony tą sesją. Powiedział, że nie chce mu się patrzeć na te wszystkie wypinające tyłki panny. A one jeszcze będą go dotykały, zrobią im zdjęcia, a te pójdą w świat. 
- Okropieństwo.. jak Madonna wśród facetów.. no męska dziwka.. - mamrotał pod nosem. 
- Zamknij się wreszcie, próbuję odespać. - mruknęłam do niego. Wczoraj siedzieliśmy do rana i rozpracowywaliśmy moje twory na coś lepszego. Niby mogliśmy tego nie robić, ale jakoś nas wciągnęło. Szczególnie, że piwa było pod dostatkiem, a Jimmy chyba miał wenę. Teraz jest jakaś dziewiąta wieczorem, na dworzu ciemno, a ja nie spałam ani chwili, bo musiałam się spakować. 
- Nie rozumiem Shadsa, czemu się tak podnieca tą sesją. Jakby powiedział to jakoś spokojnie, beznamiętnie to by Valary nie histeryzowała.. a jemu prawie stanął jak o tym mówił. Tak samo było z tym teledyskiem.. co za kretyn.. - zignorował mnie i dalej mówił.
- Miałeś być cicho.
- Muszę trochę pomarudzić, no.. i chcę juz koncert. 
Mruknęłam przeciągle i zakryłam jego twarz moją poduszką. Koncert za tydzień, jutro wyjeżdżamy do Sacramento, muszę się wyspać!
- Weź to, nie widzę cię.
- Nie musisz. 
- Muszę. 
- Nie i zamknij się.
- A wiesz, że jak wydamy płytę i pojedziemy w kolejną trasę, to już nie będzie tak samo jak na ostatniej? Już nie będę się tyle nudził w tourbusie.. będę cię męczył - zarechotał. Nie wytrzymałam, zerwałam się i usiadłam na nim.
- Zamkniesz wreszcie twarz, czy mam ci pomóc? - warknęłam. Uśmiechnął się.
- Możesz pomóc. - powiedział zawadiackim tonem. Pochyliłam się i ugryzłam go w szyję, a potem przysunęłam swoją twarz do jego. Zakryły nas moje włosy. - Zapoczątkowałem wampiryzm.. to chyba niezdrowe, ale za to jakie przydatne. - śmiał się. Zrobiłam zdziwioną minę, a on przekręcił się i znalazł się nade mną. Bardzo wygodne, nie ma co. Jego ręce znalazły się na moich piersiach.
- Teraz ci się zachciało? Nie spałam od.. długo! - zrobiłam minę.
- Mam to gdzieś. - zamruczał. - Ja tu panuję.
- Chyba śnisz! - zaczęłam się wyrywać.
- Nie sądzę.
Przerwał mi zamiar połaskotania go w bok swoim pocałunkiem. Przez ten krótki czas, kiedy jesteśmy razem, zauważyłam, że on rzadko wychodzi z inicjatywą. A że ja raczej też nie kwapię się do tego, to jakby ktoś nas obserwował, to by się nie domyślił, że jesteśmy parą. Tak przynajmniej stwierdziła Gena, która cmoka się z Zackym kiedy popadnie. Dotykać mnie wszędzie, tam gdzie nie powinien też i przytulać jak misia, to Rev lubi i robi co chwila, ale całować się.. wyjątkowe okazje, tak to można nazwać. No, może nie takie wyjątkowe, ale nie tak częste jak u Zackersa.
Rev zsunął się i obcałowywał każdy skrawek mojej skóry, która nie była zasłonięta bluzką. Zresztą za chwilę jej się pozbył, a jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć, ale odepchnął moje ręce.
- Leż i czuj euforię. - powiedział dziwnie, ale gdy znowu zaczął mnie całować, odechciało mi się o tym myśleć. Po chwili w pokoju słychać było tylko nasze głośne oddechy.

25. epic win

nostalgia powróciła. In Flames - The Attic dzięki M.
ktoś sprawia jednak, że lekki uśmiech pojawia się na moich ustach.
dzięki za komentarze i fajne rozmowy na czacie :)
kolejny odcinek pewnie dam dopiero we wtorek :)

*

- Ale na pewno?
- Tak.
- Tak oficjalnie?
- Tak.
- NARESZCIE! - ryknął Syn i rzucił się wyściskać Jimmiego. Spojrzałam na niego z rozbawioną miną. Dzieciak. - Podajcie sobie prawe dłonie! - rozkazał. Spojrzałam na Reva i podałam mu prawą dłoń. - Udzielam wam mojego błogosławieństwa. Mojego boskiego, Synysterowego błogosławieństwa. Idźcie w pokoju. - wyszczerzył się. 
- Ej, no, ale to nie ślub, ja nie chcę wychodzić za mąż. - wyrwałam rękę i opadłam na krzesło.
- Ha, a ty myślisz, że ja cię tak łatwo wypuszczę? Wpadłaś w moje macki, nie ma odwrotu. Wspomnisz te słowa za dwadzieścia lat! - Jimmy założył ręce.
- Aaaaahahahahaha, Rev chce zostać niaaaańką, niaaańką, będzie miał śmierdzące smrody, będzie za nimi bieegał, aaaahahaha.. - Syn z Shadsem zanosili się śmiechem.
- Wybacz Sanders, uświadomię cię, ale to ty masz żonę. - uniosłam jedną brew. Valary odchrząknęła, a Shadows spoważniał nagle z głupią miną. Za to Gates leżał już na podłodze.
- Papa Shadows i pieluchy.. Rev ze smoczkiem.. - zawył.
- Taaak, pośmiejcie się ze mnie.. z artysty.. idę stąd i nie wracam! - Rev chyba się obraził i poszedł. Zaśmiałam się głupio i kopnęłam Syna w tyłek. To spowodowało u niego jeszcze większy wybuch śmiechu. Po chwili drzwi z hukiem otworzyły się. Wparował Jimmy, a Syn umilkł.
- I zabieram mój skarb! - krzyknął Rev.
- Zostaw perkusję, nie uniesiesz. - zaśmiał się Johnny. Rev nie zareagował na jego słowa, tylko chwycił mnie wpół, zarzucił sobie na plecy i wyszedł. - Też myślałam, że ci chodzi o perkusję. - powiedziałam, chichocząc.
- Ucisz się niewiasto, albowiem dostałem furii.
Atak śmiechu w moim wykonaniu, tylko utwierdził Reva, że jest powalony. Gdy szedł przez miasto, ludzie dziwnie się na nas patrzyli, a niektórzy nawet pytali go czy jest porywaczem. 
- Jimmy puść mnie już, myślę, że umiem chodzić. - powiedziałam, kiedy już opanowałam śmiech na tyle, by normalnie mówić. Co dziwne, nic nie powiedział i po prostu mnie puścił.
- Głupki z nich. - powiedział obrażonym tonem. - Idziemy na gokarty?
- Co? Serio?
- Jasne. Kto wygra, stawia.. albo nie. Jak wygram to założysz jutro sukienkę i szpilki. - wycelował we mnie palcem.
- Że coo?! Jutro? Nie ma żadnej okazji! Nie ma nawet mowy! - zaczęłam się bronić.
- Dobra, to nie jutro. Pójdziesz ze mną na jakąś tam galę, bo na pewno jakaś się trafi i wtedy założysz. Powiem nawet Val, to cię umaluje i w ogóle.. - wyszczerzył się.
- Sama umiem. - burknęłam pod nosem.
- Dobrze, dobrze. Zakład przyjęty. Przygotuj się na sromotną porażkę, królewno. - złapał mnie za rękę i zaciągnął na tor. Było nawet mało ludzi, więc z łatwością dopchaliśmy się na tor. Jakiś facet dawał nam instrukcje, których słuchałam piąte przez dziesiąte. W końcu dostałam kask i kombinezon. Poszłam się szybko przebrać i już wsiadałam za kierownicę. Spojrzałam na Reva, a ten posłał mi buziaka, zrobił złośliwą minę i wsiadł do swojego gokarta. Uśmiechnęłam się pod nosem, a za chwilę rozbrzmiał strzał do startu. Umówiliśmy się z facetem, że nas pokieruje i poprowadzi nasz wyścig. Do trzeciego okrążenia Rev miał przewagę, ale potem wyrypał o bandę i go wyprzedziłam. Już się cieszyłam z wygranej, jak ten cwaniak uderzył przednim zderzakiem w moje tylne koło. Jego tylko troszkę zniosło, za to ja wylądowałam na oponach i zanim wykręciłam, ten był już pół okrążenia przede mną. Darł przy tym ryja jak dziecko. Wcisnęłam gaz i ledwo wyrabiałam się na zakrętach, ale powoli go doganiałam. Nie liczyłam okrążeń, więc miałam nadzieję, że jest ich jeszcze wystarczająco dużo, by go wyprzedzić. Niestety, jak mijaliśmy start rozległ się gong oznaczający ostatnie okrążenie. Fuck, no! Nie dam rady! Wcisnęłam przyspieszenie do oporu i udało mi się nawet zrobił widowiskowy wślizg w zakręt. Przypadkiem. I tak to było na nic.. dojechałam do mety dosłownie chwilkę po Jimmym. Wysiadłam z gokarta i zdjęłam kask.
- No i co? Mówiłem? Teraz będę mógł cię wystroić jak mi się będzie podobało! - wykrzyknął, podskakując do mnie. - Czyli po domu chodzisz nago. - dodał ciszej z lubieżnym uśmiechem.

czwartek, 13 września 2012

24. women's evening

he, piwo to duża sprawa, szczególnie jak jest już ostatnie^^ chociaż i tak największa bitwa jaką stoczyłam, była o ostatnią kostkę białej czekolady. bo ona jest warta największych poświęceń, nawet gryzienia :)
dziś mam fazę i zapisałam się na rozszerzony polski. szaleję. wena trochę odpuściła i przestała się na mnie boczyć, więc ten odcinek chyba będzie lepszy :)

*


Dziś koncert w jakimś klubie, Jason robi moją robotę, więc ja i Val siedzimy w domu i plotkujemy, o czym się da. Zaprosiłyśmy Missy, dziewczynę Johnnego, zaraz ma przyjść. Gena też. Babski wieczór będzie, a chłopaki niech lepiej wrócą późno. Albo w ogóle. Naprawdę nikt nie będzie miał im tego za złe. Dzwonek do drzwi. 
- No wreszcie, nie rozumiem, gdzie się tak szykowałyście. - wyszczerzyłam się i wpuściłam je do mojego mieszkanka. Zwykle takie wieczorki odbywały się u Val, ale jakoś chciałyśmy zmienić otoczenie. Chociaż pewnie Valary i tak już powiedziała Mattowi, że będą u mnie, więc jeśli chłopaki nie zrobią sobie imprezy sami, to wparują tutaj. Co za pepla, no.
- Co sobie życzycie? - zapytałam, kiedy już usiadłyśmy. - Poświęcę się i nawet zrobię drinki.
- No to ja chcę Krwawą Mary. - Val zaświeciły się oczy.
- Ja też. - Gena uśmiechnęła się. Spojrzałam pytając na Missy.
- Margaritę, jak możesz. - uśmiechnęła się nieśmiało. 
- Spoko, zaraz wracam. - poszłam do kuchni. Missy zna nas dość krótko, bo Johnny poznał ją z nami miesiąc przed tym jak zaczęli być razem. Myślę, że się nas trochę krępuje, ale minie jej to. Mi minęło, kieeeedyś. Zrobiłam drinki i postawiłam je przed dziewczynami. Val, jak niewyżyty bachor rzuciła się na alkohol.
- Valary, możesz mi powiedzieć, jak ty to robisz? Wczoraj piłaś jak.. bosman, a dziś widzę, że znów sobie nie odmawiasz.. ja to muszę zawsze delikatnie. - Gena zarechotała.
- Lata praktyki, wierz mi. Z nimi się nie da inaczej, jak tylko się uodpornić.
Gadałyśmy o głupotach dobre parę godzin. Missy w końcu się ośmieliła i po paru drinkach robiła sobie z Val jaja, a my jej w tym pomagałyśmy. Mój barek został ostro przerzedzony, ale to akurat nie problem. 
- No to weźcie, ale w tym domu siedzą kobiety, do których należą faceci z Avenged Sevenfold! Tylko jeszcze Gatesowej tutaj brak.. - Val zwiesiła głos. - Jak myślicie, może by mu kogoś znaleźć, co? Jeszcze się zaślepi w tej swojej boskości. - zachichotała.
- Chyba sobie poradzi, młody jeszcze jest, czas ma. - wtrąciłam.
- Ej, a ty, to co w końcu z tym Jimmym, co? - zainteresowała się. 
- Jak to, co?
- No nie! Jeszcze się pyta! - Gena zrobiła facepalma. - Wierz mi, każdy zauważył, że na namiotach coś się między wami.. ten-teges. - zakończyła koślawo.
- Mis, myślisz, że ona się upiła? - zapytałam konspiracyjnym szeptem Missy.
- Myślę, że jest już nieźle wlana, ale to jeszcze nie ten stopień. - zarechotała.
- Nie zmieniaj tematu! - Val rzuciła we mnie chipsem. - Całowałaś się? - uśmiechnęła się obleśnie.
Zrobiłam dziwną minę. Dziewczyny chyba wywnioskowały odpowiedź twierdzącą, bo zaczęły wyć i się ze mnie śmiać.
- Tak! - ryknęłam. - Gena, masz rację, ten-teges. - popatrzyłam na nią głupim wzrokiem.
- A w łóżku już byliście?
- Zaraz cię.. - zacisnęłam ręce w pięści przed jej nosem. Pokazała mi język i nalała nam jeszcze więcej wódki. Wypiłyśmy za nasze zdrowie. Dziś wybijemy sobie nieśmiertelność. 
- Ale powiedz coś więcej, noo.. - zajęczała Val. - Mężuś nic mi nie chce powiedzieć.. a pewnie dużo wie.. bo oni sobie mówią większość.. proszę. - popatrzyła na mnie kocimi oczkami.
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Powiedział mi, że czuje coś więcej niż braterską miłość, a ja powiedziałam mu prawie to samo. I widzieliśmy wschód słońca..
- Uyyhehhe.. - Gena wybuchła nie pohamowanym śmiechem. - Jakie romantyyyyczneee..
Po chwili śmiałyśmy się wszystkie. Postanowiłam odwdzięczyć się Genie i przez dobre parę minut ryłyśmy z Zackyego i jego nocnych tekstów, o których Gena miała mgliste pojęcie. Minęły kolejne godziny, a my byłyśmy coraz bardziej pijane. Takie posiadówki z chłopakami, to nie jest picie. To jest tylko parę piw i do domciu. Na popijawę umawiamy się parę dni wcześniej, dobrze planując sobie zajęcia na czas przed i po imprezie. Po niej, jest ich zazwyczaj bardzo mało, szczególnie pierwszego dnia. 
Odezwał się telefon Val. Odebrała go, nie kontaktując normalnie ze światem.
- No, alo? .. no, estesmy.. no, no.. to dopsz.. ahyym.. ne pije jusz.. to pa. - odłożyła telefon.
- Troskliwy mężuś? - zgadła Missy.
- Ano, zaraz tu przyjdą.. kazali po-ep!-chować alkohol i nie pić już.
- Kij im w oko. - stwierdziłam i nalałam nam kolejną porcję wódki. Do przyjścia chłopaków zostało mało czasu, trza go wykorzystać. Słysząc samochód na podjeździe, najszybciej jak umiałyśmy pochowałyśmy alkohol i jakoś ogarnęłyśmy stół. Nie było brudno, bo brudno to jest jak Syn i Zacky są w jednym pomieszczeniu. Po chwili usłyszałyśmy pukanie do drzwi. 
- Idź otwieraj, twój dom. - Gena niemrawym gestem pokazała mi drzwi. Wstałam jakoś i przytrzymując się ściany poszłam do drzwi i otworzyłam je.
- Cześć, jak tam koncert? - uśmiechnęłam się do chłopaków. Próbowałam być choć trochę trzeźwa.
- Pijaczki. - stwierdzili zgodnie i weszli.
- Gena, jezu! Jesteś pijana w..
- Tylko nie w czy dupy, skarbie.. - zaznaczyła z kpiarskim uśmiechem. Podobna gra słowna odegrała się między Missy i Johnnym. Shads nie bawił się w gadki, tylko po krótkim śmiechu z naszego stanu i wymówką, że nie będą siedzieć z pijanymi babami wyniósł Val do samochodu. To samo zrobił Johnny z Missy, a Gena postawiła się Zackyemu i sama poszła. Syn powyżerał mi jeszcze chipsy.
- Idziesz Rev? - zapytał z pełną buzią.
- Zostanę, spadaj lepiej.
- Okejo, gołąbki. - uśmiechnął się złośliwie, uchylił się pod moją ręką i poszedł. Skrzywiłam się i powiodłam wzrokiem po pokoju. Naprawdę nie było brudno. Wreszcie dostrzegłam Reva.
- Cześć. - uśmiechnęłam się lekko.
- Ty pijaku.. - pokręcił głową. - Do łazienki, umyć się, ale to już! - rozkazał. Stwierdziłam, że nawet się posłucham, ale obrzuciłam go oburzonym spojrzeniem i odeszłam. Pod prysznicem spędziłam z piętnaście minut, a w gardle czułam jeszcze sok limonki. Mniam. Z tequilą jest szczególnie dobry. Kiedy wyszłam z łazienki, czekało na mnie moje łóżko, już zaścielone. Łał, ktoś tu się mną opiekuje. Wsunęłam się pod kołdrę, obok siedzącego po turecku Reva.
- Jak tam koncert? - zapytałam.
- Świetnie. Tylko pałka mi się połamała na Blinded in Chains. - uśmiechnął się. - A wy tu nie próżnowałyście, co?
- Muszę uzupełnić zapasy.. - mruknęłam. - A w ogóle, to one mnie wypytywały o ciebie, te wścibskie baby.
- I co im powiedziałaś? - zarechotał.
- Że chyba się zakochałam, ale jeszcze nie wiem. - palnęłam i opadłam na poduszkę, zawstydzona nagłą szczerością. Co ta wódka robi z językiem.. 
- Aha. - podsumował. A to gad, no. Ja mu tu z takim wyznaniem, a on 'aha'.
- Obraziłam się właśnie. Za to 'aha', jak chcesz wiedzieć. - odwróciłam się od niego. Usłyszałam cichy śmiech, a potem poczułam jego rękę na talii. Przysunął się.
- Wybacz, nie przywykłem jeszcze do tego.
Prychnęłam tylko. Na trzeźwo pewnie bym mu wybaczyła.
- Mała, no.. - jęknął.
- Spadaj, bez uczuciowy gadzie. - burknęłam.
- No też cię kocham. - wydusił wreszcie. 
- A powtórzysz mi to na trzeźwo? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Spróbuję. - uśmiechnął się z rozczuleniem. Lol, rozczulenie na twarzy Reva. Wierzby na sośnie. Nie, to inaczej było. Gruszki na wierzbie, o tak. I szyszki na sośnie. Ale szyszki to chyba normalnie są na sośnie.. nie wiem, nigdy nie byłam zbyt dobra z wiedzy o drzewkach. Aaa, bo to śliwki były!
- Dobra, odpuszczam. A mogę się przytulić, czy też powiesz, że nie przywykłeś?
- Chodząca wredota. - podsumował i zgarnął mnie w ramiona.

środa, 12 września 2012

23. crazy

taka sobie + żałosne żarty. wybaczcie, ale humor mi gdzieś uleciał.

*

- Został ostatni Guinness, jak ktoś chce to.. - Valary nie zdążyła dokończyć, bo rzuciłam się w jej kierunku. W tym samym momencie wystartował Rev. Byłam szybsza. Wyrwałam z ręki Val butelkę, schowałam ją pod bluzą i zaczęłam uciekać przez Revem, który zaczął mnie ganiać wokół kanapy. 
- Jak dzieci.. - mruknęła Val i przyglądała się nam. Nagle, niespodziewanie Syn włączył się do akcji. Złapał mnie przez oparcie kanapy i przytrzymywał.
- Gates, ty zdrajco! - ryknęłam, ale kurczowo trzymałam piwo. Zdyszany Jimmy stanął przede mną ze zwycięską miną.
- No i co? Ze mną nikt nie wygra. Dzięki Syn. - uśmiechnął się do tego zdrajcy. Potem podniósł do góry ręce, jak chirurg szykujący się do operacji i bezceremonialnie wepchnął łapy pod moją bluzkę.
- Masz zimne ręce! - pisnęłam. Nie przejął się tym, tylko wykorzystując fakt wyrwał mi butelkę i zamachał mi nią przed twarzą.  - Moje.. - jęknęłam jak dziecko.
- Może się podzielę. Ale jak ładnie poprosisz. - uśmiechnął się przebiegle. Zrobiłam minę, uwolniłam się od Synowych łapsk i usiadłam z rozmachem obok Shadsa. 
- Chciałbyś.. - wymamrotałam. Rev wepchnął się dupskiem między nas. 
- To co? Chcesz?
- Teraz to spadaj. 
- O, no to całe dla mnie. - ucieszył się. 
- Nie cierpię cię. 
- Yhy, wierzę.
- I jesteś głupi. - zrobiłam minę jak obrażony dzieciak.
- Nic nowego.. - burknął Shadows.
- COOO? - Jimmy natychmiast się do niego odwrócił, zupełnie tracąc zainteresowanie piwem. Moja szansa! Wyrwałam z jego ręki piwo, i z wrzaskiem 'dzięki Shads', zerwałam się i wyleciałam za drzwi z butelką wysoko w górze. Po chwili usłyszałam dziki krzyk:
- Zabrała moje piwo! ZNAJDĘ JĄ!
A potem zobaczyłam Reva jak popierdziela za mną. Nie miałam najmniejszych szans z tym długonożnym stworzeniem. Jednak, żeby nie być aż tyle stratną, wypiłam w biegu prawie całą zawartość butelki. 
- MAM CIĘ! - ryknął Jimmy jak tylko mnie złapał.
- Nie zabijaj? - pisnęłam. - Bo nie ma piwka. - zrobiłam smutną minkę i pomachałam mu przed nosem pustą butelką.
- Osz, ty mały samolubie! Umrzesz w męczarniach! - zaczął mnie łaskotać.
- NIEEE! SHADOOOOWS, RATUUUUJ!! - darłam się na cały regulator. Aż jakaś babcia wyjrzała przez okno i postukała się na nasz widok w głowę. Pokazałam jej język, a ta zrobiła oburzoną minę i po chwili była już na swoim podwórku i szła do nas. - Rev, spieprzamy! Godzilla atakuje! - krzyknęłam do niego.
- A co my, japońce?
- Cing, ciang, ciong, w nogi! - wyrwałam się mu z rąk i wyprułam do domu. Jednak za chwilę się zatrzymałam i odwróciłam. Babcia właśnie dawała opierdziel Jimmyemu.
- Jak tak można bezbronne dziecko napastować! Zadzwonię po policję, niech się zajmie takim dziargańcem jak ty! Wynocha mi sprzed mojego domu! Chuliganie! - krzyczała, a Rev patrzył się na nią, jakby zobaczył tego gadającego kalafiora, co Zackers wspominał. Po chwili też zabrał nogi za pas i zaraz był obok mnie. A ja pokładałam się ze śmiechu na chodniku.
- To było dobre, chuliganie. - wykrzusiłam.
- I tak wszystko przez ciebie. - założył ręce i patrzył, jak zbieram się z ziemi. - I będziesz za to płacić. 
- Czym? Galeonami?
- Sobą. - zrobił ważną minę i objął mnie mocno. - No i co teraz?
- Lubię cię. I jesteś bardzo dobrym perkusistą. Dobrze śpiewasz i masz fajne tatuaże.. - próbowałam się wybronić słodząc mu jak idiotka. Nasze nosy już się stykały, a jego oddech pieścił moje usta. - Jimmy?
- Tak?
- Co teraz zrobisz?
Pocałował mnie. 
- I znów ją molestujesz! Łapska przy sobie! - usłyszeliśmy babcię, spojrzeliśmy na siebie i parsknęliśmy śmiechem.
 
*

poniedziałek, 10 września 2012

22. fiction foREVer

ahahaha, macie i mrzyjcie :D kolejne odcinki będą już tylko raz na dzień :)


*

- Gates, nie drzyj japy, zwierzęta straszysz! - Val zdzieliła Syna po łbie.
- Już nic nie wystraszy, wszystkie uciekły wczoraj. - odpowiedział jej Zacky.
- Zajmij się Geną, on właśnie dostaje opieprz. - fuknęła na niego, a on zrobił minę i zaczął coś mamrotać do swojej narzeczonej. Obok niego Johnny bajerował Missy, swoją nową ukochaną i zanim się obejrzeliśmy, poszli sobie do namiotu. Fakt, jest trochę późno i trochę zimno, ale siedzimy przy ognisku! Zacky co chwila zerkał na namioty i po chwili Gena wstała i pociągnęła go do ich namiotu. 
- Ej, no towarzystwo nam się wykrusza! - wrzasnęłam i zaraz dostałam w łeb od Val.
- Wam dać trochę wódki, to wydzieracie się na potęgę. - syknęła. 
- O, matka natura się znalazła.. - mruknęłam, a Syn zaśmiał się wrednie i pokazał jej język. 
- Dobra, sami tego chcieliście. - oświadczyła, wstała i wymaszerowała do namiotu. 
- Shads, ona ma dzisiaj okres? - wyszeptałam konspiracyjnym tonem.
- Spoko, nie wiedziała chyba jak się stąd wyrwać. - parsknął śmiechem. - Jakie to małe nieporadne jest. - wyszczerzył się. - To dobranoc, ogień zgaście jak będziecie iść spać.
- Tak jest, królu.. - Rev skrzywił się na kolejnego zdrajcę.
- I znów zostaliśmy we trójkę. - westchnął Syn i przesiadł się obok mnie. - Taki nasz los..
- Tylko już nic nie przynoś. Na dziś mam dość. - zastrzegłam.
- Okej.. a chce ktoś fajka? - wyciągnął z kieszeni pogiętą paczkę Marlboro.
- Ile razy mam ci...
- Dobra, dobra, grzeczny chciałem być. - przerwał Jimmyemu. - Jak tak mnie nie chcecie, to sobie idę zapalić i spać. I przepraszać mnie będziecie jutro. - odwrócił się i odszedł.
- Zimno.. - stwierdziłam, całkiem ignorując Syna.
- Chcesz bluzę?
- Nie, bo się przeziębisz. - uśmiechnęłam się do Reva. - Siedzisz jeszcze?
- No, nie mów mi, że idziesz spać!
- Nie, chcę iść po bluzę, i się pytam czy poczekasz..
- Idź.
Poszłam do swojego namiotu i wygrzebałam ciepłą bluzę. Założyłam ją szybko i porwałam ze śpiwora latarkę. Przezorny, ubezpieczony, a ja się boję ciemnego lasu. Kiedy zasunęłam kapę, wstałam i odwróciłam się, mało nie zeszłam na zawał.
- Jezu, Haner, nie strasz.. - złapałam się za serce.
- Sorki.. - uśmiechnął się. - Trochę koślawo wyszło mi to obrażenie się na was.. ale dobra. Jesteście sami, nie skopcie tego. I nie zdziwię się, jak będę dziś sam spał. - posłał mi znaczące spojrzenie.
- Chyba cię..
- Powodzenia. - szepnął jeszcze i wczołgał się do namiotu. Mrugnęłam parę razy i wróciłam do ogniska. Usiadłam obok Reva, który wgapiał się w ogień. Kiedy poczuł, że usiadłam, odwrócił się do mnie.
- Ile można bluzy szukać?
- A co, stęskniłeś się? - zakpiłam, chociaż po słowach Syna daleko mi było do wyluzowania. 
- Tak. Mogę o coś spytać?
- No, pytaj.
- Jak zginęli twoi rodzice? Nigdy nie chciałaś o tym mówić.. a znamy się już długo.. jeśli nie chcesz.. to nie mów.. tylko tak. - plątał się. 
- Rodzice.. - przerwałam mu. - Oni.. - odchrząknęłam. Nadal dość trudno mi było o tym mówić, szczególnie o mamie, bo tylko dzięki niej mam szczęśliwe wspomnienia. Ojciec to kretyn był, no cóż, wychowywała go moja babka, to wiadomo, że fajny nie mógł być. I kto tu komu zrujnował życie.. Po chwili milczenia zaczęłam mówić. - Zamordowano ich. Nie wiem kto, nie wiem jak. Jakiś gang czy coś.. okazało się, że mój ojciec robił pokrętne interesy i sprzedawał broń na lewo. Mama była w pobliżu, to też się jej dostało. Po prostu, pewnego dnia do domu przyszła policja i zaczęła przeszukiwać dom. Bałam się, myślałam, że to złodzieje i schowałam się w szafie. Znaleźli mnie zapłakaną w raczej marnym stanie. Wyjaśnili, że moi rodzice nie żyją i muszę zamieszkać z babcią. Od tamtej pory wszystkich informacji szukałam na własną rękę, bo babcia nie chciała mi nic mówić. No i tak szukając natknęłam się na Erniego, obiecał mi, że coś od kogoś wyciągnie, ale powiedział mi to, co już wiedziałam. - wzruszyłam ramionami - On potem wciągnął mnie do Korna, chociaż nie byli początkujący, ale wzięli mnie. Uciekłam z domu, pojechałam z nimi w trasę, a tam zaczęły się dragi.. w sumie, to jak tylko ich poznałam, to zaczęłam ćpać.. no i resztę to właściwie znasz.. możesz nie mówić tego nikomu? 
- Nawet im? - wskazał głową w stronę namiotów. Pokiwałam głową. - Nie ma sprawy. Przepraszam, że cię zmusiłem..
- Nie, właśnie dobrze. Trochę mi ulżyło.. - zacisnęłam usta w uśmiechu. 
Rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach. Jimmy opowiadał jakieś głupie historyjki o jego siostrach, mówił jak to było, kiedy mieszkał w samochodzie i czasami kradł. Co dziwne, bardzo przyjemnie wspomina pobyt w pace. Mówił, że tam pewne rzeczy przemyślał. W końcu przez drzewa zaczęło być widać zorzę wschodzącego słońca.
- Wiesz co.. - Rev wstał i zaczął zasypywać żarzące się polana. - Chodź, pokażę ci coś.. - wyciągnął do mnie rękę. Z wahaniem chwyciłam ją. Złapał mnie mocno i pociągnął pod górkę. Wspinaliśmy się jakieś pięć minut i przez ten czas Jimmy cały czas trzymał moją rękę. Dziwiłam się, że nie słyszy jak mi serce wali. Wyszliśmy na klif. Na dole połyskiwał ocean, a na horyzoncie widać było pierwsze promienie słońca. W milczeniu usiedliśmy na skale, nadal trzymając się za ręce. Obserwowaliśmy wschód słońca, aż zawisło nad nami, oświetlając nas ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Spojrzałam na Reva w tym samym momencie, kiedy on spojrzał na mnie.
- To najbardziej uczuciowy moment w moim życiu. - uśmiechnęłam się blado.
- W moim też. Bo.. - odwrócił głowę, wlepiając wzrok w skałę - pierwszy raz czuję coś innego niż braterska miłość.
- Do tej pory nie znałeś.. tego czegoś?
- Nie. - pokręcił głową, nadal na mnie nie patrząc. Wypuściłam powietrze na uspokojenie.
- Ja też nie. Myślałam, że prochy mi to wypaczyły.. ale od tego, jak mnie ugryzłeś na tej plaży.. to się dziwnie czuję.
- Jestem jadowity, nie wiedziałaś? - zaśmiał się i wreszcie odwrócił do mnie. 
- Po prostu masz niezwykłe metody. A powiesz mi w końcu, o co chodziło z tą wybranką i dlaczego nie mogę jej poznać?
- Chyba nie da się poznać samego siebie, nie?
- A ja się głowiłam.. - zrobiłam facepalma. Jimmy zdjął mi rękę z twarzy i próbował się chyba nie uśmiechać. 
- No.. bo.. to.. ty nią jesteś.. - wydusił. 
W moim brzuchu właśnie zasiedliło się stado motyli. Fajerwerki. Triumf. Może jednak podziękuję Valary i Shadsowi?
- A można spytać, od kiedy? - wyluzowałam wreszcie.
- Ja wiem.. od roku?
- I nie mogłeś powiedzieć?
- Powiedziałem. - tym razem on się uśmiechnął. Już tak szczerze. 
- Wracajmy.. - westchnęłam i podniosłam się. Zeszliśmy z klifu i weszliśmy pomiędzy drzewa. Nagle Jimmy się zatrzymał. Odwróciłam się.
- Co?
- Stój tam. - powiedział i podszedł do mnie blisko. - Możesz przestać uciekać?
- Ale co?
- Ale to, że przestań mi uciekać. Ja się tu morduję, żeby wyrazić, co czuję, a ty uciekasz.
- No, przepraszam.. - jęknęłam. Rev przyparł mnie do drzewa. - Ej, ale nic mi złego nie rób.
- Zamknij się wreszcie. - syknął i przysunął swoje usta blisko moich. Zatkało mnie. Jimmy chyba czekał na mnie, ale po chwili się rozmyślił i wtedy poczułam jego usta na moich. Zamknęłam oczy i poddałam się magicznej chwili. Całował tak delikatnie i czule, że kompletnie wsiąkłam. Mógł zrobić ze mną, co chciał. W końcu odsunął się. Zamrugałam. Spojrzał na mnie z mieszaniną niepewności i radości. Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego. Jego ręce objęły mnie ciasno.
- Pocałowałem ją wreszcie, o ja pierdolę.. - mruknął.
- Całowałam się z Revem, o ja pierdolę. - odmruknęłam. Zaśmiał się. Nadal się obejmując, wróciliśmy do namiotów. Stanęliśmy przed moim.
- Yy.. może chcesz.. - zwiesiłam głos.
- Właź, chcę.
Wczołgaliśmy się do namiotu i wpatrując się w swoje twarze, jakoś zasnęliśmy. 
Syn prorokiem, czy jak?

21. the idea

wyrobiłam się do po 16 :) enjoy :)


*

- Proszę cię bardzo. - Rev z szerokim uśmiechem wręczył mi kopertę.
- Łapówę mi dajesz? Co mam zrobić? - zarechotałam.
- Zajrzyj lepiej.
- O kurwa.. - w kopercie była kartka z narysowanym deathbatem na niebieskim tle. Nie był taki sam jak Reva, ale bardzo podobny. Jedną z różnic dwie czarne róże u nasady. - Jest piękny.. - wymamrotałam ledwo i spojrzałam w górę, na Reva. - Dziękuję.
- To idziemy do salonu.
- Ale to już?
- A kiedy? - zaśmiał się i pociągnął mnie. - Ja też chcę sobie zrobić jeden.
- Jaki?
Nie odpowiedział, tylko dał mi kolejną kartkę. Był na niej napis 'fikcja'. 
- Gdzie go chcesz mieć?
- Tutaj. - przeciągnął palcem przez mostek i brzuch. - Znaczenie ma raczej proste. Moje życie to fikcja, jest takie.. spełnione. Osiągnąłem to wszystko, czego chciałem. No, nie wszystko, ale już niedługo.. i może czasami było trudno i spałem po samochodach, ale zobacz gdzie teraz jestem i kto mnie otacza. Marzenia, nie?
- Genialnie to wymyśliłeś..
- Dzięki.. ale teraz ty powiedz mi znaczenie swojego 'wiecznie', bo do tej pory się nie doczekałem.
- Muzyka i przyjaciele. To będę kochać wiecznie. - zrobiłam zażenowaną minę. Przy jego genialnościach, moje to..
- Też niezłe. Wyrażasz uczucia.. ale zobacz.. - złapał moją rękę w dłonie i zakrył palcami dwie pierwsze i dwie ostatnie litery. - Rev. Ja też tu jestem! - uśmiechnął się dumnie.
- No też. Niedawno się skapnęłam. - wyszczerzyłam się złośliwie. - Poczuj się. 
- Czuję się, wredoto.
Spędziliśmy w salonie prawie cały dzień. Najpierw ja się tatuowałam, potem Jimmy. On prawie kwiczał z bólu. Szkoda mi go było, ale tylko w połowie, bo patrząc na jego minę powstrzymywałam się od śmiechu. Nadął się tak, jakby robił największego klocka w swoim życiu. No, ale sam chciał tatuaż na mostku, a tam przecież najbardziej boli.
Kiedy Leo wreszcie skończył, zapłaciliśmy, a ja spytałam czy może przygotować jakiś fajny projekt dla mnie na następny raz. 
- No pewnie! Już mam nawet parę wizji.. a mogę ci zaprojektować cały rękaw? - zaświeciły mu się oczy.
- Jasne.
- Super, będzie zabawa. - wyszczerzył się. Taki był szczęśliwy, że jak nam machał na pożegnanie, to parę razy podskoczył. Przez całą drogę zachwycaliśmy się naszymi nowymi nabytkami. Było już całkiem ciemno, a ja dostałam jakiegoś świra i cały czas opowiadałam głupie, albo zboczone kawały. Mieliśmy taką bekę, że aż się podtrzymywaliśmy na sobie, żeby nie wyrżnąć orła na chodniku. W końcu doszliśmy do studia, gdzie siedzieli wszyscy i zastaliśmy tam kompletną zamułę. Każdy gapił się w przestrzeń, a nasze wtargnięcie zakłóciło im spokój.
- Hej, ludzie, jedziemy pod namioty?! - Syn nagle się ożywił i wrzasnął na całe studio. Była godzina bardzo późna, koło północy, więc każdy ocknął się z zamyślenia. Ja i Rev spojrzeliśmy po sobie, a potem na Synystera. - Weźcie, zorganizujmy coś i jedźmy do lasu na ognisko, będzie fajnie!
- Ja odpadam. - mruknął Jason.
- Czemu? - Syn się skrzywił.
- Nie lubię lasu. - wzdrygnął się. - A poza tym, to z Mattem musimy jechać na nasze szkolenia, nawijamy o tym od tygodnia. - skrzyżował ręce. - Jedźcie sami, nie chcę, żeby mnie coś w dupę gryzło.
- Mięczak. - brat na niego spojrzał. - Ale fakt, mamy szkolenia. Kurde, mogłoby być fajnie..
- To może na was zaczekamy? - rzucił Zacky.
- Nie, jedźcie, bo wasze mózgi muszą mieć update, co jakiś czas. - Jason machnął ręką. 
- Ale nie obrazicie się? - spytałam.
- Nie, spoko, jedźcie.
- Dobra, skoro jesteście pewni.. bez was to nie to samo..
- Doceniam. - Jason posłał mi uśmiech.
- I tak będzie fajnie! - odezwał się Syn.
- Jak on mówi, że będzie fajnie, to będziecie pić i udawać niedźwiedzie. - parsknął Matt.
Zaśmialiśmy się, usiedliśmy między nimi i zaczęliśmy ustalać szczegóły. 

niedziela, 9 września 2012

20. kill the guilty

po tym poście, to dopiero zacznie się terror ;)

*
Czuję się jakby mnie piorun trzasnął. Od rana cieszę mordę, podśpiewuję i nawet tańczę, łażąc po domu. Wszystko przez takiego jednego, co mi normalnie w głowie zawrócił. I to tak nagle. Po tylu latach znajomości, przyjaźni i żulenia się razem nagle zaczyna mi się robić bardzo ciepło na sercu, kiedy o nim myślę, a kiedy mamy się spotkać, to normalnie wariuję i mam taki zaciesz, że nie wiem. I właśnie za to Valary powinna umrzeć. Bo to wszystko przez nią jest. Gdyby nie zaczęła gadać, to wszystko byłoby jak dawniej, a ja nie miałabym żadnych problemów emocjonalnych, dlatego, że on już kogoś ma. No bo wiem, że ma, bo mówił, a to na pewno nie jestem ja, bo Rev nie mówiłby o niej w trzeciej osobie w mojej obecności. Dlatego też wyszłam z domu i podążyłam do Sandersów, by im ostudzić miodowe lata.
- Valary, umrzesz w męczarniach. - zaczęłam w progu, bez pukania wchodząc do ich domu.
- Cześć Ari. Czemu chcesz zabić moją Val? - zza ściany wyszedł Shadows.
- Domyśl się. - burknęłam i z rozmachem usiadłam na fotelu. 
- Valary teraz nie ma, ale jak chcesz to mogę jej coś przekazać. - Shads usiadł naprzeciwko mnie. - Albo ja z tobą pogadam i ochronię ją przed niechybną śmiercią z twoich rąk. - uśmiechnął się.
- Ty sobie nie kpij, bo to poważna sprawa jest. 
- No to mów. - usiadł wygodniej.
- Nie. Kiedy będzie Val?
- Nie mam pojęcia. - wzruszył ramionami. - Gadaj.
- Podobno zauważyłeś razem z żonką, że.. - zwiesiłam głos. Matt uniósł brwi. - No, że.. Jimmy..
- Aaa, już wiem, do czego pijesz. No, zauważyłem coś tam.. a czemu o tym mówisz?
- Bo.. - nie mogłam tego wydusić - od paru dni.. dziwnie się czuję.
- To znaczy jak?
- Yyy.. trochę niezręcznie w jego towarzystwie? - na tyle mnie było stać.
- Ale z ciebie trudno to wychodzi.. - pokręcił głową - on ci się podoba!
- Jakoś tak.. - spuściłam wzrok.
- To super, dziewczyno! - ucieszył się. 
- No nie super, bo on mówił, że kogoś ma i powiedział najpierw, że mnie z nią pozna, a potem, że raczej nie mogę jej poznać. A poza tym, Jimmy i miłość?
- Oj, bo on tak kręci, jak zawsze. A z resztą kiedyś na każdego przyjdzie pora. Freda widziałaś z dziewczyną? Skoro on się może zakochać, to Jimmy też. Jeszcze trochę czasu.. - pokiwał głową z tajemniczym uśmiechem.
- Do czego?
- Zobaczysz..
- Nienawidzę cię. 
- Ja ciebie też. Cierpliwości.
- Ty pewnie już wszystko wiesz, tak?
- Pewnie.. - uśmiechnął się szelmowsko.
- Głupek. - zrobiłam minę i założyłam ręce.
- Zachowujesz się jak dzieciak. - zaśmiał się.
- Wiem. Powiedz Val, żeby do mnie przyszła. - wstałam. - To do jutra.

19. cold, blue ocean

nawet nie chce mi się nic wymyślać jako przedmowę, lol. macie i enjoy ;)

*

- Shads, chodź, coś ci powiem. - Val wyciągnęła Matta z pokoju. - A wy sobie gadajcie, zaraz wrócimy. - posłała mi znaczący uśmiech. Przyłożyłam głową w rączkę kanapy.
- Mam jej dość. - wymamrotałam. 
- Dlaczego? - zapytał siedzący obok Rev.
- Nie wiem czy wiesz, a jak nie to cię uświadomię. Val chce nas swatać. - spojrzałam na niego.
- Yy.. - wytrzeszczył oczy.
- No, głupia, mówiłam. Szczególnie, że ty już kogoś tam masz. 
- Chodź na plażę, co? Nie chce mi się tu z nimi siedzieć. - wypalił.
- Po namyśle, mi też nie. - wstałam i cichaczem wymknęliśmy się z domu Sandersów. Po drodze gadaliśmy o głupotach. Dopominałam się o mój tatuaż i zagroziłam, ze skopiuję sobie ten jego. Na plaży było dziwnie pusto, może to ze względu na pogodę, bo zbierało się na niezłą burzę. 
- Trochę zła pora na spacer po plaży. - zaśmiałam się.
- Wiaaatr we włoosach czuję!! - Rev zaczął kręcić się wokół własnej osi i wymachiwać rękoma. Zaśmiałam się i zaczęłam biegać w około z rozłożonymi rękoma jak samolocik. Wygłupialiśmy się jak dzieci, aż w końcu zaczęły padać pierwsze krople. Tutaj zawsze jest tak, że jak już jest deszcz to tak leje, że z domu się wyglądać nie chce przez dwa dni. 
Założyłam kaptur bluzy i zasunęłam się aż pod brodę. Rev podbiegł do mnie i zerwał mi kaptur.
- Ej! Mokro! - krzyknęłam i założyłam go z powrotem. Wtedy on stanął naprzeciw mnie i dobrał się do suwaka bluzy. - Zooostaaaw! - zawyłam i zaczęliśmy się szarpać. W końcu Rev, bo facet, niemal zszarpał ze mnie bluzę i rzucił ją gdzieś na piasek. Zrobiłam minę i otuliłam się rękoma. - ZIMNO MI TY ŚWIRZE! - ryknęłam do niego, a włosy przyklejały mi się do twarzy. Miałam na sobie tylko białą podkoszulkę, która teraz w bardzo malowniczy sposób przykleiła mi się do ciała. Rev zdjął swoją bluzę, koszulkę i z gołą klatą latał po deszczu. No kretyn. Dobra, jak on sobie może świrować, to ja też. Pomaszerowałam w stronę trochę zburzonego oceanu i weszłam po kolana do wody. Obejrzałam się w stronę Jimmiego, ale zobaczyłam tylko fragment jego torsu, a potem leżałam już w wodzie, a obok mnie wyszczerzony Jimmy. 
- Jaa ci daam. Nie przeżyjesz. - wywarczałam i zaczęłam chlapać na niego. Słyszałam, że dziko się śmieje. Skrzywiłam się ze złością, wstałam i odgarniając włosy wyszłam z wody. Usłyszałam za sobą kroki i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Jimmy chwycił mnie, uniósł i zarzucił sobie na plecy. Zaczęłam się drzeć i wyzywać go od różnych debilów, ale nic to nie zdziałało i tak wylądowałam w wodzie. Wygrzebałam się i zamiast z godnością skierować się do domu, złapałam Reva za nogę, a on stracił równowagę i wylądował w wodzie. Zawyłam ze śmiechu, uciekłam na brzeg i usiadłam na piasku. Rev wyszedł z wody jak jakaś meduza i usiadł obok mnie. 
- Ze mną się nie zadziera, jestem psycho numer jeden. - zaznaczył.
- Wiem to odkąd cię poznałam. 
- Teraz jestem wampirem. - zacharczał.
- Co? 
Zaśmiał się złowieszczo, złapał mnie i wyłożył się, gryząc mnie w szyję. Opadłam na piasek w stanie głębokiego szoku. Rev zawisł nade mną i wpatrywał się we mnie z głupim uśmiechem.
- Twój wskaźnik pojebania właśnie przekroczył skalę. - wydukałam.
- No, też cię kocham. - wyprostował się, wstał i wyciągnął do mnie ręce. - Wstawaj, wampirzyco Ariano. 
Wstałam i obrzuciłam go władczym spojrzeniem.
- Wampirze Jamesie, poszukaj lepiej naszych ubrań.
- To zabrzmiało jakbyśmy, co najmniej uprawiali dziki seks na plaży. - zarechotał.
- Jeszcze do tego zboczony. - pacnęłam się w głowę i poszłam poszukać mojej bluzy. Znalazłam ją, zarzuciłam sobie na ramię i poszłam do wyjścia. Na chodniku dogonił mnie Jimmy. 
- Fajnie było, można tak częściej chodzić.
- Jak mnie nie będziesz wrzucał do wody, to mogę iść.
- Mała, ja cię zawsze wrzucę do wody. - objął mnie ramieniem. Doszliśmy do jego domu. Ja swój mam dopiero za dwie przecznice. 
- No, puszczaj mnie i do zobaczenia jutro. Ja się muszę jeszcze trochę pofatygować do domu.
- Chodź do mnie, bo się jeszcze przeziębisz i co będzie?
- Nagle się martwisz? - wzięłam się pod boki.
- Chodź. - wyszczerzył się i pociągnął mnie do siebie. 
Dostałam od niego koszulkę i spodenki i pomaszerowałam do łazienki wygrzać się i przebrać. Kiedy wyszłam spod prysznica, wytarłam się i założyłam jego rzeczy, przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam okropnie. Trupioblada twarz, czarne włosy jak u topielca, męska koszulka i spodenki. Masakra. Wywiesiłam swoje rzeczy na grzejniku i wyszłam. 
- Gdzie jesteś?! - krzyknęłam na cały dom.
- Na dole, w kuchni! - usłyszałam go. Zbiegłam po schodach na dół. Rev, już wysuszony trzymał w dłoniach dwa kubki. - Mam herbatę. 
- Ja też mam, w domu. - uśmiechnęłam się głupio i zabrałam mu jeden kubek. 
- Szczerze mówiąc, to całkiem fajnie wyglądasz w moich rzeczach. - przyjrzał mi się. 
- Yhm. - mruknęłam z kanapy, pijąc herbatę. - Czuję alkohol. 
- Sama herbata to niedobra jest. - usiadł obok mnie. - Jak się czujesz?
- Tak jak wyglądam.. okropnie.
- Dla mnie świetnie. - stwierdził i opadł na poduchy. 
- O, to teraz mi powiedz, jak się nazywa ta twoja wybranka.
- Nie ma żadnej wybranki.
- Ale jak to, mówiłeś.. - zatkało mnie.
- Znaczy jest, ale raczej nie możesz jej poznać. - zacisnął usta i spojrzał na mnie.
- Dobra, mistrzu. Kiedyś i tak się dokopię. - zrobiłam minę i wróciłam do herbaty. Jimmy odstawił swój kubek i przytulił twarz do mojego ramienia. Po chwili sięgnął ręką i objął mnie w pasie. Popatrzyłam na niego. Mały Revuś. Ta jego wybranka musi mieć farta i przypał jednocześnie. Słodki świr wybrał właśnie ją. Chyba poczułam iskierkę zazdrości. Ale teraz Rev siedzi ze mną, a mógłby przecież wcale mnie nie zapraszać. Zaraz.. czy mi się coś w głowę dzieje? Zabiję Val. 
Z wahaniem zaczęłam suwać palcami po jego wytatuowanej ręce. Chyba mnie coś strzela.

18. pinkly master

taki wstęp ;)



*

- Ale nie możemy! Nie możemy jej ściąć, póki tego nie nagramy!
- Do końca nagrania jej nie ruszymy, wystarczająco sprawiedliwie?
- Wystarczająco.
- Wystarczająco.
- Johnny, co kurwa? Co z twoją brodą?
Ryczymy ze śmiechu, bo Jimmy z Fredem bawią się mikrofonami i wymyślają dialogi do kreskówki. To akurat było o brodzie Johnnego, bo się chłopak zapuścił. Ostatnio właśnie wymyślili, że sobie cartoon zrobią. Zacky strasznie się podniecił i siedział ze dwa dni w domu, rysując postacie. W końcu go Shadows ostudził, mówiąc, że nie zrobią tego zanim nie nagrają płyty, ale i tak wszystkim teraz w głowie tylko cartoon. Rzucamy pomysłami, ktoś tam je zapisuje, a potem się do tego wróci.
- Koniec tego, nagrywamy tą cholerną piosenkę! - Shads podniósł się z podłogi. - Gates, do mikrofonu i chórki, już! - kopnął Syna w tyłek, a ten popędził do pomieszczenia za szybą, z którego właśnie wyszedł Jimmy i Fred. Larry zasiadł przy konsoli, my też się uciszyliśmy, chociaż dość trudno było to zrobić, bo Syn wyczyniał dziwne pozy z mikrofonem. 
- Gates spokój. Pierwszy podkład. - zagrzmiał głos Larryego i zaczęła grać muzyka. Syn się uspokoił i zaczął chórkować. Powtarzali to parę razy, aż w końcu wyszło idealnie. Wgapiałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Jego głos jest normalnie piękny. Jak chce, to brzmi świetnie. Kiedy Larry oznajmił, że na dziś to koniec, bo i tak nic więcej nie nagrają, Syn przyszedł do nas.
- Brzmiałeś jak aniołek! - wykrzyknęłam do niego z szerokim uśmiechem.
- No, wiem, przecież jestem boski, tak? To normalne. - opadł na kanapę obok mnie. - Ale dziękuję, każde słowa uznania są jak balsam dla moich uszu, niewiasto.
Zaczęłam się śmiać. Pacan.
Nagle wyprostował się i krzyknął, że chce iść na fajka. Zgarnął połowę towarzystwa i wyszli. 
- No, zapomniał o mnie, dupek jeden.. - Rev zrobił smutną minkę.
- On poza swoimi Marlboro to nic nie widzi, ale nie martw się, specjalnie dla ciebie tu zostałam. - uśmiechnęłam się do niego. W mig się rozchmurzył.
Na kanapę obok mnie wskoczył Pinkly. Zgarnęłam go.
- Mądry piesek.. taaki mądry. Taaki piękny piesek. - mruczałam do Pinklyego, sadzając go sobie na brzuchu. Matko, jaki ten pies jest rozpieszczony, to nie ma słów. - Zobacz, kto tu siedzi? No kto? Jimmy! Lubisz Jimmiego? Tak? - Pinkly szczeknął. - No, ja też go lubię. A gdzie masz pana? Co? Gdzie jest Syn? Na dworzu, pije piwsko i fajki pali, a tobie nie da? Zły pan zły.. - dalej gadałam.
- Ari, piłaś coś? - odezwał się Rev, rechocząc.
- Z psem się bawię, nic nie piłam. - odpowiedziałam. Pinkly chyba miał mnie dość, bo zeskoczył z mojego brzucha, podbiegł do drzwi i zaczął je drapać. Wstałam i otworzyłam mu je. Podreptał gdzieś. Skrzywiłam się i wróciłam do pozycji pół-zsuwu na kanapie. - Chyba mu się znudziłam.. - pociągnęłam nosem.
- Zamęczysz go kiedyś. 
- O, a wy to go w ogóle nie dotykacie! Szczególnie Shadows. Jak się przyczepi to końca nie ma. A tak w ogóle, to nad kim ty pracujesz, co? - dźgnęłam Reva w bok.
- Ale co? - zdziwił się.
- Powiedziałeś w tym wywiadzie, że pracujesz nad związkiem. Z kim, się pytam! Ja chcę wszystko wiedzieć! I koniec.
- Niedługo cię z nią poznam. - odpowiedział, chyba dla świętego spokoju.
- A ładna jest?
- Bardzo. - uśmiechnął się.
- A czym się interesuje? - zaciekawiłam się.
- Lubi czytać.
- O, to jak ja! Jak ma na imię?
- Chodźcie, Pinkly ugryzł Zackyego! - do pokoju wparowała rycząca ze śmiechu Val. Zerwałam się i wyleciałam, żeby się pośmiać. Z Zackyego, zawsze. Uwielbiam go wkurzać.
- Zobacz, zobacz! Co mi zrobił ten piekielny pies! - Zacky wydarł się i przystawił mi rękę pod nos. Widniały na niej dwie plamki, ślady zębów Pinklyego. Parsknęłam śmiechem.
- Pewnie go drażniłeś. A zresztą, co to ma być? Na takie bóle, to umierają srule!
- Sama jesteś srul. - zrobił minę i podszedł do Reva, żeby jemu też się pożalić. 
- Piesek wdał się w pana. - pogłaskałam Pinklyego, który zamerdał radośnie ogonkiem, najwyraźniej zadowolony z tego, co zrobił. Hyhyy, Pinkly rządzi. Nie zdążyłam się dobrze pocieszyć, a Val złapała mnie za ramię i oznajmiła wszystkim, że idziemy do sklepu po jakieś żarcie. Kiedy odeszłyśmy kawałek, zaczęła swoje.
- I co? O czym gadaliście?
- Jaaa, myślałam, że już ci przeszło..
- Nie przeszło, gadaj!
- Spytałam go o to, nad kim pracuje i mi powiedział, że niedługo mnie z nią pozna. Ha! Widzisz, teraz to na pewno nie ja. Nie mogłabym poznać samej siebie, nie?
- Tak, mistrzu dedukcji. Co jeszcze mówił?
- Pytałam się czy jest ładna i czym się interesuje, to powiedział, że jest bardzo ładna i lubi czytać.
- To tak jak ty! Czyli to możliwe, że to ty!
- Rany, Val, głupia jesteś czy jak? Powiedział, że mnie z nią pozna! Nie słyszałaś?
- No, bo nie mógłby ci powiedzieć, że to ty! - wyszczerzyła się.
- Z kim ja się zadaję.. - westchnęłam.

sobota, 8 września 2012

17. idiot

jest sobota, nudzi mi się i piszę. a jak piszę to od razu wklejam tu. i gitara :D

*

- No chodź już, zaczyna się! - Val woła mnie przez pół domu.
- Idę, idę. Przecież nie mogę przegapić jak się Zacky i Johnny skompromitują. - wyszczerzyłam się i usiadłam obok Valary.
- Mój mały Shads w telewizji.. - podśpiewywała pod nosem.
- Chyba masz coś z oczami. - zarechotałam. - Mały Shadows.. to brzmi jak wysoki Johnny.
- Albo niski Rev. - podłapała, ale zaraz ucichła, bo chłopaki weszli do studia. Pytania od fanów i kolejny wywiad, który my musimy obowiązkowo obejrzeć i potem zrelacjonować jak było. 
Pytanie za pytaniem, chłopaki odpowiadają, zazwyczaj niezbyt zgodnie z prawdą. Najbardziej fantazjuje Syn, ale to jak zwykle. Powiedział, że na ostatnie urodziny dostał konia i teraz uczy się jeździć. Idiota. Za to Jimmy, co chwila zdejmował mu czapkę zębami. Duże dzieci, nie ma co. Potem nadszedł czas na pytania całkiem prywatne. Na większość z nich odmówili odpowiedzi i bardzo dobrze. Nikt nie musi wiedzieć takich rzeczy. 
- A co z waszymi statusami związków? - zapytał podstępny redaktor.
- Ja mam żonę i to się nie zmieni. - wyszczerzył się Shads. - Val, buziak.
Zerknęłam na Valary, która uśmiechnęła się szeroko. Uśmiechnęłam się i ja i znów spojrzałam na ekran.
- Ja mam narzeczoną. - Zacky wzruszył ramionami. 
- Ja też już jestem zajęty. - powiedział Johnny. Ta, od dwóch dni. 
- A ja jestem zbyt boski na dziewczynę, jak powtarzam wszystkim, co chcą wiedzieć. - Syn wyprostował się dumnie. - Szlachecki singiel ze mnie i nie, nie gustuję w chłopakach, dla wiadomości niektórych.
Parsknęłam śmiechem. Dla mojej wiadomości, chyba. Czyli jednak zapamiętał, o co go oskarżałam.
- Jimmy, a ty? 
- To moja prywatna sprawa. Pracuję nad tym. - odrzekł z poważną miną. 
- Co? A ja nic nie wiem!? O to świnia jedna! - wykrzyknęłam. - Tylko wróci to ja się za niego wezmę!
- Czy do ciebie, głupku, nie dociera, że to nad tobą pracuje?! - Valary walnęła mnie poduszką.
- To. Nie. Prawda. - warknęłam. 
- A zobaczysz. - uśmiechnęła się złośliwie. - Już ja się postaram, żebyście w najbliższym czasie mieli jak najwięcej okazji do bycia sam na sam.
- Bo nie ręczę za siebie. - ostrzegłam.
- Tak, a ja się ciebie boję. - zarechotała. 
- Val, Jimmy i miłość?! No proszę cię! To tak jakby łączyć Shadsa i Britney Spears..
- Ty się od mojego męża odczep. Jeszcze zobaczysz.. oj, zobaczysz. Jimmy to nie robot, może i jest walnięty, ale my wszyscy raczej nie grzeszymy normalnością. To też człowiek, kochać umie, nawet jakby się zapierał.
- Nie wierzę ci. - pokręciłam głową z przekonaniem. - Znamy się za długo na takie.. rzeczy.
- Lubisz go?
- Lubię, jest moim przyjacielem jak wy wszyscy. Żadnych głębszych uczuć.. ja nawet nie wiem, czy przez prochy to już mi się to nie wypaczyło. - wzruszyłam ramionami.
- Idiotka. - podsumowała mnie Valary.

16. happy, happy birthday

okej, chciałyście taśmy Bakera, to macie :) enjoy ;)


*

- Wszyyyyyystkieeeego naaaajlepszeegooo! Stoooo laaaat, stooo laaat! - śpiewamy wszyscy, a Syn uszczęśliwiony siedzi na honorowym miejscu z wielkim tortem przed sobą. Tort jest w kształcie jego ukochanej gitary. Jak go zobaczył pierwszy raz, to myślałam, że padnie. To mój pomysł był, więc mogę śmiało powiedzieć, że jestem genialna. 
- Dmuchaj te świeczki! - wrzasnęła Valary, latając wokoło z kamerą. Synyster wyszczerzył się, pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczki, a my zaczęliśmy się drzeć i bić brawo.
Mamy taki fajny zwyczaj, że nie robimy sobie prezentów. Na to miejsce jest wielka impreza, czasami trwająca nawet parę dni. 
Kiedy już zjedliśmy tort i każdy osobiście złożył Brianowi życzenia, to stwierdziliśmy, że koniec grzecznej zabawy i Shadows z Revem i Jasonem przynieśli duużo wódki. Ja, jako że kiedyś w zamierzchłych czasach byłam barmanką, wzięłam się za robienie drinków i shotów. Syn uwielbia niebieskie chmurki, więc zrobiłam dwie i przeszłam się do niego.
- Gates, za twoje zdrowie! - uniosłam swój kieliszek, a drugi dałam jemu. 
- Dziękuję. - powiedział jak mały dzieciak i wypiliśmy. - Zrobisz mi jeszcze chmurek? - zapytał.
- Ile?
- Dużo! - podskoczył na krześle parę razy.
- Dobra, pijaku. - pokręciłam głową i odeszłam.
- Kocham cię! - krzyknął za mną.
- Ja ciebie też! - odkrzyknęłam ze śmiechem i zaczęłam nalewać wódkę. Odpowiednich kieliszków w Shadowsowym domu nie brak. My wszyscy to pijaki na potęgę. 
Zrealizowałam zamówienia, nawet pozanosiłam im do rączek te drinki, a potem się zbuntowałam i wepchnęłam między Shadowsa a Reva na kanapę.
- A co ty tu masz? - zapytał Shads, wpatrując się w moją rękę.
- Tatuaż, niemoto. 
- Kiedy go zrobiłaś? - spytał, zdumiony.
- Dawno temu w trawie, ciulu. Jakiś miesiąc już go mam. - odpowiedziałam, patrząc na niego z politowaniem.
- Co sobie napisałaś? - wtrącił Rev, nagle zainteresowany. 
Nie odpowiedziałam, tylko pokazałam mu rękę. 
- Niezły. - pokiwał głową. - Powiesz mi, jakie ma znaczenie? - zapytał ciszej.
- Kiedyś.. - mruknęłam.
- Poczekam. - spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. 
Pokiwałam głową i też się uśmiechnęłam. Impreza trwała już dość długo, kiedy Shadows zaciągnął mnie i Johnnego na korytarz i oznajmił, że właśnie nadszedł moment, by ujawnić sekretne taśmy. Zgodziliśmy się i Johnny popędził, by przynieść płytkę z nagraniem. Kiedy przyszedł, to weszliśmy do pokoju z niewinnymi uśmieszkami, a ja od razu usiadłam na kanapie. Shads uciszył towarzystwo i zaczął przemówienie:
- Uwaga, uwaga. - rozejrzał się z uśmiechem. - Mam pewną ważną rzecz, którą bardzo bym chciał byście obejrzeli. Życzę miłych wrażeń.. Christ, zapuszczaj. 
Johnny włączył płytkę i szybko usiadł. Na ekranie pojawił się Shads i zapowiedział:
- Oto za chwilę usłyszycie co też się dzieje w głowie naszego świetnego i niepowtarzalnego gitarzysty. Avenged Sevenfold family przedstawia: Zachary Baker i komnata tajemnic! - ekran zaciemnił się, a za chwilę pokazało się mieszkanie Zackyego, a obraz zaczął się trząść tak, jakby ktoś szedł. 
- Zacky właśnie śpi, idziemy do jego komnaty, by dowiedzieć się, o czym śni. - usłyszałam głos Syna, a za chwilę śpiący Zacky pojawił się na ekranie. - Wypowiedzmy zaklęcie, a powie nam wszystkie swoje najskrytsze marzenia. - szepnął Syn. - Abra-kurwa-kadabra!
Przez chwilę było cicho, a potem Zacky zaczął gadać.
- Nie wiem.. gzie jess moja gąbka.. muszę się umyć.. śmierdzę.. - na chwilę przerwał i sceneria się zmieniła. - Ej.. co z tym kalafiorem? Czemu on gada? - powiedział Zacky w filmie, a my ryknęliśmy opętańczym śmiechem. Śmiał się nawet Zackers. Kolejna scena była nagrana chyba na poprzedniej trasie, bo Zacky spał na kanapie, a kamerę trzymał Jason.
- Ja i Matt podążamy właśnie szlakiem niepokornych, by zgłębić tajemnicę snu Zackyego oraz przebyć wspaniałą przygodę życia. - chichotał Jason.
- Jesteśmy właśnie na łączce, obok nas stoi co? - Matt kucał obok śpiącego Bakera. - No, Zacky, co obok nas stoi? - trącił go.
- Osioołeek.. - jeknął Zacky, a w tle było słychać mój kwik.
- A nad nami co lata? - Matt znów go trącił.
- Motyylki? - wysapał. 
Całe towarzystwo normalnie leżało na podłodze, włącznie z Zackym. Za chwilę znów się uciszyliśmy, bo Zacky zaczynał gadać. W końcu przyszedł czas na scena końcową, czyli istną wisienkę na torcie. Kamerę dzielnie dzierżył Shadows, a na ekranie było widać korytarze domu Gatesa. Johnny ukazał się zza ściany i wskazał gestem drzwi do pokoju, gdzie spał Zacky. Shads tam wszedł, a obok Bakera siedziałam już ja i pomachałam na niego, by szybko przyszedł.
- Nasz ukochany Zacky mówi ostatnio tylko o swojej mamusi.. Zacky powiedz i nam, co masz na myśli, hm? - pacnęłam go lekko w ramię.
- Mama jest fajna.. - powiedział cicho. - Mamo, to ty? - westchnął i sięgnął ręką i złapał moje ramię.
- Tak Zackusiu, to ja, twoja mamusia. - ledwo wydusiłam, próbując się nie śmiać.
- Mamooo, daj cycaa.. - jęknął, a ja upadłam na plecy sparaliżowana śmiechem. Kamera też się zaczęła trząść i słychać było śmiech Sandersa. Potem obraz zaciemnił się i pojawił się napis 'ciąg dalszy nastąpi'. Gena spadła ze śmiechu na podłogę, Zacky rzucił się, by ją podnieść, Syn turlał się po podłodze, a Val ocierała łzy. Wreszcie zrobiło się cicho, a Zacky się podniósł.
- Dawno się tak nie uśmiałem z samego siebie. - zarechotał. - Syn, to jest mój prezent dla ciebie, wszystkiego najlepszego jeszcze raz!
- Dzięki, stary.. - Gates wstał z podłogi. - To wypijmy za to!

15. in these arms

koncert zaliczony, było zajebiście! z tej okazji, mimo, że jest po północy, daję post. keep calm i trzymaj szelki :D


*

- Ale żeś przypierdolił.. - Shads zaczął się śmiać. 
- Oj tam, wyćwiczę. - wyszczerzył się Syn i usiadł na krześle, zwalniając wybieg. 
- Wyćwiczysz.. - parsknął Shadows i sam wstał, wziął kij i zaczął się przymierzać. 
Golf. Jedna z wielu gier, których celów nie rozumiem. Trafić do dołka.. no ludzie.. A jednak Shadows uwielbia tak się relaksować, a jednocześnie ryć z nas, bo nie umiemy nawet z dwóch metrów do dołka trafić. Największe pompy to ma chyba z Zackyego, bo ten to nawet w piłkę nie trafia, tak jak w bejsbolu. Jak Zacky trafi kijem w piłkę to jest święto i oblewamy, więc każdy taki mecz kończy się bejnią. 
Patrzę na Shadowsa. Ma skupioną minę i wzrokiem mierzy odległości. Z wybiegu jest raczej małe prawdopodobieństwo, że się trafi w dołek, ale on to potrafi. Zamachnął się i uderzył, a nasz wzrok powędrował za piłką. Zatrzymała się z metr od dołka. 
- Minimalnie! - ryknął Matt i oddał kij mi. Ja tam walę na pałę. Jak mi się uda to dobrze, a jak nie to pieprzyć to. Jakoś nie przywiązuję do tego większej wagi.. Uderzyłam piłkę i przez chwilę śledziłam jej lot. Upadła blisko dołka, przeturlała się i wpadła! Przypadek?
- Łaaaaał!
- Braaawo!!
- No ładnie. Pokonałaś samego króla Shadowsa. - Matt pokręcił głową i przytulił mnie jednym ramieniem. Uśmiechnęłam się smętnie.
- Ta.. króla. Chciałbyś, tyle ci powiem. 
- Jeszcze udowodnię! 
Zaśmiałam się, widząc jego zaciętą minę i usiadłam z powrotem na krześle. Nagle poczułam silną potrzebę pójścia do łazienki. No cóż, trzeba się wybrać.
- Zaraz wrócę. - mruknęłam do towarzystwa i poszłam. W kiblu było pusto. Zrobiłam to, co musiałam i szybko stamtąd wyszłam, bo pięknie to nie pachniało. Dokładnie wyszorowałam ręce i skierowałam się do baru. 
- Cześć, co podać? - barman uśmiechnął się do mnie. 
- Wodę z lodem. 
- Proszę bardzo. - zakręcił się i już miałam przed sobą szklankę. Zapłaciłam i upiłam trochę. 
Od tego spotkania z Erniem i od tego jak prawie zaćpałam czuję się jak ostatnie zero. Na nic idą te tłumaczenia sobie, że jednak nie wciągnęłam i powinnam być z siebie dumna. Nie.. ja wiem, że nawet nie powinnam była sobie wspominać. Wiem, że nie powinnam była myśleć o tym pozytywnie. Na tyle nieprzyjemności, które potem miałam, ja byłam w stanie pomyśleć, że byłoby fajnie sobie znów zaćpać. Ja pierdolę, co za słaby człowiek ze mnie. Odstawiłam pustą szklankę na blat i odeszłam. Przeszłam obok naszego stanowiska, a gdy Syn mnie zobaczył i zaczął wołać, zbyłam go, mówiąc, że idę się przejść. 
Słońce grzało, ale mimo to, dzień był rześki i wiał lekki, przyjemny wiaterek. Doszłam do jakiegoś stawu. Wokół widziałam ludzi, grających na ziemi, ale nikt nie grał zbyt blisko stawu. Chyba nie mieli ochoty na kąpiel. Parsknęłam pod nosem i przysiadłam na brzegu. Po namyśle wyłożyłam się na trawie i wyciągnęłam ręce. Zaczęłam przyglądać się tatuażowi. Jest naprawdę ładny i chyba wybiorę się po następny, tym razem jakiś duży. Chcę sobie zrobić rękaw. Będzie genialny. Mój pierwszy tatuaż jest nad kostką. Nie pamiętam, kiedy i kto mi go zrobił. Nie jestem z tego dumna. Dowiedziałam się o tym, kiedy jakoś po południu obudziłam się po zjeździe. Pamiętam swoją reakcję: 'Ja pierdolę, ja mam tatuaż, o kurwa, ktoś mi skórę rozdziewiczył!' A potem chodziłam po ludziach i dopytywałam się jak to się stało. Wyszło mi, że naćpałam się i razem z Erniem właśnie poszliśmy do jego kolegi, a on nam wytatuował jakieś wzorki. Nie mam pojęcia, co oznacza mój wzorek, i żeby mieć pewność, że nic, to zmieniałam go parę razy. Teraz to już jest taki mazaj, że z powodzeniem można powiedzieć, ze umazałam się markerem. 
Wspominając, zauważyłam jakiś cień nade mną. Otworzyłam oczy i zogniskowałam wzrok.
- O cześć, co tu robisz? - zapytałam Jimmiego. Nie odpowiedział i usiadł obok mnie. 
- Łażę i nie mogę sobie miejsca znaleźć. - powiedział po chwili.
- Nie grasz?
- Nie mam ochoty.. ale widzę, że ty też nie.
- No nie..
- Ari, od tygodnia zachowujesz się jak nie ty. Nie ciśniesz nam, nie śmiejesz się, nawet na zaczepki Zackyego nie reagujesz. Nie chciałaś z nami pić.. co się dzieje?
- Wysłali cię tu, żebyś ze mną pogadał. - stwierdziłam. 
- Sam poszedłem. Co się stało? 
- Nic. - wzruszyłam ramionami. 
- Mała.. przecież widzę. 
- Był u mnie Mines. - wymamrotałam z głową schowaną między ramiona.
- Coś ci zrobił?
- Nie. 
Zapanowała cisza. Coraz bardziej chciało mi się wrzeszczeć. 
- On mi dał działkę! Chciał, żeby wrócić! Chciał mnie w to znów wciągnąć! - nie wytrzymałam i wybuchłam. Wstałam i maszerowałam w kółko wykrzykując wszystko, co mi leżało na sercu. - Im się nagle zachciało, żebym wróciła! Zaćpali mnie prawie, ale co z tego! Powiedział, że diler jest do dyspozycji! Że wystarczy jeden telefon! Wiesz, jak mnie ciągnęło do tego, żeby zaćpać?! Ja sobie, kurwa nie wyobrażam tego! Tyle czasu na odwyku i wszystko to jak krew w piach..
- Spokojnie. - wstał.
- Spokojnie?! Spokojnie! Jasne..
- Ariana. - Rev złapał mnie za ramiona. - Wzięłaś?
Zebrało mi się na płacz. Masakra.
- Wzięłaś? - potrząsnął mną.
- Nie. - zacisnęłam usta i rozpłakałam się. Jimmy przytulił mnie delikatnie. - Nie wzięłam, ale byłam tak blisko.. te myśli, jakby to było.. jaka ja jestem kurwa, słaba.. - wtuliłam się mocno w jego ramię.
- Ari, najważniejsze, że przezwyciężyłaś chęć. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. 
- Tobie?
- Tak. I nie jesteś słaba, nawet tak nie myśl. Przeszłaś odwyk, a najważniejsze jest to, że sama chciałaś na niego iść. Masz nas, wiesz, że cię kochamy i zawsze możesz na nas liczyć. 
- Dziękuję. - odsunęłam się od niego i otarłam łzy. Poczułam się lepiej. - Jimmy?
- Hm?
- Mogę sobie zrobić twój tatuaż? 
- Który?
- Ten niebieski.
- Ee, tam. Zrobię ci lepszy. - uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. - Wracajmy, zobaczyć, jak Zacky nie trafia w piłkę.