wtorek, 30 kwietnia 2013

48. rhythm is a dancer

witajcie :) mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został i ma ochotę czytać moje wypociny. jeśli tak, to bardzo się cieszę, bo właśnie dla Was daję kolejny odcinek.
ze specjalną dedykacją dla:
Joanny - bo fazy, Brajan i Leoś<3 i bo ją kocham ;p
Isabelli - bo zmierzch i bo jej obiecałam ;p (wifey, pamiętasz jeszcze? XD)
Martyny - bo czekała :)
DZIĘKI


*

Już od dwóch tygodni Avis i Brian są parą, a ja od dwóch tygodni leczę kaca. Jak słowo daję, w życiu się tak nie upiłam, a co najlepsze, Shadows osobiście wyniósł nieprzytomną Val z imprezy. Z imprezy, którą zorganizował nam Papuś Gates, ponieważ stwierdził, że już dłużej nie chciał być Józefem, ojcem boga. Siostra Hanera - McKenna - pokochała Avis od pierwszego wejrzenia i co chwila porywała ja do swojego pokoju. Aż Brian dostał chwilowej nerwicy, polazł tam do nich i wyciągnął Avis siłą. Papa tez od razu zaakceptował Avis, ale Suzy - matka Briana - w ogóle jej nie polubiła. Na początku odnosiła się do niej dość chłodno, ale potem już otwarcie ziała wrogością. Dziwiliśmy się, bo przecież Suzy jest wspaniałą kobietą. Zaakceptowała przecież tyle wyskoków Hanera i jego pierwszą, oficjalnie przedstawioną dziewczynę, która była jakąś chorą, psychopatyczną wampirką. Uwielbia Reva, a przecież każdy wie, że on nie jest normalny. Nawet na to moje ćpanie machnęła ręką i kiedy pierwszy raz ją spotkałam, przytuliła mnie do piersi jak matka.
Po dłuższym warczeniu na Avis, poderwała się i niemal siłą zaciągnęła ją do osobnego pokoju. Założę się, że Papa specjalnie włączył wtedy muzykę, byśmy nie słyszeli, o czym gadają. Kiedy po dobrej godzinie stamtąd wyszły, ściskały się i śmiały jak przyjaciółki. Chyba przez tydzień truliśmy dupę Avis, żeby nam powiedziała, o co chodziło Suzy, ale nie chciała powiedzieć. Nawet Syn nie wie i się wkurza, a Suzy i Avis za każdym razem, kiedy ktoś pyta, posyłają sobie tajemnicze uśmieszki i szybko zmieniają temat. Się dobrały, no..
- Ty szumowino, kurwa jego mać, co ty sobie w ogóle myślisz, ty ludzka męto ty!
- Rev.. - zaczęłam.
- Takiego wała! Myślisz, że możesz mnie kurwa oszukiwać?! Tak ci przypierdolę, że mamusia nie pozna! - wściekał się.
- Jimmy. 
- Ty popierdolona dziwko! Ty tasiemcu glizdowaty! Nic tylko się przyssać i korzystać! Ssij, kurwa, ale kogoś innego! Weź wypierdalaj stąd w ogóle! Nie będę cię tu kurwa niańczył!
- Sullivan do cholery! - wydarłam się i ja.
- No co?
- Nie drzyj się do tego mikrofonu, bo dzieciak ogłuchnie. I może byś już skończył rżnąć w tę głupią strzelankę, co? Ja chcę Tekkena! - podskoczyłam na kanapie jak małe dziecko i wystawiłam do niego rękę po pada. Jimmy, mamrocząc pod nosem piękne epitety pod adresem jakiegoś tam nooba, podał mi pada i zmienił płytkę.
- No, i to jest rozrywka! - zawołałam, zadowolona.
- Jasne, pewnie znów mnie rozwalisz. - jęknął Jimmy, robiąc śmieszną minę.
- Bo ty cienki jesteś. - wyszczerzyłam się i uchyliłam się przed żelkiem lecącym w moją stronę. Jimmy nie odezwał się już, tylko wybrał sobie swoją ulubioną postać, czyli wielką amazonkę z mega cyckami, którą trudno było rozwalić, bo miotała się po planszy ruchem capoeiry. Też mam swoją ulubioną postać i też właśnie ją wybrałam. I tak wygram.
Gry na playstation wywołują bardzo złe emocje i bardzo brzydkie słowa. Przykładem jest nie tylko Rev ze swoją strzelanką, ale też ja, grająca w Tekkena. Jakby nas ktoś tu próbował ocenzurować, to cały nasz dialog były jednym, długim piknięciem.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał nagle Rev, między rundami.
- Missy miała przyjść, ale to raczej nie wypali.. a co?
- Moi rodzice zaprosili nas na kolację. - wypalił.
- Kolację? Taką elegancką kolację? - wytrzeszczyłam oczy.
- Nie, no po prostu mama powiedziała, żebyśmy przyszli. W ogóle to chyba ci nie mówiłem, ale bardzo się ucieszyła, jak jej powiedziałem, że jesteśmy parą. - uśmiechnął się, dumny z siebie.
- Aa, no fajnie.. - podrapałam się po głowie. - Zatkało mnie trochę, wiesz?
- Przecież ty się dogadujesz z moimi rodzicami niemal lepiej niż ja! Nagle się stresujesz?
- Nie o to mi chodziło. - uśmiechnęłam się. - Twój ojciec będzie rzucał podtekstami, a to znaczy, że albo będziesz się śmiał razem z nami, albo wyjdziesz obrażony. - już rechotałam.
- Po namyśle.. już mi się nie chce grać. - zrobił minę, rzucił pada na stolik i wstał. - Idę marnować czas przed laptopem. - oznajmił i poszedł. Szybko wróciłam do gry.
Koło siódmej zaczęłam się zbierać. Ubrałam czarne spodnie, białą, dopasowaną bluzkę i moją nowiuśką bluzę adidasa. Zachwycałam się nią całą drogę z zakupów, aż mnie Val po głowie walnęła, że niby komercję kocham. A ja po prostu jaram się tymi trzema paskami na rękawach, no. Umalowałam się lekko, spięłam dredy i zaczęłam czekać na Reva. Po dziesięciu minutach wyszliśmy z domu, poszliśmy do Hanera, by wziąć od niego samochód i po chwili staliśmy przed drzwiami domu Joego i Barbary.
- No jesteście wreszcie! - Barbara otworzyła nam drzwi i rozłożyła ramiona. Uściskała nas serdecznie i zaprosiła do salonu. Tam już czekał Joe, który z głupim uśmieszkiem również nas wyściskał. Już wiedziałam, że całe spotkanie będzie opierało się na podtekstach. Zjedliśmy trochę tego, co Barbara przygotowała na kolację i pogrążyliśmy się w rozmowie. Wypytywali o trasę, galę, Gatesa, śmiali się z Suzy i jej uprzedzeń co do Avis. No tak, oni mieli w domu cztery dziwolągi, które wychowali, i które rozłażą się teraz po Stanach i zarażają nienormalnością. Standard. 
- A teraz najlepsze. - Joe zatarł ręce i spojrzał na nas chytrze. - Powiedzcie mi gołąbki, jak daleko zaszliście? Mój Jimbon zaliczył już wszystkie bazy, czy nadal ma stracha opuścić spodnie? - zapytał i spojrzał na nas rozbawionym wzrokiem. Jimmy zrobił minę.
- Pozwól, że to ja odpowiem. - zaczął Jimmy, zanim zdążyłam się odezwać. - Po pierwsze tatusiu, to nie jestem żaden Jimbon. - zrobił obrażoną minę, na co ja już zaczęłam chichotać. - Po drugie, to zaszliśmy dalej niż sobie wyobrażasz, a po trzecie to zaliczyłem wszystkie bazy po pięć razy.
- Nie czujesz, że rymujesz, synu. - Joe rozrechotał się jeszcze bardziej niż ja, a Barb spojrzała na niego i pokręciła głową w zrezygnowaniu. 
- Joe, nie nabijaj się z niego. Ja tam się cieszę, że wybrał właśnie Ariankę. 
- A ja myślisz nie? Będę miał zajebistą synową! - wykrzyknął Joe, zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- A ja nie będę musiała się wstydzić teściów. - wyszczerzyłam się w odpowiedzi.
- O to to, Jamesie, nie zapominaj, że masz takich wspaniałych rodziców. - matka Jimmiego pokiwała palcem w jego kierunku. 
- Przecież nigdy nie zapominam.
- I chwała ci. - Joe wstał. - A teraz chodźcie tu do mnie to was pobłogosławię na waszej nowej drodze życia, w której to Ariana uszczęśliwi Jamesa dziećmi, a on ją będzie wielbił do końca swoich dni.
Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Reva. On też miał dość niemrawą minę, więc skierowaliśmy swój wzrok ku tacie Jimmiego. Rżał z nas i wcale tego nie ukrywał. Nadal się śmiejąc odszedł od stołu i wyszedł z salonu, zgarniając po drodze swoją żonę. Zostawili nas tam, zdezorientowanych.
- Ej, teraz to i mi pojechał. - odezwałam się po chwili. - A myślałam, że mnie lubi..
- Chciałabyś? - zapytał znienacka Rev, po długiej ciszy.
- Ale.. jak to.. teraz? - całkowicie zbaraniałam.
- Chciałabyś? - powtórzył, wpatrując się we mnie z mocą, której nigdy wcześniej nie zauważyłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie śpieszno mi było do małżeństwa, ani tym bardziej do dzieci. Nie miałam nic przeciwko temu, by stan teraźniejszy utrzymywał się jeszcze parę lat, a nawet dłużej. Ale może Jimmy miał..
- Tak. - odpowiedziałam cicho, po długim namyśle. Rev rozpromienił się gwałtownie i uśmiechnął szeroko.
- Aha. - rzucił i zerwał się od stołu. - TATOOO! - poleciał wgłąb domu. Zostałam sama przy stole i nadal nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą zrobiłam, zaczęłam się powoli uśmiechać.