środa, 13 lutego 2013

46. suggestions

joł, joł :) dziś taki odcinek o niczym, zapchaj-dziura. bez dedykacji, bo nie ma czego dedykować :P


*

- Nareszcie w domu. - mruknęłam do swojej poduszki. - Koniec niewygodnego kojca, zero pokojów hotelowych, w których śmierdzi albo nie mam spokoju. Domek.. mój kochany domek..
- Byś się zamknęła, co? Niektórzy próbują spać.
- Miałeś być u siebie.. - jęknęłam, słysząc znów narzekającego Reva.
- Masz mnie dość, co? - zarechotał, łapiąc mnie i odwracając do siebie.
- Tak samo jak ty mnie. - spojrzałam na niego wilczym wzrokiem.
- No to mamy problem, bo ja ciebie nie mam dość.
- Zobaczymy co powiesz za te dwadzieścia lat, co kiedyś wspominałeś.
- Wtedy to już bez ciebie nie będę mógł żyć, tak się przyzwyczaję. Będziesz gotować obiad rodzince, a ja będę ci pomagał..
- I wsadzał łapy tam gdzie nie trzeba.. - przerwałam mu, ale zignorował to i ciągnął dalej:
- ..i będziemy sobie tak spokojnie żyli z naszą siódemką dzieci. 
- Siódemką?! - wykrzyknęłam, a Jimmy zaczął się śmiać. - Wcale nie śmieszne, wiesz? Dla ciebie to przyjemność, bo ty tylko zrobisz te dzieci, a to ja będę jak słoń wyglądać i potem w bólach rodzić. Ty wredny samcu! - dźgałam go palcem w tors.
- No już się nie tak nie gorączkuj, kochanie. Możemy negocjować, co do tej siódemki.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też.
- Jesteś okropny.
- Wiem. - uśmiechnął się z dumą. - To co dziś robimy?
- Idziemy na zakupy! - powiedziałam ze złośliwym uśmiechem, bo akurat zakupów Jimmy nie cierpi najbardziej na świecie.
- No nieee.. - zawył. - Czy ty musisz mi robić na złość?
- Muszę. A to dlatego, że tak cię kooocham. - ucałowałam go w usta.
- Ale biorę Gatesa.
- To ja wezmę Avis.
- O, a potem pójdziemy na wspólne żarcie. - ucieszył się.
- Tylko nie do Tacos. - zastrzegłam.
- Jasne, że nie, przecież dla tamtych gołębi knajpa musi być obrzydliwie romantyczna, żeby wreszcie się pocmokali trochę, bo mnie Haner do szału doprowadza tym gadaniem. - skrzywił się.
- Jakim gadaniem? - zainteresowałam się.
- 'Bo ona taka piękna jest, Sullivan, chyba się zakochałem, taki ma ładny nosek, a włosy! spójrz na włosy! a jak się uśmiecha to normalnie lód topnieje,a mi takie motyle w bebechach latają, że nie masz pojęcia!' Coś takiego..
- On jej świat na talerzu da, jak będzie chciała.. To trochę niebezpieczne dla niego, nie sądzisz?
- Przecież sama wiesz, że Avis nie jest taka. Nie wykorzysta go, jestem tego pewien.
Ja też byłam tego pewna, ale czasami pokazywały się pewne wątpliwości. Bałam się troszkę, że to będzie koniec dotychczasowego Gatesa, że Haner da z siebie zrobić pantofla. Dla mnie to było niemożliwe, bo odkąd go znam, zawsze potrafił zawalczyć o swoje i nie dać się wciągnąć w gówno. Tylko, że teraz kompletnie oszalał na punkcie Avis. Dlatego czasami tak skrycie cieszę się, jak słyszę, że się kłócą o pierdoły, a on stawia na swoim. I mam wielką nadzieję, że tak zostanie, nawet jeśli będą razem. Avis znam już kawałek czasu, ale Hanera znam dłużej i jeśli coś nie będzie grało, nie mam najmniejszych wątpliwości, po której stronie stanę. I chrzanić babską solidarność.
- To wstajemy. - Jimmy zwlókł się z łóżka, przeciągnął się i spojrzał na mnie. - No co, mam cię nosić może? - złapał się za biodra. - Dobrze. - odpowiedział sobie, zanim w ogóle zdążyło do mnie dotrzeć, że wstał. - Sama tego chciałaś. - ściągnął ze mnie kołdrę, a potem złapał mnie za kostki i ściągnął z łóżka.
- Ej! - pisnęłam. - Ja śpię jeszcze! - darłam się, a on miał to kompletnie gdzieś. Zarzucił mnie sobie na ramię i skierował się do łazienki. Wszedł pod prysznic, postawił mnie na nogach i odkręcił wodę. - ZIMNA! - ryknęłam i przestawiłam pokrętło. - J-jesteś n-nien-n-ormalny. - wyjąkałam i przytuliłam się do niego.
- Pobudka pierwsza klasa. Muszę tak robić częściej.
- Nie próbuj nawet. Zresztą nie będziesz miał jak, bo ja się zamknę w swoim domu i już.
- Temu można zaradzić.. - odgarnął mi mokre włosy z policzka.
- Niby jak?
- Zamieszkaj ze mną. - uśmiechnął się lekko.
- Czy ja wiem.. a jak wpadniemy w jakąś chorą rutynę? No wiesz, tak mieć się na głowie dwadzieścia cztery godziny na dobę..
- Czy ze mną naprawdę tak łatwo jest wpaść w rutynę?
- W sumie z tobą, to trochę niemożliwe.. - powiedziałam niepewnym tonem.
- Ari, ja ci się nie oświadczam..
- No przecież wiem! - przerwałam mu, krzywiąc się.
- Spróbujmy zamieszkać razem, zobaczymy jak wyjdzie. Zawsze będziesz mogła uciec do siebie. - dodał zachęcającym tonem.
- A dlaczego akurat u ciebie mielibyśmy mieszkać? - zmieniłam taktykę. - Przecież to ja mam dom bliżej studia i wszystkich.
- Mój jest blisko plaży.
- Dobra wygrałeś. To kiedy mam się wprowadzać?
- Zgadzasz się? - uśmiechnął się szeroko.
- Spróbować zawsze można. - również odpowiedziałam uśmiechem, a Jimmy podniósł mnie i okręcił się, zaczepiając koszulką o wajchę prysznica.
- ZIMNOOOO - zawył i rzucił się, by zakręcić wodę. - Bardzo śmieszne. - burknął, widząc jak skręcam się ze śmiechu. - Wysuszmy się i opracujmy plan wyjścia.
- Tak jest panie generale. - zasalutowałam, a potem wpadłam w generalskie ramiona. 

niedziela, 10 lutego 2013

45. feelings of gates


tym razem nietypowy odcinek, mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

*

Już na korytarzu było słychać, że w którymś z pokojów mieszka jeden z najlepszych gitarzystów świata. Głośna i agresywna muzyka rozbrzmiewała na całym górnym holu i mimo, że było już dość późno, to nikt nie wychodził z pokoju i nie domagał się ciszy. 
Synyster Gates przeżywał właśnie swój jeden z wielu szałów tworzenia, jednak po dłuższej chwili, głośne brzmienia ustały i zastąpiła je spokojna melodia. Brian przymknął oczy, a mimo to, jego palce nadal trafiały w odpowiednie progi. Coraz bardziej zatracał się w muzyce, którą grał, czuł ją całym sobą.  Dokładnie wiedział jaki jest powód tego, że siedzi sam w pokoju i tworzy, zamiast balować z Revem i ekipą gdzieś na mieście. Musiał rozegrać to dobrze, bo inaczej znów, poetycko mówiąc, spierdoli sprawę i będzie tłumaczył to swoją boskością. To tłumaczenie już dawno było głupie, więc jakby teraz zawalił.. 
Po tej gali wszystko się zmieniło, chociaż od początku było lepiej niż poprzednio, po gali było wręcz cudownie. Widział, że ona nie jest obojętna i chciał to dobrze wykorzystać. Nie wiedział jak wcześniej mógł tak stchórzyć, jak mógł zostawić tak piękną kobietę? Długo to sobie wyrzucał, a żeby zapomnieć zatracał się z muzyce albo w jakichś parodniowych znajomościach, które wypaczały mu poczucie godności. Teraz uczucie, które kiedyś kompletnie go zaskoczyło, powróciło z podwójną siłą. Przecież, gdy tylko o niej usłyszał, o mało co nie zwariował. Specjalnie udał, że jej nie pamięta, bo tak naprawdę pamiętał każdy szczegół jej twarzy. Te błękitne oczy przyprawiały go o niekontrolowane przyspieszenie oddechu, a kiedy jeszcze kierowała je ku niemu z uśmiechem albo wdzięcznością, mało nie padał na zawał. Jej blade policzki, które rumieniły się tak słodko.. zawsze wtedy miał ochotę złożyć na nich choć jeden pocałunek, by poczuć na ustach gładkość jej skóry. Albo ten mały, zgrabny nosek, który tak pięknie się marszczył, gdy była zła. O ustach nie można było nie wspomnieć. Pełne i zawsze blado-różowe, bo nie używała szminek. Za to jej włosy.. jak bardzo chciałby zatopić w nich twarz i poczuć ich zapach.. 
Pamiętał, jak kiedyś zobaczył ją wybierającą się na wesele. Nie był by sobą, gdyby nie podszedł i nie zapytał, gdzie, po co, z kim i dlaczego jedzie. Wyglądała olśniewająco, jak zawsze zresztą. Miała na sobie czerwoną sukienkę i czarne, wysokie szpilki, a włosy upięte w fantazyjny kok. Oczywiście, że zapytał się o osobę towarzyszącą, a kiedy zobaczył w samochodzie Dwighta, tego idiotę, miał ochotę oświadczyć, że pojedzie na tą imprezę z nią, zamiast tego kretyna. Mimo tak dalekosiężnych planów, życzył jej miłej zabawy i tylko pomachał na pożegnanie. I to on był tu kretynem.
Raz byli razem na imprezie zorganizowanej przez jego ojca. Po wielu namowach Ariany i Geny, w końcu zaproponował jej, by poszła z nim. Jakże się wtedy ucieszyła! A on ledwo powstrzymał się od wyskoczenia w powietrze i rozbicia łbem sufitu. Cały wieczór trzymali się razem, padały nawet śmiałe pytania od gości, czy przypadkiem nie są parą. Odpowiadał, że nie, chociaż 'tak' samo cisnęło mu się na usta. 
Dwa dni później poznał Lindsay i wszystko się sypnęło. Zamiast iść na spotkanie z Avis, on poleciał do niej, bo przestraszył się, że mógłby być odpowiedzialny za coś jeszcze niż tylko swoją gitarę i solówki. Do tej pory nie mógł zapomnieć tego zbolałego spojrzenia, którym obdarzyła go Avis parę dni później, gdy zobaczyła go z Lindsay. Takiego rozżalenia jeszcze nie widział, żadna nie posłała mu takiego wymownego i pełnego bólu spojrzenia. Jednak Avis nie załamała się i dalej rozmawiała z nim i śmiała się z jego nieudolnych już żartów. Tylko, że nie widział w niej tego samego entuzjazmu, co wcześniej, a kiedy tylko wspominał coś o Lindsay, ona wyłączała się z rozmowy i zaraz potem wymawiała się i wychodziła ze spotkania. Ariana parę razy już go za to chciała zabić. Kiedyś, zaraz po wyjściu Avis, Ari zaciągnęła go do swojej kuchni i nawymyślała jakim to jest zidiociałym kretynem i kompletnie nieodpowiedzialnym dzieciakiem. Mówiła, że Avis była u niej zaraz po tym jak zobaczyła go z Lindsay, że płakała, bo myślała, że oto znalazł się ktoś, kto nada sens jej życiu. Właśnie on, Brian Haner. Ale nie, bo właśnie ten supermęski Brian Haner stchórzył jak tchórzofretka i uciekł do wysokiej na sto metrów, wrednej Lindsay z wielkimi zderzakami, za którymi pewnie chciał się schować. 
Nie próbował tego naprawiać. Wiedział, że jeśli tylko spróbuje, ona da mu drugą szansę, a on znów wszystko epicko spierdoli. Dał sobie spokój i znów znalazł pocieszenie w innych kobiecych ramionach. Tym razem były to ramiona Michelle - siostry bliźniaczki Val. 
Na szczęście teraz wszystko było na dobrej drodze i nie zamierzał już niczego spierdolić.

środa, 6 lutego 2013

44. who wants to be alone

łaaa! jaki megaspam mnie zaatakował! normalnie aż mnie karp złapał :D Joanna, Ty chyba nie masz co robić w domu, jak słowo daję. no dobra, uginam się i daję odcinek. zobaczcie o jakiej godzinie.. o której ja muszę w ferie wstwać.. xD

*

- Jako lider zespołu..
- Chciałbyś! - wykrzyknął Gates, przerywając Shadowsowi.
- Zamknij się, teraz ja mówię - Shads pokazał mu fucka i kontynuował - chciałbym podziękować wszystkim, którzy mieli udział w tworzeniu płyty. Nie będę tu wymieniał nazwisk, bo mówiłbym do jutra, więc niech każdy, kto współtworzył z nami płytkę, czuje się wyróżniony. A szczególne podziękowania dla mojej lubej, co mnie motywuje codziennym porannym kopem. - wyszczerzył się.
- Nie ma to jak przemówienie, Shadows.. i to ty jesteś liderem.. - Zacky dobrał się do mikrofonu. - Ja chciałbym podziękować przede wszystkim chłopakom, no bo to z nimi się tak zajebiście pracuje, że wychodzą takie cuda. Oraz za trzymanie mnie w ryzach, Gena dzięki.
- Mamo, tato, chłopaki, Arianko, dziękuję. - powiedział Rev na wydechu. Arianko?! No umrze, no.
- Ja bym chciał podziękować chłopakom, w szczególności Sullivanowi za nocną wenę. - Syn uśmiechnął się głupkowato. - Chciałbym też podziękować pięknemu elfowi, który zawrócił mi w głowie.- spojrzał w górę, na Avis zapewne, a potem do mikrofonu dopchał się Johnny. Dziwne, że wszyscy inni powiedzieli po dwa słowa, a oni się tak rozgadali..
- Ja również chcę podziękować chłopakom i wszystkim współtworzącym album.. a przede wszystkim jednej osobie, która jest tu dziś ze mną. Missy, mogłabyś tu do nas zejść?
Zatkało nas, a najbardziej Missy. Siedziała sztywno w fotelu i wytrzeszczała się na scenę. W końcu jakoś ją ocuciłyśmy i poszła tam. 
- Po cholerę on ją tam ciągnie.. - mruknęła Gena, ale Valary szybko ją uciszyła, bo Johnny chwycił Missy za rękę i pomógł jej wejść na scenę. A potem wziął mikrofon i uklęknął przed nią. Pisnęłyśmy wszystkie w jednym momencie.
- Missy, wiem, że to dla ciebie wielkie zaskoczenie, bo zawsze mówiłem, że nigdy się nie ożenię.. a teraz klęczę tu przed tobą i przyznaję, że jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moim dniem, moją nocą, moim niebem i ziemią, a bez ciebie nie potrafiłbym dalej żyć. Dlatego pytam.. Missy, wyjdziesz za mnie? - wyciągnął ku niej małe pudełeczko. 
Missy przyłożyła sobie ręce do twarzy i potrząsnęła głową. Ona mówi NIE?! No jebnę jej zaraz!
- Johnny.. - usłyszałam jej schrypnięty głos. - Wyjdę za ciebie.. 
Gdy tylko to powiedziała, Johnny się zerwał i porwał ją w ramiona, Potem szybko założył jej pierścionek na palec, starł łzy z jej policzków i pocałował ją.
- Drodzy państwo, jestem właśnie najszczęśliwszym facetem na ziemi. - zaśmiał się do mikrofonu i wszyscy zeszli ze sceny. Chłopaki klepali Christa po plecach, a my prawie rzuciłyśmy się na roześmianą i szczęśliwą jak nigdy Missy.
Reszta gali popłynęła już bardzo szybko, szczególnie, że udało nam się namówić chłopaków na nasz pomysł. Nim się obejrzałyśmy, już stałyśmy przed samochodami, czekając na chłopaków.
- Wiesz co Missy? Mam takie pytanie.. czy ty chciałaś na początku powiedzieć 'nie'? - Val objęła ją ramieniem.
- Nie.. niby czemu? Olać takiego faceta jak Johnny? Pogięło cię?
- No bo tak potrząsnęłaś głową, jakbyś odmawiała. - Gena zrobiła głupią minę.
- Nie mogłam uwierzyć w to, że mnie ściągnął na scenę i tam się oświadcza.. tyle ludzi to widziało.. normalnie szczyt marzeń.. - spojrzała w przestrzeń rozmarzonym wzrokiem.
- Coś czuję, że szybko się dziś z imprezy urwiecie. - uśmiechnęłam się do niej złośliwie.
- Wypiją pierwszą kolejkę i znikną. Nawet nie zauważymy. - Avis też się śmiała.
- No i z czego się nabijacie, wredne jędze? Założę się Ari, że jakby Rev ci się oświadczył, to nie czekalibyście nawet do pierwszej kolejki, tylko od razu byście zwiali. - Missy, zadowolona z siebie pokazała mi język.
- No wiesz co.. masz całkowitą rację. - zarechotałam, a dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Przecież, że tak, oni nigdy nie mają dość! Dwa zboki się dobrały. - skomentowała Avis.
- Avis, bo jak ja zacznę komentować, to się będziesz mogła schować, więc zamknij ustka. - powiedziałam i znów zaczęłyśmy się śmiać.
- Jakie wesołe panny, no. - Shadows objął Val i Missy ramionami i też się zaśmiał. - To jak? Zwijamy się do nas? Pani Seward, co pani na to?
- Jestem jak najbardziej za. - Missy uśmiechnęła się szeroko, wyrwała Mattowi z objęcia i poleciała do Johnnego. Po chwili wszyscy wpakowaliśmy się do aut i pojechaliśmy. Syn tak się nie mógł doczekać, że z drogi zadzwonił do obsługi hotelu i kazał przygotować wielki barek wszystkich alkoholi jakie mają, bo ' wygraliśmy tę cholerną statuetkę i mamy ochotę wydoić wam całe zapasy'. 
Kiedy tylko zajechaliśmy na parking, umówiliśmy się za pół godziny u Shadowsa i Val. Zarządzenie było proste: przebrać się, a pod spod założyć coś w czym można bezpiecznie wejść do jacuzzi i nie wystraszyć innych. To ostatnie tyczyło się Christa, bo to on miał w zwyczaju z gołym tyłkiem włazić do basenów. Rozeszliśmy się po pokojach.
- Ale przeżycie.. Missy tam pewnie sika z radości. - powiedziałam, gdy tylko weszłam do pokoju.
- A żebyś widziała jak Johnny się denerwował przed tym. Trząsł się jak galareta. - zarechotał Rev. - Ale dość już o tym.. mamy pół godziny. Masz jakiś pomysł jak je zagospodarować? - zrobił dziwną minę.
- Ja nie mam, ale zapewne ty masz. Już to po tobie widzę. - uśmiechnęłam się zalotnie i zdjęłam szpilki. Chyba nie chciało mu się już odpowiadać, bo po prostu podszedł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię. - Ej! - wrzasnęłam, a Jimmy rzucił mnie na łózko. Jego krawat opadł mi na twarz. Odgarnęłam go. - Może delikatniej, co?
- Przestań narzekać babo. - warknął tuż przy moim uchu.
- Ale zaraz idziemy i w ogóle.. 
- No nie.. - zlazł ze mnie. - Jak możesz..
- No bo gdzie w tym fraku się na mnie walisz.. - podeszłam do niego na czworakach. - Trzeba go zdjąć najpierw. - wzięłam się pracowicie za tę czynność. - Potem krawat.. jak chcesz to możesz mnie nim związać. - pokazałam mu język, a on uśmiechnął się niebezpiecznie. Nie zdążyłam odpiąć wszystkich guzików u jego koszuli, a Jimmy już się zniecierpliwił i jego ręce powędrowały ku suwakowi mojej sukienki. Udało mu się zdjąć ją całkowicie, zanim stwierdziłam, że nie wytrzymam już dłużej. Rzuciłam się na niego i wpiłam się w jego usta. W transie zapomnieliśmy o świecie i nasze ręce wędrowały po naszych ciałach bez żadnego przewodnika, gdzie można, a gdzie nie. Chociaż właściwie już nie było miejsca, gdzie nie można. Jimmy wdzierał mi się do ust, a jego język odstawiał tam jakieś dzikie tańce. Nasze oddechy splatały się razem i stawały się coraz szybsze. Pozostałe ubrania lądowały na podłodze. Kiedy byliśmy już w momencie kulminacyjnym, ktoś zaczął walić do drzwi.
- Jebać to.. - wydyszałam i przyciągnęłam Jimmiego do siebie, który był tego samego zdania.
- Otwórzcie, no! Potrzebujemy barmana! - wydarł się Zacky.
- Zaraaaaz! - ryknęłam, a Rev warknął.
- Dobra, już sobie idę. - usłyszeliśmy jeszcze spod drzwi. Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się, a potem mogliśmy skończyć, co zaczęliśmy.
Kiedy po piętnastu minutach weszliśmy do pokoju Shadsa i Val, wszyscy się śmiali.
- O, patrzcie kto wreszcie przyszedł! - zawył Syn.
- Wal się. - odpowiedział mu Rev z szerokim uśmiechem na twarzy. Usiadł obok niego i pociągnął mnie na swoje kolana. Val z obrzydliwym uśmieszkiem wręczyła mi drinka. Przyjęłam go i powiedziałam jej, żeby się waliła. Bardzo mamy z Revem urozmaicone powiedzonka no.. jakoś tak zawsze do tematu seksu się wraca. Oparłam się na Jimmym i rozejrzałam się. Val wróciła na swoje miejsce i gadała z Geną. Shadows nadawał coś do Johnnego i Syna, na którego kolanach siedziała Avis i też wsłuchiwała się w słowa Shadowsa. Jeszcze parę dni i będą ogłaszać złączenie swoich dróg, już ja to wiem. Zacky zagadał Reva, a Missy właśnie weszła. 
- Przenieśmy się do tego zajebiście wielkiego jacuzzi, co? Matt i Jason już tam szaleją. - pokazała nam całą mokrą bluzkę. Pomysł został jednogłośnie przyjęty.

piątek, 1 lutego 2013

43. big rush

witam po długiej nieobecności :) pewnie już nie zaglądacie tutaj, ale ja się właśnie ogarnęłam i daje odcinek xD mam nadzieję, że Wam się spodoba. niestety nie mogę obiecać, że dalsze będą się ukazywać regularnie, ale mam napisane jeszcze dwa :) enjoy :)

odcinek z wielką dedykacją dla Joanny Gates, za te wszystkie rozmowy i dla Wasp za to, że czekała i ogólnie za wszystko :)

a, i tak mi się przypomniało - sukienka Ariany :)

*

Obudziłam się gwałtownie i od razu spojrzałam na zegarek. Szósta wieczorem. No pięknie!
- Jimmy wstawaj, za godzinę musimy być na dole! - zaczęłam go szturchać. 
- Soo?
- Zaspaliśmy! - wrzasnęłam prawie i wyskoczyłam z łóżka. 
- Oessuu - mruknął i zwlókł się z łóżka. - W tym momencie to w dupie mam tę galę.. ale! - dodał, bo już miałam mu przerwać - jedyne, co jest warte zobaczenia, to ty w tej ukrywanej sukience, więc już nie marudzę. Leć się ubierać. - zatarł ręce i wstał. 
- Tylko o jednym. - wymamrotałam, wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i zamknęłam się w łazience. Ledwo zdążyłam się umyć i wysuszyć włosy, a Rev zaczął dobijać się do drzwi.
- Ile jeszcze?
- Długo. - odkrzyknęłam.
- To wpuść mnie, bo inaczej raczej się nie wyrobimy. 
W sumie to racja.. Szybko wciągnęłam na siebie bieliznę, by nie paradować przed nim goła jak święty turecki i otworzyłam drzwi. 
- I jak ja mam teraz niby myśleć o imprezie? - obrzucił mnie płomiennym spojrzeniem i zatrzymał się blisko mnie.
- Pod prysznic, jazda! - popchnęłam go. Pomędził jeszcze przez chwilę, ale w końcu poszedł. Wywróciłam oczami, widząc w lustrze jak prowokująco ściąga z siebie ubranie. Erotoman. Seksoholik. Głupek. 
Całą siłą woli zmusiłam się do odwrócenia wzroku i skupieniu się na czarnej kredce, a potem na czarnym cieniu i tuszu. Jak Rev wyszedł spod prysznica, ja skończyłam, zostało mi tylko ubranie. Wyskoczyłam z łazienki zanim zdążył mi zaświecić gołym tyłkiem przed oczami. Wyciągnęłam z szafy sukienkę, buty i jak zwykle poczułam w środku niechęć do wychodzenia gdziekolwiek. Skrzywiłam się, ale zignorowałam to uczucie, ubrałam się i dokończyłam przygotowania. Założyłam na sukienkę czarny żakiet ze złotymi guzikami, które pasowały mi do ćwieków i to zakończyło moje starania wyglądania na normalną. Po raz kolejny się skrzywiłam i usiadłam na łóżku, spuszczając głowę. Nie, mi się wcale tam nie chce iść. Najchętniej to bym powtórzyła to, co robiłam jakieś 3 godziny temu. Czyli taki pełnowymiarowy orgazm. Hehe, dobraliśmy się z Revem, jak słowo daję. 
Usłyszałam jak Jimmy wychodzi z łazienki i podniosłam głowę. Miał na sobie czarny frak, czarną koszulę i czarno-złoty krawat. Co za intuicja..
- Twój krawat pasuje do mojej sukienki. - uśmiechnęłam się niepewnie. On również się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. Podszedł do mnie, wyciągnął ręce i pomógł mi wstać. Przytuliłam się do niego.
- Musimy tam iść? - jęknęłam z twarzą wtuloną w jego tors.
- Też bym chętnie został tutaj. I zdjął z ciebie wszystkie ubrania, a szczególnie tą sukienkę. Jakie ty masz nogi, kobieto.. - przesunął swoje ręce z moich pleców na moje uda. - I nawet nie muszę się aż tak pochylać, by cię pocałować. - zaśmiał się i lekko musnął moje usta. Ja olałam delikatność i wpiłam się mocno w jego usta i gdy już pomyślałam, by walić tę galę, ktoś zapukał do drzwi. 
- Żyjecie tam?! - krzyknął zza drzwi Johnny. - Czekamy na was od dziesięciu minut! Musimy już wychodzić!
- Chyba musimy iść. - Rev oderwał moje ręce od jego koszuli. - Chodź mała, wyprzytulamy się jeszcze. - pocałował mnie w czoło i pociągnął ku drzwiom.
- No nareszcie. - Johnny pokręcił głową, a potem uśmiechnął. - Ari, wyglądasz przecudnie.
- Dzięki. Lepiej nie mów tego przy Missy. - pokazałam mu język.
- Ona mi tylko przyzna rację. A tak w ogóle to wiecie, że po tym wszystkim wbijamy do was do pokoju i jest impreza? - Christ wyszczerzył się szeroko.
- Ale dlaczego u nas? My mamy.. - Rev spojrzał na mnie, szukając pomocy.
- Bałagan mamy. - rzuciłam na poczekaniu. - Naprawdę wielki. Pozabijamy się. Lepiej będzie wjechać do Shadsa albo do Berrych, oni tam apartamenty mają.
- Właśnie. - Rev pokiwał głową z ważną miną.
- W sumie też dobry pomysł, oni mają jacuzzi. - Johnny otworzył drzwi na zewnątrz i puścił mnie przodem. Rzeczywiście wszyscy już czekali przed samochodami i gadali. Val miała na sobie krótką, białą sukienkę, Gena jakąś zieloną, Avis turkusową, a Missy miała krótkie coś pod kolor włosów Johnnego, czyli ecru. Spojrzałam na rozanielonego Gatesa i zaśmiałam się pod nosem. Czarny garnitur, biała koszula, turkusowy krawat. No jak z obrazka.
- Ariana, gdzie ty chowałaś te nogi?! - wykrzyknął Shadows, a Valary pacnęła go w ramię. - No co?
- Ja ci zaraz dam nogi! Na moje się patrz!
- Dobra, królowo. - poddał się bez walki. - I tak masz ładne nogi. - szepnął do mnie, uśmiechając się jak dureń. - I chyba pierwszy raz cię w takich szpilach widzę. 
Stojący za mną Jimmy odchrząknął i walnął go w drugie ramię.
- No co chwila od kogoś obrywam! Nie bawię się tak. - zapakował się do auta. - Jedzie ktoś? Bo zaraz się obrażę i pojadę bez was, a na wręczeniu statuetki powiem, że wszystkich was sraczka trzyma! - krzyknął oburzonym tonem, a my parsknęliśmy śmiechem i powsiadaliśmy do samochodów. Byłam szczwana i wepchałam się przed Gatesa, który usilnie chciał usiąść obok Avis, a zaraz za mną polazł Rev, więc Brian, chcąc nie chcąc, musiał usiąść z przodu, obok Jasona. Widziałam, jak ścinał mnie wzrokiem, pewnie jak wrócimy to dostanę opierdziel, ale mam to gdzieś. 
- Cześć Avis. - zagaiłam i od razu się wyprostowałam.
- Cześć Ari. Co tam?
- Nic. A tam?
- Nudy.
- Możecie przestać gadać jak pokemony i przejść do konkretów? - wtrącił się Rev, nadstawiając ucho.
- Zajmij się czymś innym, co? Zapnij pasy na przykład. - Avis machnęła na niego ręką i pochyliła się do mnie. - Mam ci tylko jedno do powiedzenia: dziękuję, że mnie wyciągnęłaś. - złapała moją głowę i pocałowała mnie siarczyście w policzek.
- Ej! Do tego tylko ja mam prawo! - Rev znów się zbuntował.
- Chyba miałeś się czymś zająć, nie? 
- Ty, elfie, ty sobie uważaj, bo ja mogę się zająć, ale twoją powolną i męczeńską śmiercią. - Jimmy rzucił jej mordercze spojrzenie i nie minęła sekunda jak odwrócił się Syn.
- Avis, czy ten żyrafiasty typ właśnie groził ci śmiercią? Reagować?
- Wiesz, co? Ty lepiej zareaguj otwierając jej drzwi, bo dojechaliśmy. - pokazałam mu język, a on od razu wysiadł z samochodu. - Widzisz? - zwróciłam się do Avis. - jest na każde twoje zawołanie. Zakochał się normalnie.
- Weź.. - uśmiechnęła się nieśmiało, a potem ujęła wyciągniętą rękę Gatesa i wysiadła z samochodu. Za nią wygramoliłam się ja, wspomagając się na ramieniu Reva. Czerwony dywan był wypełniony różnymi, podobno znanymi ludźmi. Ja nie miałam pojęcia, kim jest połowa z nich, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Mój smętny humor całkowicie się ulotnił i uśmiechałam się cały czas jak jakaś idiotka. Zmienne humorki mam.. może ja w ciąży jestem? O matko, lepiej nie, ja się kompletnie na matkę nie nadaję.
W trakcie tych bezsensownych rozkmin i uśmiechania się do siebie zdążyliśmy przejść cały ten czerwony chodnik, zapozować do zdjęć i wejść do sali. Wtedy otrząsnęłam się z własnych myśli i wytrzeszczyłam oczy. Sala była ozdobiona bardziej niż na oskary! Szatanie.. ktoś tu ma bardzo bujną wyobraźnię. 
- No i co się tak wytrzeszczasz? Siadajcie lepiej. - zaśmiała się Valary, mijając nas. Podążyliśmy za nimi, a Rev tak umiejętnie zakręcił, że znalazłam się obok Avis, tak jak chciałam. Obdarzyłam go uśmiechem pełnym wdzięczności, a on wskazał palcem do góry, na sufit. Były tam porozwieszane złote serpentyny, a okna ozdobione złotymi wstawkami. Jakieś balony też się znalazły, a wszystko uświetniał wielki, kryształowy żyranol. Normalnie cudo. Też chcę taki w domu.
- Kupisz mi taki, nie? - zarechotałam.
- Jeśli ci się podoba taki kicz..
- No wiesz, co? Jak możesz.. kryształki to kicz?
- No pewnie.. taki z czaszek mogę kupić, to nie jest kicz. - poruszył znacząco brwiami.
- Nie chcę takiego.. - i zanim zdołałam wymyślić jakąś ripostę na poziomie, rozległy się fanfary, a jasne światła skierowały się ku scenie.
- No dobra, jak zaraz zlecą się jakieś elfy i będą rozrzucać płatki kwiatów to chyba też już się nie zdziwię. - wymamrotał Rev, a ja parsknęłam śmiechem i wskazałam na zachwyconą Avis. Mały elfik wyrwał Gatesa, bo on właśnie trzymał kurczowo jej dłoń. 
- Teraz zamierzam spać. Obudź mnie jak będzie nasza nominacja. - Jimmy położył głowę na moim ramieniu, a ja wsłuchałam się w mowę powitalną. Nic szczególnego, tak szczerze mówiąc. Przy nominacjach na zespół roku pop, zaczęłyśmy z Avis nadawać tak głośno, że ktoś za nami kazał nam być cicho. Obejrzałyśmy się jak na komendę i ujrzałyśmy wymalowanego gościa w skórzanej pelerynie z jakimiś dziwnymi łańcuszkami na dłoniach. Wyszczerzyłyśmy się do niego szeroko i miło i powróciłyśmy do plotkowania o wszystkim, co widziałyśmy dzisiaj i przede wszystkim o Gatesie. Kiedy znudziło nam się obgadywanie Syna, znalazłyśmy sobie inną zabawę, a mianowicie wymyślałyśmy mowy dziękczynne wszystkim, którzy w danym momencie byli na scenie. Dostało się Beyonce, bo według nas dziękowała za dostatek błyszczyku w sklepach, kolczyki ze stopu żelaza i pomalowane paznokcie. A wszystko to kierowała do latającego potwora spaghetti. Potem zaczęłyśmy marudzić, czemu to tak długo trwa i co mogłybyśmy właśnie robić, zamiast siedzieć tutaj. W końcu Gates chyba stwierdził, że za dużo czasu już gadam z Avis, bo zajął ją szeptaniem do ucha. A ja!? Zostałam sama!
- Ej, facet, poszeptałbyś mi też do ucha, bo zobacz, co ten Syn wyprawia. - szturchnęłam Reva i oparłam się na jego ramieniu. On włożył swoją twarz między moje włosy i najpierw pocałował moje ucho, a potem zaczął gadać. Mówił o tym jak bardzo się nudzi, że oczy mu wypala wszechobecny róż i złoto, a siedzenia są niewygodne. Potem, tak jak my wcześniej, mówił, co by mógł robić zamiast siedzieć tu. I nagle go olśniło i stwierdził, że cofa wszystko, co mówił wcześniej, bo chciałby robić coś ze mną. I to wcale nie takie zwykłe rzeczy. Po trzecim zdaniu wcale nie chciałam tego słuchać i zaczęłam go odpychać, a ten zadowolony z siebie i roześmiany dalej mówił. Na szczęście przerwała to nominacja Avenged Sevenfold, ich nowej płytki, z której trasy promującej właśnie zjeżdżaliśmy. Wyprostowaliśmy się wszyscy i z uwagą wpatrzyliśmy w każdą nominację. Jak na scenę weszła jakaś babka ze złotą kopertą, Rev chwycił moją dłoń i niemal wychylił się z krzesła.
- Z wielką przyjemnością chce ogłosić, że statuetkę za płytę roku dostaje.. - baba diabelnie długo zabierała się do rozpakowania koperty. 
- Gadaj, bo pójdę i ci pomogę z tym świstkiem! - warknęła Valary dość głośno, tak, że za sobą usłyszeliśmy śmiechy. Babka na scenie odpieczętowała kopertę.
- Dostaje.. AVENGED SEVENFOLD! Zapraszamy was na scenę! - krzyknęła, a zaraz za nią wydarł się Shadows i Zacky. Johnny odtańczył jakiś dziki taniec zwycięstwa i wyskoczył na schody, by wejść na scenę. Rev złapał moją twarz w dłonie i wpił się w moje usta, a potem zaraz dołączył do Johnnego i chłopaków, którzy już skakali z radości. Wyszczerzyłam się do dziewczyn, które też uśmiechały się szeroko. 
- Szykuje się niezła balanga, nie? - Gena nachyliła się do nas z uśmiechem chochlika. 
- Skoro ty tak mówisz, to na pewno nie będziemy jej pamiętać. - Val podzielała nasz entuzjazm. - Ale mam pomysł. Namówmy chłopaków by odwalili tylko oficjalną część imprezy i jedźmy do hotelu rozkręcić swoje picie, co?
- Ja się bardzo pod tym podpisuję. Rękoma i nogami! - wykrzyknęłam ze śmiechem, a Missy uniosła dwa kciuki w górę.
- Za to ja wezmę na siebie przekonanie facetów. - powiedziała Avis, a my spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem. - No co? Wystarczy słowo by przekonać Briana, a potem to szybko pójdzie.
- Avis wychodzi ze skorupki! - roześmiałam się i zaczęłam bić brawo, a za mną dziewczyny. A kiedy już pocieszyłyśmy się z naszych genialnych pomysłów, wsłuchałyśmy się w podziękowania chłopaków.