środa, 26 czerwca 2013

50. what the hell?

witam wszystkich po długiej przerwie :) wreszcie się zmobilizowałam i napisałam odcinek! wszystko to spowodowane było tym moim złym stanem zdrowia.. tak, psychicznego też. ale myślę, że teraz odcinki będą się pojawiać w dość równych odstępach czasowych. 
jakieś trzy dni temu chyba ten blog został nominowany do Liebster Award, z czego śmiechłam, bo to pierwszy raz i w ogóle nie sądziłam, że to coś, co tu publikuje może się do czegoś nadawać ;p no ale, Mroczna, dziękuję za nominację :)
to już wielka pięćdziesiątka, szybko zleciało. więc chciałam podziękować Wam za bycie tutaj, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy. wiem, że to stara śpiewka itd, ale ja z natury nie wierzę w siebie, a to, że komuś spodobało się to, co tu zamieszczam, jest dla mnie światełkiem, więc naprawdę dziękuję. 
chciałam tym odcinkiem zakończyć już to opowiadanie, ale jakoś mi się nie udało ;p jeszcze parę będzie :D
z dedykacją dla Was wszystkich, kocham Was <33

*

- Przepraszam noo.. - jęknęła Valary, niemal kalecząc mi ramię paznokciami. - Ale Zacky mnie zszantażował! Powiedział, że jak cię zaciągnę to nam zorganizuje imprezę na rocznicę, a wiesz jakie on ma super pomysły. - zrobiła błagalną minkę.
- Zdrajca. - mruknęłam pod nosem. - I do tego szantażysta. 
- Wybaczysz mi? 
- Jak będzie fontanna z białą czekoladą to wybaczę.
- Masz to jak w banku. - ucieszyła się i zaczęła nawijać o swoich pomysłach na imprezę.
Jechaliśmy właśnie na spotkanie z tym Unchain the reverend. Oczywiście chłopaki, jako wielkie gwiazdy, stwierdzili, że dla zabawy spóźnią się pół godziny. Żeby tamci wiedzieli z kim mają do czynienia. W końcu też wyszło na to, że Valary, namówiona przez Zackersa, zastosowała podstęp, w wyniku którego siedziałam z nimi w aucie i jechałam na to spotkanie. W dodatku Avis się wymigała, więc zostałam tylko ja i Val. Złe baby.
Dojechaliśmy pod Warner Bros i weszliśmy do środka. Od razu podleciał do nas Larry, który chyba na nas czekał.
- Nareszcie! - krzyknął. - Już miałem do was dzwonić. - posłał Shadsowi karcące spojrzenie.
- To nie moja wina. - ten od razu podniósł ręce.
- Jasne. - mruknął Larry pod nosem i gestem kazał nam iść za sobą. Nie byliśmy w zbyt dobrych humorach. Zacky posprzeczał się z Geną i to podobno ostro, a przez telefon nie zawsze wszystko można sobie wyjaśnić. Oczywiście Gena zadzwoniła po fakcie do Val i do mnie i wypłakała swoje. Mówiła, że mają straszny kryzys, a do tego jej matka ledwo zipie. Zackyemu nie podoba się, że jego narzeczona tak dużo pracuje, bo z jego punktu widzenia, wcale nie powinna. Za to Gena znów ma do niego pretensje, że nie daje jej się spełniać zawodowo i chce mieć nad wszystkim kontrolę. No i Zacky podobno ma gdzieś, że jej matka umiera, a to już nas kompletnie zdziwiło, bo on nigdy nie należał to osób tego typu. Z drugiej strony jednak każdy z nas wiedział, że matka Geny go nie cierpi, no i z wzajemnością. Nikt z nas nie chce, by się rozstawali, dlatego chciałyśmy pogadać z Zackym. Val wyjaśniła sprawę Mattowi, który powiedział, że to nie nasza sprawa i jeśli zawsze sami się godzili to teraz też tak zrobią. Rev z kolei się na mnie wydarł, że pokomplikujemy wszystko jeszcze bardziej, bo Zacky się i na nich obrazi, a teraz woleliby tego uniknąć. Dlatego szłyśmy z Val razem, nie oglądając się na facetów, a oni nie próbowali nawet słowa do nas powiedzieć. Zacky był markotny, Shadows trochę zły, Rev bardzo zły, a Brian z Johnnym rozmawiali cicho, też w nie najlepszych humorach. Spotkanie zapowiada się ciekawie, naprawdę.
Weszliśmy do studia i od razu zostaliśmy sobie przedstawieni. Wokalistka/gitarzystka - rudzielec, gitarzysta prowadzący - żonkoś, klawiszowiec - samobójca, basista - wampirze ciacho, perkusista - kopia Reva. To właśnie wydumałyśmy siedząc w kącie i obgadując wszystkich. Na spotkanie przyszła też Sylvia, żona żonkosia. Co chwilę rzucała nam spojrzenia, aż w końcu przysiadła się do nas.
- Was też zmusili, byście tu przyszły? - zapytała prosto z mostu.
- A nie widać? - burknęłam.
Val szturchnęła mnie łokciem i przejęła konwersację, więc chcąc nie chcąc, również zaczęłam jako tako się odzywać. Sylvia nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale była całkiem spoko. W końcu, znudzone rozmową, zaczęłyśmy się przyglądać chłopakom i tamtemu zespołowi. Planowali występy, oglądali dvd koncertów, ale nie byli zbyt swobodni. Jedynie ten mały rudzielec skakał i wdzięczył się do wszystkich.
- Nie dość, że mała, to jeszcze ruda. - syknęłam do Val, a ta zarechotała.
- Ty też jesteś mała.
- Ale nie jestem ruda. Poza tym mam metr sześćdziesiąt dziewięć. - prychnęłam.
- Przyznaj, że chodzi ci o to, że się do Reva przykleiła.
- Też. - skrzyżowałam ręce. - A on zapewne zapomniał poinformować ją, że już kogoś ma.
- No, nie wygląda jakby o tobie pamiętał. - przyznała Val i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Ale zauważyłam coś lepszego. - uśmiechnęła się chytrze. - Ethel co chwila patrzy na ciebie.
- Który to? - od razu się zainteresowałam.
- Wampirze ciacho.
- Trochę jak gej wygląda.. - mruknęłam.
- Zaprszamy panie do nas! - krzyknął Larry, patrząc w naszą stronę, zanim Valary zdążyła mi odpowiedzieć. Spojrzałyśmy tylko na siebie i każda podeszła do swojego faceta. Ja zaborczo usadowiłam się Jimmiemu na kolanach. Chrząknął dziwnie, ale objął mnie w pasie. 
- Słuchajcie, proponuję, byście urządzili sobie małą imprezę zapoznawczą z waszymi ekipami. No wiecie, żebyście się jakoś poznali przed tym miesiącem koncertowania.
- Miesiącem? - wypaliłam głośno.
- Że co? - krzyknęła razem ze mną Val.
- No tak, wyjeżdżacie na miesiąc, jednak chłopaki się zdecydowali. - Larry popatrzył na mnie jak na idiotkę i kontynuował. - My z Samuelem już wszystko załatwiliśmy, na dniach dostaniecie plany koncertów, wyjazdów, hoteli i konferencji czy tam spotkań. 
Mówił dalej, ale nie słuchałam go. Fajnie wiedzieć, że miesiąc. Na początku była mowa o trzech, ale nikt na to się nie zgodził i miało być parę koncertów w okolicy. Ramiona Reva poruszyły się niezręcznie na mojej talii. Nic mi o tym nie mówił.. Już w dupie z tym, że jesteśmy razem i powinien mi powiedzieć, ale jestem jego techniczną, do cholery! Skąd miałam się niby dowiedzieć, że przez następny miesiąc będę pracować? No nie wytrzymam.. Spojrzałam znacząco na Valary. Po jej minie wywnioskowałam, że ona również nie miała o niczym pojęcia. Zresztą, jakby wiedziała, to pewnie zaraz by powiedziała wszystkim dziewczynom. A teraz nie dość, że Gena jest w potrzebie, to Zacky sobie wyjeżdża. Mam nadzieję, że Val pojedzie z nami, bo ja nie wytrzymam z nimi sama, szczególnie jak teraz wszyscy się na siebie wściekają i atmosfera jest napięta. Ludzie z Unchain wcale nie pomogą nam naprawić relacji. Ta ruda pinda już mi na nerwy działa i chyba z wzajemnością, bo jak usiadłam na kolanach Reva, posłała mi takie spojrzenie, jakbym podwalała się do jej faceta. Jeszcze czego.. tylko go dotknie, to jej ręce poprzetrącam. Faceci nie są tacy źli chyba, tylko już zauważyłam ostre spojrzenia między Gatesem a klawiszowcem-samobójcą, Chad on się chyba nazywa. 
Nim się obejrzałam, już się żegnaliśmy, a impreza zaplanowana była dziś wieczorem w hotelu tamtych. Kiedy wyszliśmy, podeszłam szybko do Val i szepnęłam jej, by nie robiła awantur, byśmy zachowywały się normalnie, obojętnie. Skinęła głową z lekkim uśmiechem. Chociaż tego nie można było nazwać uśmiechem, bo była wkurzona, tak jak ja. Po chwili poczułam rękę Reva, wplatającą się w moją i zobaczyłam jak Shadows podchodzi do Valary. Chyba już skończyli się na nas fochać. W samochodzie jechaliśmy w ciszy, a napięcie wzrosło jeszcze bardziej, mimo, że chłopaki próbowali je załagodzić. Rev rysował kciukiem kółka na mojej dłoni, a Shadows wtulał się w Val. Johnny śmiał się do Zackyego i Gatesa i opowiadał o czymś. 
Od razu po wejściu do domu, wzięłam jakieś ciuchy i zamknęłam się w łazience. Po kilku uspokajających oddechach wzięłam prysznic, by choć trochę ulżyć złości. Potem ubrałam się, umalowałam lekko i jeszcze raz puściłam wodę w prysznicu, dla niepoznaki. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Val.
V:- No?
A:- Zdzwoń dziewczyny. Musimy zrobić jakąś naradę, tylko szybko. Spotkamy się w  moim domu.
V:- Okej. Powiem im też, by lepiej nie mówiły, gdzie idą, bo faceci się domyślą.
A:- Dobry pomysł. Niech wezmą jakieś żarcie i picie.
V:- Zrobimy sobie własną imprezę. - powiedziała mściwym tonem.
A:- Spokojnie. - uśmiechnęłam się. - Ja już tam idę, będę na was czekać.
V:- Okej, to do zobaczenia.
Rozłączyłyśmy się, a ja szybko wyłączyłam wodę i wyszłam z łazienki. Pognałam po torbę, znalazłam klucze  i zeszłam na dół.
- Idę do Geny. - powiedziałam do siedzącego na kanapie Jimmiego.
- Ale nie po to, by nagadać Zackyemu? - spojrzał na mnie.
- Nie, nie martw się, nie po to.
- Słuchaj.. - wstał i zatrzymał mnie przed drzwiami. Popatrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem. - Ja wiem, że jesteś zła, bo ci nie powiedziałem o tej trasie. Tylko, że my chcieliśmy wam zrobić niespodziankę.. i żebyście z nami pojechały. Wszystkie. 
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. 
- Tylko, że teraz, jak Gena się z Zackiem kłóci.. ona nie będzie chciała jechać.
- To raczej pewne. A Zacky też chyba nie będzie się bawił, jak jego prawie-teściowa umiera.
- Dlatego nie wiemy, co robić. - zacisnął usta.
- Pogadam z Geną, zobaczymy. Mam tylko nadzieję, że im dziewczyny awantur nie zrobiły.
- Dzięki, kocie. - przytulił się do mnie. - A, i tę rudą mam w dupie. 

Uśmiechnęłam się mimowolnie.