środa, 10 października 2012
33. kiss, while your lips are still red
napisałam, dodaję. ze specjalną dedykacją dla Jólki ;)
piosenki: Pearl Jam - Black i Nightwish - When Your Lips Are Still Red
*
- Nie podobało mi się jak ten Aiden ścinał cię wzrokiem..
- Yhmm..
- Syn też by mógł przestać cię dotykać wszędzie..
- Rev, uspokój się. - mruknęłam do niego.
- Jasne..
- Jesteś zazdrosny? - zarechotałam wrednie.
- Bardzo!
- Przecież dobrze wiesz, że Syn nigdy by nie odbił ci dziewczyny, nie? Zresztą ja wolę ciebie. A innymi się nie przejmuj, bo dla mnie znaczą tyle, co mrówki. Już, dotarło? W ogóle, to jak można być fanem technicznego? - zrobiłam dziwną minę.
- No mówię, że im się podobasz.
- Idiota..
- Nie oddam cię nikomu. - zacisnął swoje ramiona wokół mnie.
- Dusisz mnie. Trupa nie będziesz musiał pilnować. W sumie nawet ekonomicznie.. ale nie rób tak jak w tej waszej piosence, chcę jeszcze pożyć.
- No dobra, jeszcze się powstrzymam. - zarechotał.
- Matko ja oszaleję! Ci się cmokają, ci sobie mruczą! A JA!? Kto się zaopiekuje biednym Synciem!? Kto mnie przytuli i pocałuje? - wydarł się Gates.
- Zacky, twój kochanek w potrzebie! - ryknęłam na cały bus, a Zacky zaraz przybiegł i zaczął przytulać Syna, który odpychał go z językiem na wierzchu.
- Chodziło mi raczej o Reva. Ewentualnie o Ari albo Val.. - wymamrotał ze zniesmaczoną miną. Spojrzałam porozumiewawczo na Val i w jednej chwili wyrwałyśmy się z objęć naszych facetów i podeszłyśmy poprzytulać Syna. Na jego twarzy zagościł rozanielony uśmieszek, a za to na twarzach Reva i Shadsa pojawiły się grymasy.
- A tylko go cmokniesz Val, to się do ciebie nie odezwę! - zastrzegł Shads. Rev tylko coś tam mruknął, więc wykorzystałam sytuację i ucałowałam Syna w policzek. Wyszczerzył się w promiennym uśmiechu.
- Właśnie się obraziłem. - stwierdził Jimmy. Zrobiłam głupią minę i poleciałam do niego, trochę go poprzepraszać. Uległ dopiero wtedy, jak obiecałam mu, że pójdę z nim gdzieś wieczorem i już więcej nie zapytam go, gdzie chce mnie zabrać.
Cały dzień minął mi na kompletnym nudzeniu się razem z wszystkimi. Tylko Jason, Johnny i Zacky gdzieś wyskoczyli, no i oczywiście nasze zacne małżeństwo też się gdzieś ulotniło. Ja siedziałam z Revem w pokoju i graliśmy w inteligencję, kpiąc z siebie nawzajem. Szybko nam się to znudziło i wymyślaliśmy sobie jakieś głupie powiedzonka i zadania, cokolwiek, by się tylko nie nudzić. To dziwne, bo zazwyczaj trasa jest okresem bardzo pracowitym, a teraz coraz częściej zdarzają nam się dni, kiedy się po prostu nudzimy. Dni, bo nie noce. Każda noc jest właściwie zajęta przez jakąś imprezę, której honorowymi gośćmi są chłopaki. My, z Val, Jasonem i Mattem wkręcamy się na krzywy ryj i wszyscy są szczęśliwi. Następnego dnia, do jakiejś jedenastej odsypiamy i potem się nudzimy. Dziś ostatni dzień opierdzielania się, bo jutro wieczorem wyjeżdżamy do Fresna. Nie idziemy na żadne party, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Za to Rev mnie gdzieś chce porwać, a ja nie wiem gdzie. Zanim się zorientowałam, zrobiło się szaro na dworze a wskazówki zegara wskazały ósmą wieczorem.
- Dobra, kochanie moje. Wstawaj i ubieramy się.
- My? - zdziwiłam się.
- Pogrzebię ci w ubraniach, a ty pogrzeb w moich. Tylko się nie zdziw.. albo nie przestrasz. Wychodzimy, nie powiem ci jeszcze gdzie. - zarechotał wrednie Jimmy i rzucił się na moją szafkę z ubraniami. Niechętnie podeszłam do jego torby. Tam mogą się czaić różne rzeczy, których istnienia nawet nie podejrzewałam. Nawet jakiś skorupiak płetwogłowy już w całej okazałości. Połowę rzeczy już na wstępie odrzuciłam, bo po prostu były brudne. W końcu, po długim grzebaniu w torbie i szufladach znalazłam czarne spodnie, które lubię, bo wtedy Jimmy nie wygląda na taką żyrafę. Położyłam je na boku i ponowiłam poszukiwania. Moim oczom pokazał się zajebisty biały pasek z wielką klamrą, od razu wylądował na spodniach. Po chwili znalazłam również czarną koszulę, czarną marynarkę, a na końcu fioletowy krawat. Już sobie wyobrażałam jak Jimmy w tym zajebiście wygląda. A jak jeszcze podwinie rękawy i pokaże tatuaże to normalnie umrę z zachwytu.
- Skończyłeś? - odwróciłam się w jego stronę.
- Tak, a ty?
- Ja też, no to zakładaj. - wskazałam kupkę ubrań leżących na łóżku.
- Ty też zakładaj. - uśmiechnął się jak złośliwy chochlik.
Z niepewną miną podeszłam do ciuchów wybranych przez niego. Była tam moja sukienka, jedyna, jaką wzięłam na trasę, bo Val mi zagroziła nożem wtedy. Sukienka była krótka, do połowy ud, gorset miała w biało czarne, poziome paski, a niżej było pięć czarnych falbanek. Zamrugałam. No dobra, skoro tak bardzo chce, to niech ma. Przebrałam się w sukienkę, założyłam do tego czarne rajstopy i glany. Podkreśliłam oczy czarną kredką i czarnym cieniem i wytuszowałam rzęsy. Nagle zachciało mi się ładnie wyglądać. Wyprostowałam moje i tak proste włosy i spięłam je w jako-taki kok. A właściwie to uwiązałam byle jak, żeby tylko nie były związane w kucyk. Przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam jak Ari. Nie tak, jak zwykle, nie tak jak zawsze lubiłam. Wyglądałam inaczej i szczerze mówiąc spodobało mi się to. Uśmiechnęłam się niepewnie do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. Rev juz siedział na łóżku i czekał.
- No i jak? - zapytałam, patrząc na niego.
Rev skierował swój wzrok na mnie i wytrzeszczył oczy. Wstał, podszedł do walizki, wyciągnął z niej moje platformy i stanął z nimi przede mną. Skrzywiłam się lekko, ale stwierdziłam, że jak juz szaleć, to na całego. Rozsznurowałam glany i włożyłam szpilki. Moje usta były teraz na wysokości brody Jimmiego. On schylił się nieznacznie i pocałował mnie tak, że zakręciło mi się w głowie i musiałam się go przytrzymać.
- Matko, za co? - zapytałam.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. I do tego moją kobietą. Czego chcieć więcej? - wpatrywał się w moje oczy z zachwytem.
- Dzięki.. - zacisnęłam usta, kryjąc uśmiech. - Ty też jesteś diabelnie przystojny i aż się dziwię, że nie zauważyłam tego jak tylko cię poznałam. - powiedziałam i położyłam dłonie na jego torsie. Zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Zapragnęłam już zawsze trwać w tej pozycji. Ja w jego ciepłych ramionach. Poezja. Niestety odsunęliśmy się od siebie.
- Idziemy?
Pokiwałam głową i złapałam go za rękę. Lekcje chodzenia na obcasach, które zaaplikowała mi Val chyba naprawdę podziałały. Udawało mi się iść normalnie, tak, jak się powinno chodzić. A przynajmniej takie miałam wrażenie.
- Rev, to ty? - usłyszałam głos Gatesa, gdy wychodziliśmy z hotelu. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Syna pędzącego w naszą stronę.
- No ja, co chcesz, bo wychodzę.
- Co ty tu robisz w takim stroju i do tego z jakąś obcą laską? Ari ci nie wystarczy? Walnąć cię? - gorączkował się. Jak on się o mnie troszczy, to słodkie.
- Yyy, Haner, to ja jestem. - powiedziałam niezbyt inteligentnie.
- ARIANA? - wytrzeszczył oczy. - Ale jak.. przecież ty piękna jesteś!
- Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- A kiedy nie była? - zaśmiał się Jimmy. - Teraz to po prostu jeszcze bardziej widać.
- Matko boska, ja żyłem obok najładniejszej kobiety na świecie i tego nie zauważyłem! Jimmy, ty lepiej uważaj na to cudo, tak ci radzę. Oczywiście ja nic do was nie mam. - podniósł ręce, bo Rev spojrzał się na niego z rządzą mordu w oczach.
- Wiesz co, Gates? Idź i znajdź sobie własną dziewczynę i jej komplementy takie praw, bo ja zaraz wyjdę z siebie.
- Oj cicho, miły chce być. - szturchnęłam go w bok. - Możemy już iść? Miłej nocy Syn. - pomachałam mu i poszliśmy. Wolnym tempem przeszliśmy obok hotelu, paru klubów i różnych sklepów. Mijający nas ludzie patrzyli się na nas, jakbyśmy byli z innej planety, a przynajmniej ja tak odczuwałam. Wydawało mi się, że każde spojrzenie jest skierowane na nas, każdy przypadkowy śmiech jest z naszego powodu. Ja i moje paranoje, nigdy się ich nie pozbędę. Po dość długim spacerze doszliśmy w ciche, spokojne miejsce. W rogu ulicy dostrzegłam ciepłe światło i tam też się skierowaliśmy. Rev przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do jakiejś ładnej knajpki. Różnica była taka, że każdy, na kogo spojrzałam był w wieczorowym ubraniu, a na środku sali był złoty parkiet, na którym wolno tańczył pojedyncze pary.
- Witam, czy mają państwo rezerwację? - zapytał kelner stojący przy wejściu.
- Tak, na nazwisko Sullivan. - odpowiedział Rev.
- W takim razie proszę za mną.
Poszliśmy za kelnerem. Rezerwacja! To znaczy, że on już wcześniej to zaplanował! O rany, czuję, że to nie będzie zwykły wieczór..
Usiedliśmy przy stoliku, dostaliśmy menu, a kelner od razu nalał nam wina. Czułam się jakoś dziwnie, zupełnie nieswojo i daleko mi było do wyluzowania, mimo tego, że na przeciwko mnie siedział facet, z którym już nie jedno przeżyłam.
- Wiesz, co? Z-zestresowałam się. - wyjąkałam cicho.
- Ari, no co ty, to przecież tylko kolacja. Tylko w trochę innych warunkach. No, wiesz, nie mogę cię przecież do końca życia zabierać do kebabów, nie? - zaśmiał się, ale widząc moją minę, wyciągnął rękę i złapał moją dłoń. - Spokojnie. Udajmy, że jesteśmy tu tylko my, dobrze?
Kiwnęłam głową i spróbowałam sobie wyobrazić nas w pustej sali. Po jakimś czasie udało mi się na tyle, by przestać zwracać uwagę na otoczenie. Nie miałam pojęcia, co wybrać do jedzenia, tak samo jak Jimmy. Po namyśle stwierdziliśmy, że wylosujemy coś na chybił trafił, a kto nie zje wszystkiego śpi na kanapie. Szczerze mówiąc, bardzo mnie to zmotywowało do jedzenia, bo ja nie mogę spać gdzie indziej, jak tylko w cieplutkim, mięciutkim łóżeczku.
Gadaliśmy o rzeczach mniej i bardziej ważnych. Rev emocjonował się Miami, ale mówił też, że tęskni do Huntington i chce wreszcie zobaczyć siostry i rodziców.
- Oj, wybacz.. w sumie nie powinienem mówić o rodzicach..
- Przecież tyle razy wam mówiłam, że to było tak dawno, że o wszystkim już zapomniałam. A twoi rodzice wiedzą, że jesteśmy razem?
- Hm.. w sumie to im nie mówiłem.. ale dobry pomysł, uświadomię ich. - uśmiechnął się. Nagle wyprostował się, a jego uśmiech zmienił się w złośliwy uśmieszek. Kelner przyniósł nam jedzenie. Przede mną wylądował jakiś pasztet z żurawinami, co było całkiem niezłe. Za to przed Revem postawiono coś, co przypominało wiewiórkę. Zarechotałam na widok jego miny.
- Zjesz malutką, niewinną wiewióreczkę? - pisnęłam, powstrzymując ryknięcie śmiechem.
- Ty się lepiej martw o to, co zmielili robiąc twój pasztet. - odparł. - Smacznego.
- Dokładnie, smacznej wiewiórki. Zobacz czy jakichś orzeszków nie ma w środku. - wyszczerzyłam się złośliwie i spróbowałam swojego dania. Było dobre! I to nawet na tyle, że stwierdziłam, że zjem całe bez marudzenia. Rozmawialiśmy w trakcie jedzenia, ale ja cały czas widziałam, że Jimmy jakoś niechętnie sięga widelcem ust. W końcu, kiedy skończyłam jeść, Jimmy też odłożył widelec.
- Hej! Twoja wiewiórka nadal jest niezjedzona! Śpisz na kanapie! - wycelowałam w niego palcem.
- Nie sądziłem, że wybiorę takie.. coś. - skrzywił się. - Chcesz spróbować?
- Nawet nie myśl. - wyszczerzyłam się. - Kto śpi dziś na kanapie? - zapytałam jak dziecko.
- No ja.. - zrobił minę. Po chwili przyszedł kelner, zabrał nam talerze i przyniósł więcej wina. Lubię wino. Rozmawialiśmy jeszcze przez moment, kiedy usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek. Black zaczęło sączyć się cichymi nutami z głośników.
- Słyszysz? - zapytałam Jimmiego. - Genialna, nie?
- Jak wszystko Pearl Jamu. - uśmiechnął się i wstał. - To jak, zatańczysz?
Wytrzeszczyłam oczy i niezdolna odpowiedzieć, wstałam, by nie pomyślał, że odmawiam. Poprowadził mnie na parkiet i obrócił. Wpadłam w jego ramiona. Obracaliśmy się w rytm muzyki, wsłuchując się w głos wokalisty. Po głowie chodziło mi jedno pytanie.
- Czemu tańczymy do tej piosenki? Jest smutna..
- Jest piękna.
- Opowiada o nie spełnionej miłości.. - zwiesiłam głos.
- Tak, ale jednak o pięknym uczuciu, które kiedyś było między tymi ludźmi, a jakie jest teraz między nami. Na pewno słyszysz to w głosie Veddera. Tą miłość, oddanie. - mówił aksamitnym głosem tuż przy moim uchu.
- I mówisz, że podobnie jest między nami?
- Jestem tego pewien. ja ciebie kocham i wierzę, że ty mnie też.
- Nie poznaję cię Jimmy. Zresztą oboje jesteśmy dziś nie do poznania. - uśmiechnęłam się. - A twoja wiara nie jest bezpodstawna. Kocham cię. Nigdy nie miałam kogoś, kogo bym mogła obdarzyć tym uczuciem, aż nagle Valary wskazała mi ciebie. Na początku się broniłam, ale.. tego nie dało się powstrzymać.
- I bardzo się z tego cieszę. - odsunął się trochę i złożył na moich ustach najbardziej czuły pocałunek, jaki kiedykolwiek dostałam.
- Jesteś mój. - objęłam go ciasno w pasie i położyłam głowę na jego ramieniu. On tez mnie przytulił i tak zostaliśmy już do końca piosenki.
Kiedy zabrzmiały ostatnie nuty, oderwałam się od Jimmiego i już miałam kierować się ku stolikowi, jak usłyszałam najpiękniejszą piosenkę o miłości, jaka kiedykolwiek powstała. Marco zaczął hipnotyzować swoim głosem.
- Idziesz? - zapytał Rev.
- Zostaniemy tu jeszcze na tą piosenkę? - zapytałam, wpatrując się niemal błagalnie w jego oczy.
- Jak sobie życzysz.
Wtuliłam się w niego i zatraciłam w pięknej muzyce Nightwisha. Niemal grała w mojej duszy. Dłonie Jimmiego wędrowały po moich plecach, a ja czułam największe dreszcze w życiu. Odwróciłam głowę i pocałowałam Reva w zagłębienie na szyi, a on złapał dłonią mój podbródek i równo z refrenem pocałował mnie w usta. Chciałam się rozpłakać ze szczęścia, ale opanowałam emocje. Kiedy schodziliśmy z parkietu już nie miałam żadnych złudzeń. Większość ludzi w lokalu patrzyło na nas, ale tym razem nie przeszkadzało mi to. Widziałam w ich oczach radość, podziw, wzruszenie, a nawet rozczulenie. Ja sama czułam się jakbym znalazła się w raju, w krainie szczęśliwej.. małym, spokojnym świecie, który należy tylko do mnie i Jimmiego.
Wróciliśmy do stolika, ale tylko na chwilę, by zapłacić. Kiedy szliśmy przez salę, wiele głów obróciło się za nami, ale mieliśmy to gdzieś i wyszliśmy z lokalu. Na zewnątrz było trochę chłodno, a Rev widząc jak się wzdrygnęłam, od razu dał mi marynarkę.
- Przeziębisz się. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Przy tobie, nigdy. Ale wiesz co.. nie bardzo mi się uśmiecha to spanie na kanapie..
- No dobra, zrobię to dla ciebie, możesz spać ze mną. - wywróciłam oczami. - Przynajmniej będzie mi cieplutko.
Rev zaśmiał się i objął mnie, a kiedy wróciliśmy do hotelu, niemal od razu poszliśmy spać. Dzisiejszy dzień był udany. A wieczór najlepszy w całym moim dotychczasowym życiu.
5 komentarzy:
Ale słodko się zrobiło :3 Tak fajnie, romantycznie.. Pomimo tego że zazwyczaj się żulą gdzieś w knajpie albo pod kebabem takie akcje też potrafią zrobić :) No i, taki miałam zaciesz na twarzy jak oni byli w tej restauracji.. Revowa wiewiórka, haha, leżę :D "Black" Pearl Jamu, już wyobrażam sobie histerię Jóleczki jak to przeczyta.. No i tak faaaajno noo, że sobie potańczyli, i ogólnie :3
Czekam na next.
Jedno wielkie awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww przez cały odcinek!!! To było coś cudownego!! Naprawdę! Uwielbiam takie momenty!! Tak wiem, jestem niepoprawną romantyczką :D To jak wybierali dla siebie nawzajem ciuchy było dobre :D I później reakcja Syna, jak ich zobaczył. Jaki ślepy! Ari nie poznał. Ogarnij Gates!! A ta restauracja to już w ogóle cud, mniód i orzeszki :) Tak cudownie, romantycznie i nawet ich poczucie humoru było :) Danie z wiewióra rządzi, a pewno jeszcze zapłacili za nie jak za zborze. "Black" piękna ta piosenka. I ten ich taniec już mnie w ogóle pozamiatał. To musiało być naprawdę takie so romantic i full wypas. Nightwish to już marzenie :) Co ja Ci mogę napisać??? Cudowny i na pewno będę do niego wracać!!
Mogłabyś znaleźć Syniowi jakąś fajną dziewczynę, niech już zejdzie z tego boskiego piedestału noooo!!
Czekam na nexta, cause I'm Your PsychoFan!!
Jak romantycznie..... Syn mnie rozwala swoim zachowaniem, trzeba mu znaleźć jakaś pannę ;)
O matko ! Zacznę od początku : Syn to jest jakiś niewyżyty, biedny i samotny, znajdźmy mu dziewczynę, a co ! Czasem mam wrażenie, że on się napala na naszą Ari, a to już trochę niebezpieczne, więc znajdźmy mu jakąś super babkę i wszyscy będą szczęśliwi :)
A ten wieczór? Normalnie bajka. Kocham takie chwilę i strasznie bym chciała kochać kogoś w taki sposób, w jaki oni siebie kochają. To nie jest nawet troszkę banalne, tylko cholernie wyjątkowe. Te piosenki i jeszcze cudownie opisane te uczucia. Pasują do siebie jak nikt inny, dwa wariaty wyrwane ze swojego świata, a mimo to przenieśli swój a little peace of heaven na parkiet jakiejś restauracji, gdzie ludzie nie mogli wyjść z podziwu ich miłości. Mmmmm, rozmarzyłam się. Cholernie im zazdroszczę tego uczucia.
Czekam na więcej, jestem zakochana w tym, w jaki sposób piszesz i jakie cudne masz pomysły :)
Czytam, czytam i zostawiam komentarz :P
Bloog extra :D
Prześlij komentarz