*
- Czy my naprawdę musimy tam iść? - jęknęłam w stronę Shadowsa.
- Tak. - odpowiedział mi krótko.
- Ale my nie jesteśmy przecież w zespole..
- No jak nie!? - oburzył się Syn z fotela obok.
- To przypomnij mi na czym gram. - sarknęłam. - Jason i Matt nie idą! - przypomniałam sobie.
- Bo to lenie patentowane są, a poza tym..
- Gena, Missy i Avis też nie idą! - przerwałam głośno Gatesowi.
- Gena pracuje. - wtrącił Zacky z końca pokoju.
- Missy jest przecież u matki, już od tygodnia. - skrzywił się Johnny.
- A Avis idzie, tylko jeszcze tego nie wie. - oświadczył uradowany Haner.
- Valary Sanders, mogłabyś zrobić inny użytek z języka i mi pomóc? - spojrzałam krzywo na całującą się parę.
- Jutro jest wesołe miasteczko, chcemy iść. - wypaliła po namyśle.
- Żaden problem, pójdziemy wszyscy, po spotkaniu. - uśmiechnął się z rozmarzeniem Rev.
- Ale my nie chcemy nigdzie z wami iść! Jakby to chodziło o Gerarda i ferajnę, to same byśmy się wpychały, ale to jest jakiś zespół po pierwszej płytce, z którym macie zagrać parę koncertów. Poznamy się w trakcie. - Val wyraziła się dosadnie i usiadła z założonymi rękoma. Chłopaki znów zaczęli zasypywać nas argumentami.
Bowiem nasz genialny Larry, dogadał się ze swoim niby kumplem po fachu i chciał, by chłopaki pojechali w trzymiesięczną trasę razem z jakimś nowym zespołem. Zwykle chętny na trasy Syn, zupełnie oszalał i nie zgodził się nigdzie wyjeżdżać. Mówił, że dopiero niedawno zjechali z trasy i że jak na razie, ma wszystkiego dość. Wszyscy wiedzieliśmy, że tak naprawdę chodzi o Avis, ale nikt tego nie powiedział na głos, bo nikt w zasadzie nie był chętny na powtórne wyjazdy i to aż na trzy miesiące. W końcu stanęło na pięciu koncertach w okolicy. Czyli pewnie Long Beach i Saint Louis, może Seattle, albo parę klubów.
Chłopaki starali się nas namówić na pójście na spotkanie z tym zespołem, który nazywa się, o ile mam dobre informacje, Unchain the Reverend. Rev chichrał się z tej nazwy dobre pięć minut, a Shadows rechotał słuchając ich pierwszych demówek. Dopiero, kiedy dostaliśmy ich płytkę mógł pokiwać z uznaniem głową, bo byli całkiem dobrzy i nadawali się na dużą scenę. Jednak to wcale nie sprawiało, że miałyśmy ochotę iść i się z nimi spotykać. Nawet się z dziewczynami pokusiłyśmy o obejrzenie ich sesji zdjęciowej i szczerze mówiąc, nic ciekawego. Co z tego, że znudziło nam się po trzech zdjęciach, po prostu kolejny zespół. I tak nic nie przebije My Chemical Romance. Frank i Mikey i te ich wygłupy.. no i oczywiście Gerard z jego wielką japą. Swoją drogą, to nie mogę się doczekać, kiedy to właśnie z nimi się spotkamy, ale to dopiero za miesiąc, a przynajmniej tak mówił Larry.
- Ja nigdzie nie idę. Za to za miesiąc, kiedy przyjedzie Gerard i Mikey, możecie liczyć na moją całkowitą obecność. - wyszczerzyłam się na myśl wspólnych głupich fotek i zawodów Franka i Johnnego, który jest niższy.
- A zobaczycie, że pójdziecie. - Shadows wzruszył ramionami i skończył dyskusję, wychodząc z pokoju.
- Właśnie. - powiedział po jakimś czasie Gates.
Nie uwierzyłyśmy. Za to zgodnie wstałyśmy z kanapy i ruszyłyśmy do kuchni, zrobić jakieś dobre żarcie. Dziś program 'Gotuj z Valary', więc trzeba będzie się zaopatrzyć w dużo ziemniaków, bo ona kocha frytki. Zresztą, kto ich nie kocha? Gderając pod nosem, usiadłyśmy i zaczęłyśmy obierać ziemniaki. Val, podobnie jak ja nie mogła doczekać się przyjazdu MCR. Ona z kolei uwielbiała męczyć Franka, eksperymentując z jego włosami. Dziwiłam się zawsze, że on sobie na to pozwala. Gdybym była na jego miejscu, w życiu nie dałabym dotknąć Valary moich włosów. Ledwo bym się obejrzała, a zafarbowałaby mi je na blond i ścięła na boba. Nie, dziękuję. W ogóle to nie wiem, co jej się stało z tym platynowym blondem. Jakiś tydzień temu przyszła do mnie świeżo po wizycie u fryzjera i chwaliła się oczojebnym czymś na głowie. Oczywiście Shadows, pantofel, skakał i piskał, że pięknie, ale większość zgodnie twierdzi, że w brązie było jej lepiej.
Do kuchni wparowali Zacky z Johnnym.
- Val, mam cię porwać na poważną rozmowę. - oświadczył Zacky. - Ari, zostawiam ci pomocnika. - z chytrym uśmieszkiem pchnął Johnnego do przodu.
- Ej! Mówiłeś, że potrzebujesz psychicznego wsparcia! - wykrzyknął Christ za szybko uciekającym Zackym. - Serio mam pomagać? - spojrzał na mnie.
- A chcesz jeść? - uniosłam brew i tak jak się spodziewałam, Johnny wziął się do roboty. Zwykle współpracuje się z nim bez zarzutów i tym razem też tak było. Mamusia uczyła gotować chyba, bo Christ smażył steki jak zawodowiec. Gdy tylko zapachy rozeszły się po kuchni, zeszło się towarzystwo, a konkretniej Syn i Rev.
- Ale ładnie pachnie.. - zajęczał Gates.
- Noo, nie mogę się doczekać, żeby to zjeść. - poparł go Rev.
- Kiedy obiad?
- Jak nakryjecie do stołu. - odezwał się Johnny, niemal matczynym głosem.
- Tak jest, mamo! - zasalutowali obydwoje i rzucili się do szuflad i szafek, robiąc taki hałas jak słonie w składzie porcelany. Zwabiony hałasem i zapachami Shads, przyszedł do kuchni i zamiast coś pomóc, zaczął się kręcić, przeszkadzać i mędzić, kiedy to będzie ten obiad.
- O rany, kiedy będziemy jeść? - stęknął po raz setny. Wywróciłam oczami i zignorowałam go, ale Christ chyba nie wytrzymał.
- Sanders, zamknij się! - krzyknał, ciskając w niego cebulką.
- Ale ja już chcę jeść.. - złapał ją i odrzucił, nadal jęcząc.
- Język ci do dupy nie ucieknie! Idź i przydaj się w jadalni. - Johnny złapał się pod boki. Matt zrobił smutną minkę i prawie łkając, powlókł się za drzwi.
- A będzie nasza ulubiona surówka? - pisnął, wystawiając głowę zza futryny.
- Będzie Matt, będzie, ale już idź sobie stąd, bo Johnny zaraz przestanie panować nad sobą. - odpowiedziałam mu, śmiejąc się cicho. Shads krzyknął 'juhuu' cienkim głosikiem i poszedł.
- Johnny, luz! - klepnęłam go w plecy. - Przecież oni tak zawsze.
- Wiem.. - mruknął. - Tylko nie cierpię jak ktoś mi się kręci po garach, jak gotuję! - wybuchnął, a potem, widząc moją minę, parsknął śmiechem. - Zawołam ich już, niech noszą żarcie. - nadal rechotał i ryknął na cały dom, by głodomory ruszyły się pomóc. Kto przyleciał pierwszy? Oczywiście, że Shadows.