- Tatusiu, a czy ja tez mogę mieć taki rysunek? - zapytał mały.
- Teraz nie, ale gdy tylko skończysz 16 lat, tata sam z tobą pójdzie do salonu, zgoda?
- Ja bym chciał taki niebieski jak tutaj masz. - poklepał lewe ramię ojca. - On jest taki super.
- Twojej mamie też się podobał. - mężczyzna uśmiechnął się ciepło na wspomnienie.
- Dlatego zrobiła sobie podobny?
- Właśnie tak. I tatuś sam, własnoręcznie go narysował, więc może i tobie narysuję, co mały?
- Taaak! - dzieciak wykrzyknął wesoło.
W tym czasie do drzwi ich domu ktoś zadzwonił. Z pokoju wyszła kobieta o długich, czarnych włosach prawie do pasa i skierowała się na hol, by otworzyć drzwi.
- Gates! No wreszcie! - zawołała z uśmiechem, widząc przyjaciela. Mężczyzna poderwał się słysząc to i sam podszedł do drzwi.
- Właśnie, no wreszcie. - powiedział oburzonym tonem, ale zaraz uściskał go i uśmiechnął się.
- Sammy! - mała dziewczynka wyrwała się z uścisku ojca i popędziła do chłopca, który został na kanapie.
- Lily! - zauważył ją, zeskoczył z siedzenia przytulił ją. Rodzice patrzyli na to z uśmiechami.
- Jak tam wyjazd? - Ariana wpuściła Briana do domu.
- A super. - wyszczerzył się i walnął Jimmy'ego w ramię. - Avis z małą wysiedziały się u mamusi, a potem na piknikach w lesie i nareszcie jesteśmy w domu. - usiedli przy barku w kuchni. - Dobrze, bo matka już do mnie wydzwaniała, że Papa nerwicy dostaje, ze nie może się z wnuczką bawić. - zaśmiał się i wywrócił oczami.
- Tak, coś o tym wiemy. - zawtórował mu Jimmy. - Porywał wtedy Sammy'ego i usprawiedliwiał się, że musi wydziadkować swoje. A kłócą się o to z moim ojcem jak głupki.
- Na szczęście akurat dzieci to u nas wystarczająco. - powiedziała Ari, stawiając przed nimi kawę.
- Dokładnie. - Brian potwierdził i spojrzał na kubki. - Kobieto, co ty mi tu stawiasz! Dobrze wiesz, czego bym się napił.
- To wieczorem. - uśmiechnęła się. - Val i Michelle robią wam imprezę powitalną. Avis już pewnie wie.
- Ale to z dziećmi.. - jęknął Jimmy, a Brian pokiwał głową.
- Też mam ochotę się złoić. - parsknęła śmiechem Ari.
- Wujku Jimmy, pograsz mi na pianinie? - mała Lily podeszła do Reva i popatrzyła na niego psimi oczkami. W tym samym czasie Sammy pociągnął Briana do małego studia domowego i wskazał gitarę, na której chce grać. Mężczyźni zajęli się dziećmi, a Ariana z lekkim uśmiechem opadła na kanapę i wybrała numer do Michelle, siostry Valary.
Parę lat temu Michelle przeżyła dość poważny wypadek samochodowy. Jej styl życia sprawił, że skłócona prawie z każdym, nie miała na kogo liczyć. Ale Val, tak jak reszta ekipy olała tę sytuację i przyjęła siostrę z otwartymi ramionami, mimo wszystkich wcześniejszych kłótni.
Michelle wyszła za starszego brata Johnny'ego i układało im się świetnie, chociaż nie mogli mieć dzieci. Tę sytuację nadrabiali goszcząc u siebie wszystkie dzieci przyjaciół, a nie było ich mało. Samo zostawienie razem bliźniacze Baker było ryzykowne, a co dopiero zajmowanie się szóstką niesfornych bachorków. Tylko Michelle udawało się zapanować nad nimi wszystkimi na raz, dlatego wszyscy z chęcią zostawiali u niej dzieci, a ona przyjmowała je najlepiej, jak umiała.
- I co, myślisz, że dałabyś radę im załatwić kolonię, czy coś w ten deser, żebyśmy mogli porządnie nie pamiętać tygodnia? - zapytała Ari, rechocząc jak wariatka. Michelle w podobnym humorze odpowiedziała, że zrobi co będzie mogła i jeszcze więcej, bo stęskniła się za imprezami w wykonaniu ekipy a7x. A zwłaszcza teraz, kiedy sama do niej należy i patrzy na to z zupełnie innej strony.
Po chwili Brian, ku niezadowoleniu dzieci oświadczył, że trzeba iść. Lily marudziła chwilę przy pianinie, ale wreszcie podeszła do taty.
- Czy Sammy może iść do nas? - zapytała.
- A może zapytaj cioci, hm? - Brian odpowiedział jej z uśmiechem.
- Ciooociu, czy Sammy może iść? - mała podbiegła do Ari i popatrzyła w jej oczy z błagalną minką, a zaraz potem podszedł jej syn i zrobił to samo.
- Jimmy, jak myślisz? - Ariana spojrzała na męża.
- Proszę bardzo. A ty się zgodzisz?
- Jasne,
Kiedy tylko dzieci usłyszały odpowiedź, rozległ się krzyk wdzięczności i ganiając się oboje wylecieli na dwór.
- Powodzenia z tymi potworami. - zarechotał Jimmy i klepnął nieszczęśliwego Briana w ramię.
- Na pocieszenie powiem, że Michelle załatwi dzieciom jakąś kolonię czy tam wycieczkę. - powiedziała Ari ze śmiechem, patrząc na zbolałą minę Briana, która po usłyszeniu informacji zmieniła się w szeroki uśmiech. Taki sam zagościł na twarzy Reva.
- Kupimy jej za to wódkę! - zaświeciły mu się oczy.
- Tak! - Brian już był ucieszony. - Zajmijcie się sobą. - poruszył brwiami i wyszedł. Zawołał biegające po trawie dzieciaki, chwycił je za ręce i poszli w stronę Hanerowego domu.
Wieczorem, w ciepłym świetle zachodzącego słońca, wszyscy doskonale się bawili, podobnie jak kiedyś w trasie. Podobnie, bo wcześniej nie towarzyszyła im gromadka dzieci, za którymi trzeba było latać i pilnować, by nie jadły trawy i tej podejrzanej 'gliny' z piaskownicy.
Shadows zabawiał całą szóstkę. Na kolanach zmieściły mu się Hannah i Sannie Baker oraz mały Owen, jego własny syn, który wtulał się w ciepły tors ojca. Obok siedzieli Sammy i Lily oraz starsza już Alice, córka Johnny'ego i Missy.
- Michelle, powiedz, że załatwiłaś. - Brian posłał jej błagalne spojrzenie. Przez chwilę nic nie mówiła, ale potem uśmiechnęła się.
- Za tydzień cała szóstka wyjeżdża do Disneylandu. - poruszyła brwiami wymownie, a resztę zatkało. - Oczywiście wiem, że nie puścicie ich samych z jakimś kolesiem, czy coś. - zaśmiała się. - Brian, twój ojciec i nasi rodzice zgodzili się ich tam pilnować. - skończyła, zadowolona z siebie.
- Jesteś genialna! - wybuchła po dłuższej chwili Gena, a Rev jej zawtórował. Kiedy wszyscy przyswoili tę wiadomość, a Michelle obiecano ponad cztery litry wódki, dzieciaki zaczęły przysypiać. Matt uśmiechnął się i zaniósł swojego śpiącego synka do domu. Po chwili Gena i Zacky zgarnęli jeszcze bawiące się bliźniaczki, a Alice poprosiła rodziców, by też wracali. Hanerowie i Sullivanowie po pożegnaniu się ze wszystkimi, ruszyli w jedną stronę.
Sammy i Lily mieli jeszcze energię, więc szli przed rodzicami.
- Niezły widoczek. - skomentował Rev, patrząc z uśmiechem na dzieci.
- Już rośnie w nim opiekun. - Brian pokiwał głową i objął mocniej Avis idącą obok niego.
- A skąd wiesz, że opiekun? Może to już początki miłości? - jego żona parsknęła śmiechem, a Brian zrobił oburzoną minę.
- Chociaż w sumie.. - zastanowił się. - Lepiej wariat Sullivan, niż jakiś pizduś z Huntington. - przyznał.
- Oj, już ty z tymi wariatami nie przesadzaj. - powiedziała Ariana. - Ale będziesz miał ubaw z pilnowaniem córeczki.
- Sammy zrobi to za mnie. - wycwanił się. - Ale oczywiście, będę doglądał! - zawołał po chwili, bo wszyscy na niego spojrzeli. - W ogóle to mam pomysł. Co wy na to, by Sam spał dziś u nas? - chciał się zrehabilitować.
Rev i Ariana spojrzeli na siebie i jednocześnie na ich twarzach zakwitły porozumiewawcze uśmiechy.
- Sam, Lily.. - Ari pochyliła się nad dziećmi, kiedy byli już pod domem Hanerów. - Chcecie dziś nocować razem u cioci Avis i wujka Briana?
- TAAK! - pomimo całego dnia zabawy, dzieci zaczęły skakać ze szczęścia.
- No to miłej nocy Hanerki! - Rev rozrechotał się, pocałował Sama w czoło, poczekał aż Ari się z nim pożegna i zgarnął ją w swoje ramiona. - Na razie, głupki! - pociągnął żonę w stronę domu.
- Miłe z jego strony. - Ari uśmiechnęła się, kiedy wchodzili do domu.
- Po prostu rozumie potrzeby małżeństwa z dzieckiem. - zachichotał i zaczął rozpinać jej bluzę.
- A może najpierw gorąca kąpiel, a nie tak od razu, co?
- Ty to umiesz ostudzić emocje.. - Jimmy powlókł się smętnie za żoną do łazienki, ale kiedy zobaczył ją w samej bieliźnie, pochylającą się nad wanną, zaraz się rozchmurzył. Przesunął dłońmi po jej ciele i przytulił ją do siebie mocno. Ariana uśmiechnęła się i pocałowała go czule. Zapomniała już o wszystkim, co stało się dziewięć lat temu. Nie pamiętała agonii, w jaką wpędził ją Jimmy swoim odejściem. Jednak on pamiętał. Za każdym razem, kiedy ją dotykał i patrzył w jej oczy przeklinał siebie za to, że był w stanie zrobić to jedynej kobiecie, którą kochał. Od dziewięciu lat w najmniejszym nawet geście starał się jej to wynagradzać.
A skoro zgodziła się za niego wyjść, a potem zostać matką jego dziecka, to chyba mu się udało.
THE END