it's over
hue, no pisałam, że będzie dużo rozdziałów w regularnych odstępach i w ogóle się nakręcałam. no i dupa, bo właściwie i tak nikt tego nie czyta, więc czemu by nie pisać kolejnych rozdziałów do szuflady.. te 50 postów dla Was dało mi dużo radości, ale wszystko się kończy. soł, bez zbędnego pierdolenia zranionej duszyczki, dzięki i może kiedyś do przeczytania.
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
środa, 26 czerwca 2013
50. what the hell?
witam wszystkich po długiej przerwie :) wreszcie się zmobilizowałam i napisałam odcinek! wszystko to spowodowane było tym moim złym stanem zdrowia.. tak, psychicznego też. ale myślę, że teraz odcinki będą się pojawiać w dość równych odstępach czasowych.
jakieś trzy dni temu chyba ten blog został nominowany do Liebster Award, z czego śmiechłam, bo to pierwszy raz i w ogóle nie sądziłam, że to coś, co tu publikuje może się do czegoś nadawać ;p no ale, Mroczna, dziękuję za nominację :)
to już wielka pięćdziesiątka, szybko zleciało. więc chciałam podziękować Wam za bycie tutaj, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy. wiem, że to stara śpiewka itd, ale ja z natury nie wierzę w siebie, a to, że komuś spodobało się to, co tu zamieszczam, jest dla mnie światełkiem, więc naprawdę dziękuję.
chciałam tym odcinkiem zakończyć już to opowiadanie, ale jakoś mi się nie udało ;p jeszcze parę będzie :D
z dedykacją dla Was wszystkich, kocham Was <33
*
- Przepraszam noo.. - jęknęła Valary, niemal kalecząc mi ramię paznokciami. - Ale Zacky mnie zszantażował! Powiedział, że jak cię zaciągnę to nam zorganizuje imprezę na rocznicę, a wiesz jakie on ma super pomysły. - zrobiła błagalną minkę.
- Zdrajca. - mruknęłam pod nosem. - I do tego szantażysta.
- Wybaczysz mi?
- Jak będzie fontanna z białą czekoladą to wybaczę.
- Masz to jak w banku. - ucieszyła się i zaczęła nawijać o swoich pomysłach na imprezę.
Jechaliśmy właśnie na spotkanie z tym Unchain the reverend. Oczywiście chłopaki, jako wielkie gwiazdy, stwierdzili, że dla zabawy spóźnią się pół godziny. Żeby tamci wiedzieli z kim mają do czynienia. W końcu też wyszło na to, że Valary, namówiona przez Zackersa, zastosowała podstęp, w wyniku którego siedziałam z nimi w aucie i jechałam na to spotkanie. W dodatku Avis się wymigała, więc zostałam tylko ja i Val. Złe baby.
Dojechaliśmy pod Warner Bros i weszliśmy do środka. Od razu podleciał do nas Larry, który chyba na nas czekał.
- Nareszcie! - krzyknął. - Już miałem do was dzwonić. - posłał Shadsowi karcące spojrzenie.
- To nie moja wina. - ten od razu podniósł ręce.
- Jasne. - mruknął Larry pod nosem i gestem kazał nam iść za sobą. Nie byliśmy w zbyt dobrych humorach. Zacky posprzeczał się z Geną i to podobno ostro, a przez telefon nie zawsze wszystko można sobie wyjaśnić. Oczywiście Gena zadzwoniła po fakcie do Val i do mnie i wypłakała swoje. Mówiła, że mają straszny kryzys, a do tego jej matka ledwo zipie. Zackyemu nie podoba się, że jego narzeczona tak dużo pracuje, bo z jego punktu widzenia, wcale nie powinna. Za to Gena znów ma do niego pretensje, że nie daje jej się spełniać zawodowo i chce mieć nad wszystkim kontrolę. No i Zacky podobno ma gdzieś, że jej matka umiera, a to już nas kompletnie zdziwiło, bo on nigdy nie należał to osób tego typu. Z drugiej strony jednak każdy z nas wiedział, że matka Geny go nie cierpi, no i z wzajemnością. Nikt z nas nie chce, by się rozstawali, dlatego chciałyśmy pogadać z Zackym. Val wyjaśniła sprawę Mattowi, który powiedział, że to nie nasza sprawa i jeśli zawsze sami się godzili to teraz też tak zrobią. Rev z kolei się na mnie wydarł, że pokomplikujemy wszystko jeszcze bardziej, bo Zacky się i na nich obrazi, a teraz woleliby tego uniknąć. Dlatego szłyśmy z Val razem, nie oglądając się na facetów, a oni nie próbowali nawet słowa do nas powiedzieć. Zacky był markotny, Shadows trochę zły, Rev bardzo zły, a Brian z Johnnym rozmawiali cicho, też w nie najlepszych humorach. Spotkanie zapowiada się ciekawie, naprawdę.
Weszliśmy do studia i od razu zostaliśmy sobie przedstawieni. Wokalistka/gitarzystka - rudzielec, gitarzysta prowadzący - żonkoś, klawiszowiec - samobójca, basista - wampirze ciacho, perkusista - kopia Reva. To właśnie wydumałyśmy siedząc w kącie i obgadując wszystkich. Na spotkanie przyszła też Sylvia, żona żonkosia. Co chwilę rzucała nam spojrzenia, aż w końcu przysiadła się do nas.
- Was też zmusili, byście tu przyszły? - zapytała prosto z mostu.
- A nie widać? - burknęłam.
Val szturchnęła mnie łokciem i przejęła konwersację, więc chcąc nie chcąc, również zaczęłam jako tako się odzywać. Sylvia nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale była całkiem spoko. W końcu, znudzone rozmową, zaczęłyśmy się przyglądać chłopakom i tamtemu zespołowi. Planowali występy, oglądali dvd koncertów, ale nie byli zbyt swobodni. Jedynie ten mały rudzielec skakał i wdzięczył się do wszystkich.
- Nie dość, że mała, to jeszcze ruda. - syknęłam do Val, a ta zarechotała.
- Ty też jesteś mała.
- Ale nie jestem ruda. Poza tym mam metr sześćdziesiąt dziewięć. - prychnęłam.
- Przyznaj, że chodzi ci o to, że się do Reva przykleiła.
- Też. - skrzyżowałam ręce. - A on zapewne zapomniał poinformować ją, że już kogoś ma.
- No, nie wygląda jakby o tobie pamiętał. - przyznała Val i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Ale zauważyłam coś lepszego. - uśmiechnęła się chytrze. - Ethel co chwila patrzy na ciebie.
- Który to? - od razu się zainteresowałam.
- Wampirze ciacho.
- Trochę jak gej wygląda.. - mruknęłam.
- Zaprszamy panie do nas! - krzyknął Larry, patrząc w naszą stronę, zanim Valary zdążyła mi odpowiedzieć. Spojrzałyśmy tylko na siebie i każda podeszła do swojego faceta. Ja zaborczo usadowiłam się Jimmiemu na kolanach. Chrząknął dziwnie, ale objął mnie w pasie.
- Słuchajcie, proponuję, byście urządzili sobie małą imprezę zapoznawczą z waszymi ekipami. No wiecie, żebyście się jakoś poznali przed tym miesiącem koncertowania.
- Miesiącem? - wypaliłam głośno.
- Że co? - krzyknęła razem ze mną Val.
- No tak, wyjeżdżacie na miesiąc, jednak chłopaki się zdecydowali. - Larry popatrzył na mnie jak na idiotkę i kontynuował. - My z Samuelem już wszystko załatwiliśmy, na dniach dostaniecie plany koncertów, wyjazdów, hoteli i konferencji czy tam spotkań.
Mówił dalej, ale nie słuchałam go. Fajnie wiedzieć, że miesiąc. Na początku była mowa o trzech, ale nikt na to się nie zgodził i miało być parę koncertów w okolicy. Ramiona Reva poruszyły się niezręcznie na mojej talii. Nic mi o tym nie mówił.. Już w dupie z tym, że jesteśmy razem i powinien mi powiedzieć, ale jestem jego techniczną, do cholery! Skąd miałam się niby dowiedzieć, że przez następny miesiąc będę pracować? No nie wytrzymam.. Spojrzałam znacząco na Valary. Po jej minie wywnioskowałam, że ona również nie miała o niczym pojęcia. Zresztą, jakby wiedziała, to pewnie zaraz by powiedziała wszystkim dziewczynom. A teraz nie dość, że Gena jest w potrzebie, to Zacky sobie wyjeżdża. Mam nadzieję, że Val pojedzie z nami, bo ja nie wytrzymam z nimi sama, szczególnie jak teraz wszyscy się na siebie wściekają i atmosfera jest napięta. Ludzie z Unchain wcale nie pomogą nam naprawić relacji. Ta ruda pinda już mi na nerwy działa i chyba z wzajemnością, bo jak usiadłam na kolanach Reva, posłała mi takie spojrzenie, jakbym podwalała się do jej faceta. Jeszcze czego.. tylko go dotknie, to jej ręce poprzetrącam. Faceci nie są tacy źli chyba, tylko już zauważyłam ostre spojrzenia między Gatesem a klawiszowcem-samobójcą, Chad on się chyba nazywa.
Nim się obejrzałam, już się żegnaliśmy, a impreza zaplanowana była dziś wieczorem w hotelu tamtych. Kiedy wyszliśmy, podeszłam szybko do Val i szepnęłam jej, by nie robiła awantur, byśmy zachowywały się normalnie, obojętnie. Skinęła głową z lekkim uśmiechem. Chociaż tego nie można było nazwać uśmiechem, bo była wkurzona, tak jak ja. Po chwili poczułam rękę Reva, wplatającą się w moją i zobaczyłam jak Shadows podchodzi do Valary. Chyba już skończyli się na nas fochać. W samochodzie jechaliśmy w ciszy, a napięcie wzrosło jeszcze bardziej, mimo, że chłopaki próbowali je załagodzić. Rev rysował kciukiem kółka na mojej dłoni, a Shadows wtulał się w Val. Johnny śmiał się do Zackyego i Gatesa i opowiadał o czymś.
Od razu po wejściu do domu, wzięłam jakieś ciuchy i zamknęłam się w łazience. Po kilku uspokajających oddechach wzięłam prysznic, by choć trochę ulżyć złości. Potem ubrałam się, umalowałam lekko i jeszcze raz puściłam wodę w prysznicu, dla niepoznaki. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Val.
V:- No?
A:- Zdzwoń dziewczyny. Musimy zrobić jakąś naradę, tylko szybko. Spotkamy się w moim domu.
V:- Okej. Powiem im też, by lepiej nie mówiły, gdzie idą, bo faceci się domyślą.
A:- Dobry pomysł. Niech wezmą jakieś żarcie i picie.
V:- Zrobimy sobie własną imprezę. - powiedziała mściwym tonem.
A:- Spokojnie. - uśmiechnęłam się. - Ja już tam idę, będę na was czekać.
V:- Okej, to do zobaczenia.
Rozłączyłyśmy się, a ja szybko wyłączyłam wodę i wyszłam z łazienki. Pognałam po torbę, znalazłam klucze i zeszłam na dół.
- Idę do Geny. - powiedziałam do siedzącego na kanapie Jimmiego.
- Ale nie po to, by nagadać Zackyemu? - spojrzał na mnie.
- Nie, nie martw się, nie po to.
- Słuchaj.. - wstał i zatrzymał mnie przed drzwiami. Popatrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem. - Ja wiem, że jesteś zła, bo ci nie powiedziałem o tej trasie. Tylko, że my chcieliśmy wam zrobić niespodziankę.. i żebyście z nami pojechały. Wszystkie.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Tylko, że teraz, jak Gena się z Zackiem kłóci.. ona nie będzie chciała jechać.
- To raczej pewne. A Zacky też chyba nie będzie się bawił, jak jego prawie-teściowa umiera.
- Dlatego nie wiemy, co robić. - zacisnął usta.
- Pogadam z Geną, zobaczymy. Mam tylko nadzieję, że im dziewczyny awantur nie zrobiły.
- Dzięki, kocie. - przytulił się do mnie. - A, i tę rudą mam w dupie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
jakieś trzy dni temu chyba ten blog został nominowany do Liebster Award, z czego śmiechłam, bo to pierwszy raz i w ogóle nie sądziłam, że to coś, co tu publikuje może się do czegoś nadawać ;p no ale, Mroczna, dziękuję za nominację :)
to już wielka pięćdziesiątka, szybko zleciało. więc chciałam podziękować Wam za bycie tutaj, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy. wiem, że to stara śpiewka itd, ale ja z natury nie wierzę w siebie, a to, że komuś spodobało się to, co tu zamieszczam, jest dla mnie światełkiem, więc naprawdę dziękuję.
chciałam tym odcinkiem zakończyć już to opowiadanie, ale jakoś mi się nie udało ;p jeszcze parę będzie :D
z dedykacją dla Was wszystkich, kocham Was <33
*
- Przepraszam noo.. - jęknęła Valary, niemal kalecząc mi ramię paznokciami. - Ale Zacky mnie zszantażował! Powiedział, że jak cię zaciągnę to nam zorganizuje imprezę na rocznicę, a wiesz jakie on ma super pomysły. - zrobiła błagalną minkę.
- Zdrajca. - mruknęłam pod nosem. - I do tego szantażysta.
- Wybaczysz mi?
- Jak będzie fontanna z białą czekoladą to wybaczę.
- Masz to jak w banku. - ucieszyła się i zaczęła nawijać o swoich pomysłach na imprezę.
Jechaliśmy właśnie na spotkanie z tym Unchain the reverend. Oczywiście chłopaki, jako wielkie gwiazdy, stwierdzili, że dla zabawy spóźnią się pół godziny. Żeby tamci wiedzieli z kim mają do czynienia. W końcu też wyszło na to, że Valary, namówiona przez Zackersa, zastosowała podstęp, w wyniku którego siedziałam z nimi w aucie i jechałam na to spotkanie. W dodatku Avis się wymigała, więc zostałam tylko ja i Val. Złe baby.
Dojechaliśmy pod Warner Bros i weszliśmy do środka. Od razu podleciał do nas Larry, który chyba na nas czekał.
- Nareszcie! - krzyknął. - Już miałem do was dzwonić. - posłał Shadsowi karcące spojrzenie.
- To nie moja wina. - ten od razu podniósł ręce.
- Jasne. - mruknął Larry pod nosem i gestem kazał nam iść za sobą. Nie byliśmy w zbyt dobrych humorach. Zacky posprzeczał się z Geną i to podobno ostro, a przez telefon nie zawsze wszystko można sobie wyjaśnić. Oczywiście Gena zadzwoniła po fakcie do Val i do mnie i wypłakała swoje. Mówiła, że mają straszny kryzys, a do tego jej matka ledwo zipie. Zackyemu nie podoba się, że jego narzeczona tak dużo pracuje, bo z jego punktu widzenia, wcale nie powinna. Za to Gena znów ma do niego pretensje, że nie daje jej się spełniać zawodowo i chce mieć nad wszystkim kontrolę. No i Zacky podobno ma gdzieś, że jej matka umiera, a to już nas kompletnie zdziwiło, bo on nigdy nie należał to osób tego typu. Z drugiej strony jednak każdy z nas wiedział, że matka Geny go nie cierpi, no i z wzajemnością. Nikt z nas nie chce, by się rozstawali, dlatego chciałyśmy pogadać z Zackym. Val wyjaśniła sprawę Mattowi, który powiedział, że to nie nasza sprawa i jeśli zawsze sami się godzili to teraz też tak zrobią. Rev z kolei się na mnie wydarł, że pokomplikujemy wszystko jeszcze bardziej, bo Zacky się i na nich obrazi, a teraz woleliby tego uniknąć. Dlatego szłyśmy z Val razem, nie oglądając się na facetów, a oni nie próbowali nawet słowa do nas powiedzieć. Zacky był markotny, Shadows trochę zły, Rev bardzo zły, a Brian z Johnnym rozmawiali cicho, też w nie najlepszych humorach. Spotkanie zapowiada się ciekawie, naprawdę.
Weszliśmy do studia i od razu zostaliśmy sobie przedstawieni. Wokalistka/gitarzystka - rudzielec, gitarzysta prowadzący - żonkoś, klawiszowiec - samobójca, basista - wampirze ciacho, perkusista - kopia Reva. To właśnie wydumałyśmy siedząc w kącie i obgadując wszystkich. Na spotkanie przyszła też Sylvia, żona żonkosia. Co chwilę rzucała nam spojrzenia, aż w końcu przysiadła się do nas.
- Was też zmusili, byście tu przyszły? - zapytała prosto z mostu.
- A nie widać? - burknęłam.
Val szturchnęła mnie łokciem i przejęła konwersację, więc chcąc nie chcąc, również zaczęłam jako tako się odzywać. Sylvia nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale była całkiem spoko. W końcu, znudzone rozmową, zaczęłyśmy się przyglądać chłopakom i tamtemu zespołowi. Planowali występy, oglądali dvd koncertów, ale nie byli zbyt swobodni. Jedynie ten mały rudzielec skakał i wdzięczył się do wszystkich.
- Nie dość, że mała, to jeszcze ruda. - syknęłam do Val, a ta zarechotała.
- Ty też jesteś mała.
- Ale nie jestem ruda. Poza tym mam metr sześćdziesiąt dziewięć. - prychnęłam.
- Przyznaj, że chodzi ci o to, że się do Reva przykleiła.
- Też. - skrzyżowałam ręce. - A on zapewne zapomniał poinformować ją, że już kogoś ma.
- No, nie wygląda jakby o tobie pamiętał. - przyznała Val i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Ale zauważyłam coś lepszego. - uśmiechnęła się chytrze. - Ethel co chwila patrzy na ciebie.
- Który to? - od razu się zainteresowałam.
- Wampirze ciacho.
- Trochę jak gej wygląda.. - mruknęłam.
- Zaprszamy panie do nas! - krzyknął Larry, patrząc w naszą stronę, zanim Valary zdążyła mi odpowiedzieć. Spojrzałyśmy tylko na siebie i każda podeszła do swojego faceta. Ja zaborczo usadowiłam się Jimmiemu na kolanach. Chrząknął dziwnie, ale objął mnie w pasie.
- Słuchajcie, proponuję, byście urządzili sobie małą imprezę zapoznawczą z waszymi ekipami. No wiecie, żebyście się jakoś poznali przed tym miesiącem koncertowania.
- Miesiącem? - wypaliłam głośno.
- Że co? - krzyknęła razem ze mną Val.
- No tak, wyjeżdżacie na miesiąc, jednak chłopaki się zdecydowali. - Larry popatrzył na mnie jak na idiotkę i kontynuował. - My z Samuelem już wszystko załatwiliśmy, na dniach dostaniecie plany koncertów, wyjazdów, hoteli i konferencji czy tam spotkań.
Mówił dalej, ale nie słuchałam go. Fajnie wiedzieć, że miesiąc. Na początku była mowa o trzech, ale nikt na to się nie zgodził i miało być parę koncertów w okolicy. Ramiona Reva poruszyły się niezręcznie na mojej talii. Nic mi o tym nie mówił.. Już w dupie z tym, że jesteśmy razem i powinien mi powiedzieć, ale jestem jego techniczną, do cholery! Skąd miałam się niby dowiedzieć, że przez następny miesiąc będę pracować? No nie wytrzymam.. Spojrzałam znacząco na Valary. Po jej minie wywnioskowałam, że ona również nie miała o niczym pojęcia. Zresztą, jakby wiedziała, to pewnie zaraz by powiedziała wszystkim dziewczynom. A teraz nie dość, że Gena jest w potrzebie, to Zacky sobie wyjeżdża. Mam nadzieję, że Val pojedzie z nami, bo ja nie wytrzymam z nimi sama, szczególnie jak teraz wszyscy się na siebie wściekają i atmosfera jest napięta. Ludzie z Unchain wcale nie pomogą nam naprawić relacji. Ta ruda pinda już mi na nerwy działa i chyba z wzajemnością, bo jak usiadłam na kolanach Reva, posłała mi takie spojrzenie, jakbym podwalała się do jej faceta. Jeszcze czego.. tylko go dotknie, to jej ręce poprzetrącam. Faceci nie są tacy źli chyba, tylko już zauważyłam ostre spojrzenia między Gatesem a klawiszowcem-samobójcą, Chad on się chyba nazywa.
Nim się obejrzałam, już się żegnaliśmy, a impreza zaplanowana była dziś wieczorem w hotelu tamtych. Kiedy wyszliśmy, podeszłam szybko do Val i szepnęłam jej, by nie robiła awantur, byśmy zachowywały się normalnie, obojętnie. Skinęła głową z lekkim uśmiechem. Chociaż tego nie można było nazwać uśmiechem, bo była wkurzona, tak jak ja. Po chwili poczułam rękę Reva, wplatającą się w moją i zobaczyłam jak Shadows podchodzi do Valary. Chyba już skończyli się na nas fochać. W samochodzie jechaliśmy w ciszy, a napięcie wzrosło jeszcze bardziej, mimo, że chłopaki próbowali je załagodzić. Rev rysował kciukiem kółka na mojej dłoni, a Shadows wtulał się w Val. Johnny śmiał się do Zackyego i Gatesa i opowiadał o czymś.
Od razu po wejściu do domu, wzięłam jakieś ciuchy i zamknęłam się w łazience. Po kilku uspokajających oddechach wzięłam prysznic, by choć trochę ulżyć złości. Potem ubrałam się, umalowałam lekko i jeszcze raz puściłam wodę w prysznicu, dla niepoznaki. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Val.
V:- No?
A:- Zdzwoń dziewczyny. Musimy zrobić jakąś naradę, tylko szybko. Spotkamy się w moim domu.
V:- Okej. Powiem im też, by lepiej nie mówiły, gdzie idą, bo faceci się domyślą.
A:- Dobry pomysł. Niech wezmą jakieś żarcie i picie.
V:- Zrobimy sobie własną imprezę. - powiedziała mściwym tonem.
A:- Spokojnie. - uśmiechnęłam się. - Ja już tam idę, będę na was czekać.
V:- Okej, to do zobaczenia.
Rozłączyłyśmy się, a ja szybko wyłączyłam wodę i wyszłam z łazienki. Pognałam po torbę, znalazłam klucze i zeszłam na dół.
- Idę do Geny. - powiedziałam do siedzącego na kanapie Jimmiego.
- Ale nie po to, by nagadać Zackyemu? - spojrzał na mnie.
- Nie, nie martw się, nie po to.
- Słuchaj.. - wstał i zatrzymał mnie przed drzwiami. Popatrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem. - Ja wiem, że jesteś zła, bo ci nie powiedziałem o tej trasie. Tylko, że my chcieliśmy wam zrobić niespodziankę.. i żebyście z nami pojechały. Wszystkie.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Tylko, że teraz, jak Gena się z Zackiem kłóci.. ona nie będzie chciała jechać.
- To raczej pewne. A Zacky też chyba nie będzie się bawił, jak jego prawie-teściowa umiera.
- Dlatego nie wiemy, co robić. - zacisnął usta.
- Pogadam z Geną, zobaczymy. Mam tylko nadzieję, że im dziewczyny awantur nie zrobiły.
- Dzięki, kocie. - przytulił się do mnie. - A, i tę rudą mam w dupie.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
środa, 8 maja 2013
49. potato
tak o. pozdrowienia z głębin mojej psychiki. nie ogarniam.
*
- Czy my naprawdę musimy tam iść? - jęknęłam w stronę Shadowsa.
- Tak. - odpowiedział mi krótko.
- Ale my nie jesteśmy przecież w zespole..
- No jak nie!? - oburzył się Syn z fotela obok.
- To przypomnij mi na czym gram. - sarknęłam. - Jason i Matt nie idą! - przypomniałam sobie.
- Bo to lenie patentowane są, a poza tym..
- Gena, Missy i Avis też nie idą! - przerwałam głośno Gatesowi.
- Gena pracuje. - wtrącił Zacky z końca pokoju.
- Missy jest przecież u matki, już od tygodnia. - skrzywił się Johnny.
- A Avis idzie, tylko jeszcze tego nie wie. - oświadczył uradowany Haner.
- Valary Sanders, mogłabyś zrobić inny użytek z języka i mi pomóc? - spojrzałam krzywo na całującą się parę.
- Jutro jest wesołe miasteczko, chcemy iść. - wypaliła po namyśle.
- Żaden problem, pójdziemy wszyscy, po spotkaniu. - uśmiechnął się z rozmarzeniem Rev.
- Ale my nie chcemy nigdzie z wami iść! Jakby to chodziło o Gerarda i ferajnę, to same byśmy się wpychały, ale to jest jakiś zespół po pierwszej płytce, z którym macie zagrać parę koncertów. Poznamy się w trakcie. - Val wyraziła się dosadnie i usiadła z założonymi rękoma. Chłopaki znów zaczęli zasypywać nas argumentami.
Bowiem nasz genialny Larry, dogadał się ze swoim niby kumplem po fachu i chciał, by chłopaki pojechali w trzymiesięczną trasę razem z jakimś nowym zespołem. Zwykle chętny na trasy Syn, zupełnie oszalał i nie zgodził się nigdzie wyjeżdżać. Mówił, że dopiero niedawno zjechali z trasy i że jak na razie, ma wszystkiego dość. Wszyscy wiedzieliśmy, że tak naprawdę chodzi o Avis, ale nikt tego nie powiedział na głos, bo nikt w zasadzie nie był chętny na powtórne wyjazdy i to aż na trzy miesiące. W końcu stanęło na pięciu koncertach w okolicy. Czyli pewnie Long Beach i Saint Louis, może Seattle, albo parę klubów.
Chłopaki starali się nas namówić na pójście na spotkanie z tym zespołem, który nazywa się, o ile mam dobre informacje, Unchain the Reverend. Rev chichrał się z tej nazwy dobre pięć minut, a Shadows rechotał słuchając ich pierwszych demówek. Dopiero, kiedy dostaliśmy ich płytkę mógł pokiwać z uznaniem głową, bo byli całkiem dobrzy i nadawali się na dużą scenę. Jednak to wcale nie sprawiało, że miałyśmy ochotę iść i się z nimi spotykać. Nawet się z dziewczynami pokusiłyśmy o obejrzenie ich sesji zdjęciowej i szczerze mówiąc, nic ciekawego. Co z tego, że znudziło nam się po trzech zdjęciach, po prostu kolejny zespół. I tak nic nie przebije My Chemical Romance. Frank i Mikey i te ich wygłupy.. no i oczywiście Gerard z jego wielką japą. Swoją drogą, to nie mogę się doczekać, kiedy to właśnie z nimi się spotkamy, ale to dopiero za miesiąc, a przynajmniej tak mówił Larry.
- Ja nigdzie nie idę. Za to za miesiąc, kiedy przyjedzie Gerard i Mikey, możecie liczyć na moją całkowitą obecność. - wyszczerzyłam się na myśl wspólnych głupich fotek i zawodów Franka i Johnnego, który jest niższy.
- A zobaczycie, że pójdziecie. - Shadows wzruszył ramionami i skończył dyskusję, wychodząc z pokoju.
- Właśnie. - powiedział po jakimś czasie Gates.
Nie uwierzyłyśmy. Za to zgodnie wstałyśmy z kanapy i ruszyłyśmy do kuchni, zrobić jakieś dobre żarcie. Dziś program 'Gotuj z Valary', więc trzeba będzie się zaopatrzyć w dużo ziemniaków, bo ona kocha frytki. Zresztą, kto ich nie kocha? Gderając pod nosem, usiadłyśmy i zaczęłyśmy obierać ziemniaki. Val, podobnie jak ja nie mogła doczekać się przyjazdu MCR. Ona z kolei uwielbiała męczyć Franka, eksperymentując z jego włosami. Dziwiłam się zawsze, że on sobie na to pozwala. Gdybym była na jego miejscu, w życiu nie dałabym dotknąć Valary moich włosów. Ledwo bym się obejrzała, a zafarbowałaby mi je na blond i ścięła na boba. Nie, dziękuję. W ogóle to nie wiem, co jej się stało z tym platynowym blondem. Jakiś tydzień temu przyszła do mnie świeżo po wizycie u fryzjera i chwaliła się oczojebnym czymś na głowie. Oczywiście Shadows, pantofel, skakał i piskał, że pięknie, ale większość zgodnie twierdzi, że w brązie było jej lepiej.
Do kuchni wparowali Zacky z Johnnym.
- Val, mam cię porwać na poważną rozmowę. - oświadczył Zacky. - Ari, zostawiam ci pomocnika. - z chytrym uśmieszkiem pchnął Johnnego do przodu.
- Ej! Mówiłeś, że potrzebujesz psychicznego wsparcia! - wykrzyknął Christ za szybko uciekającym Zackym. - Serio mam pomagać? - spojrzał na mnie.
- A chcesz jeść? - uniosłam brew i tak jak się spodziewałam, Johnny wziął się do roboty. Zwykle współpracuje się z nim bez zarzutów i tym razem też tak było. Mamusia uczyła gotować chyba, bo Christ smażył steki jak zawodowiec. Gdy tylko zapachy rozeszły się po kuchni, zeszło się towarzystwo, a konkretniej Syn i Rev.
- Ale ładnie pachnie.. - zajęczał Gates.
- Noo, nie mogę się doczekać, żeby to zjeść. - poparł go Rev.
- Kiedy obiad?
- Jak nakryjecie do stołu. - odezwał się Johnny, niemal matczynym głosem.
- Tak jest, mamo! - zasalutowali obydwoje i rzucili się do szuflad i szafek, robiąc taki hałas jak słonie w składzie porcelany. Zwabiony hałasem i zapachami Shads, przyszedł do kuchni i zamiast coś pomóc, zaczął się kręcić, przeszkadzać i mędzić, kiedy to będzie ten obiad.
- O rany, kiedy będziemy jeść? - stęknął po raz setny. Wywróciłam oczami i zignorowałam go, ale Christ chyba nie wytrzymał.
- Sanders, zamknij się! - krzyknał, ciskając w niego cebulką.
- Ale ja już chcę jeść.. - złapał ją i odrzucił, nadal jęcząc.
- Język ci do dupy nie ucieknie! Idź i przydaj się w jadalni. - Johnny złapał się pod boki. Matt zrobił smutną minkę i prawie łkając, powlókł się za drzwi.
- A będzie nasza ulubiona surówka? - pisnął, wystawiając głowę zza futryny.
- Będzie Matt, będzie, ale już idź sobie stąd, bo Johnny zaraz przestanie panować nad sobą. - odpowiedziałam mu, śmiejąc się cicho. Shads krzyknął 'juhuu' cienkim głosikiem i poszedł.
- Johnny, luz! - klepnęłam go w plecy. - Przecież oni tak zawsze.
- Wiem.. - mruknął. - Tylko nie cierpię jak ktoś mi się kręci po garach, jak gotuję! - wybuchnął, a potem, widząc moją minę, parsknął śmiechem. - Zawołam ich już, niech noszą żarcie. - nadal rechotał i ryknął na cały dom, by głodomory ruszyły się pomóc. Kto przyleciał pierwszy? Oczywiście, że Shadows.
wtorek, 30 kwietnia 2013
48. rhythm is a dancer
witajcie :) mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został i ma ochotę czytać moje wypociny. jeśli tak, to bardzo się cieszę, bo właśnie dla Was daję kolejny odcinek.
ze specjalną dedykacją dla:
Joanny - bo fazy, Brajan i Leoś<3 i bo ją kocham ;p
Isabelli - bo zmierzch i bo jej obiecałam ;p (wifey, pamiętasz jeszcze? XD)
Martyny - bo czekała :)
DZIĘKI
*
Już od dwóch tygodni Avis i Brian są parą, a ja od dwóch tygodni leczę kaca. Jak słowo daję, w życiu się tak nie upiłam, a co najlepsze, Shadows osobiście wyniósł nieprzytomną Val z imprezy. Z imprezy, którą zorganizował nam Papuś Gates, ponieważ stwierdził, że już dłużej nie chciał być Józefem, ojcem boga. Siostra Hanera - McKenna - pokochała Avis od pierwszego wejrzenia i co chwila porywała ja do swojego pokoju. Aż Brian dostał chwilowej nerwicy, polazł tam do nich i wyciągnął Avis siłą. Papa tez od razu zaakceptował Avis, ale Suzy - matka Briana - w ogóle jej nie polubiła. Na początku odnosiła się do niej dość chłodno, ale potem już otwarcie ziała wrogością. Dziwiliśmy się, bo przecież Suzy jest wspaniałą kobietą. Zaakceptowała przecież tyle wyskoków Hanera i jego pierwszą, oficjalnie przedstawioną dziewczynę, która była jakąś chorą, psychopatyczną wampirką. Uwielbia Reva, a przecież każdy wie, że on nie jest normalny. Nawet na to moje ćpanie machnęła ręką i kiedy pierwszy raz ją spotkałam, przytuliła mnie do piersi jak matka.
Po dłuższym warczeniu na Avis, poderwała się i niemal siłą zaciągnęła ją do osobnego pokoju. Założę się, że Papa specjalnie włączył wtedy muzykę, byśmy nie słyszeli, o czym gadają. Kiedy po dobrej godzinie stamtąd wyszły, ściskały się i śmiały jak przyjaciółki. Chyba przez tydzień truliśmy dupę Avis, żeby nam powiedziała, o co chodziło Suzy, ale nie chciała powiedzieć. Nawet Syn nie wie i się wkurza, a Suzy i Avis za każdym razem, kiedy ktoś pyta, posyłają sobie tajemnicze uśmieszki i szybko zmieniają temat. Się dobrały, no..
- Ty szumowino, kurwa jego mać, co ty sobie w ogóle myślisz, ty ludzka męto ty!
- Rev.. - zaczęłam.
- Takiego wała! Myślisz, że możesz mnie kurwa oszukiwać?! Tak ci przypierdolę, że mamusia nie pozna! - wściekał się.
- Jimmy.
- Ty popierdolona dziwko! Ty tasiemcu glizdowaty! Nic tylko się przyssać i korzystać! Ssij, kurwa, ale kogoś innego! Weź wypierdalaj stąd w ogóle! Nie będę cię tu kurwa niańczył!
- Sullivan do cholery! - wydarłam się i ja.
- No co?
- Nie drzyj się do tego mikrofonu, bo dzieciak ogłuchnie. I może byś już skończył rżnąć w tę głupią strzelankę, co? Ja chcę Tekkena! - podskoczyłam na kanapie jak małe dziecko i wystawiłam do niego rękę po pada. Jimmy, mamrocząc pod nosem piękne epitety pod adresem jakiegoś tam nooba, podał mi pada i zmienił płytkę.
- No, i to jest rozrywka! - zawołałam, zadowolona.
- Jasne, pewnie znów mnie rozwalisz. - jęknął Jimmy, robiąc śmieszną minę.
- Bo ty cienki jesteś. - wyszczerzyłam się i uchyliłam się przed żelkiem lecącym w moją stronę. Jimmy nie odezwał się już, tylko wybrał sobie swoją ulubioną postać, czyli wielką amazonkę z mega cyckami, którą trudno było rozwalić, bo miotała się po planszy ruchem capoeiry. Też mam swoją ulubioną postać i też właśnie ją wybrałam. I tak wygram.
Gry na playstation wywołują bardzo złe emocje i bardzo brzydkie słowa. Przykładem jest nie tylko Rev ze swoją strzelanką, ale też ja, grająca w Tekkena. Jakby nas ktoś tu próbował ocenzurować, to cały nasz dialog były jednym, długim piknięciem.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał nagle Rev, między rundami.
- Missy miała przyjść, ale to raczej nie wypali.. a co?
- Moi rodzice zaprosili nas na kolację. - wypalił.
- Kolację? Taką elegancką kolację? - wytrzeszczyłam oczy.
- Nie, no po prostu mama powiedziała, żebyśmy przyszli. W ogóle to chyba ci nie mówiłem, ale bardzo się ucieszyła, jak jej powiedziałem, że jesteśmy parą. - uśmiechnął się, dumny z siebie.
- Aa, no fajnie.. - podrapałam się po głowie. - Zatkało mnie trochę, wiesz?
- Przecież ty się dogadujesz z moimi rodzicami niemal lepiej niż ja! Nagle się stresujesz?
- Nie o to mi chodziło. - uśmiechnęłam się. - Twój ojciec będzie rzucał podtekstami, a to znaczy, że albo będziesz się śmiał razem z nami, albo wyjdziesz obrażony. - już rechotałam.
- Po namyśle.. już mi się nie chce grać. - zrobił minę, rzucił pada na stolik i wstał. - Idę marnować czas przed laptopem. - oznajmił i poszedł. Szybko wróciłam do gry.
Koło siódmej zaczęłam się zbierać. Ubrałam czarne spodnie, białą, dopasowaną bluzkę i moją nowiuśką bluzę adidasa. Zachwycałam się nią całą drogę z zakupów, aż mnie Val po głowie walnęła, że niby komercję kocham. A ja po prostu jaram się tymi trzema paskami na rękawach, no. Umalowałam się lekko, spięłam dredy i zaczęłam czekać na Reva. Po dziesięciu minutach wyszliśmy z domu, poszliśmy do Hanera, by wziąć od niego samochód i po chwili staliśmy przed drzwiami domu Joego i Barbary.
- No jesteście wreszcie! - Barbara otworzyła nam drzwi i rozłożyła ramiona. Uściskała nas serdecznie i zaprosiła do salonu. Tam już czekał Joe, który z głupim uśmieszkiem również nas wyściskał. Już wiedziałam, że całe spotkanie będzie opierało się na podtekstach. Zjedliśmy trochę tego, co Barbara przygotowała na kolację i pogrążyliśmy się w rozmowie. Wypytywali o trasę, galę, Gatesa, śmiali się z Suzy i jej uprzedzeń co do Avis. No tak, oni mieli w domu cztery dziwolągi, które wychowali, i które rozłażą się teraz po Stanach i zarażają nienormalnością. Standard.
- A teraz najlepsze. - Joe zatarł ręce i spojrzał na nas chytrze. - Powiedzcie mi gołąbki, jak daleko zaszliście? Mój Jimbon zaliczył już wszystkie bazy, czy nadal ma stracha opuścić spodnie? - zapytał i spojrzał na nas rozbawionym wzrokiem. Jimmy zrobił minę.
- Pozwól, że to ja odpowiem. - zaczął Jimmy, zanim zdążyłam się odezwać. - Po pierwsze tatusiu, to nie jestem żaden Jimbon. - zrobił obrażoną minę, na co ja już zaczęłam chichotać. - Po drugie, to zaszliśmy dalej niż sobie wyobrażasz, a po trzecie to zaliczyłem wszystkie bazy po pięć razy.
- Nie czujesz, że rymujesz, synu. - Joe rozrechotał się jeszcze bardziej niż ja, a Barb spojrzała na niego i pokręciła głową w zrezygnowaniu.
- Joe, nie nabijaj się z niego. Ja tam się cieszę, że wybrał właśnie Ariankę.
- A ja myślisz nie? Będę miał zajebistą synową! - wykrzyknął Joe, zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- A ja nie będę musiała się wstydzić teściów. - wyszczerzyłam się w odpowiedzi.
- O to to, Jamesie, nie zapominaj, że masz takich wspaniałych rodziców. - matka Jimmiego pokiwała palcem w jego kierunku.
- Przecież nigdy nie zapominam.
- I chwała ci. - Joe wstał. - A teraz chodźcie tu do mnie to was pobłogosławię na waszej nowej drodze życia, w której to Ariana uszczęśliwi Jamesa dziećmi, a on ją będzie wielbił do końca swoich dni.
Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Reva. On też miał dość niemrawą minę, więc skierowaliśmy swój wzrok ku tacie Jimmiego. Rżał z nas i wcale tego nie ukrywał. Nadal się śmiejąc odszedł od stołu i wyszedł z salonu, zgarniając po drodze swoją żonę. Zostawili nas tam, zdezorientowanych.
- Ej, teraz to i mi pojechał. - odezwałam się po chwili. - A myślałam, że mnie lubi..
- Chciałabyś? - zapytał znienacka Rev, po długiej ciszy.
- Ale.. jak to.. teraz? - całkowicie zbaraniałam.
- Chciałabyś? - powtórzył, wpatrując się we mnie z mocą, której nigdy wcześniej nie zauważyłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie śpieszno mi było do małżeństwa, ani tym bardziej do dzieci. Nie miałam nic przeciwko temu, by stan teraźniejszy utrzymywał się jeszcze parę lat, a nawet dłużej. Ale może Jimmy miał..
- Tak. - odpowiedziałam cicho, po długim namyśle. Rev rozpromienił się gwałtownie i uśmiechnął szeroko.
- Aha. - rzucił i zerwał się od stołu. - TATOOO! - poleciał wgłąb domu. Zostałam sama przy stole i nadal nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą zrobiłam, zaczęłam się powoli uśmiechać.
ze specjalną dedykacją dla:
Joanny - bo fazy, Brajan i Leoś<3 i bo ją kocham ;p
Isabelli - bo zmierzch i bo jej obiecałam ;p (wifey, pamiętasz jeszcze? XD)
Martyny - bo czekała :)
DZIĘKI
*
Już od dwóch tygodni Avis i Brian są parą, a ja od dwóch tygodni leczę kaca. Jak słowo daję, w życiu się tak nie upiłam, a co najlepsze, Shadows osobiście wyniósł nieprzytomną Val z imprezy. Z imprezy, którą zorganizował nam Papuś Gates, ponieważ stwierdził, że już dłużej nie chciał być Józefem, ojcem boga. Siostra Hanera - McKenna - pokochała Avis od pierwszego wejrzenia i co chwila porywała ja do swojego pokoju. Aż Brian dostał chwilowej nerwicy, polazł tam do nich i wyciągnął Avis siłą. Papa tez od razu zaakceptował Avis, ale Suzy - matka Briana - w ogóle jej nie polubiła. Na początku odnosiła się do niej dość chłodno, ale potem już otwarcie ziała wrogością. Dziwiliśmy się, bo przecież Suzy jest wspaniałą kobietą. Zaakceptowała przecież tyle wyskoków Hanera i jego pierwszą, oficjalnie przedstawioną dziewczynę, która była jakąś chorą, psychopatyczną wampirką. Uwielbia Reva, a przecież każdy wie, że on nie jest normalny. Nawet na to moje ćpanie machnęła ręką i kiedy pierwszy raz ją spotkałam, przytuliła mnie do piersi jak matka.
Po dłuższym warczeniu na Avis, poderwała się i niemal siłą zaciągnęła ją do osobnego pokoju. Założę się, że Papa specjalnie włączył wtedy muzykę, byśmy nie słyszeli, o czym gadają. Kiedy po dobrej godzinie stamtąd wyszły, ściskały się i śmiały jak przyjaciółki. Chyba przez tydzień truliśmy dupę Avis, żeby nam powiedziała, o co chodziło Suzy, ale nie chciała powiedzieć. Nawet Syn nie wie i się wkurza, a Suzy i Avis za każdym razem, kiedy ktoś pyta, posyłają sobie tajemnicze uśmieszki i szybko zmieniają temat. Się dobrały, no..
- Ty szumowino, kurwa jego mać, co ty sobie w ogóle myślisz, ty ludzka męto ty!
- Rev.. - zaczęłam.
- Takiego wała! Myślisz, że możesz mnie kurwa oszukiwać?! Tak ci przypierdolę, że mamusia nie pozna! - wściekał się.
- Jimmy.
- Ty popierdolona dziwko! Ty tasiemcu glizdowaty! Nic tylko się przyssać i korzystać! Ssij, kurwa, ale kogoś innego! Weź wypierdalaj stąd w ogóle! Nie będę cię tu kurwa niańczył!
- Sullivan do cholery! - wydarłam się i ja.
- No co?
- Nie drzyj się do tego mikrofonu, bo dzieciak ogłuchnie. I może byś już skończył rżnąć w tę głupią strzelankę, co? Ja chcę Tekkena! - podskoczyłam na kanapie jak małe dziecko i wystawiłam do niego rękę po pada. Jimmy, mamrocząc pod nosem piękne epitety pod adresem jakiegoś tam nooba, podał mi pada i zmienił płytkę.
- No, i to jest rozrywka! - zawołałam, zadowolona.
- Jasne, pewnie znów mnie rozwalisz. - jęknął Jimmy, robiąc śmieszną minę.
- Bo ty cienki jesteś. - wyszczerzyłam się i uchyliłam się przed żelkiem lecącym w moją stronę. Jimmy nie odezwał się już, tylko wybrał sobie swoją ulubioną postać, czyli wielką amazonkę z mega cyckami, którą trudno było rozwalić, bo miotała się po planszy ruchem capoeiry. Też mam swoją ulubioną postać i też właśnie ją wybrałam. I tak wygram.
Gry na playstation wywołują bardzo złe emocje i bardzo brzydkie słowa. Przykładem jest nie tylko Rev ze swoją strzelanką, ale też ja, grająca w Tekkena. Jakby nas ktoś tu próbował ocenzurować, to cały nasz dialog były jednym, długim piknięciem.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał nagle Rev, między rundami.
- Missy miała przyjść, ale to raczej nie wypali.. a co?
- Moi rodzice zaprosili nas na kolację. - wypalił.
- Kolację? Taką elegancką kolację? - wytrzeszczyłam oczy.
- Nie, no po prostu mama powiedziała, żebyśmy przyszli. W ogóle to chyba ci nie mówiłem, ale bardzo się ucieszyła, jak jej powiedziałem, że jesteśmy parą. - uśmiechnął się, dumny z siebie.
- Aa, no fajnie.. - podrapałam się po głowie. - Zatkało mnie trochę, wiesz?
- Przecież ty się dogadujesz z moimi rodzicami niemal lepiej niż ja! Nagle się stresujesz?
- Nie o to mi chodziło. - uśmiechnęłam się. - Twój ojciec będzie rzucał podtekstami, a to znaczy, że albo będziesz się śmiał razem z nami, albo wyjdziesz obrażony. - już rechotałam.
- Po namyśle.. już mi się nie chce grać. - zrobił minę, rzucił pada na stolik i wstał. - Idę marnować czas przed laptopem. - oznajmił i poszedł. Szybko wróciłam do gry.
Koło siódmej zaczęłam się zbierać. Ubrałam czarne spodnie, białą, dopasowaną bluzkę i moją nowiuśką bluzę adidasa. Zachwycałam się nią całą drogę z zakupów, aż mnie Val po głowie walnęła, że niby komercję kocham. A ja po prostu jaram się tymi trzema paskami na rękawach, no. Umalowałam się lekko, spięłam dredy i zaczęłam czekać na Reva. Po dziesięciu minutach wyszliśmy z domu, poszliśmy do Hanera, by wziąć od niego samochód i po chwili staliśmy przed drzwiami domu Joego i Barbary.
- No jesteście wreszcie! - Barbara otworzyła nam drzwi i rozłożyła ramiona. Uściskała nas serdecznie i zaprosiła do salonu. Tam już czekał Joe, który z głupim uśmieszkiem również nas wyściskał. Już wiedziałam, że całe spotkanie będzie opierało się na podtekstach. Zjedliśmy trochę tego, co Barbara przygotowała na kolację i pogrążyliśmy się w rozmowie. Wypytywali o trasę, galę, Gatesa, śmiali się z Suzy i jej uprzedzeń co do Avis. No tak, oni mieli w domu cztery dziwolągi, które wychowali, i które rozłażą się teraz po Stanach i zarażają nienormalnością. Standard.
- A teraz najlepsze. - Joe zatarł ręce i spojrzał na nas chytrze. - Powiedzcie mi gołąbki, jak daleko zaszliście? Mój Jimbon zaliczył już wszystkie bazy, czy nadal ma stracha opuścić spodnie? - zapytał i spojrzał na nas rozbawionym wzrokiem. Jimmy zrobił minę.
- Pozwól, że to ja odpowiem. - zaczął Jimmy, zanim zdążyłam się odezwać. - Po pierwsze tatusiu, to nie jestem żaden Jimbon. - zrobił obrażoną minę, na co ja już zaczęłam chichotać. - Po drugie, to zaszliśmy dalej niż sobie wyobrażasz, a po trzecie to zaliczyłem wszystkie bazy po pięć razy.
- Nie czujesz, że rymujesz, synu. - Joe rozrechotał się jeszcze bardziej niż ja, a Barb spojrzała na niego i pokręciła głową w zrezygnowaniu.
- Joe, nie nabijaj się z niego. Ja tam się cieszę, że wybrał właśnie Ariankę.
- A ja myślisz nie? Będę miał zajebistą synową! - wykrzyknął Joe, zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- A ja nie będę musiała się wstydzić teściów. - wyszczerzyłam się w odpowiedzi.
- O to to, Jamesie, nie zapominaj, że masz takich wspaniałych rodziców. - matka Jimmiego pokiwała palcem w jego kierunku.
- Przecież nigdy nie zapominam.
- I chwała ci. - Joe wstał. - A teraz chodźcie tu do mnie to was pobłogosławię na waszej nowej drodze życia, w której to Ariana uszczęśliwi Jamesa dziećmi, a on ją będzie wielbił do końca swoich dni.
Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Reva. On też miał dość niemrawą minę, więc skierowaliśmy swój wzrok ku tacie Jimmiego. Rżał z nas i wcale tego nie ukrywał. Nadal się śmiejąc odszedł od stołu i wyszedł z salonu, zgarniając po drodze swoją żonę. Zostawili nas tam, zdezorientowanych.
- Ej, teraz to i mi pojechał. - odezwałam się po chwili. - A myślałam, że mnie lubi..
- Chciałabyś? - zapytał znienacka Rev, po długiej ciszy.
- Ale.. jak to.. teraz? - całkowicie zbaraniałam.
- Chciałabyś? - powtórzył, wpatrując się we mnie z mocą, której nigdy wcześniej nie zauważyłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie śpieszno mi było do małżeństwa, ani tym bardziej do dzieci. Nie miałam nic przeciwko temu, by stan teraźniejszy utrzymywał się jeszcze parę lat, a nawet dłużej. Ale może Jimmy miał..
- Tak. - odpowiedziałam cicho, po długim namyśle. Rev rozpromienił się gwałtownie i uśmiechnął szeroko.
- Aha. - rzucił i zerwał się od stołu. - TATOOO! - poleciał wgłąb domu. Zostałam sama przy stole i nadal nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą zrobiłam, zaczęłam się powoli uśmiechać.
czwartek, 21 marca 2013
47. when the heartache is over
witam po kolejnej długiej przerwie. wybaczcie, ale nauka nie odpuszcza. no dobra, tak naprawdę to mi się nie chciało ;p w każdym razie zapraszam na jeszcze jeden odcinek z serii 'mogło być lepiej' :)
z dedykacją dla Joanny, za fazy i Treya-geja XD
*
Dzwoniłam do Avis, ale nie odbierała, świnia jedna. Wszystko mamy idealnie opracowane, a tej się nie chce tyłka ruszyć, by odebrać ten cholerny telefon. Robiąc miny, po raz kolejny wykręciłam jej numer. Wreszcie, po chyba czterech sygnałach, odebrała.
Av:- No co chcesz, natręcie jeden?
A:- Bo telefony ode mnie się odbiera od razu.
Av:- No jasne, że tak.. nudzi ci się?
A:- Nie i zaraz tobie też nie będzie. Idę na zakupy, piszesz się?
Av:- Sama? Nie z Revem?
A:- Tak, weź idź z nim na zakupy. Prędzej Valary do mechanika zaciągniesz niż jego na zakupy. On nic nie wie, w domu siedzi. Chodź ze mną, lato się zaczyna, jakieś szorty trzeba kupić. - zachęcałam.
Av:- No spoko, za pół godziny widzimy się na naszej przecznicy.
A:- Super. To do zobaczenia.
Av:- No cześć.
- Ha, załatwione! Teraz ty dzwoń do Syna. - wycelowałam w Reva palcem. Podstępne bestie jesteśmy. Gates odebrał od razu i też od razu się zgodził na wyjście. Umówili się za godzinę w centrum, więc spoko. Szatanie, ale my jesteśmy genialni.
- Ale będzie jazda. - ucieszyłam się.
- Nie mogę się doczekać rezultatów. - Jimmy też się śmiał.
Ogarnęłam się szybko i wcześniej dopracowawszy wszystkie szczegóły, wyszłam z domu. Avis stawiła się w umówionym miejscu o czasie. Od razu się roztrajkotałyśmy i poszłyśmy do centrum. Skierowałyśmy się ku naszym ulubionym sklepom i wkręciłyśmy się w wir zakupów. Zanim wymiękłam, kupiłam sobie dwie pary jakichś fajnych szortów, nowe bikini, trampki i koszulkę z jakąś czaszką. Niestety według planu zostały nam jeszcze ponad dwie godziny, bo umówiliśmy się z Revem, że równo o 17:35 wpadniemy na siebie przed McDonaldem. Nawet zegarki zsynchronizowaliśmy, żeby było tak, jak w filmach gangsterskich. W ogóle nazwaliśmy nasz pomysł 'operacja buziak'. Bardzo oryginalnie, nadaje się na tytuł oscarowego filmu.
- Ari, co ty na to, żeby iść do fryzjera? - powiedziała nagle Avis, odwracając się od wystawy jakichś kosmetyków.
- Ale jak to, tak na żywioł? - zastanowiłam się. - Wiesz, że może wyjść katastrofa?
- Ja już od dawna chciałam grzywkę, a twoje włosy są w stanie..rozkładu. - zarechotała.
- Spadaj od moich włosów. - zrobiłam obrażoną minę. - Nie chcę ich ciąć.
- No ale zobacz jak one wyglądają. - podeszła i chwyciła pasmo między palce.
- Są piękne, długie i czarne, wystarczy. - założyłam ręce. - Ale możemy iść, to sobie popatrzę jak z ciebie robią człowieka.
- Nie mogę uwierzyć, że za tobą tęskniłam, wiesz? Jesteś jeszcze bardziej wredna niż wcześniej. - Avis pokazała mi język, a ja wyszczerzyłam się do niej niewinnie. W końcu poszłyśmy do ulubionego salonu Avis, 'Mistic'. Ona od razu podskoczyła do jakiegoś faceta i zaczęła się umawiać, a ja usiadłam na kanapie i, niemal w szoku, oglądałam wystrój. Ściany były zrobione z czarnego szkła, a dwa wielkie okna rozświetlały pomieszczenie. Trzy stanowiska z dużymi lustrami zapełniały przeciwległą ścianę, a nad każdym zwieszały się lampy. Kiedy tak podziwiałam sobie wystrój, Avis zasłoniła mi widok.
- Eddy ma czas, więc ja siadam na fotel. - powiedziała ucieszona i usadowiła się na jednym z foteli. Po chwili podszedł do niej facet, z którym wcześniej rozmawiała. Pokręciłam głową nad jej rozentuzjazmowaniem i zajęłam się przeglądaniem jakiejś gazety. Nie zdążyłam nawet przewrócić strony, jak podeszła do mnie jakaś kobieta.
- A ty nic nie robisz z włosami? - zapytała, przyglądając się mi.
- Nie, raczej nie. - odpowiedziałam jej, mrużąc oczy.
- Może jednak się skusisz, co? Od razu jak cię zobaczyłam to pojawiła mi się w głowie idealna fryzura dla ciebie. - usiadła obok mnie. Była dość wysoka, a do tego ubrana w złotą tunikę, która podkreślała jej mocno opaloną skórę i krótkie tlenione włosy. Wyglądała na jakieś czterdzieści lat.
- Chyba jednak spasuję. Lubię swoje włosy. - uśmiechnęłam się do niej blado.
- Ale chociaż posłuchaj tego, co wymyśliłam. - powiedziała i nie czekając aż wyrażę zgodę, zaczęła mówić. - One są za długie dla ciebie, bo jesteś dość niska, ale nie chcę ich ścinać. Mogłabym ci zrobić dredy albo warkoczyki. Skróciłoby to twoje włosy bez obcinania, a wyglądałabyś naprawdę bardzo ładnie. - zakończyła zachęcająco.
- Już prędzej te dredy.. - mruknęłam. - Ale o to trzeba dbać, a ja nie mam czasu. - zaznaczyłam szybko. Tak naprawdę to miałam czas, ale po prostu nie chciałoby mi się latać w te i wewte z szydełkiem, tak jak robił to Jonathan, kiedy jeszcze dbał o włosy.
- O to nie trzeba aż tak bardzo dbać. Wystarczy, że umyjesz i co jakiś czas zapleciesz końcówki, to nie zajmuje dużo czasu, naprawdę. Myślę, że twoje włosy zajęłyby mi ze dwie godzinki.
- A ile taka wyprawa kosztuje?
- No cóż, z taką długością to ze 120, ale z racji tego, że to ja cię na to namawiam, opuszczę do stówy. To jak, piszesz się? - zapytała z nadzieją. Przeambitna ta fryzjerka, jak słowo daję..
- Dobra. W sumie to, co mi zależy. - wzruszyłam ramionami, a ta zaklaskała w dłonie.
- Marika jestem i zapraszam na fotel! - podała mi rękę i ochoczo zabrała się do roboty. Kiedy już z mokrymi włosami siedziałam na fotelu, Avis rzuciła mi znaczący uśmiech. Matko, Valary chyba zejdzie na zawał jak mnie zobaczy, a Rev mnie zatłucze, bo strasznie lubi maltretować moje włosy, które nawiasem mówiąc, są bardzo długie, bo nie obcinałam ich od kiedy zaczęłam odwyk, czyli jakieś sześć, siedem lat. Takie kłaki uhodowałam, aż za biodra.
Marika i jej dwóch pomocników zapletli parę pierwszych dredów. Były bardzo cienkie i to nawet fajnie wyglądało. Miały może z dziesięć centymetrów mniej niż pozostałe włosy. Poprawiłam się w fotelu i starałam się nie słuchać szczebiotów wybrzmiewających za mną.
Nudziłam się. No po prostu się nudziłam. Nie chciało już mi się patrzeć jak zręczne palce asystentów zaplatają kolejnego dreda, nie chciało mi się słuchać, co trajkocze do mnie Marika, nie chciało mi się patrzeć w lustro, ani na Avis. Na szczęście, kiedy już miałam wyrazić głośno, co sądzę o tej sytuacji, Marika klepnęła mnie w ramiona i oznajmiła, że to koniec. Rozejrzałam się wokół siebie, spostrzegłam Avis siedzącą już na kanapie, a potem spojrzałam w lustro. Nieźle. Będę headbangować jak Jonathan, fajnie. Zapłaciłam, podziękowałam niemrawo i wyprułam do Avis, a potem z salonu. Spojrzałam na zegarek - zostało nam pięć minut! Kurwa!
- Ładnie ci w tej grzywce, wiesz? - spojrzałam na Avis.
- Dzięki. A tobie pasują te dredy, nie wyglądasz jak stary ćpun. - zaśmiała się.
- No popatrz.. kto by pomyślał, że miałam predyspozycje. - poczułam się autentycznie urażona.
- Wybacz. - zreflektowała się. - Zapomniałam.
- Spoko.. - westchnęłam. - Zadośćuczynieniem będzie przechadzka do Maca, bo jestem głodna.
- To idziemy.
Znamy już na pamięć cały rozkład centrum, więc bezbłędnie dotarłyśmy do celu. W idealnym czasie, bo Rev i Gates właśnie wychodzili z windy. Ciekawa byłam, czy Avis ich zauważy. Nie miałam się co martwić.
- O! Patrz! Brian i Rev! - szarpnęła mnie za rękaw.
- Nie wiedziałam, że jesteście po imieniu. - zarechotałam, a potem zgięłam się pod łokciem Avis, która zaraz zaczęła opętańczo machać do chłopaków.
- Oo, jaka niespodzianka! - powiedział zaskoczony Jimmy, a ja ledwo powstrzymałam głupkowaty rechot. - Zaraz, zaraz Ari, co ty sobie zrobiłaś z włosami?! - zagrzmiał nagle. Wtedy już się nie powstrzymałam i po prostu zawyłam śmiechem.
- Ja też widzę zmiany. - powiedział Gates i uśmiechnął się uroczo do Avis, która spłonęła rumieńcem. - Pięknie wyglądasz.
- Dzięki.
- Wiecie co? - Gates przysunął się do Avis i zwrócił się do nas. - Zróbmy małą zamianę. Ja porwę Avis, a wy pójdziecie sobie gdzieś razem, co?
- Świetna myśl! - wykrzyknął Jimmy, jakby grał jakiegoś debila w beznadziejnym filmie.
- Dobra, to wy sobie idźcie, a ja się wreszcie spokojnie wyśmieję. - pomachałam im. Posłali nam jeszcze uśmiechy, odwrócili się i poszli. W jednej chwili zgięłam się wpół, rycząc ze śmiechu. Jimmy rechotał pod nosem, widząc mnie w takim stanie, ale po dłuższym czasie zaczął mnie uspokajać. W końcu pociągnął za parę moich dredów i zapytał:
- Ładne to nawet.. tobie w tym ładnie. - pokiwał głową z aprobatą.
- Dzięki ci za te słowa, albowiem nie mogłabym żyć, wiedząc, że nie podobają ci się moje włosy.
- Piłyście coś, czy to te opary z salonu tak na ciebie działają? - uśmiechnął się. Nagle jego wyraz twarzy stał się drapieżny, a jego uśmiech zmienił się na bardzo podstępny. - Mam pomysł.
- Jaki?
- Będziemy ich śledzić. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Nie wpadłabym na to, wiesz? - też wyszczerzyłam się podstępnie. - No to do dzieła, bo nam umkną. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę, w którą odeszli. Długo nie musieliśmy ich szukać. Kręcili się po muzycznym, więc usiedliśmy sobie na ławeczce i obserwowaliśmy ich poczynania. Gates grał na jakimś nowym LTD i uśmiechał się do Avis, która siedziała obok niego. Potem połazili jeszcze przy akustykach i na chwilę weszli wgłąb sklepu, bo straciliśmy ich z pola widzenia. Gdy tylko zorientowaliśmy się, że wychodzą, zerwaliśmy się i schowaliśmy tak, by nas nie zauważyli, ale Gates był zbyt przejęty tym co mówi, by nas zauważyć, a Avis zasłuchana, nie zauważyłaby, gdyby obok niej wylądowała zielona, gadająca krowa.
Skradając się jak idioci, podążyliśmy za nimi. Weszli na samą górę, czyli tam, gdzie są same drogie i piękne restauracje. Jimmy zagwizdał i uśmiechnął się wrednie, a potem pociągnął mnie w kierunku tej samej knajpy, do której weszli już Gates z Avis.
- Witam państwa, mam na imię Andrew i będę dziś państwa obsługiwał. Rozumiem, że stolik dla dwojga? - powitał nas wysoki blondyn w wejściu restauracji.
- Tak, dla dwojga. - odpowiedział Rev, a potem wyszeptał. - Słuchaj Andrew, dam ci dwadzieścia dolców tipa, jak usadzisz nas tak, by ta para - wskazał palcem na Gatesa i Avis - nie widziała nas, ale byśmy my widzieli ich. Nie martw się, jesteśmy ich przyjaciółmi i po prostu ich swatamy. - dodał, widząc dziwną minę kelnera. Ten przez chwilę stał bezczynnie, ale zaraz zaprosił nas do środka. Po krótkim kluczeniu między stolikami, usiedliśmy przy ściance działowej, i rzeczywiście widzieliśmy naszą szczęśliwą parę, a oni nie mogli zobaczyć nas. Zamówiliśmy sobie jakieś słodycze i drinki i zajęliśmy się sobą, bo między tamtymi nic na razie się nie działo.
- No to jak, kiedy zaczynasz przeprowadzkę? - zapytał Rev po dłuższej ciszy.
- A co robisz dzisiaj? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Właściwie to nic.
- To w takim razie pomagasz mi w przenoszeniu gratów.
- Super! - ucieszył się. - A potem napijemy się tego czegoś, co mi ostatnio przyniósł Johnny. - zatarł ręce. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w kierunku słodkiej parki. Gates właśnie złapał Avis za rękę. Szybko szturchnęłam Reva i wskazałam mu ten widok. Haner patrzył w oczy Avis i powoli, jak na filmach, pochylił się i pocałował ją. Ona spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale po chwili sama nachyliła się nad stołem i oddała mu pocałunek. Patrzyli na siebie przez jakiś czas. Gates z niepewnym uśmiechem, a Avis cała rozpromieniona. Potem znów się pocałowali, a kiedy Syn przesunął swoje krzesło, by usiąść obok Avis, odwróciłam się i spojrzałam na Reva.
- Operacja 'buziak' zakończona sukcesem. - powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Piona! - Jimmy wystawił dłoń, a ja przybiłam mu piątkę, wywalając przy tym pustą szklankę i robiąc mnóstwo hałasu. Wytrzeszczyliśmy oczy i zanim ktokolwiek zdążył na nas spojrzeć, chowaliśmy się za ścianką działową, rechocząc jak kretyni.
środa, 13 lutego 2013
46. suggestions
joł, joł :) dziś taki odcinek o niczym, zapchaj-dziura. bez dedykacji, bo nie ma czego dedykować :P
*
- Nareszcie w domu. - mruknęłam do swojej poduszki. - Koniec niewygodnego kojca, zero pokojów hotelowych, w których śmierdzi albo nie mam spokoju. Domek.. mój kochany domek..
- Byś się zamknęła, co? Niektórzy próbują spać.
- Miałeś być u siebie.. - jęknęłam, słysząc znów narzekającego Reva.
- Masz mnie dość, co? - zarechotał, łapiąc mnie i odwracając do siebie.
- Tak samo jak ty mnie. - spojrzałam na niego wilczym wzrokiem.
- No to mamy problem, bo ja ciebie nie mam dość.
- Zobaczymy co powiesz za te dwadzieścia lat, co kiedyś wspominałeś.
- Wtedy to już bez ciebie nie będę mógł żyć, tak się przyzwyczaję. Będziesz gotować obiad rodzince, a ja będę ci pomagał..
- I wsadzał łapy tam gdzie nie trzeba.. - przerwałam mu, ale zignorował to i ciągnął dalej:
- ..i będziemy sobie tak spokojnie żyli z naszą siódemką dzieci.
- Siódemką?! - wykrzyknęłam, a Jimmy zaczął się śmiać. - Wcale nie śmieszne, wiesz? Dla ciebie to przyjemność, bo ty tylko zrobisz te dzieci, a to ja będę jak słoń wyglądać i potem w bólach rodzić. Ty wredny samcu! - dźgałam go palcem w tors.
- No już się nie tak nie gorączkuj, kochanie. Możemy negocjować, co do tej siódemki.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też.
- Jesteś okropny.
- Wiem. - uśmiechnął się z dumą. - To co dziś robimy?
- Idziemy na zakupy! - powiedziałam ze złośliwym uśmiechem, bo akurat zakupów Jimmy nie cierpi najbardziej na świecie.
- No nieee.. - zawył. - Czy ty musisz mi robić na złość?
- Muszę. A to dlatego, że tak cię kooocham. - ucałowałam go w usta.
- Ale biorę Gatesa.
- To ja wezmę Avis.
- O, a potem pójdziemy na wspólne żarcie. - ucieszył się.
- Tylko nie do Tacos. - zastrzegłam.
- Jasne, że nie, przecież dla tamtych gołębi knajpa musi być obrzydliwie romantyczna, żeby wreszcie się pocmokali trochę, bo mnie Haner do szału doprowadza tym gadaniem. - skrzywił się.
- Jakim gadaniem? - zainteresowałam się.
- 'Bo ona taka piękna jest, Sullivan, chyba się zakochałem, taki ma ładny nosek, a włosy! spójrz na włosy! a jak się uśmiecha to normalnie lód topnieje,a mi takie motyle w bebechach latają, że nie masz pojęcia!' Coś takiego..
- On jej świat na talerzu da, jak będzie chciała.. To trochę niebezpieczne dla niego, nie sądzisz?
- Przecież sama wiesz, że Avis nie jest taka. Nie wykorzysta go, jestem tego pewien.
Ja też byłam tego pewna, ale czasami pokazywały się pewne wątpliwości. Bałam się troszkę, że to będzie koniec dotychczasowego Gatesa, że Haner da z siebie zrobić pantofla. Dla mnie to było niemożliwe, bo odkąd go znam, zawsze potrafił zawalczyć o swoje i nie dać się wciągnąć w gówno. Tylko, że teraz kompletnie oszalał na punkcie Avis. Dlatego czasami tak skrycie cieszę się, jak słyszę, że się kłócą o pierdoły, a on stawia na swoim. I mam wielką nadzieję, że tak zostanie, nawet jeśli będą razem. Avis znam już kawałek czasu, ale Hanera znam dłużej i jeśli coś nie będzie grało, nie mam najmniejszych wątpliwości, po której stronie stanę. I chrzanić babską solidarność.
- To wstajemy. - Jimmy zwlókł się z łóżka, przeciągnął się i spojrzał na mnie. - No co, mam cię nosić może? - złapał się za biodra. - Dobrze. - odpowiedział sobie, zanim w ogóle zdążyło do mnie dotrzeć, że wstał. - Sama tego chciałaś. - ściągnął ze mnie kołdrę, a potem złapał mnie za kostki i ściągnął z łóżka.
- Ej! - pisnęłam. - Ja śpię jeszcze! - darłam się, a on miał to kompletnie gdzieś. Zarzucił mnie sobie na ramię i skierował się do łazienki. Wszedł pod prysznic, postawił mnie na nogach i odkręcił wodę. - ZIMNA! - ryknęłam i przestawiłam pokrętło. - J-jesteś n-nien-n-ormalny. - wyjąkałam i przytuliłam się do niego.
- Pobudka pierwsza klasa. Muszę tak robić częściej.
- Nie próbuj nawet. Zresztą nie będziesz miał jak, bo ja się zamknę w swoim domu i już.
- Temu można zaradzić.. - odgarnął mi mokre włosy z policzka.
- Niby jak?
- Zamieszkaj ze mną. - uśmiechnął się lekko.
- Czy ja wiem.. a jak wpadniemy w jakąś chorą rutynę? No wiesz, tak mieć się na głowie dwadzieścia cztery godziny na dobę..
- Czy ze mną naprawdę tak łatwo jest wpaść w rutynę?
- W sumie z tobą, to trochę niemożliwe.. - powiedziałam niepewnym tonem.
- Ari, ja ci się nie oświadczam..
- No przecież wiem! - przerwałam mu, krzywiąc się.
- Spróbujmy zamieszkać razem, zobaczymy jak wyjdzie. Zawsze będziesz mogła uciec do siebie. - dodał zachęcającym tonem.
- A dlaczego akurat u ciebie mielibyśmy mieszkać? - zmieniłam taktykę. - Przecież to ja mam dom bliżej studia i wszystkich.
- Mój jest blisko plaży.
- Dobra wygrałeś. To kiedy mam się wprowadzać?
- Zgadzasz się? - uśmiechnął się szeroko.
- Spróbować zawsze można. - również odpowiedziałam uśmiechem, a Jimmy podniósł mnie i okręcił się, zaczepiając koszulką o wajchę prysznica.
- ZIMNOOOO - zawył i rzucił się, by zakręcić wodę. - Bardzo śmieszne. - burknął, widząc jak skręcam się ze śmiechu. - Wysuszmy się i opracujmy plan wyjścia.
- Tak jest panie generale. - zasalutowałam, a potem wpadłam w generalskie ramiona.
*
- Nareszcie w domu. - mruknęłam do swojej poduszki. - Koniec niewygodnego kojca, zero pokojów hotelowych, w których śmierdzi albo nie mam spokoju. Domek.. mój kochany domek..
- Byś się zamknęła, co? Niektórzy próbują spać.
- Miałeś być u siebie.. - jęknęłam, słysząc znów narzekającego Reva.
- Masz mnie dość, co? - zarechotał, łapiąc mnie i odwracając do siebie.
- Tak samo jak ty mnie. - spojrzałam na niego wilczym wzrokiem.
- No to mamy problem, bo ja ciebie nie mam dość.
- Zobaczymy co powiesz za te dwadzieścia lat, co kiedyś wspominałeś.
- Wtedy to już bez ciebie nie będę mógł żyć, tak się przyzwyczaję. Będziesz gotować obiad rodzince, a ja będę ci pomagał..
- I wsadzał łapy tam gdzie nie trzeba.. - przerwałam mu, ale zignorował to i ciągnął dalej:
- ..i będziemy sobie tak spokojnie żyli z naszą siódemką dzieci.
- Siódemką?! - wykrzyknęłam, a Jimmy zaczął się śmiać. - Wcale nie śmieszne, wiesz? Dla ciebie to przyjemność, bo ty tylko zrobisz te dzieci, a to ja będę jak słoń wyglądać i potem w bólach rodzić. Ty wredny samcu! - dźgałam go palcem w tors.
- No już się nie tak nie gorączkuj, kochanie. Możemy negocjować, co do tej siódemki.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też.
- Jesteś okropny.
- Wiem. - uśmiechnął się z dumą. - To co dziś robimy?
- Idziemy na zakupy! - powiedziałam ze złośliwym uśmiechem, bo akurat zakupów Jimmy nie cierpi najbardziej na świecie.
- No nieee.. - zawył. - Czy ty musisz mi robić na złość?
- Muszę. A to dlatego, że tak cię kooocham. - ucałowałam go w usta.
- Ale biorę Gatesa.
- To ja wezmę Avis.
- O, a potem pójdziemy na wspólne żarcie. - ucieszył się.
- Tylko nie do Tacos. - zastrzegłam.
- Jasne, że nie, przecież dla tamtych gołębi knajpa musi być obrzydliwie romantyczna, żeby wreszcie się pocmokali trochę, bo mnie Haner do szału doprowadza tym gadaniem. - skrzywił się.
- Jakim gadaniem? - zainteresowałam się.
- 'Bo ona taka piękna jest, Sullivan, chyba się zakochałem, taki ma ładny nosek, a włosy! spójrz na włosy! a jak się uśmiecha to normalnie lód topnieje,a mi takie motyle w bebechach latają, że nie masz pojęcia!' Coś takiego..
- On jej świat na talerzu da, jak będzie chciała.. To trochę niebezpieczne dla niego, nie sądzisz?
- Przecież sama wiesz, że Avis nie jest taka. Nie wykorzysta go, jestem tego pewien.
Ja też byłam tego pewna, ale czasami pokazywały się pewne wątpliwości. Bałam się troszkę, że to będzie koniec dotychczasowego Gatesa, że Haner da z siebie zrobić pantofla. Dla mnie to było niemożliwe, bo odkąd go znam, zawsze potrafił zawalczyć o swoje i nie dać się wciągnąć w gówno. Tylko, że teraz kompletnie oszalał na punkcie Avis. Dlatego czasami tak skrycie cieszę się, jak słyszę, że się kłócą o pierdoły, a on stawia na swoim. I mam wielką nadzieję, że tak zostanie, nawet jeśli będą razem. Avis znam już kawałek czasu, ale Hanera znam dłużej i jeśli coś nie będzie grało, nie mam najmniejszych wątpliwości, po której stronie stanę. I chrzanić babską solidarność.
- To wstajemy. - Jimmy zwlókł się z łóżka, przeciągnął się i spojrzał na mnie. - No co, mam cię nosić może? - złapał się za biodra. - Dobrze. - odpowiedział sobie, zanim w ogóle zdążyło do mnie dotrzeć, że wstał. - Sama tego chciałaś. - ściągnął ze mnie kołdrę, a potem złapał mnie za kostki i ściągnął z łóżka.
- Ej! - pisnęłam. - Ja śpię jeszcze! - darłam się, a on miał to kompletnie gdzieś. Zarzucił mnie sobie na ramię i skierował się do łazienki. Wszedł pod prysznic, postawił mnie na nogach i odkręcił wodę. - ZIMNA! - ryknęłam i przestawiłam pokrętło. - J-jesteś n-nien-n-ormalny. - wyjąkałam i przytuliłam się do niego.
- Pobudka pierwsza klasa. Muszę tak robić częściej.
- Nie próbuj nawet. Zresztą nie będziesz miał jak, bo ja się zamknę w swoim domu i już.
- Temu można zaradzić.. - odgarnął mi mokre włosy z policzka.
- Niby jak?
- Zamieszkaj ze mną. - uśmiechnął się lekko.
- Czy ja wiem.. a jak wpadniemy w jakąś chorą rutynę? No wiesz, tak mieć się na głowie dwadzieścia cztery godziny na dobę..
- Czy ze mną naprawdę tak łatwo jest wpaść w rutynę?
- W sumie z tobą, to trochę niemożliwe.. - powiedziałam niepewnym tonem.
- Ari, ja ci się nie oświadczam..
- No przecież wiem! - przerwałam mu, krzywiąc się.
- Spróbujmy zamieszkać razem, zobaczymy jak wyjdzie. Zawsze będziesz mogła uciec do siebie. - dodał zachęcającym tonem.
- A dlaczego akurat u ciebie mielibyśmy mieszkać? - zmieniłam taktykę. - Przecież to ja mam dom bliżej studia i wszystkich.
- Mój jest blisko plaży.
- Dobra wygrałeś. To kiedy mam się wprowadzać?
- Zgadzasz się? - uśmiechnął się szeroko.
- Spróbować zawsze można. - również odpowiedziałam uśmiechem, a Jimmy podniósł mnie i okręcił się, zaczepiając koszulką o wajchę prysznica.
- ZIMNOOOO - zawył i rzucił się, by zakręcić wodę. - Bardzo śmieszne. - burknął, widząc jak skręcam się ze śmiechu. - Wysuszmy się i opracujmy plan wyjścia.
- Tak jest panie generale. - zasalutowałam, a potem wpadłam w generalskie ramiona.
niedziela, 10 lutego 2013
45. feelings of gates
tym razem nietypowy odcinek, mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
*
Już na korytarzu było słychać, że w którymś z pokojów mieszka jeden z najlepszych gitarzystów świata. Głośna i agresywna muzyka rozbrzmiewała na całym górnym holu i mimo, że było już dość późno, to nikt nie wychodził z pokoju i nie domagał się ciszy.
Synyster Gates przeżywał właśnie swój jeden z wielu szałów tworzenia, jednak po dłuższej chwili, głośne brzmienia ustały i zastąpiła je spokojna melodia. Brian przymknął oczy, a mimo to, jego palce nadal trafiały w odpowiednie progi. Coraz bardziej zatracał się w muzyce, którą grał, czuł ją całym sobą. Dokładnie wiedział jaki jest powód tego, że siedzi sam w pokoju i tworzy, zamiast balować z Revem i ekipą gdzieś na mieście. Musiał rozegrać to dobrze, bo inaczej znów, poetycko mówiąc, spierdoli sprawę i będzie tłumaczył to swoją boskością. To tłumaczenie już dawno było głupie, więc jakby teraz zawalił..
Po tej gali wszystko się zmieniło, chociaż od początku było lepiej niż poprzednio, po gali było wręcz cudownie. Widział, że ona nie jest obojętna i chciał to dobrze wykorzystać. Nie wiedział jak wcześniej mógł tak stchórzyć, jak mógł zostawić tak piękną kobietę? Długo to sobie wyrzucał, a żeby zapomnieć zatracał się z muzyce albo w jakichś parodniowych znajomościach, które wypaczały mu poczucie godności. Teraz uczucie, które kiedyś kompletnie go zaskoczyło, powróciło z podwójną siłą. Przecież, gdy tylko o niej usłyszał, o mało co nie zwariował. Specjalnie udał, że jej nie pamięta, bo tak naprawdę pamiętał każdy szczegół jej twarzy. Te błękitne oczy przyprawiały go o niekontrolowane przyspieszenie oddechu, a kiedy jeszcze kierowała je ku niemu z uśmiechem albo wdzięcznością, mało nie padał na zawał. Jej blade policzki, które rumieniły się tak słodko.. zawsze wtedy miał ochotę złożyć na nich choć jeden pocałunek, by poczuć na ustach gładkość jej skóry. Albo ten mały, zgrabny nosek, który tak pięknie się marszczył, gdy była zła. O ustach nie można było nie wspomnieć. Pełne i zawsze blado-różowe, bo nie używała szminek. Za to jej włosy.. jak bardzo chciałby zatopić w nich twarz i poczuć ich zapach..
Pamiętał, jak kiedyś zobaczył ją wybierającą się na wesele. Nie był by sobą, gdyby nie podszedł i nie zapytał, gdzie, po co, z kim i dlaczego jedzie. Wyglądała olśniewająco, jak zawsze zresztą. Miała na sobie czerwoną sukienkę i czarne, wysokie szpilki, a włosy upięte w fantazyjny kok. Oczywiście, że zapytał się o osobę towarzyszącą, a kiedy zobaczył w samochodzie Dwighta, tego idiotę, miał ochotę oświadczyć, że pojedzie na tą imprezę z nią, zamiast tego kretyna. Mimo tak dalekosiężnych planów, życzył jej miłej zabawy i tylko pomachał na pożegnanie. I to on był tu kretynem.
Raz byli razem na imprezie zorganizowanej przez jego ojca. Po wielu namowach Ariany i Geny, w końcu zaproponował jej, by poszła z nim. Jakże się wtedy ucieszyła! A on ledwo powstrzymał się od wyskoczenia w powietrze i rozbicia łbem sufitu. Cały wieczór trzymali się razem, padały nawet śmiałe pytania od gości, czy przypadkiem nie są parą. Odpowiadał, że nie, chociaż 'tak' samo cisnęło mu się na usta.
Dwa dni później poznał Lindsay i wszystko się sypnęło. Zamiast iść na spotkanie z Avis, on poleciał do niej, bo przestraszył się, że mógłby być odpowiedzialny za coś jeszcze niż tylko swoją gitarę i solówki. Do tej pory nie mógł zapomnieć tego zbolałego spojrzenia, którym obdarzyła go Avis parę dni później, gdy zobaczyła go z Lindsay. Takiego rozżalenia jeszcze nie widział, żadna nie posłała mu takiego wymownego i pełnego bólu spojrzenia. Jednak Avis nie załamała się i dalej rozmawiała z nim i śmiała się z jego nieudolnych już żartów. Tylko, że nie widział w niej tego samego entuzjazmu, co wcześniej, a kiedy tylko wspominał coś o Lindsay, ona wyłączała się z rozmowy i zaraz potem wymawiała się i wychodziła ze spotkania. Ariana parę razy już go za to chciała zabić. Kiedyś, zaraz po wyjściu Avis, Ari zaciągnęła go do swojej kuchni i nawymyślała jakim to jest zidiociałym kretynem i kompletnie nieodpowiedzialnym dzieciakiem. Mówiła, że Avis była u niej zaraz po tym jak zobaczyła go z Lindsay, że płakała, bo myślała, że oto znalazł się ktoś, kto nada sens jej życiu. Właśnie on, Brian Haner. Ale nie, bo właśnie ten supermęski Brian Haner stchórzył jak tchórzofretka i uciekł do wysokiej na sto metrów, wrednej Lindsay z wielkimi zderzakami, za którymi pewnie chciał się schować.
Nie próbował tego naprawiać. Wiedział, że jeśli tylko spróbuje, ona da mu drugą szansę, a on znów wszystko epicko spierdoli. Dał sobie spokój i znów znalazł pocieszenie w innych kobiecych ramionach. Tym razem były to ramiona Michelle - siostry bliźniaczki Val.
Na szczęście teraz wszystko było na dobrej drodze i nie zamierzał już niczego spierdolić.
środa, 6 lutego 2013
44. who wants to be alone
łaaa! jaki megaspam mnie zaatakował! normalnie aż mnie karp złapał :D Joanna, Ty chyba nie masz co robić w domu, jak słowo daję. no dobra, uginam się i daję odcinek. zobaczcie o jakiej godzinie.. o której ja muszę w ferie wstwać.. xD
*
- Jako lider zespołu..
- Chciałbyś! - wykrzyknął Gates, przerywając Shadowsowi.
- Zamknij się, teraz ja mówię - Shads pokazał mu fucka i kontynuował - chciałbym podziękować wszystkim, którzy mieli udział w tworzeniu płyty. Nie będę tu wymieniał nazwisk, bo mówiłbym do jutra, więc niech każdy, kto współtworzył z nami płytkę, czuje się wyróżniony. A szczególne podziękowania dla mojej lubej, co mnie motywuje codziennym porannym kopem. - wyszczerzył się.
- Nie ma to jak przemówienie, Shadows.. i to ty jesteś liderem.. - Zacky dobrał się do mikrofonu. - Ja chciałbym podziękować przede wszystkim chłopakom, no bo to z nimi się tak zajebiście pracuje, że wychodzą takie cuda. Oraz za trzymanie mnie w ryzach, Gena dzięki.
- Mamo, tato, chłopaki, Arianko, dziękuję. - powiedział Rev na wydechu. Arianko?! No umrze, no.
- Ja bym chciał podziękować chłopakom, w szczególności Sullivanowi za nocną wenę. - Syn uśmiechnął się głupkowato. - Chciałbym też podziękować pięknemu elfowi, który zawrócił mi w głowie.- spojrzał w górę, na Avis zapewne, a potem do mikrofonu dopchał się Johnny. Dziwne, że wszyscy inni powiedzieli po dwa słowa, a oni się tak rozgadali..
- Ja również chcę podziękować chłopakom i wszystkim współtworzącym album.. a przede wszystkim jednej osobie, która jest tu dziś ze mną. Missy, mogłabyś tu do nas zejść?
Zatkało nas, a najbardziej Missy. Siedziała sztywno w fotelu i wytrzeszczała się na scenę. W końcu jakoś ją ocuciłyśmy i poszła tam.
- Po cholerę on ją tam ciągnie.. - mruknęła Gena, ale Valary szybko ją uciszyła, bo Johnny chwycił Missy za rękę i pomógł jej wejść na scenę. A potem wziął mikrofon i uklęknął przed nią. Pisnęłyśmy wszystkie w jednym momencie.
- Missy, wiem, że to dla ciebie wielkie zaskoczenie, bo zawsze mówiłem, że nigdy się nie ożenię.. a teraz klęczę tu przed tobą i przyznaję, że jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moim dniem, moją nocą, moim niebem i ziemią, a bez ciebie nie potrafiłbym dalej żyć. Dlatego pytam.. Missy, wyjdziesz za mnie? - wyciągnął ku niej małe pudełeczko.
Missy przyłożyła sobie ręce do twarzy i potrząsnęła głową. Ona mówi NIE?! No jebnę jej zaraz!
- Johnny.. - usłyszałam jej schrypnięty głos. - Wyjdę za ciebie..
Gdy tylko to powiedziała, Johnny się zerwał i porwał ją w ramiona, Potem szybko założył jej pierścionek na palec, starł łzy z jej policzków i pocałował ją.
- Drodzy państwo, jestem właśnie najszczęśliwszym facetem na ziemi. - zaśmiał się do mikrofonu i wszyscy zeszli ze sceny. Chłopaki klepali Christa po plecach, a my prawie rzuciłyśmy się na roześmianą i szczęśliwą jak nigdy Missy.
Reszta gali popłynęła już bardzo szybko, szczególnie, że udało nam się namówić chłopaków na nasz pomysł. Nim się obejrzałyśmy, już stałyśmy przed samochodami, czekając na chłopaków.
- Wiesz co Missy? Mam takie pytanie.. czy ty chciałaś na początku powiedzieć 'nie'? - Val objęła ją ramieniem.
- Nie.. niby czemu? Olać takiego faceta jak Johnny? Pogięło cię?
- No bo tak potrząsnęłaś głową, jakbyś odmawiała. - Gena zrobiła głupią minę.
- Nie mogłam uwierzyć w to, że mnie ściągnął na scenę i tam się oświadcza.. tyle ludzi to widziało.. normalnie szczyt marzeń.. - spojrzała w przestrzeń rozmarzonym wzrokiem.
- Coś czuję, że szybko się dziś z imprezy urwiecie. - uśmiechnęłam się do niej złośliwie.
- Wypiją pierwszą kolejkę i znikną. Nawet nie zauważymy. - Avis też się śmiała.
- No i z czego się nabijacie, wredne jędze? Założę się Ari, że jakby Rev ci się oświadczył, to nie czekalibyście nawet do pierwszej kolejki, tylko od razu byście zwiali. - Missy, zadowolona z siebie pokazała mi język.
- No wiesz co.. masz całkowitą rację. - zarechotałam, a dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Przecież, że tak, oni nigdy nie mają dość! Dwa zboki się dobrały. - skomentowała Avis.
- Avis, bo jak ja zacznę komentować, to się będziesz mogła schować, więc zamknij ustka. - powiedziałam i znów zaczęłyśmy się śmiać.
- Jakie wesołe panny, no. - Shadows objął Val i Missy ramionami i też się zaśmiał. - To jak? Zwijamy się do nas? Pani Seward, co pani na to?
- Jestem jak najbardziej za. - Missy uśmiechnęła się szeroko, wyrwała Mattowi z objęcia i poleciała do Johnnego. Po chwili wszyscy wpakowaliśmy się do aut i pojechaliśmy. Syn tak się nie mógł doczekać, że z drogi zadzwonił do obsługi hotelu i kazał przygotować wielki barek wszystkich alkoholi jakie mają, bo ' wygraliśmy tę cholerną statuetkę i mamy ochotę wydoić wam całe zapasy'.
Kiedy tylko zajechaliśmy na parking, umówiliśmy się za pół godziny u Shadowsa i Val. Zarządzenie było proste: przebrać się, a pod spod założyć coś w czym można bezpiecznie wejść do jacuzzi i nie wystraszyć innych. To ostatnie tyczyło się Christa, bo to on miał w zwyczaju z gołym tyłkiem włazić do basenów. Rozeszliśmy się po pokojach.
- Ale przeżycie.. Missy tam pewnie sika z radości. - powiedziałam, gdy tylko weszłam do pokoju.
- A żebyś widziała jak Johnny się denerwował przed tym. Trząsł się jak galareta. - zarechotał Rev. - Ale dość już o tym.. mamy pół godziny. Masz jakiś pomysł jak je zagospodarować? - zrobił dziwną minę.
- Ja nie mam, ale zapewne ty masz. Już to po tobie widzę. - uśmiechnęłam się zalotnie i zdjęłam szpilki. Chyba nie chciało mu się już odpowiadać, bo po prostu podszedł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię. - Ej! - wrzasnęłam, a Jimmy rzucił mnie na łózko. Jego krawat opadł mi na twarz. Odgarnęłam go. - Może delikatniej, co?
- Przestań narzekać babo. - warknął tuż przy moim uchu.
- Ale zaraz idziemy i w ogóle..
- No nie.. - zlazł ze mnie. - Jak możesz..
- No bo gdzie w tym fraku się na mnie walisz.. - podeszłam do niego na czworakach. - Trzeba go zdjąć najpierw. - wzięłam się pracowicie za tę czynność. - Potem krawat.. jak chcesz to możesz mnie nim związać. - pokazałam mu język, a on uśmiechnął się niebezpiecznie. Nie zdążyłam odpiąć wszystkich guzików u jego koszuli, a Jimmy już się zniecierpliwił i jego ręce powędrowały ku suwakowi mojej sukienki. Udało mu się zdjąć ją całkowicie, zanim stwierdziłam, że nie wytrzymam już dłużej. Rzuciłam się na niego i wpiłam się w jego usta. W transie zapomnieliśmy o świecie i nasze ręce wędrowały po naszych ciałach bez żadnego przewodnika, gdzie można, a gdzie nie. Chociaż właściwie już nie było miejsca, gdzie nie można. Jimmy wdzierał mi się do ust, a jego język odstawiał tam jakieś dzikie tańce. Nasze oddechy splatały się razem i stawały się coraz szybsze. Pozostałe ubrania lądowały na podłodze. Kiedy byliśmy już w momencie kulminacyjnym, ktoś zaczął walić do drzwi.
- Jebać to.. - wydyszałam i przyciągnęłam Jimmiego do siebie, który był tego samego zdania.
- Otwórzcie, no! Potrzebujemy barmana! - wydarł się Zacky.
- Zaraaaaz! - ryknęłam, a Rev warknął.
- Dobra, już sobie idę. - usłyszeliśmy jeszcze spod drzwi. Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się, a potem mogliśmy skończyć, co zaczęliśmy.
Kiedy po piętnastu minutach weszliśmy do pokoju Shadsa i Val, wszyscy się śmiali.
- O, patrzcie kto wreszcie przyszedł! - zawył Syn.
- Wal się. - odpowiedział mu Rev z szerokim uśmiechem na twarzy. Usiadł obok niego i pociągnął mnie na swoje kolana. Val z obrzydliwym uśmieszkiem wręczyła mi drinka. Przyjęłam go i powiedziałam jej, żeby się waliła. Bardzo mamy z Revem urozmaicone powiedzonka no.. jakoś tak zawsze do tematu seksu się wraca. Oparłam się na Jimmym i rozejrzałam się. Val wróciła na swoje miejsce i gadała z Geną. Shadows nadawał coś do Johnnego i Syna, na którego kolanach siedziała Avis i też wsłuchiwała się w słowa Shadowsa. Jeszcze parę dni i będą ogłaszać złączenie swoich dróg, już ja to wiem. Zacky zagadał Reva, a Missy właśnie weszła.
- Przenieśmy się do tego zajebiście wielkiego jacuzzi, co? Matt i Jason już tam szaleją. - pokazała nam całą mokrą bluzkę. Pomysł został jednogłośnie przyjęty.
*
- Jako lider zespołu..
- Chciałbyś! - wykrzyknął Gates, przerywając Shadowsowi.
- Zamknij się, teraz ja mówię - Shads pokazał mu fucka i kontynuował - chciałbym podziękować wszystkim, którzy mieli udział w tworzeniu płyty. Nie będę tu wymieniał nazwisk, bo mówiłbym do jutra, więc niech każdy, kto współtworzył z nami płytkę, czuje się wyróżniony. A szczególne podziękowania dla mojej lubej, co mnie motywuje codziennym porannym kopem. - wyszczerzył się.
- Nie ma to jak przemówienie, Shadows.. i to ty jesteś liderem.. - Zacky dobrał się do mikrofonu. - Ja chciałbym podziękować przede wszystkim chłopakom, no bo to z nimi się tak zajebiście pracuje, że wychodzą takie cuda. Oraz za trzymanie mnie w ryzach, Gena dzięki.
- Mamo, tato, chłopaki, Arianko, dziękuję. - powiedział Rev na wydechu. Arianko?! No umrze, no.
- Ja bym chciał podziękować chłopakom, w szczególności Sullivanowi za nocną wenę. - Syn uśmiechnął się głupkowato. - Chciałbym też podziękować pięknemu elfowi, który zawrócił mi w głowie.- spojrzał w górę, na Avis zapewne, a potem do mikrofonu dopchał się Johnny. Dziwne, że wszyscy inni powiedzieli po dwa słowa, a oni się tak rozgadali..
- Ja również chcę podziękować chłopakom i wszystkim współtworzącym album.. a przede wszystkim jednej osobie, która jest tu dziś ze mną. Missy, mogłabyś tu do nas zejść?
Zatkało nas, a najbardziej Missy. Siedziała sztywno w fotelu i wytrzeszczała się na scenę. W końcu jakoś ją ocuciłyśmy i poszła tam.
- Po cholerę on ją tam ciągnie.. - mruknęła Gena, ale Valary szybko ją uciszyła, bo Johnny chwycił Missy za rękę i pomógł jej wejść na scenę. A potem wziął mikrofon i uklęknął przed nią. Pisnęłyśmy wszystkie w jednym momencie.
- Missy, wiem, że to dla ciebie wielkie zaskoczenie, bo zawsze mówiłem, że nigdy się nie ożenię.. a teraz klęczę tu przed tobą i przyznaję, że jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moim dniem, moją nocą, moim niebem i ziemią, a bez ciebie nie potrafiłbym dalej żyć. Dlatego pytam.. Missy, wyjdziesz za mnie? - wyciągnął ku niej małe pudełeczko.
Missy przyłożyła sobie ręce do twarzy i potrząsnęła głową. Ona mówi NIE?! No jebnę jej zaraz!
- Johnny.. - usłyszałam jej schrypnięty głos. - Wyjdę za ciebie..
Gdy tylko to powiedziała, Johnny się zerwał i porwał ją w ramiona, Potem szybko założył jej pierścionek na palec, starł łzy z jej policzków i pocałował ją.
- Drodzy państwo, jestem właśnie najszczęśliwszym facetem na ziemi. - zaśmiał się do mikrofonu i wszyscy zeszli ze sceny. Chłopaki klepali Christa po plecach, a my prawie rzuciłyśmy się na roześmianą i szczęśliwą jak nigdy Missy.
Reszta gali popłynęła już bardzo szybko, szczególnie, że udało nam się namówić chłopaków na nasz pomysł. Nim się obejrzałyśmy, już stałyśmy przed samochodami, czekając na chłopaków.
- Wiesz co Missy? Mam takie pytanie.. czy ty chciałaś na początku powiedzieć 'nie'? - Val objęła ją ramieniem.
- Nie.. niby czemu? Olać takiego faceta jak Johnny? Pogięło cię?
- No bo tak potrząsnęłaś głową, jakbyś odmawiała. - Gena zrobiła głupią minę.
- Nie mogłam uwierzyć w to, że mnie ściągnął na scenę i tam się oświadcza.. tyle ludzi to widziało.. normalnie szczyt marzeń.. - spojrzała w przestrzeń rozmarzonym wzrokiem.
- Coś czuję, że szybko się dziś z imprezy urwiecie. - uśmiechnęłam się do niej złośliwie.
- Wypiją pierwszą kolejkę i znikną. Nawet nie zauważymy. - Avis też się śmiała.
- No i z czego się nabijacie, wredne jędze? Założę się Ari, że jakby Rev ci się oświadczył, to nie czekalibyście nawet do pierwszej kolejki, tylko od razu byście zwiali. - Missy, zadowolona z siebie pokazała mi język.
- No wiesz co.. masz całkowitą rację. - zarechotałam, a dziewczyny wybuchły śmiechem.
- Przecież, że tak, oni nigdy nie mają dość! Dwa zboki się dobrały. - skomentowała Avis.
- Avis, bo jak ja zacznę komentować, to się będziesz mogła schować, więc zamknij ustka. - powiedziałam i znów zaczęłyśmy się śmiać.
- Jakie wesołe panny, no. - Shadows objął Val i Missy ramionami i też się zaśmiał. - To jak? Zwijamy się do nas? Pani Seward, co pani na to?
- Jestem jak najbardziej za. - Missy uśmiechnęła się szeroko, wyrwała Mattowi z objęcia i poleciała do Johnnego. Po chwili wszyscy wpakowaliśmy się do aut i pojechaliśmy. Syn tak się nie mógł doczekać, że z drogi zadzwonił do obsługi hotelu i kazał przygotować wielki barek wszystkich alkoholi jakie mają, bo ' wygraliśmy tę cholerną statuetkę i mamy ochotę wydoić wam całe zapasy'.
Kiedy tylko zajechaliśmy na parking, umówiliśmy się za pół godziny u Shadowsa i Val. Zarządzenie było proste: przebrać się, a pod spod założyć coś w czym można bezpiecznie wejść do jacuzzi i nie wystraszyć innych. To ostatnie tyczyło się Christa, bo to on miał w zwyczaju z gołym tyłkiem włazić do basenów. Rozeszliśmy się po pokojach.
- Ale przeżycie.. Missy tam pewnie sika z radości. - powiedziałam, gdy tylko weszłam do pokoju.
- A żebyś widziała jak Johnny się denerwował przed tym. Trząsł się jak galareta. - zarechotał Rev. - Ale dość już o tym.. mamy pół godziny. Masz jakiś pomysł jak je zagospodarować? - zrobił dziwną minę.
- Ja nie mam, ale zapewne ty masz. Już to po tobie widzę. - uśmiechnęłam się zalotnie i zdjęłam szpilki. Chyba nie chciało mu się już odpowiadać, bo po prostu podszedł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię. - Ej! - wrzasnęłam, a Jimmy rzucił mnie na łózko. Jego krawat opadł mi na twarz. Odgarnęłam go. - Może delikatniej, co?
- Przestań narzekać babo. - warknął tuż przy moim uchu.
- Ale zaraz idziemy i w ogóle..
- No nie.. - zlazł ze mnie. - Jak możesz..
- No bo gdzie w tym fraku się na mnie walisz.. - podeszłam do niego na czworakach. - Trzeba go zdjąć najpierw. - wzięłam się pracowicie za tę czynność. - Potem krawat.. jak chcesz to możesz mnie nim związać. - pokazałam mu język, a on uśmiechnął się niebezpiecznie. Nie zdążyłam odpiąć wszystkich guzików u jego koszuli, a Jimmy już się zniecierpliwił i jego ręce powędrowały ku suwakowi mojej sukienki. Udało mu się zdjąć ją całkowicie, zanim stwierdziłam, że nie wytrzymam już dłużej. Rzuciłam się na niego i wpiłam się w jego usta. W transie zapomnieliśmy o świecie i nasze ręce wędrowały po naszych ciałach bez żadnego przewodnika, gdzie można, a gdzie nie. Chociaż właściwie już nie było miejsca, gdzie nie można. Jimmy wdzierał mi się do ust, a jego język odstawiał tam jakieś dzikie tańce. Nasze oddechy splatały się razem i stawały się coraz szybsze. Pozostałe ubrania lądowały na podłodze. Kiedy byliśmy już w momencie kulminacyjnym, ktoś zaczął walić do drzwi.
- Jebać to.. - wydyszałam i przyciągnęłam Jimmiego do siebie, który był tego samego zdania.
- Otwórzcie, no! Potrzebujemy barmana! - wydarł się Zacky.
- Zaraaaaz! - ryknęłam, a Rev warknął.
- Dobra, już sobie idę. - usłyszeliśmy jeszcze spod drzwi. Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się, a potem mogliśmy skończyć, co zaczęliśmy.
Kiedy po piętnastu minutach weszliśmy do pokoju Shadsa i Val, wszyscy się śmiali.
- O, patrzcie kto wreszcie przyszedł! - zawył Syn.
- Wal się. - odpowiedział mu Rev z szerokim uśmiechem na twarzy. Usiadł obok niego i pociągnął mnie na swoje kolana. Val z obrzydliwym uśmieszkiem wręczyła mi drinka. Przyjęłam go i powiedziałam jej, żeby się waliła. Bardzo mamy z Revem urozmaicone powiedzonka no.. jakoś tak zawsze do tematu seksu się wraca. Oparłam się na Jimmym i rozejrzałam się. Val wróciła na swoje miejsce i gadała z Geną. Shadows nadawał coś do Johnnego i Syna, na którego kolanach siedziała Avis i też wsłuchiwała się w słowa Shadowsa. Jeszcze parę dni i będą ogłaszać złączenie swoich dróg, już ja to wiem. Zacky zagadał Reva, a Missy właśnie weszła.
- Przenieśmy się do tego zajebiście wielkiego jacuzzi, co? Matt i Jason już tam szaleją. - pokazała nam całą mokrą bluzkę. Pomysł został jednogłośnie przyjęty.
piątek, 1 lutego 2013
43. big rush
witam po długiej nieobecności :) pewnie już nie zaglądacie tutaj, ale ja się właśnie ogarnęłam i daje odcinek xD mam nadzieję, że Wam się spodoba. niestety nie mogę obiecać, że dalsze będą się ukazywać regularnie, ale mam napisane jeszcze dwa :) enjoy :)
odcinek z wielką dedykacją dla Joanny Gates, za te wszystkie rozmowy i dla Wasp za to, że czekała i ogólnie za wszystko :)
a, i tak mi się przypomniało - sukienka Ariany :)
a, i tak mi się przypomniało - sukienka Ariany :)
*
Obudziłam się gwałtownie i od razu spojrzałam na zegarek. Szósta wieczorem. No pięknie!
- Jimmy wstawaj, za godzinę musimy być na dole! - zaczęłam go szturchać.
- Soo?
- Zaspaliśmy! - wrzasnęłam prawie i wyskoczyłam z łóżka.
- Oessuu - mruknął i zwlókł się z łóżka. - W tym momencie to w dupie mam tę galę.. ale! - dodał, bo już miałam mu przerwać - jedyne, co jest warte zobaczenia, to ty w tej ukrywanej sukience, więc już nie marudzę. Leć się ubierać. - zatarł ręce i wstał.
- Tylko o jednym. - wymamrotałam, wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i zamknęłam się w łazience. Ledwo zdążyłam się umyć i wysuszyć włosy, a Rev zaczął dobijać się do drzwi.
- Ile jeszcze?
- Długo. - odkrzyknęłam.
- To wpuść mnie, bo inaczej raczej się nie wyrobimy.
W sumie to racja.. Szybko wciągnęłam na siebie bieliznę, by nie paradować przed nim goła jak święty turecki i otworzyłam drzwi.
- I jak ja mam teraz niby myśleć o imprezie? - obrzucił mnie płomiennym spojrzeniem i zatrzymał się blisko mnie.
- Pod prysznic, jazda! - popchnęłam go. Pomędził jeszcze przez chwilę, ale w końcu poszedł. Wywróciłam oczami, widząc w lustrze jak prowokująco ściąga z siebie ubranie. Erotoman. Seksoholik. Głupek.
Całą siłą woli zmusiłam się do odwrócenia wzroku i skupieniu się na czarnej kredce, a potem na czarnym cieniu i tuszu. Jak Rev wyszedł spod prysznica, ja skończyłam, zostało mi tylko ubranie. Wyskoczyłam z łazienki zanim zdążył mi zaświecić gołym tyłkiem przed oczami. Wyciągnęłam z szafy sukienkę, buty i jak zwykle poczułam w środku niechęć do wychodzenia gdziekolwiek. Skrzywiłam się, ale zignorowałam to uczucie, ubrałam się i dokończyłam przygotowania. Założyłam na sukienkę czarny żakiet ze złotymi guzikami, które pasowały mi do ćwieków i to zakończyło moje starania wyglądania na normalną. Po raz kolejny się skrzywiłam i usiadłam na łóżku, spuszczając głowę. Nie, mi się wcale tam nie chce iść. Najchętniej to bym powtórzyła to, co robiłam jakieś 3 godziny temu. Czyli taki pełnowymiarowy orgazm. Hehe, dobraliśmy się z Revem, jak słowo daję.
Usłyszałam jak Jimmy wychodzi z łazienki i podniosłam głowę. Miał na sobie czarny frak, czarną koszulę i czarno-złoty krawat. Co za intuicja..
- Twój krawat pasuje do mojej sukienki. - uśmiechnęłam się niepewnie. On również się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. Podszedł do mnie, wyciągnął ręce i pomógł mi wstać. Przytuliłam się do niego.
- Musimy tam iść? - jęknęłam z twarzą wtuloną w jego tors.
- Też bym chętnie został tutaj. I zdjął z ciebie wszystkie ubrania, a szczególnie tą sukienkę. Jakie ty masz nogi, kobieto.. - przesunął swoje ręce z moich pleców na moje uda. - I nawet nie muszę się aż tak pochylać, by cię pocałować. - zaśmiał się i lekko musnął moje usta. Ja olałam delikatność i wpiłam się mocno w jego usta i gdy już pomyślałam, by walić tę galę, ktoś zapukał do drzwi.
- Żyjecie tam?! - krzyknął zza drzwi Johnny. - Czekamy na was od dziesięciu minut! Musimy już wychodzić!
- Chyba musimy iść. - Rev oderwał moje ręce od jego koszuli. - Chodź mała, wyprzytulamy się jeszcze. - pocałował mnie w czoło i pociągnął ku drzwiom.
- No nareszcie. - Johnny pokręcił głową, a potem uśmiechnął. - Ari, wyglądasz przecudnie.
- Dzięki. Lepiej nie mów tego przy Missy. - pokazałam mu język.
- Ona mi tylko przyzna rację. A tak w ogóle to wiecie, że po tym wszystkim wbijamy do was do pokoju i jest impreza? - Christ wyszczerzył się szeroko.
- Ale dlaczego u nas? My mamy.. - Rev spojrzał na mnie, szukając pomocy.
- Bałagan mamy. - rzuciłam na poczekaniu. - Naprawdę wielki. Pozabijamy się. Lepiej będzie wjechać do Shadsa albo do Berrych, oni tam apartamenty mają.
- Właśnie. - Rev pokiwał głową z ważną miną.
- W sumie też dobry pomysł, oni mają jacuzzi. - Johnny otworzył drzwi na zewnątrz i puścił mnie przodem. Rzeczywiście wszyscy już czekali przed samochodami i gadali. Val miała na sobie krótką, białą sukienkę, Gena jakąś zieloną, Avis turkusową, a Missy miała krótkie coś pod kolor włosów Johnnego, czyli ecru. Spojrzałam na rozanielonego Gatesa i zaśmiałam się pod nosem. Czarny garnitur, biała koszula, turkusowy krawat. No jak z obrazka.
- Ariana, gdzie ty chowałaś te nogi?! - wykrzyknął Shadows, a Valary pacnęła go w ramię. - No co?
- Ja ci zaraz dam nogi! Na moje się patrz!
- Dobra, królowo. - poddał się bez walki. - I tak masz ładne nogi. - szepnął do mnie, uśmiechając się jak dureń. - I chyba pierwszy raz cię w takich szpilach widzę.
Stojący za mną Jimmy odchrząknął i walnął go w drugie ramię.
- No co chwila od kogoś obrywam! Nie bawię się tak. - zapakował się do auta. - Jedzie ktoś? Bo zaraz się obrażę i pojadę bez was, a na wręczeniu statuetki powiem, że wszystkich was sraczka trzyma! - krzyknął oburzonym tonem, a my parsknęliśmy śmiechem i powsiadaliśmy do samochodów. Byłam szczwana i wepchałam się przed Gatesa, który usilnie chciał usiąść obok Avis, a zaraz za mną polazł Rev, więc Brian, chcąc nie chcąc, musiał usiąść z przodu, obok Jasona. Widziałam, jak ścinał mnie wzrokiem, pewnie jak wrócimy to dostanę opierdziel, ale mam to gdzieś.
- Cześć Avis. - zagaiłam i od razu się wyprostowałam.
- Cześć Ari. Co tam?
- Nic. A tam?
- Nudy.
- Możecie przestać gadać jak pokemony i przejść do konkretów? - wtrącił się Rev, nadstawiając ucho.
- Zajmij się czymś innym, co? Zapnij pasy na przykład. - Avis machnęła na niego ręką i pochyliła się do mnie. - Mam ci tylko jedno do powiedzenia: dziękuję, że mnie wyciągnęłaś. - złapała moją głowę i pocałowała mnie siarczyście w policzek.
- Ej! Do tego tylko ja mam prawo! - Rev znów się zbuntował.
- Chyba miałeś się czymś zająć, nie?
- Ty, elfie, ty sobie uważaj, bo ja mogę się zająć, ale twoją powolną i męczeńską śmiercią. - Jimmy rzucił jej mordercze spojrzenie i nie minęła sekunda jak odwrócił się Syn.
- Avis, czy ten żyrafiasty typ właśnie groził ci śmiercią? Reagować?
- Wiesz, co? Ty lepiej zareaguj otwierając jej drzwi, bo dojechaliśmy. - pokazałam mu język, a on od razu wysiadł z samochodu. - Widzisz? - zwróciłam się do Avis. - jest na każde twoje zawołanie. Zakochał się normalnie.
- Weź.. - uśmiechnęła się nieśmiało, a potem ujęła wyciągniętą rękę Gatesa i wysiadła z samochodu. Za nią wygramoliłam się ja, wspomagając się na ramieniu Reva. Czerwony dywan był wypełniony różnymi, podobno znanymi ludźmi. Ja nie miałam pojęcia, kim jest połowa z nich, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Mój smętny humor całkowicie się ulotnił i uśmiechałam się cały czas jak jakaś idiotka. Zmienne humorki mam.. może ja w ciąży jestem? O matko, lepiej nie, ja się kompletnie na matkę nie nadaję.
W trakcie tych bezsensownych rozkmin i uśmiechania się do siebie zdążyliśmy przejść cały ten czerwony chodnik, zapozować do zdjęć i wejść do sali. Wtedy otrząsnęłam się z własnych myśli i wytrzeszczyłam oczy. Sala była ozdobiona bardziej niż na oskary! Szatanie.. ktoś tu ma bardzo bujną wyobraźnię.
- No i co się tak wytrzeszczasz? Siadajcie lepiej. - zaśmiała się Valary, mijając nas. Podążyliśmy za nimi, a Rev tak umiejętnie zakręcił, że znalazłam się obok Avis, tak jak chciałam. Obdarzyłam go uśmiechem pełnym wdzięczności, a on wskazał palcem do góry, na sufit. Były tam porozwieszane złote serpentyny, a okna ozdobione złotymi wstawkami. Jakieś balony też się znalazły, a wszystko uświetniał wielki, kryształowy żyranol. Normalnie cudo. Też chcę taki w domu.
- Kupisz mi taki, nie? - zarechotałam.
- Jeśli ci się podoba taki kicz..
- No wiesz, co? Jak możesz.. kryształki to kicz?
- No pewnie.. taki z czaszek mogę kupić, to nie jest kicz. - poruszył znacząco brwiami.
- Nie chcę takiego.. - i zanim zdołałam wymyślić jakąś ripostę na poziomie, rozległy się fanfary, a jasne światła skierowały się ku scenie.
- No dobra, jak zaraz zlecą się jakieś elfy i będą rozrzucać płatki kwiatów to chyba też już się nie zdziwię. - wymamrotał Rev, a ja parsknęłam śmiechem i wskazałam na zachwyconą Avis. Mały elfik wyrwał Gatesa, bo on właśnie trzymał kurczowo jej dłoń.
- Teraz zamierzam spać. Obudź mnie jak będzie nasza nominacja. - Jimmy położył głowę na moim ramieniu, a ja wsłuchałam się w mowę powitalną. Nic szczególnego, tak szczerze mówiąc. Przy nominacjach na zespół roku pop, zaczęłyśmy z Avis nadawać tak głośno, że ktoś za nami kazał nam być cicho. Obejrzałyśmy się jak na komendę i ujrzałyśmy wymalowanego gościa w skórzanej pelerynie z jakimiś dziwnymi łańcuszkami na dłoniach. Wyszczerzyłyśmy się do niego szeroko i miło i powróciłyśmy do plotkowania o wszystkim, co widziałyśmy dzisiaj i przede wszystkim o Gatesie. Kiedy znudziło nam się obgadywanie Syna, znalazłyśmy sobie inną zabawę, a mianowicie wymyślałyśmy mowy dziękczynne wszystkim, którzy w danym momencie byli na scenie. Dostało się Beyonce, bo według nas dziękowała za dostatek błyszczyku w sklepach, kolczyki ze stopu żelaza i pomalowane paznokcie. A wszystko to kierowała do latającego potwora spaghetti. Potem zaczęłyśmy marudzić, czemu to tak długo trwa i co mogłybyśmy właśnie robić, zamiast siedzieć tutaj. W końcu Gates chyba stwierdził, że za dużo czasu już gadam z Avis, bo zajął ją szeptaniem do ucha. A ja!? Zostałam sama!
- Ej, facet, poszeptałbyś mi też do ucha, bo zobacz, co ten Syn wyprawia. - szturchnęłam Reva i oparłam się na jego ramieniu. On włożył swoją twarz między moje włosy i najpierw pocałował moje ucho, a potem zaczął gadać. Mówił o tym jak bardzo się nudzi, że oczy mu wypala wszechobecny róż i złoto, a siedzenia są niewygodne. Potem, tak jak my wcześniej, mówił, co by mógł robić zamiast siedzieć tu. I nagle go olśniło i stwierdził, że cofa wszystko, co mówił wcześniej, bo chciałby robić coś ze mną. I to wcale nie takie zwykłe rzeczy. Po trzecim zdaniu wcale nie chciałam tego słuchać i zaczęłam go odpychać, a ten zadowolony z siebie i roześmiany dalej mówił. Na szczęście przerwała to nominacja Avenged Sevenfold, ich nowej płytki, z której trasy promującej właśnie zjeżdżaliśmy. Wyprostowaliśmy się wszyscy i z uwagą wpatrzyliśmy w każdą nominację. Jak na scenę weszła jakaś babka ze złotą kopertą, Rev chwycił moją dłoń i niemal wychylił się z krzesła.
- Z wielką przyjemnością chce ogłosić, że statuetkę za płytę roku dostaje.. - baba diabelnie długo zabierała się do rozpakowania koperty.
- Gadaj, bo pójdę i ci pomogę z tym świstkiem! - warknęła Valary dość głośno, tak, że za sobą usłyszeliśmy śmiechy. Babka na scenie odpieczętowała kopertę.
- Dostaje.. AVENGED SEVENFOLD! Zapraszamy was na scenę! - krzyknęła, a zaraz za nią wydarł się Shadows i Zacky. Johnny odtańczył jakiś dziki taniec zwycięstwa i wyskoczył na schody, by wejść na scenę. Rev złapał moją twarz w dłonie i wpił się w moje usta, a potem zaraz dołączył do Johnnego i chłopaków, którzy już skakali z radości. Wyszczerzyłam się do dziewczyn, które też uśmiechały się szeroko.
- Szykuje się niezła balanga, nie? - Gena nachyliła się do nas z uśmiechem chochlika.
- Skoro ty tak mówisz, to na pewno nie będziemy jej pamiętać. - Val podzielała nasz entuzjazm. - Ale mam pomysł. Namówmy chłopaków by odwalili tylko oficjalną część imprezy i jedźmy do hotelu rozkręcić swoje picie, co?
- Ja się bardzo pod tym podpisuję. Rękoma i nogami! - wykrzyknęłam ze śmiechem, a Missy uniosła dwa kciuki w górę.
- Za to ja wezmę na siebie przekonanie facetów. - powiedziała Avis, a my spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem. - No co? Wystarczy słowo by przekonać Briana, a potem to szybko pójdzie.
- Avis wychodzi ze skorupki! - roześmiałam się i zaczęłam bić brawo, a za mną dziewczyny. A kiedy już pocieszyłyśmy się z naszych genialnych pomysłów, wsłuchałyśmy się w podziękowania chłopaków.