niedziela, 10 lutego 2013

45. feelings of gates


tym razem nietypowy odcinek, mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

*

Już na korytarzu było słychać, że w którymś z pokojów mieszka jeden z najlepszych gitarzystów świata. Głośna i agresywna muzyka rozbrzmiewała na całym górnym holu i mimo, że było już dość późno, to nikt nie wychodził z pokoju i nie domagał się ciszy. 
Synyster Gates przeżywał właśnie swój jeden z wielu szałów tworzenia, jednak po dłuższej chwili, głośne brzmienia ustały i zastąpiła je spokojna melodia. Brian przymknął oczy, a mimo to, jego palce nadal trafiały w odpowiednie progi. Coraz bardziej zatracał się w muzyce, którą grał, czuł ją całym sobą.  Dokładnie wiedział jaki jest powód tego, że siedzi sam w pokoju i tworzy, zamiast balować z Revem i ekipą gdzieś na mieście. Musiał rozegrać to dobrze, bo inaczej znów, poetycko mówiąc, spierdoli sprawę i będzie tłumaczył to swoją boskością. To tłumaczenie już dawno było głupie, więc jakby teraz zawalił.. 
Po tej gali wszystko się zmieniło, chociaż od początku było lepiej niż poprzednio, po gali było wręcz cudownie. Widział, że ona nie jest obojętna i chciał to dobrze wykorzystać. Nie wiedział jak wcześniej mógł tak stchórzyć, jak mógł zostawić tak piękną kobietę? Długo to sobie wyrzucał, a żeby zapomnieć zatracał się z muzyce albo w jakichś parodniowych znajomościach, które wypaczały mu poczucie godności. Teraz uczucie, które kiedyś kompletnie go zaskoczyło, powróciło z podwójną siłą. Przecież, gdy tylko o niej usłyszał, o mało co nie zwariował. Specjalnie udał, że jej nie pamięta, bo tak naprawdę pamiętał każdy szczegół jej twarzy. Te błękitne oczy przyprawiały go o niekontrolowane przyspieszenie oddechu, a kiedy jeszcze kierowała je ku niemu z uśmiechem albo wdzięcznością, mało nie padał na zawał. Jej blade policzki, które rumieniły się tak słodko.. zawsze wtedy miał ochotę złożyć na nich choć jeden pocałunek, by poczuć na ustach gładkość jej skóry. Albo ten mały, zgrabny nosek, który tak pięknie się marszczył, gdy była zła. O ustach nie można było nie wspomnieć. Pełne i zawsze blado-różowe, bo nie używała szminek. Za to jej włosy.. jak bardzo chciałby zatopić w nich twarz i poczuć ich zapach.. 
Pamiętał, jak kiedyś zobaczył ją wybierającą się na wesele. Nie był by sobą, gdyby nie podszedł i nie zapytał, gdzie, po co, z kim i dlaczego jedzie. Wyglądała olśniewająco, jak zawsze zresztą. Miała na sobie czerwoną sukienkę i czarne, wysokie szpilki, a włosy upięte w fantazyjny kok. Oczywiście, że zapytał się o osobę towarzyszącą, a kiedy zobaczył w samochodzie Dwighta, tego idiotę, miał ochotę oświadczyć, że pojedzie na tą imprezę z nią, zamiast tego kretyna. Mimo tak dalekosiężnych planów, życzył jej miłej zabawy i tylko pomachał na pożegnanie. I to on był tu kretynem.
Raz byli razem na imprezie zorganizowanej przez jego ojca. Po wielu namowach Ariany i Geny, w końcu zaproponował jej, by poszła z nim. Jakże się wtedy ucieszyła! A on ledwo powstrzymał się od wyskoczenia w powietrze i rozbicia łbem sufitu. Cały wieczór trzymali się razem, padały nawet śmiałe pytania od gości, czy przypadkiem nie są parą. Odpowiadał, że nie, chociaż 'tak' samo cisnęło mu się na usta. 
Dwa dni później poznał Lindsay i wszystko się sypnęło. Zamiast iść na spotkanie z Avis, on poleciał do niej, bo przestraszył się, że mógłby być odpowiedzialny za coś jeszcze niż tylko swoją gitarę i solówki. Do tej pory nie mógł zapomnieć tego zbolałego spojrzenia, którym obdarzyła go Avis parę dni później, gdy zobaczyła go z Lindsay. Takiego rozżalenia jeszcze nie widział, żadna nie posłała mu takiego wymownego i pełnego bólu spojrzenia. Jednak Avis nie załamała się i dalej rozmawiała z nim i śmiała się z jego nieudolnych już żartów. Tylko, że nie widział w niej tego samego entuzjazmu, co wcześniej, a kiedy tylko wspominał coś o Lindsay, ona wyłączała się z rozmowy i zaraz potem wymawiała się i wychodziła ze spotkania. Ariana parę razy już go za to chciała zabić. Kiedyś, zaraz po wyjściu Avis, Ari zaciągnęła go do swojej kuchni i nawymyślała jakim to jest zidiociałym kretynem i kompletnie nieodpowiedzialnym dzieciakiem. Mówiła, że Avis była u niej zaraz po tym jak zobaczyła go z Lindsay, że płakała, bo myślała, że oto znalazł się ktoś, kto nada sens jej życiu. Właśnie on, Brian Haner. Ale nie, bo właśnie ten supermęski Brian Haner stchórzył jak tchórzofretka i uciekł do wysokiej na sto metrów, wrednej Lindsay z wielkimi zderzakami, za którymi pewnie chciał się schować. 
Nie próbował tego naprawiać. Wiedział, że jeśli tylko spróbuje, ona da mu drugą szansę, a on znów wszystko epicko spierdoli. Dał sobie spokój i znów znalazł pocieszenie w innych kobiecych ramionach. Tym razem były to ramiona Michelle - siostry bliźniaczki Val. 
Na szczęście teraz wszystko było na dobrej drodze i nie zamierzał już niczego spierdolić.

6 komentarzy:

visenna86 pisze...

Ale dupek z Hanera, ja na miejscu Avis bym go kopnęła w tyłek. Taki z niego tchórz, że wymiękam.

Joanna pisze...

Brian??? Jak mogłeś chłopie??? Tchórzofretka to za mało powiedziane!! Jak mogłeś wtedy tak spieprzyć??? I to w taki sposób!!! Haner wstyd mi za ciebie! Dziewczyna jak marzenie, w dodatku była nim zainteresowana!!! A on stchórzył?? I to jeszcze przy boku jakiegoś plastika!!!Domyślam się jak musiało wyglądać to jej spojrzenie. Może to i lepiej, że od razu nie próbował bo faktycznie znowu by schrzanił??? A teraz wie co stracił i będzie się starał!! Bo widać, że on za nią szaleje! Niech te wspomnienia będą dla niego przestrogą na przyszłość!! I teraz wiemy czemu tak bardzo się stara. Oby tak dalej, a tym razem Avis będzie jego. Na zawsze :)
Pisaj szybko :)
Loveeeeeeeeeee Joan :)

Fallen pisze...

HANER!!!!
dupek, no dupek... Ehh..., ale to tylko wspomnienia;)
Oby coś z nich wywnioskował! ;) Nasz Gates ^^
~Fallen

Anonimowy pisze...

Super odcinek!!! Te przemyślenia, może się Haner ocknie. Kiedy nowy??

Anonimowy pisze...

Ooo, nareszcie wiemy, jak to dokładnie było z Avis i Brianem. Kurczę, z jednej strony namieszał i trochę chamsko zrobił, a z drugiej taki był w tym wszystkim nieogranięty i zagubiony, że go rozumiem.. Dobrze, że już dał sobie kopa na rozpęd i teraz będzie już grzeczny i rozgarnięty ;) Swoją drogą, nieźle go wzięło.. Gratulacje dla Avis, pokonała Hanera. Obezwładniła go kompletnie ;)

Jenny pisze...

Jeju, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś i znów mogę zajrzeć tu do ciebie i przeczytać cudowny odcinek :) Bardzo, bardzo tęskniłam za twoim opowiadaniem i nie musiałam wcale na nowo się do niego przyzwyczajać, bo moja duszyczka i serduszko prawdę mówiąc nigdy się od niego nie odzwyczaiło :) Te uczucia Gatesa są opisane w genialny sposób. Teraz zaczynam rozumieć całą tą sytuację z Avis. Mam nadzieję,że i on zrozumiał samego siebie i od tego momentu wszystko będzie już dobrze :)
z gorącymi pozdrowieniami, zawsze wierna i czekająca na odcinek fanka, jenny :*

Prześlij komentarz