sobota, 24 listopada 2012

42. make up

coś nie mam weny z tą galą, jak słowo daję -,-
ale taki mały odcinek daję, no żeby nie było ;)


*

- No to zaczynamy. - mruknęłam do siebie. W okół była cisza. Spojrzałam w lustro smętnym wzrokiem i pomyślałam, że chyba mnie doszczętnie powaliło, że idę na tę galę i do tego jeszcze mam taką sukienkę, że właściwie więcej jej nie ma, jak jest. 
Skrzywiłam się jeszcze, zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Wraz z wodą spływały ze mnie wszystkie emocje. Złość na Reva i ziarna niepokoju, które on sam zasiał, po prostu zniknęły. Zdenerwowanie i mała trema przed wystrojeniem się wyparowały. Niestety to nie było wszystko, bo wraz z tymi uczuciami odeszło też szczęście i podekscytowanie. To dobrze znane i bardzo przyjemne napięcie przed wyjściem gdzieś zelżało i zastąpiła je kompletna obojętność. Nie wiem czy to dobrze.. zapewne nie. Tylko jakoś dziwnie mnie to nie obchodzi. 
Wyłączyłam natrysk i sięgnęłam po kremowy, puchaty ręcznik. Owinęłam się nim ciasno i wyszłam z łazienki.
- Z rana takie widoki? - od razu zapytał Rev.
- Zaraz się ubiorę.
- Ale nie musisz. - wstał i podszedł do mnie blisko.
- Mimo to i tak się ubiorę. - spojrzałam w bok. 
- Eh, czyli jesteś jeszcze na mnie zła.
- Jakoś mi obojętnie wiesz? A poza tym, to byłam pewna, że to ty jesteś na mnie zły. Zasłużyłam sobie tak kopiąc. - wzruszyłam ramionami i dalej nie chciałam na niego spojrzeć.
- Słuchaj, ja to wszystko wyjaśnię. Ta piosenka... pisałem ją, kiedy miałem chwile zwątpienia. Na pewno też miałaś taki czas i wiesz, że nie jest łatwo utrzymać się na powierzchni. Ja zacząłem się topić, a ten tekst był moja brzytwą, za którą mogłem chwycić.
- Tak, znam to.. ale wiesz czemu mnie to wkurzyło? Bo się o ciebie cholernie martwię. - odpowiedziałam za niego. - Zresztą myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę. 
- Masz rację.. no przepraszam.. ale postaraj się choć trochę to zrozumieć. - spojrzał na mnie niepewnie, niemal z błaganiem w oczach. 
- Postaram się, ale nic nie obiecuję. Wiesz, że to trudne. Powiedz mi dlaczego tak się czułeś i kiedy to było?
- Dawno. A7x się dopiero zaczynało, więc zrobiliśmy sobie z Gatesem Pinkly Smooth, to pewnie wiesz. Wiesz też, że na początku trudno jest coś zrobić, jak się nie ma kasy, ani możliwości. Były takie momenty, gdy po prostu się upijałem w trupa i leżałem gdzieś, całkiem w swoim świecie. Zapewne w jednej z takich chwil miałem ze sobą kartkę i długopis, bo gdy się obudziłem wszystko leżało wokół mnie. Spisałem to na czysto, schowałem i dopiero niedawno to odkopałem. Nie chcę tego wyrzucać.. - zwiesił głos.
- To nie wyrzucaj. To jest dobre, trzeba to tylko dopracować. Jednak wiem, że takich rzeczy nie pisze się bez przyczyny, dlatego się martwiłam.
- To bardzo miłe uczucie, jak ktoś się troszczy. - uśmiechnął się lekko i przyciągnął mnie do siebie.
- Zamoczę ci koszulkę. - zauważyłam.
- A tam koszulka. - zamruczał. - Są ważniejsze sprawy niż koszulka.. i to o wiele. - poruszył brwiami, a jego ręce powędrowały pod ręcznik. - Widzę, że masz taki słaby humor, może by cię tak troszkę rozruszać? - wyszeptał mi do ucha. Od jego oddechu przeszły mnie dreszcze i całe moje ciało przestało słuchać się rozumu. Przylgnęłam do Jimmiego.
- A masz ochotę? - zapytałam, patrząc na niego spod rzęs.
- Zawsze i wszędzie. - powiedział. Poruszył ręcznikiem tak, że opadł na ziemię. - Ups?
- To nie fair. Ja nie mam tak łatwo. - sięgnęłam rękami i ściągnęłam z niego koszulkę, a potem pocałowałam każdą literę w słowie 'fikcja', wytatuowanym na mostku. Rev chwycił moją twarz w obydwie dłonie i pocałował mnie mocno, a po chwili zatopił twarz w moich mokrych włosach.
- Dziś pachniesz wanilią. Znowu mój ulubiony zapach. - podniósł mnie i posadził na oparciu kanapy.
- No co, mam teraz czekać? - oburzyłam się i zeskoczyłam. - Ja to zrobię. - odtrąciłam jego ręce od paska i sama ściągnęłam mu spodnie. - Ładne masz bokserki. Tylko, że bałwanki wyszły już z mody. - zadrwiłam.
- Oh ty! Jak cię złapię.. - warknął i rzucił się na mnie. Wrzasnęłam i zaczęłam uciekać. No tak, nie ma to jak ganianie się po pokoju hotelowym z gołym tyłkiem. W końcu dałam się złapać i wylądowałam na łóżku, pod Jimmym. - No i warto było się nabijać? - zapytał i ugryzł mnie lekko w szyję.
- Z ciebie zawsze. 
- Słyszałaś, że seks z rana jest bardzo, ale to bardzo rozbudzający i daje dobry humor?
- To na co jeszcze czekasz? - uniosłam brew.
- Zaraz dostaniesz klapsa.
- Czekam. - zaczęłam niekontrolowanie rechotać. 

sobota, 17 listopada 2012

41. before the storm

ten miał być inny niż wszystkie, ale zmieniłam zdanie :D 
krótki trochę, ale co tam.. :)

*

- Pobudka.. Ari wstawaj. - usłyszałam jak zza światów. 
- Eższe ffila..
- Mam czekoladę.
- Daj. - otworzyłam oczy i spojrzałam na Reva. - Ile jeszcze zostało? - zapytałam, przecierając oczy.
- Ponad trzy godziny, ale mam dla nas zajęcie. - wyjął kartki. - Mam pomysł na piosenkę, tylko potrzebuję czegoś, co mi go odblokuje, bo po napisaniu tego - wręczył mi kartki - coś mi źródło weny wyschło.
Przejrzałam tekst. Kartki były wygniecione i wyglądały jakby miały po 10 lat. 
- Kiedy ty to pisałeś? - zapytałam.
- Dawno.. nie wiem, miałem wtedy jakieś chwilowe złamanie chyba..
- Właśnie widzę. Człowieku, to wygląda jak pożegnanie samobójcy.
- Może trochę. - wzruszył ramionami.
- Jimmy, coś się dzieje?
- Nie, no okej jest.
- Na pewno?
- Taa..
- Jak coś jest nie tak, to zawsze możesz mi powiedzieć.
- Jest okej! Chciałem tylko, żebyś mi pomogła z piosenką, a ty jakieś idiotyzmy wymyślasz!
- Nic nie wymyślam, a na pewno nie idiotyzmy. - założyłam ręce.
- Nie, jasne.. jakiegoś samobójcę ze mnie robisz, no dzięki. - zrobił minę.
- To po jaką babcię mi to w ogóle pokazywałeś? 
- Teraz to już sam nie wiem. Chyba ostatni raz to zrobiłem.
- Świetnie. Dalej uważaj, że to nic nie znaczyło.
- A ty dalej wymyślaj pierdoły.
Zignorowałam go i odwróciłam się do okna. Kretyn. Daje mi tekst piosenki, który brzmi jak list pożegnalny i mówi, że to nic nie znaczy. Nie rozumiem tego i nawet nie chcę. Długo nie zależało mi na swoim życiu, ale ten czas minął, bo znalazłam ludzi, których kocham i za nic nie chciałabym sprawić im bólu. Tak, wierzę, że choć trochę im na mnie zależy i bolałaby ich moja śmierć. O Jimmym to już nawet nie wspominam, bo to oczywiste jest, że jakby on.. nawet nie chce o tym myśleć. Umarłabym i ja. Nie wiem.. nigdy w życiu się tak nie czułam. Serio, to jest pierwszy raz. Jakbym obudziła się z głębokiego snu egzystencji i przerzuciła na prawdziwe życie. Coś pięknego, naprawdę.
Spojrzałam ukradkiem na Reva. On robił to samo - patrzył na mnie z ukrycia. Odwróciłam szybko głowę, udając, że wcale na niego nie patrzyłam. Tak, wiem, że jak dziecko. 
- Dalej mam czekoladę. - powiedział po chwili.
- To daj. - mruknęłam.
- A pomożesz mi z tym tekstem?
- A powiesz mi, dlaczego to napasałeś?
- W pokoju.
- W pokoju ci pomogę. - kiwnęłam głową. Nie odezwał się już, ani nie wykonał żadnego gestu. Zrobiłam minę i znów spojrzałam w okno. Nie to nie. No wiem, może i się czepiam, ale nie wytrzymam! Bardzo się o niego martwię i jeśli coś się z nim dzieje, chcę to wiedzieć i pomóc mu na tyle, ile będę mogła. Westchnęłam i zerknęłam do tyłu. Wypatrzyłam Johnnego i Missy, rozmawiali cicho, głowa przy głowie. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok i zaczęłam szukać jakiegoś lepszego widoku, a mianowicie Gatesa i Avis. W końcu zauważyłam ich na samym końcu samolotu. Avis z ożywieniem opowiadała coś Hanerowi, a ten z równym entuzjazmem jej przerywał i dodawał swoje trzy grosze. Śmiali się i dogryzali sobie nawzajem  Oj, coś tu się kroi. Wiedziałam, że Avis to dobry pomysł, dajcie mi Nobla! W ogóle Haner teraz jakby świata nie widział poza nią, Te trzy dni spędzone w jednym pokoju podziałały na nich bardzo dobrze. Chociaż parę razy Avis już była bliska załamania, kiedy przychodziła do mnie, trzaskała z rozmachem drzwiami i wykrzykiwała, że dłużej z nim nie wytrzyma. W ciągu tylko trzech dni.. hehe, ciekawe co będzie dalej, bo założę się, że prędzej czy później zostaną parą. Brian gada tylko o niej, a wczoraj wieczorem zaciągnął mnie do jakiegoś kąta i kazał mówić, co Avis lubi, co ją może zaskoczyć, czego nie cierpi itd. Oj Hanerku, boskość poszła się jebać. Bardzo dobrze.
Kiedy wylądowaliśmy wreszcie w Londynie, wszyscy zebraliśmy się w kupę i pojechaliśmy do hotelu. Nawet nie pamiętam jak się nazywał, bo w mojej głowie wciąż szumiał silnik samolotu. Wdarłam się do pokoju, znalazłam jakieś przeciwbólowe i walnęłam się na łóżko.
- Obudź mnie o piątej, chyba ta strefa czasowa źle na mnie działa. - mruknęłam do Reva, który położył się obok mnie. Nie odpowiedział, ale właściwie nie spodziewałam się, że odpowie. Chyba jest na mnie zły. 

poniedziałek, 12 listopada 2012

40. he's out of his mind

mały jubileusz, czterdziesty post :D
się nawet pochwalę, że zdałam prawko i będę straszyć warszawskie drogi :D
odcinek z dedykacją dla Jenny :)

*

- Długo tam posiedziałaś. Zgodziła się przynajmniej? - zagderał Shadows.
- Za trzy godziny mamy po nią podjechać. - wyszczerzyłam się triumfalnie. 
- ILE?
- Jedź do centrum. Może znajdziemy coś ciekawego. - od razu powiedziała Val.
- A ja?
- A ty nigdy nie miałeś problemów z organizowaniem sobie czasu, więc nie marudź. - zgasiła go. 
- Jak zwykle. - Shads przywalił czołem w kierownicę, ale zaraz się podniósł i pojechaliśmy. 
Jak ktoś nigdy nie robił zakupów z Val, Geną i Missy razem, to niech lepiej nie próbuje. Serdecznie odradzam, bo to istne bestie są. Ja wymiękłam po półtorej godziny siedzenia w przymierzalniach i biegania po sklepach. Efektem tej całej mordęgi była zakupiona sukienka, która ledwo zakrywała mi tyłek. Tak naprawdę to była do pół uda, ale dla mnie i tak za krótka. 
- Jeśli Rev będzie się skarżył, to wtedy dopiero możesz nas pozwać za maltretowanie.
Słowa Geny. Ta to mnie wykończy. Się zmówiły razem z Val i robią ze mnie dark princess. Ja pierdolę.. ale no dobra. Jak Revu ma być szczęśliwy z tego powodu, to się przemęczę. Od razu po tym, jak kupiłam kieckę, wyrwałam się spod panowania tych okrutnych bab i uciekłam do BurgerKinga. 
- Wymiękłaś? - usłyszałam za sobą. Przy stoliku siedział Shadows i zajadał się kanapką. 
- To tak sobie zazwyczaj czas organizujesz?
- Zazwyczaj to idę na piwo, jakbyś nie wiedziała.
- No tak.. - kupiłam sobie frytki i przysiadłam się do niego. Gadaliśmy o pierdołach więcej niż godzinę i wtedy postanowiliśmy zadzwonić do dziewczyn, by się zwijały. No bo ile można?
- Idealnie w czas zadzwoniłaś. - uśmiechnęła się Missy, kiedy przyszły. - Zdążyłam kupić sobie te piękne buty.
- Super. A teraz jedźmy po Avis, a potem do hotelu, bo muszę od was odpocząć. - burknęłam i razem z Shadowsem, zgodnie zwlekliśmy się z krzeseł i powlekliśmy się za szczebioczącymi dziewczynami. Dać im centrum handlowe, to się zachowują jak głupie pipy. Ale i tak je lubię.
Pojechaliśmy po Avis. Ja się wycwaniłam i po drodze napisałam wiadomość do Gatesa, że Avis przyjedzie i żeby się umył wreszcie. Dostanę za to, ale warto.
U Avis zeszło się z pół godziny, bo potrzebowała rady, którą sukienkę wziąć. Wysłałam Genę, bo już nie mogłam na to wszystko patrzeć. Mało mi to dało, bo zaraz po mnie przyleciała. Wybrałyśmy ładną, turkusową sukienkę, bo pasowała do jej włosów. Wyglądała w niej jak mały elfik. W ogóle Avis, to taki mały elf jest. Czarne włosy do pasa, duże, jasno-błękitne oczy i pełne usta sprawiały, że wielu facetów oglądało się za nią na ulicy i nie przeszkadzało im, że łaziła w pelerynie, a karnację miała niemal białą. Do tego te jej długie nogi.. których moim zdaniem nie potrafi koordynować z ciałem. Hehe, wredna jestem. No, ale to wszystko sprawia, że facet zapewne chce się zaopiekować taką niezdarą. Dlatego nie będę z nią headbangować, bo jeszcze mi przyłoży z główki i zarobię jakiegoś guza.
W końcu wpakowałyśmy się wszystkie do auta i pojechaliśmy, a kiedy tylko zaparkowaliśmy przed hotelem, krzyknęłam, by poczekali na mnie na dole, a sama porwałam wszystkie moje torby i wystrzeliłam do pokoju. Wpadłam tam i od razu rzuciłam wszystko na podłogę.
- O matko. Wyprzedaż była? - Rev popatrzył na wszystko wielkimi oczami.
- Chyba..połowy rzeczy nie chciałam, ale Val mi kazała. Weź jej cofnij to pozwolenie. A poza tym to czemu właśnie nie pijesz piwa z Gatesem albo nie wydurniasz się z Johnnym, jak to zawsze przed koncertem?
- Czekałem na ciebie.. - wzruszył ramionami. - A poza tym - przedrzeźnił mnie - to Syn świruje i sprząta w swoim pokoju. Siedział tutaj, dostał jakiegoś smsa i pognał do siebie jak głupi. Powiedział tylko, że Avis przyjeżdża..
- Właśnie! Oni tam czekają! - zerwałam się z łóżka. - Zaraz wracam! - wybiegłam. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że Avis gada z Shadowsem przy otwartym bagażniku samochodu. Poleciałam po Syna.
- Co, już są? - zapytał, jak tylko otworzył drzwi. - Dobra, chyba okej. - spojrzał w lustro. - To mogę iść. - powiedział i zamknął drzwi. 
Patrzyłam właśnie na idealnego Gatesa. Takiego.. jakby po retuszu. Broda idealnie ogolona, włosy idealnie postawione, czarna, wyprasowana koszula, rękawy idealnie podwinięte, ciemne, wygniecione dżinsy i czyste(!) buty. Oszalał.
- Gates, wpadłeś do pralki? - zapytałam, patrząc na niego w szoku.
- Ale Syn, ty tak nigdy..
- Nie chcę spierdolić, tak? Ja ją kiedyś lubiłem, ale.. chyba spanikowałem.
- No co ty?! - wytrzeszczyłam oczy, ale zaraz się uśmiechnęłam. - To chodźmy. - poklepałam go po plecach i zeszliśmy na dół, do Avis i Shadowsa. - No Avis, pamiętasz Gatesa, nie?
- Taak.. cześć. - uśmiechnęła się do niego krzywo.
- Cześć Avis. - Syn zarzucił swój uśmiech numer 6, czyli ten 'jestem samotny, pokochaj mnie'. - Pomóc ci z bagażem? - spojrzał na walizkę i torby w bagażniku.
- No możesz.. - powiedziała zaskoczona.
Gates natychmiast zabrał się do roboty. Usłyszałam chrząknięcie i spojrzałam na Shadowsa. Widziałam, że w duchu właśnie umierał ze śmiechu. 
Missy i Gena od razu, gdy przyjechaliśmy rzuciły się do swoich facetów, więc kiedy Gates pracował, oni zeszli do nas, a za nimi Rev. Przywitali się z Avis i zaczęła się gadka-szmatka.
- Haner zgłupiał, nie? - mruknął mi do ucha Jimmy. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się znacząco. Pogadaliśmy jeszcze trochę, a kiedy Gates skończył nosić graty, Avis nagle zapytała.
- Zaraz, a gdzie ty je właściwie zaniosłeś?
- No do siebie..
- Mam u ciebie spać?! 
- Odstąpię ci łóżko. No przecież nie będziesz brać pokoju, nie ma sensu. Przekimasz u mnie. - zachęcał.
Widziałam jej nie przekonaną minę, więc wtrąciłam:
- No do par się będziesz wpierdzielać?
Opadły jej ramiona.
- Okej.. no nie mam wyboru chyba. - uśmiechnęła się lekko, a Gates rozpromienił się cały.
- To ustalone. Zapraszam na zwiedzanie apartamentu. - wyszczerzył się i wskazał rękoma wejście do hotelu. Avis obrzuciła nas spojrzeniem, w którym zaskoczenie mieszało się z epickim skrzywieniem twarzy. Poszła w kierunku drzwi, a za nią w podskokach poleciał Gates. Otworzył jej drzwi, puścił ją przodem, a potem zniknęli nam z pola widzenia.
- Haner zgłupiał. - powtórzył głośno Rev i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 

środa, 7 listopada 2012

39. mission


pisałam szybko, mogą być błędy :)
z dedykacją dla Jólki, Joanny i WASP :) wszystkiego najlepszego, once again :) 


Za cztery dni EMA. Jesteśmy w Los Angeles, blisko domu. Wieczorem koncert, a Valary już świruje, bo dowiedziała się o swataniu Syna. Ta kobieta ma chyba nieograniczone pokłady energii i dobrego humoru. Lata, szuka, ubrania nosi, buty przymierza.. oszalała. Nie obyło się oczywiście bez wycieczki do Huntington, bo to przecież tylko 40 mil. Wzięliśmy jakieś autko i zajechaliśmy po Genę i Missy. Kiedy już chcieliśmy wracać, wpadłam na genialny pomysł. 
- Shadows, stop! - zawołałam.
- Co!? Gdzie!? - krzyknął i zaraz potem zjechał na pobocze.
- Mam przebłysk! - oświadczyłam i podniosłam wskazujący palec do góry. 
- Oho, nasz myśliciel coś wykombinował. Słuchamy. - Gena uśmiechnęła się wrednie. Nosz, chyba jej coś powiem dziś, cały czas jest dla mnie wredna.
- Gena, Missy, wy nie jesteście jeszcze wtajemniczone, to wam powiem pokrótce. Chcemy swatać Syna z Avis Amott, pewnie ją kojarzycie, nie?
- Amott? Ja mogłam na to wpaść.. - Gena pokazała mi język.
- Przecież to genialny pomysł, ona jest wręcz dla niego stworzona! A on dla niej. - Missy zarechotała. 
- Dobrze pomyślane, dziecinko. - Gena poklepała mnie po głowie, jak dzieciaka.
- Dziękuję Genitalio. - odwdzięczyłam jej się, a Shadows, słysząc jak ją nazwałam, ryknął śmiechem.
- Wiesz co? Nie gadam z tobą. - Gena wygięła usta w podkówkę i odwróciła się. 
- Tak, też cię bardzo kocham Gieniu. Ogólnie to wpadłam na to, żeby teraz po nią podjechać. Może ją namówię, by poszła z Gatesem na tą galę.. co myślicie?
- A gdzie ona mieszka? - zapytał Shadows, odwracając się.
- Vanity Street ileśtam. Znajdę.
Dziewczyny też pokiwały głowami w zgodzie i pojechałyśmy. Gena była na mnie zła, a ja na nią. W końcu, w połowie drogi odezwała się do mnie i zaproponowała rozejm. 
- To po co byłaś wredna? Co ja, Zackersa ci podrywałam, czy co?
- Oj, bo dawno cię nie widziałam i się stęskniłam. 
- Ciekawie okazujesz uczucia. Mam nadzieję, że nie pożresz Zackyego, bo się stęskniłaś, co?
- Oj no nie.. ale co ty na to, że zrobię imprezkę? Tak na zgodę? - pokiwała zachęcająco głową.
- Imprezka? Babski wieczór? U ciebie? I znów się schlejemy? Wchodzę w to.
- To super! I zaprosimy Avis też i wszystkie będziemy najlepszymi przyjaciółkami! - cieszyła się jak głupia i już zapomniała o wszystkim. Chyba dziś coś brała, albo to z tęsknoty za Zackym, bo zazwyczaj taka nie jest.
Zajechaliśmy na Vanity, a ja szybko odszukałam dom Avis i jej siostry. 
- Trzymajcie kciuki, może mnie nie zje. - uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu.
Stanęłam przed drzwiami i zawahałam się. A jeśli mnie zwymyśla, albo coś? Eee, co mi tam, zawsze można spróbować. Zadzwoniłam i po chwili za drzwiami rozległ się krzyk i głośny tupot. Wytrzeszczyłam oczy i już miałam się szykować do odwrotu taktycznego, ale kiedy podjęłam tą decyzję, drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich Avis, we własnej osobie. 
- O cześć! Już wróciliście z trasy? Dawno cię nie widziałam! - przytuliła mnie. 
- Jeszcze jeden koncert został. - uśmiechnęłam się. - A co to był za krzyk?
- Rebeca ma jakieś schizy.. zobaczyła pewnie, że jej się lakier zdarł i poleciała malować pazurki. - zrobiła minę. - No, ale nie ważne.. dużo masz czasu? Wchodź! - wpuściła mnie do domu. - Chcesz coś do picia albo coś?
- Nie, dzięki. Właściwie to mam do ciebie sprawę, a raczej propozycję. Taką nie do odrzucenia. - usiadłyśmy na fotelach.
- Chcesz mnie zabrać na koncert?
- Też. - poruszyłam brwiami. - Chodzi właściwie o galę EMA. Chciałabyś się wybrać?
- Na EMA?! Jasne, że bym chciała! Ale jak to możliwe? Zaraz.. chcesz żebym poszła z jednym z chłopaków. - domyśliła się. Pokiwałam tylko głową, bo widziałam, że się rozkręca. - Zacky ma Genę, więc idzie z nią. Shadows z Valary, Johnny z Missy, nie? Rev.. a no tak, bo ty z nim jesteś.. MAM IŚĆ Z GATESEM? - wykrzyknęła.
- Akurat nie ma osoby towarzyszącej, a ty zawsze chciałaś być na takiej gali, więc pomyśleliśmy, że może..
- Ten głupi erotoman chce iść ze mną na EMA? Pogięło go? Przecież ma tyle pustaków wokół siebie, nie może sobie jednego wybrać?
- No właśnie, chyba chce coś zmienić w swoim życiu. - wyszczerzyłam się zachęcająco. - Pójdziesz? No dawaj, co ci szkodzi? Potem idziemy na afterparty.. a potem wracamy do hotelu i tak robimy bibę.. Londyn zobaczysz.
- Londyn.. zawsze chciałam zobaczyć Londyn.. - jęknęła. - Długo będę musiała przebywać z tym głupkiem?
- Szczerze? Cały czas. - dobiłam ją.
- Chyba żartujesz..
- Avis..
- Kiedy to jest?
- W sobotę, o ósmej wieczorem.
- I dopiero teraz mi mówisz? Jak ja mam się naszykować? A bilety na samolot? - zaczęła panikować. 
- Spokojnie, i tak było więcej miejsc, zmieścisz się. To idziesz?
- Jasne, że tak! Już przeżyję Hanera. - skrzywiła się. 
- To super! Ej, ale tak właściwie, to co ty masz do Syna?
- Nadepnął mi na włosy. - naburmuszyła się. 
- Przeprosił przecież.. nawet ładnie jak na niego. - zaśmiałam się. 
To było mnie więcej tak, że ja, Avis i Gena leżałyśmy u mnie na podłodze i umierałyśmy ze śmiechu. Już niedokładnie pamiętam z czego, ale miałyśmy bekę przez dobre parę minut. Wtedy wpadł Syn, by zabrać jakieś rzeczy, co je u mnie zostawił. Oczywiście, kiedy zobaczył piwo, chipsy i słodycze na stole, od razu przyleciał do nas. I wtedy, podchodząc do stolika nadepnął na włosy Avis. Był krzyk, wrzask, Gates się przestraszył, przepraszał i niemal kajał się w popiele, by tylko Avis mu wybaczyła. A my z Geną płakałyśmy ze śmiechu. Już wtedy myślałyśmy, ze coś z nich będzie, ale Syn uciekł.. przynajmniej tak mi się wydaje.
- Właśnie.. błagał o wybaczenie. To było słodkie.
- Pójdziesz z nim, pogadacie, pośmiejecie się i będzie spoko, zobaczysz. 
- Okej, ale siedzisz obok mnie. - wycelowała we mnie palcem.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się. - To zbieraj się.. ile czasu ci to zajmie?
- Jakieś.. dwie, trzy godziny?
- Okej, to ja idę, a ty się szykuj. Podjedziemy po ciebie. - wstałam i skierowałam się ku drzwiom, zostawiając osłupiałą Avis na środku salonu.
- O szatanie.. w co ja się wpakowałam.. - usłyszałam głos Avis, kiedy już otwierałam drzwi. - A on znów spierdoli gdzie pieprz zimuje i tyle będzie kochania..
Zamknęłam cicho drzwi i pognałam do samochodu.

sobota, 3 listopada 2012

38. whatever..

zapożyczę sobie słówko Wasp.. odcinek 'zapchaj-dziura' :D
bez dedykacji, bo za słaby post i jeszcze ktoś się obrazi :P

*

- Ari.. Ari.. Ariiiiii.. - Rev jęczy. Zaraz mu jebnę.
- Czego? - warknęłam, nie odwracając się do niego.
- Przyyyytul mnie.
- Nie i spadaj.
- Prooooszę..
- Nie. 
- Tak łaaadnie?
- Idź do Syna.
- On mnie nie chce, szuja jedna.
- Sam jesteś szuja, ćwoku! - odezwał się Gates z sąsiedniej kanapy i rzucił w nas paczką orzeszków. Dostałam w głowę, więc wyprostowałam się z furią i cisnęłam nią w jego kierunku. Rev wykorzystał moją nieuwagę i przygniótł mnie do kanapy, wtulając twarz w moją szyję.
- Dzięki Gates, a myślałem, że mnie olałeś. - mruknął do Syna.
- Do usług. Jeszcze was kocykiem nakryję. - zarzucił na nas jakąś szmatę. 
- Idź się leczyć. - spojrzałam na niego wilkiem spod ramion Reva. 
- Za późno. 
Wywróciłam oczami. Kiedy już się wyprzytulaliśmy, Jimmy stwierdził nagle, że chce mu się jeść i zaciągnął mnie na miasto. Byliśmy w samym centrum Phoenix, było gorąco jak diabli, a powietrze suche jak wiór. Obeszliśmy z Revem parę ulic, ale każda knajpa jaka rzuciła nam się w oczy była zaraz odrzucana, bo a to niewygodne krzesła, piwo za drogie, kelner brzydki, sztućce wyglądające na stuletnie, parasol nie taki i takie inne. W końcu dostrzegliśmy zwykłą budkę z tacosami. Zaświeciły nam się oczy, popędziliśmy i od razu zamówiliśmy dwa z kurczakiem. Usiedliśmy sobie na ławce, w pobliżu budki i gadaliśmy o trasie. 
- Już więcej niż połowa za nami.. jak to szybko mija. - Jimmy westchnął.
- Nie tęsknisz za spokojnymi wieczorami w studiu albo w domu?
- Czasami..
- Tylko czasami?
- No wiesz przecież, że ja jestem człowiek impreza. - zaśmiał się. - W trasie jest weselej, mała przestrzeń zajmowana przez tylu dziwaków i głupków.. równa się melanż na całego!
- Codziennie. - dodałam z uśmiechem, a Jimmy pokiwał głową. Patrzyliśmy na siebie z lekkim uśmiechem, aż w końcu facet z budki zawołał nas po nasze żarcie. Wzięliśmy je i jedząc, wróciliśmy do tourbusa. Siedział w nim tylko Gates. Rev oznajmił, że po żarciu idzie do naszego pięknego kibelka. Nie chciałam tego wiedzieć..
- Chcesz trochę tacos? - dźgnęłam Syna w bok, siadając obok niego.
- Nie.
- A piwa?
- Nie.
- A wódki?
- Nie.
- A pograć na gitarze?
- Nie.
- A co chcesz? - przerwałam jedzenie i spojrzałam na niego.
- Żeby mnie ktoś przytulił.. 
- To kogo zawołać?
- Chcę kogoś poznać.. wiesz co? Zgłupiałem. Chcę mieć dziewczynę.
- To chyba dobrze. Mało fanek macie? - zapytałam.
- Oj, ale taką prawdziwą, nie jakiegoś plastika z odzysku, tylko taką.. moją. Żeby była piękna, kochała mnie takiego, jaki jestem.. żebym mógł ją przytulić jak mi będzie źle.. jak ty i Rev. Jak Shadows i Valary.. Jak wy wszyscy. W końcu wychodzi na to, że to ja na lodzie zostałem, bo jak wy się zajmiecie sobą, to w busie sam zostaję. Nie mówię, że Johhny, Zacky i Berry są źli.. no, ale.. ich nie pocałuję, nie? Ja, niezależny muzyk, kurwa..
- Słuchaj, pamiętasz tą Rebecę z Huntington? Przezywaliśmy ją Cipcia..
- No pamiętam.. a co? - zapytał bojaźliwym tonem.
- A jej siostrę znasz?
- To ona miała siostrę?
- No tą taką z drugiego małżeństwa jej ojca. 
- Nie zgłębiałem się w jej rodzinę, wierz mi..
- Przecież pół Huntington o niej gadało, że jest z rodziny Adamsów, bo łaziła z pelerynie przez tydzień. Naprawdę tego nie pamiętasz?
- Z kim ty chcesz mnie swatać?! Z wampirem? Nie wiem, która to..
- Czyli nie kojarzysz. Jak wrócimy to cię z nią zapoznam. Będzie zabawa. - uśmiechnęłam się. - A mogę powiedzieć Val?
- Synyster Gates z siostrą Cipci i wampirem do tego.. no nieważne, jak będzie fajna to okej. Nagle ci moja zgoda potrzebna, żeby powiedzieć coś Valary, no ciekawe.. przecież i tak jej powiesz. - wyszczerzył się, najwyraźniej humor mu się polepszył. - W ogóle to dzięki, wiesz, że cię kocham. - potarł głową o moje ramię, zupełnie jak kot. 
- Nie ma za co..
- Mogę tacos? - zabrał mi żarcie. Podobno to kobieta zmienną jest.. A nie mówiłam, że będzie marudził? Od wielkiego podrywu w Salt minął ponad tydzień, dopiero teraz mu się załączyło. Hm, tylko nigdy nie mówił, że chce mieć dziewczynę.. to może być coś naprawdę poważnego! Może mu się ta boskość dezaktywowała! Fajnie by było.. Z drugiej strony jednak nie mogę wyjść ze zdziwienia, że Gates nie pamięta tej Amott.. niezła z niej była intrygantka. Po tym jak odwaliła tą akcję z peleryną, to Valary próbowała się z nią zapoznać, ale tamta nie pałała entuzjazmem. Potem, po wielu błaganiach Val, ja do niej podbiłam. Mnie chyba zaakceptowała, choć szczerze nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że byłam wtedy po imprezie i wyglądałam jak zombie, a może po prostu Val ją onieśmielała swoim trajkotaniem. Nie stałyśmy się nie wiadomo jakimi przyjaciółkami, ale wiedziałam już, że normalna to ona nie jest. Znaczy w sensie takim, jak i my nie jesteśmy normalni. Tylko ciekawe czy ona będzie chciała się zadawać z Gatesem.. skoro on jej nawet nie kojarzy.. 
- Haner, nie wytrzymam. Naprawdę nie pamiętasz Avis Amott?
- No nie! Ale zara.. czy ona nie miała przypadkiem takich czarnych włosów do kolan?
- Może do kolan to niekoniecznie..
- Ale to ona się na mnie wydarła, że jej na włosy nadepnąłem wtedy u ciebie.. - wymamrotał.
- Tak, ona. - zaczęłam się śmiać. - Oj, będzie zabawa.
- To ja już nie chcę.. chociaż przyznam, że mogłaby być fajna.. ale to nadepnięcie na jej włosy nie stwarza mi zbyt wielu możliwości. - zrobił minę.
- Spoko, jest łagodna jak baranek jak już ją poznasz. A poza tym, to nie pozwolimy, by cię zmieniła na jakiegoś pantofla. I ty też się pilnuj. 
- Jasne, pani generał.  

poniedziałek, 29 października 2012

37. for dignity

długo mnie nie było.. a to wszystko przez szkołę, trzeba ją zlikwidować^^ na szczęście rozwiązało się parę moich problemów, więc z okazji dobrego humoru daję post. 


*

Właśnie znoszę bębny. Matko, jak ja kocham to zajęcie. Za mniej więcej godzinę wrócimy do hotelu w Salt Lake City. Więc za mniej więcej godzinę pójdę na siłownię, tylko muszę uważać, żeby mnie nikt nie przyłapał. Jakby Rev się dowiedział.. i tak mi zrobił awanturę za to pobicie. Jakby to była moja wina. Zeszło, nie widać. I znów jestem szczęśliwą dwudziestosześciolatką. Gówno prawda, ale chuj. 
Wtaszczyłam ostatni bęben, położyłam delikatnie Zygmunta - podwójną stopę Reva - i zamknęłam bagażnik. Tak, to normalne, że instrumenty mają imiona. Gitara Zackyego nazywa się Wasp, od jego tajnego skrótu, którego nikt nie zna. Jak dla mnie to to po prostu osa jest, bez żadnych udziwnień. Bas Johnnego to Piggy, dlatego, że on kocha świnkę Piggy. Ciapa. Shads ma swój ulubiony mikrofon, który nazwał Penis. Za każdym razem kiedy, Shads mówi do kogokolwiek, żeby wyjął mikrofon wijemy się ze śmiechu. To brzmi mniej więcej tak: 'Val, przynieś mi Penisa!' A jak jeszcze mówi to do Johnnego to juz w ogóle są pompy. Schecter Gatesa nazywa się Flo. Zastanawiamy się zawsze czy od Floriana, Florence, czy on jest po prostu głupi. Za każdym razem wychodzi nam to ostatnie. 
Po zamknięciu bagażnika, rozejrzałam się i zobaczyłam Jasona, który szedł w moją stronę.
- Już koniec, czy jeszcze coś? - zapytałam.
- My to jeszcze, ale ty jak skończyłaś, to w sumie możesz iść. I tak powypinałaś i pozwijałaś te kable wszystkie, to mniej roboty mamy. - uśmiechnął się.
- No to ja idę. Jakby coś jeszcze pomóc, to dzwoń.
- Spoko, poradzimy sobie. - poklepał mnie po plecach, wziął kluczyki do busa i poszedł. Ja też poszłam. Poszłam do hotelu, wzięłam rzeczy i na paluszkach, bo Rev spał, wymknęłam się na dół, do siłowni hotelowej. Poćwiczyłam na atlasie, pobiegałam i nawet porozciągałam się. Półtorej godzinki mi to wszystko zeszło. To akurat, jakby chłopaki wracali ze sprzętem. Wróciłam do pokoju i od razu poszłam pod prysznic. Czułam się bardzo dobrze. Nic mnie nie bolało, a nawet moje mięśnie rozgrzały się trochę i wszystko przychodziło mi łatwiej. Wyszłam z łazienki i spostrzegłam, że Rev już nie śpi.
- Już wróciliście? - ziewnął. - Mój Zygmunt bezpieczny?
- Tak często jak zawsze i oczywiście, że tak i tak. - uśmiechnęłam się i wrzuciłam rzeczy do torby. Jimmy złapał mnie wpół i przechylił. 
- Ładnie pachniesz, wiesz?
- Wanilią.
- Mój ulubiony zapach. - wyprostował się.
- A przypadkiem ostatnio twoim ulubionym nie był truskawkowy?
- Moim ulubionym zapachem jest każdy ten, którym pachniesz, więc pewnie był. 
- Ale mi słodzisz. 
- Ty też byś mogła mi posłodzić, a nie tylko słuchasz. - zrobił smutną minkę.
- Lubię się do ciebie przytulać. - przytuliłam głowę do jego torsu. 
- Hehe, bo jesteś taka mała, że ledwo sięgasz mi do brody. - zarechotał.
- Małe jest piękne, jakbyś nie wiedział. A w ogóle to masz fajne włosy. Uwielbiam robić to!
- Ale co? - zapytał.
- To! - sięgnęłam rękami do jego włosów i zrobiłam mu na głowie artystyczny nieład, czochrając je. - Jesteś teraz czocherek. - zaśmiałam się z jego oniemiałej miny.
- A ty jesteś tuptuś. 
- Co jestem?! - pisnęłam, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Tuptuś. Bo zawsze jak się obrażasz to tak tupiesz śmiesznie. Jak.. tuptuś!
- Bez komentarza. - walnęłam czołem w jego tors, zaśmiewając się na całego. - No dobra, to co robimy? - zapytałam jak już ochłonęłam.
- Trochę późno jest.. może zgarniemy chłopaków i Val i pójdziemy na jakąś imprezę?
- Okej, tylko się ogarnij czocherku. - wspięłam się na palce i cmoknęłam go w usta.
Poczekałam trochę na Jimmiego, aż zrobi się na chodzące ciacho, a potem poszliśmy, by wyciągnąć towarzystwo na jakieś party. Val i Shadows polecieli od razu na nasz pomysł, chłopaki też i po dłuższej chwili wszyscy szliśmy do jakiegoś klubu, który polecił nam ktoś z hotelu. Nazywał się 'Blood, sugar, magic'. Ciekawa nazwa, nie powiem..
Weszliśmy do środka, znaleźliśmy wystarczająco duży stolik i rozsiedliśmy się wygodnie. Postanowiliśmy nie bawić się w drinki, tylko zamówić litr czystej i kieliszki. Tak było o wiele wygodniej i bardziej ekonomicznie. Siedziałam sobie, gadałam z Gatesem o pierdołach, piłam i słuchałam propozycji tego, co możemy robić w łóżku od coraz bardziej pijanego Reva. A on ma przecież taką mocną głowę.. W pewnej chwili Gates wyparował, a po dłuższym rozglądaniu się i szukaniu go ustaliliśmy, że szaleje na parkiecie z jakąś blond. Razem z Val zgodnie wywróciłyśmy oczami. Ten to zawsze coś.. albo dokładniej, zawsze kogoś. Znajdzie sobie taką pipę na chwilkę, a potem marudzi jaki to on samotny jest. Założę się, że znów tak będzie.. jak nie jutro to za parę dni. 
Po jakichś dziesięciu minutach i dwóch kolejnych kieliszkach również Val i Matt poszli tańczyć. Zacky siedział, patrzył w swoją szklankę i odmawiał każdej, która poprosiła go do tańca. A prosiły różne, czasami nawet ładniejsze od Geny.. ale suka ze mnie. Zaśmiałam się w duchu, słuchając jego co chwila innych wymówek. Johnny pił razem z Revem, który zachowywał się tak, jakby mnie w ogóle nie było. Trochę mi było smutno z tego powodu, ale dobra.. nie to nie, potem będzie coś chciał, to mu powiem, by się wypchał. W końcu stwierdziłam, że mam dość olewania mojej osoby i poszłam na parkiet. Znalazłam tam Syna z jakąś inną dziewczyną niż poprzednio.
- Odbijany! - wrzasnęłam i wepchnęłam się między nią a Gatesa. 
- Ari? - zapytał schlanym głosem.
- Nooo, a ktooo!? - odpowiedziałam i zaczęliśmy tańczyć. Po chwili już tańczyłam z kimś innym, a potem z innym i znów innym. Już sama straciłam rachubę, ale wreszcie zrobiło mi się za gorąco i zlazłam z parkietu. Przy stoliku siedziała tylko Val. Pozdrowiłam ją kiwnięciem ręki i opadłam na kanapę obok niej.
- Umrę. 
- Mówisz tak za każdym razem jak wracasz z parkietu. - zarechotała. 
- Bo mnie zawsze wymęczą tam.. gdzie wszyscy?
- W kiblu.. no wiesz, męskie sikanie.
- Nie chcę wiedzieć.. - parsknęłam śmiechem.
- Moja mała, piękna truskaweeeczkaaa - Rev nachylił się nade mną i pocałował mnie prosto w usta. 
- Teraz to truskaweczka, a przez ostatnie parę godzin mnie olewałeś!
- Ciebie? Nigdy! Przecież ja cię tak kocham.. - wskoczył na kanapę obok mnie i przytulił głowę do moich piersi. No i jak ja mam mu nie wybaczyć?
- Ej, jak już tu wszyscy jesteśmy.. CHODŹCIE DO DOMU!! - zawyła Valary. Zacky od razu wstał i ogarnął jakoś Johnnego. Shads trochę pomarudził, ale ostatecznie wszyscy zgodzili się na ten pomysł i powoli zaczęliśmy się zbierać. 
Wyszliśmy i od razu owiało nas świeże powietrze. Niektórych to nawet otrzeźwiło, innych nie(patrz: Johnny). Śmiejąc się i drąc w niebogłosy wracaliśmy do hotelu.
- Moglibyście zamknąć te ryje?! - wydarł się ktoś. 
- NIEEEE! I SPIERDALAJ! - odpowiedział Rev i zgodnie ruszyliśmy dalej. Byliśmy już niedaleko hotelu jak poczułam, że ktoś łapie mnie za szyję i odciąga od ekipy.
- JIMMY! - zdążyłam krzyknąć, jak ten ktoś zasłonił mi usta. Na szczęście Rev odwrócił się, a w jego oczach zobaczyłam prawdziwą furię. Syn i Shads zerwali się, złapali faceta, który mnie trzymał i skutecznie oderwali ode mnie. Wpadłam w ramiona Reva i dopiero wtedy zobaczyłam, kto mnie trzymał. Connor. Ten jebany kutas..
Nim zdążyliśmy się obejrzeć na Shadowsa skoczył Mines, a za nim jeden z młodszych technicznych pewnie, bo nie znałam go z twarzy. Zacky podbiegł do chłopaków, a Rev popchnął mnie na Valary i sam też dołączył do bójki.
- Kuurwa, co tu się dzieje! - Johnny ocknął się i też wyrwał do przodu. Złapałam go za koszulę i zatrzymałam.
- Siedź tu. Skąd mamy wiedzieć, że jak ty pójdziesz tam, to ktoś nas tutaj nie jebnie!
- Masz rację. - za mną, jak cień wyrósł Johnatan, a za nim Munky i Fieldy.
- Nie róbcie im nic. Weźcie mnie, ale zostawcie ich. - zasłoniłam sobą Valary, która przepychała się do przodu. 
- Spokojnie. To ich walka. Dobrze wiesz, że my nic do ciebie nie mamy. - Munky wzruszył ramionami. - Nic wam nie zrobimy. Ale ty Ari, lepiej idź i oddaj za wszystko Connorowi. Ta szmata nie jest nic warta.
- Dzięki chłopaki. Jesteście spoko, tylko słabo dobieracie sobie technicznych. - uśmiechnęłam się słabo do nich i zanim ktokolwiek zdołał mnie zatrzymać podbiegłam do nawalających się chłopaków. Connor nadrabiał na trzech. Syn miał rozkrwawiony nos, a Shads otarty policzek. Jednak nie to przyprawiło mnie o szewską pasję. Zobaczyłam jak Connor zamachnął się i walnął Reva prosto w twarz. Trysnęła krew i łuk brwiowy Jimmiego po prostu pękł. Ten widok zerwał wszystkie moje ograniczenia. Miałam w dupie, że jestem dziewczyną i, że Connor może mnie nawet zabić. 
- Connor dziwko! - wrzasnęłam, ogarnięta furią. On odwrócił się gwałtownie, a ja bez żadnego ostrzeżenia przysunęłam mu pięścią w nos. Poczułam chrzęst i w mgnieniu oka Connor zamachnął się po raz kolejny, tym razem na mnie. Byłam szybsza. Wyprowadziłam pięknego kopa prosto w jaja. Dostał, ale zdążył mnie jeszcze uderzyć w twarz. Wtedy odepchnął mnie Rev.
- Oduczysz się bić kobiety, szmato! Jeszcze raz tkniesz Arianę, to cię kurwa zabiję! - ryknął i zaczął go napieprzać na ślepo, wszędzie gdzie się dało. Rozejrzałam się. Gates z Zackym ciągnęli gdzieś młodszego, a Shadows turlał przed sobą Minesa. Po chwili wrócili i odciągnęli Jimmiego od Connora, którego twarz przypominała wielkiego buraka. Nie po raz pierwszy zresztą. 
- Sullivan zostaw go, bo zabijesz! Chcesz kłopotów!? Uspokój się! - Shadows złapał go za fraki i odciągnął. Kiwnęłam tylko Johnatanowi i chłopakom i poszliśmy. Słyszałam jak Rev klnie pod nosem przez całą drogę. Szybko rozeszliśmy się po pokojach. Zdążyłam tylko podziękować chłopakom, ale machnęli na to ręką. 
- Nie masz za co dziękować, mała. - powiedział Shads, a Syn pokiwał głową i zaraz złapał się za nos. Szybko zniknęli w pokojach, a ja poszłam do siebie.
Rev siedział na łóżku z zakrwawioną twarzą i zaciskał pięści. 
- Jimmy? - odezwałam się cicho. Nie wiedziałam jak zareaguje.
- Pomożesz mi z tym? - wskazał na swoją ranę. 
- Jasne. Dziękuję za wszystko. - pocałowałam go leciutko w usta. Uśmiechnął się lekko.
- Nie ma za co, kochanie. Każdy facet zrobiłby to samo. 

poniedziałek, 22 października 2012

36. the truth

uginam się pod groźbą terroru i wysłania Ahmeda Dead Terrorista :P po wielu emotikonach, wstawiam post :D enjoy :)

*

Siniaki już mi zeszły. Zostały tylko krwiaki na nogach, ale to można zwalić na noszenie perkusji. Tak więc.. mogę się napić! I właśnie to robię i to w dużych ilościach. Niestety sama, ale trudno. Chłopaki są gdzieś tam. Val z nimi, a ja nie chciałam jechać. Druga butelka wódki była już na wykończeniu, a ja byłam kompletnie pijana. Nawet mówiłam do siebie o pierdołach. Chciałabym żeby Jimmy tu był. Żeby do mnie przyszedł i żeby mnie przytulił. A on przyjdzie nie wiem kiedy! 
Po jakiejś godzinie usłyszałam jak ktoś wchodzi. Nie odwróciłam się, bo nie miałam siły. Dalej leżałam na kanapie twarzą do poduszki. Po chodzie rozpoznałam Jimmiego. Poszedł do łazienki chyba po piętnastu minutach wyszedł.
- Jezu, co za pijak. - mruknął do siebie i podszedł. Słyszałam, że bierze butelki i odstawia je na stolik, a potem wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. 
- Cześć kochanie.. - mruknęłam.
- Mogłaś na mnie poczekać, a nie tak sama..
- Kocham cię wiesz? - przyciągnęłam jego ramiona do mnie.
- Szkoda, że nie mówisz mi tego na trzeźwo..
- Ej, ostatnio mówiłam.. zresztą jak chcesz to tylko mi przypomnij jutro i na pewno ci powiem. - wtuliłam się w niego jak dziecko. 
- Mój mały pijak.. - westchnął. - Też cię kocham.. bardzo. 
Usnęłam z uśmiechem na ustach, a następnego dnia nawet mnie głowa nie bolała. 

Z samego rana wsiedliśmy do busa i odjechaliśmy do następnego miasta, na kolejny koncert. Fresno zostawało za nami, a ja miałam nadzieję więcej go nie zobaczyć, bo nie kojarzyło mi się zbyt przyjemnie. Pół dnia przesiedzieliśmy w busie, jadąc. Chłopaki planowali kolejny show i wspominali te najlepsze koncerty, a ja z Val siedziałyśmy w jej kojcu i gadałyśmy. Przed nami leżały cztery puste opakowania po czekoladzie, a obok były jeszcze trzy nie otworzone. Nie ma to jak nabijanie sobie kalorii. 
- Wiesz co? - Val przełknęła kostkę czekolady i wyprostowała się.
- No co..
- Za dwa tygodnie będzie EMA. - poruszyła brwiami i uśmiechnęła się wrednie.
- Taak, będę musiała się wystroić w suknię, wiem. 
- Ale mogę ci jakąś wybrać? - zrobiła błagalną minę.
- Nigdy w życiu. Wybierzesz mi jakieś kopciuszkowate satyny, tak, że nie będę wiedziała które to góra, a które dół. Pójdziesz ze mną na zakupy i tyle starczy.
- Ale ty jesteś.. 
- To też wiem. - pokazałam jej język.
- Doobra, przeżyję. Ale daję sobie prawo do poprawek! I makijaż ci zrobię. 
- Jeśli to ma cię tak strasznie uszczęśliwić, to mogę się zgodzić. Tylko Reva mi nie strój, bo go nie poznam.
- Jesteś niewdzięczna. - wydęła dolną wargę.
- Też cię kocham.
Po tym jakże wzruszającym wyznaniu, poczułyśmy, że autobus zwalnia. Zerwałyśmy się z miejsc i jak głupie wyprułyśmy do wyjścia. Gdy tylko kierowca otworzył drzwi, wyleciałyśmy na świeże powietrze. Zatrzymaliśmy się na jakimś zajeździe, nie wiem co to było. Wiem, że był las i ptaszki śpiewały. Nie oglądając się na chłopaków poszłyśmy z Valary na spacer, ale nie zaszłyśmy daleko. Od razu gdy weszłyśmy w las, zewsząd zaczęły rozlegać się dziwne odgłosy. To olałyśmy i szłyśmy dalej, ale jak coś podobnego do komara dziabnęło mnie w rękę, to stwierdziłyśmy zgodnie, że spierdalamy. Odechciało nam się świeżego powietrza i weszłyśmy z powrotem do busa. Ja zajęłam się jakimiś dokumentami, które już od dawna wołały o pomstę, a Val położyła się na kanapie ze słuchawkami w uszach. 
Bardzo się wczułam w segregowanie tych papierów. Było tam tyle pierdół, że połowę od razu bym wyrzuciła, ale nie mogę, bo Shads je może przejrzeć i dostać natchnienia na nową piosenkę. Tak jest od dobrych paru lat, odkąd Johnny wyrzucił jakieś nowe teksty. Shadows się wtedy wydarł i obraził i od tamtej pory każdy papier jest segregowany w odpowiednie miejsce.   
- Ariana? Musimy porozmawiać. - Rev wszedł do busa i oznajmił poważnym tonem.
- Nie mogę teraz. Muszę zrobić..
- Teraz. - powiedział z naciskiem. Oderwałam się od papierów i spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Okej.. - wyszłam za nim i usiedliśmy przy małym stoliku. - O czym?
- Wiesz, co mi Syn powiedział?
- Nie?
- Otóż dowiedziałem się.. i to od niego.., że ktoś cię pobił. - spojrzał na mnie wymownie.
- Yyy..
- Możesz mi to wyjaśnić? Czemu nic nie wiedziałem?
- Bo byś krzyczał.. i się denerwował.. i szukał, kto to był..
- Ale ja wiem, kto to był! To zapewne Mines! Ja go zabiję! - krzyknął. - I dlaczego mi nie powiedziałaś?!
- Bo bałam się, że będziesz chciał coś im za to zrobić. A oni tego by nie zostawili. Znaleźliby cię i zakopali na śmierć, albo jeszcze gorzej. Nie chciałam żebyś się denerwował i żeby ci się coś stało..
- Chyba o mnie nic nie wiesz! Już nie takie rzeczy robiłem..
- Jimmy ja wiem, że nie takie.. ale nie chcę by ci się coś stało.. jeszcze przeze mnie. To by się położyło cieniem na waszej karierze. Wszyscy byście mieli przesrane.. przeze mnie. Nie chcę tak.  
- Ari, bardziej mi zależy na tobie niż na karierze. Ona się kiedyś skończy. 
- Ja też się kiedyś skończę. 
- Nawet tak nie mów!
- Jimmy, ale to prawda. I proszę cię, nie rób nic. Niech Korn będzie tylko moją sprawą, w końcu to ja tam siedziałam. 
- Nie ma mowy. Chcę żebyś mi o tym wszystkim mówiła. Powstrzymam się przed zabijaniem, ale chcę wszystko wiedzieć. Nie zostawię cię z tym. 

sobota, 20 października 2012

35. you should..

po ciężkiej sobocie, siadam sobie do komputera z soczkiem dyniowym. wchodzę na bloggera, patrzę 20 komentarzy. aż oplułam ekran :D
dzięki, dzięki. cieszę się, że czytacie:)
dziś krótko.

*

Zacky właśnie udaje pawiana.
- Jeszcze dupę sobie natrzyj jakąś czerwoną farbą i czysta małpa z ciebie będzie. - wykrzyknął rozrechotany Rev. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszeptałam mu na ucho, że idę do łazienki, wstałam i wyszłam na korytarz. 
- Dzie mie lecisz?! Chodź się napić! - Syn pobiegł za mną, złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Syknęłam i wyrwałam rękę. - Co?
- Nie dotykaj mnie. - warknęłam.
- Czemu? - zainteresował się i zanim zdążyłam zareagować podwinął mi rękaw i wytrzeszczył oczy. 
- Co ci.. - po chwili spojrzał na mnie i podwinął mi bluzkę. Kiedy zobaczył mój brzuch, zaklął. - Kto ci to zrobił?
- Spadłam ze schodów. - powiedziałam obojętnie. 
- Bo uwierzę. Na brzuch spadłaś.. - pokręcił głową. - Ari, gadaj.
- No, na brzuch spadłam.. tak też się da. - próbowałam zgrywać głupią, ale już wiedziałam, że się nie nabierze. 
- Nie jestem głupi, widzę, że ktoś cię pobił.. - spojrzał na mnie poważnie. - Trzeba powiedzieć Jimmiemu..
- Nie! - prawie krzyknęłam.
- A jednak.. Ariana, proszę cię powiedz, co się stało.
- Nie tu, chodźmy gdzie indziej. - powiedziałam. - Ale błagam cię, nie mów nic Jimmiemu, proszę.
- No dobra.. ale powinien wiedzieć..
- Nie powinien.
- W sumie.. zaraz by poszedł tego kogoś zamordować. Żebyś słyszała, co chciał zrobić temu Aidenowi z Miami za to, że cię pocałował w policzek. - zarechotał. - Ale jednak powiedz mu, bo jak się sam dowie, to będzie jeszcze bardziej zły. 
- Zły? Kto będzie zły? Syn, podrywasz mi dziewczynę! - napatoczył się Rev.
- Nikt nie będzie zły i wcale mnie nie podrywa. - uwiesiłam się na jego szyi i posłałam znaczące spojrzenie Gatesowi. - Przewrażliwiony jesteś.
- No żartuję przecież. 
- Idziesz z nami na dół? - wypalił Synyster.
- A po co?
- Chciałem coś sprawdzić w barze.
- Idźcie sami, za leniwy jestem.. - jęknął, pomacał mnie po tyłku i poszedł. Debil. Zeszliśmy na dół i po krótkich oględzinach, co mają w menu, usiedliśmy przy stoliku. Syn zerknął na mnie wyczekująco, więc zaczęłam mówić.
- No świetnie! Zabiję ich jak ich znajdę! - ryknął, gdy skończyłam.
- Gates zamknij ryj. Mówiłam, że tak będzie? Mogłam ci nic nie mówić, zeszłoby i nawet byście nie zauważyli.
- Pogięło cię?! To jest pobicie, możesz to nawet zgłosić!
- Przestań. Nic nie będę zgłaszać, a za tydzień nic nie będzie widać. 
- Weź się ogarnij trochę! Idę powiedzieć Jimmy'emu, to nie może tak wyglądać. - wstał.
- Syn błagam cię, nie rób tego! - też wstałam i złapałam go za koszulę. - Nie rób tego, bo on na pewno nie będzie siedział na tyłku. Znajdzie ich sam, coś im zrobi, a potem oni znajdą jego. Błagam cię nie rób tego.. - zaszkliły mi się oczy.
- Ari, oni cię pobili. Nie mogą czuć się bezkarni.
- Ale jak cokolwiek powiem, to będą mieli pretekst żeby zrobić to jeszcze raz. 
Zabrakło mu słów. Patrzył tylko na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. 
- Okej. Na razie nic nie powiem, ale mam nadzieję, że sama to zrobisz. 
- Dziękuję. 

wtorek, 16 października 2012

34. tension

dzięki za wszystkie wasze dedykacje :)

'the more you hurt, the stronger I get'


*

Łażę bez celu po Freśnie. Jest jakoś po dwudziestej, chłopaki są na jakimś wywiadzie, Val pewnie opierdala się jak może w pokoju hotelowym, a Matt z Jasonem grają na PlayStation albo piją. Zaglądam, co chwila w jakieś zakątki, wchodzę do różnych sklepów, oglądam wszystko, co się da. Szczerze znudziło mi się siedzenie w pokoju i oglądanie telewizji, a Valary nie chciało się ze mną nigdzie wyjść. Tak to jest jak się przyjaźni z kompletnym leniem, ale ja też aktywnością nie grzeszę. Weszłam w jakąś ciemniejszą uliczkę i idąc, rozglądałam się. Znam te klimaty, w takich najczęściej wystawają dilerzy. Po paru minutach dostrzegłam jakiegoś wysokiego chłopaka z kapturem na głowie. Odwrócił się za mną.
- Wstęp tylko dla wybranych. - warknął, podchodząc bliżej, by w razie co mnie wywalić.
- Jestem wybrana. - powiedziałam. Tak powinno się odpowiedzieć, by nie dostać w mordę. 
- Co chcesz?
- Nic. Tylko przechodziłam, nie jestem stąd. 
- To spadaj.
- Jasne.. - wzruszyłam ramionami i odeszłam. Dzięki, ale te klimaty już mnie nie jarają. 
Powoli robiło się ciemno i chłodno. Ponownie skręciłam w boczną uliczkę, tym razem kierując się w stronę hotelu. W połowie drogi zrobiła się konkretna szarówka, a do tego, wszystkie światła na ulicy przygasły. Wywróciłam oczami, myśląc, że wszystkie takie dziwne rzeczy zawsze przytrafiają się mnie. No cudnie.. 
- No, no.. kogo my tu mamy? - usłyszałam znajomy głos za mną i odwróciłam się raptownie.
- Mines, co ty tu robisz? - rozpoznałam go. Obok niego stał Connor. O kurwa.. mam przejebane.
- A co ty tu robisz, co? Włóczysz się po nieznanym mieście, bez wsparcia? Bez twoich kochanych przyjaciół? - Connor uśmiechnął się obrzydliwie.
- Nie twoja sprawa. - warknęłam, odwróciłam się i zaczęłam iść w swoją stronę. 
- A gdzie ty myślisz, że idziesz, co? - obydwoje złapali mnie za ramiona i ściągnęli do siebie.
- Puszczajcie! Co wy ode mnie chcecie!? - zaczęłam się szarpać.
- Co chcemy? Już ci mówię. - Connor puścił mnie, kazał Minesowi zablokować moje ręce z tyłu, a sam zaczął przechadzać się naprzeciwko. - Co zrobiłaś wtedy, kiedy od nas odeszłaś? Ach, wybacz.. ty nie odeszłaś. Oni nam ciebie zabrali.. ale kij z tym, co zrobiłaś? Poszłaś na odwyk, a potem wszystkim im opowiedziałaś, jacy to my źli jesteśmy. Ochrzciłaś nas zachlanymi ćpunami i przez ciebie Korn schodzi coraz niżej. 
- Przeze mnie? Chyba śnisz! Bierzecie wszystko i ile wlezie! Nie dziw się, że czego się nie dotkniecie to się sypie. 
- Rujnujesz nam karierę!
- Jaką karierę, jesteś tylko roadie!
- Ty mała dziwko, jak w ogóle śmiałaś, co?! Daliśmy ci wszystko! Dzięki nam tu jesteś! My cię przyjęliśmy, my cię wyciągnęliśmy od tej starej, a ty jak nam się odwdzięczasz? Rozpowiadasz wszystkim nasze prywatne sprawy.. - niemal dyszał mi w twarz, biła od niego czysta agresja i lekka woń koki. 
- Zjebanie kolejnej płyty nie jest waszą prywatną sprawą. - wycedziłam przez zęby.
- Ty suko.. - zamachnął się i strzelił mnie w twarz. Poczułam piekący ból na ustach.
- Jesteś zwykłą szmatą Connor, nawet honoru nie masz. - splunęłam pod jego nogi. Nie musiałam długo czekać. Dostałam jeszcze raz, tym razem chyba z pięści, bo zabolało bardziej. Ręce Minesa zacisnęły się na moich ramionach, kiedy raz po raz dostawałam w brzuch. W końcu Connor chyba się zmęczył, albo usatysfakcjonował się widząc, jak pluję krwią. 
- I żeby ci więcej do głowy nie przyszło o nas mówić kurwo. - złapał mnie za włosy i popchnął. Wylądowałam na kolanach.
- Egoistyczne skurwysyny. - mruknęłam pod nosem i za to dostałam jeszcze kopa. Leżąc na ziemi widziałam jak odchodzą. Odpoczęłam trochę i dźwignęłam się na nogi. Jęknęłam i trzymając się za brzuch dowlekłam się do hotelu. Jutro koncert, a ja nie mam siły małym palcem ruszyć. Zrobiłam minę i szybko przemknęłam do pokoju, mając nadzieję, że Reva tam nie będzie. Otworzyłam drzwi i zajrzałam. Pusto. Uff. Poleciałam szybko do łazienki i wzięłam prysznic. Wielki sinior na policzku był po prostu tak malowniczy, że aż się skrzywiłam. Brzuch mnie bolał, nogi też, a każdy oddech okraszony był ostrymi szpilkami wbijającymi się w twarz. Auć. Ubrałam się w jakieś ciemne rzeczy, dbając by nic nie było widać. Potem wyciągnęłam cały arsenał kosmetyków i starałam się zakryć siniaka na twarzy. Kiedy stwierdziłam, że jest w miarę dobrze, schowałam wszystko, wyszłam z łazienki i poszłam do Jasona.
- Jason? - zaczęłam, gdy otworzył drzwi.
- Hm?
- Mam do ciebie wielką prośbę. 
- Jaką?
- Mógłbyś jutro za mnie rozłożyć perkusję? Okropnie się czuję.
- Właśnie widzę.. ale mejkapu to żeś sobie nie szczędziła.. - przyjrzał mi się. - Nie ma sprawy. Wisisz mi piwo. - uśmiechnął się.
- Dzięki. - poklepałam go po ramieniu. - Nie przyjdę w ogóle na ten koncert chyba. 
- Okej, przekazać chłopakom?
- Nie, dzięki, sama im powiem.
Poszłam do Shadsa i Val, żeby wyjaśnić sprawę. Matt pytał, co się stało, ale oczywiście nie powiedziałam mu prawdy. Naściemniałam coś tam, że mam okres i nie mogę się ruszyć. Uwierzył na szczęście, chociaż Val przyglądała mi się podejrzliwie. Zwiałam stamtąd jak najszybciej i zabarykadowałam się w naszym pokoju, mówiąc wcześniej wszystkim, że źle się czuje i idę spać.
Obudziłam się jakoś w nocy, czując się troszkę lepiej. Poszłam pod prysznic, żeby poczuć się jeszcze lepiej. Pomogło trochę, ale gdy stanęłam naga przed wielkim lustrem to aż się skrzywiłam. Wyglądałam pięknie. Na twarzy wielki siniak, ramiona cale fioletowe, brzuch żółty od ciosów, a na nogach parę krwiaków. No wzór piękna renesansu. Kurwa, gorzej to wyglądałam tylko po zjeździe. Rozległo się pukanie do drzwi łazienki.
- Kąpię się! - powiedziałam głośno.
- Mogę wejść? - spytał Jimmy zza drzwi.
- Nie. - odpowiedziałam i ubrałam się szybko w długie legginsy i bluzkę z długim rękawem. Sprawdziłam czy nic nie widać i wyszłam z łazienki. - Teraz możesz. - powiedziałam do niego.
- Kobiety.. - westchnął i podszedł do mnie. Przez chwilę przyglądał się mi. O fuck, zapomniałam o twarzy.. - Co ci się stało w policzek!? - prawie krzyknął i delikatnie dotknął mojej skóry.
- No walnęłam się w tą głupią szafkę.. - jęknęłam przekonująco. Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Sierota ruska.. - zaśmiał się, pochylił i pocałował parę razy mój policzek. Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam jego ręce. - Ej!
- Idź się wykąpać lepiej.

środa, 10 października 2012

33. kiss, while your lips are still red


napisałam, dodaję. ze specjalną dedykacją dla Jólki ;)
piosenki: Pearl Jam - Black i Nightwish - When Your Lips Are Still Red




*
- Nie podobało mi się jak ten Aiden ścinał cię wzrokiem.. 
- Yhmm..
- Syn też by mógł przestać cię dotykać wszędzie..
- Rev, uspokój się. - mruknęłam do niego. 
- Jasne.. 
- Jesteś zazdrosny? - zarechotałam wrednie.
- Bardzo!
- Przecież dobrze wiesz, że Syn nigdy by nie odbił ci dziewczyny, nie? Zresztą ja wolę ciebie. A innymi się nie przejmuj, bo dla mnie znaczą tyle, co mrówki. Już, dotarło? W ogóle, to jak można być fanem technicznego? - zrobiłam dziwną minę.
- No mówię, że im się podobasz.
- Idiota..
- Nie oddam cię nikomu. - zacisnął swoje ramiona wokół mnie.
- Dusisz mnie. Trupa nie będziesz musiał pilnować. W sumie nawet ekonomicznie.. ale nie rób tak jak w tej waszej piosence, chcę jeszcze pożyć. 
- No dobra, jeszcze się powstrzymam. - zarechotał.
- Matko ja oszaleję! Ci się cmokają, ci sobie mruczą! A JA!? Kto się zaopiekuje biednym Synciem!? Kto mnie przytuli i pocałuje? - wydarł się Gates.
- Zacky, twój kochanek w potrzebie! - ryknęłam na cały bus, a Zacky zaraz przybiegł i zaczął przytulać Syna, który odpychał go z językiem na wierzchu.
- Chodziło mi raczej o Reva. Ewentualnie o Ari albo Val.. - wymamrotał ze zniesmaczoną miną. Spojrzałam porozumiewawczo na Val i w jednej chwili wyrwałyśmy się z objęć naszych facetów i podeszłyśmy poprzytulać Syna. Na jego twarzy zagościł rozanielony uśmieszek, a za to na twarzach Reva i Shadsa pojawiły się grymasy. 
- A tylko go cmokniesz Val, to się do ciebie nie odezwę! - zastrzegł Shads. Rev tylko coś tam mruknął, więc wykorzystałam sytuację i ucałowałam Syna w policzek. Wyszczerzył się w promiennym uśmiechu. 
- Właśnie się obraziłem. - stwierdził Jimmy. Zrobiłam głupią minę i poleciałam do niego, trochę go poprzepraszać. Uległ dopiero wtedy, jak obiecałam mu, że pójdę z nim gdzieś wieczorem i już więcej nie zapytam go, gdzie chce mnie zabrać. 
Cały dzień minął mi na kompletnym nudzeniu się razem z wszystkimi. Tylko Jason, Johnny i Zacky gdzieś wyskoczyli, no i oczywiście nasze zacne małżeństwo też się gdzieś ulotniło. Ja siedziałam z Revem w pokoju i graliśmy w inteligencję, kpiąc z siebie nawzajem. Szybko nam się to znudziło i wymyślaliśmy sobie jakieś głupie powiedzonka i zadania, cokolwiek, by się tylko nie nudzić. To dziwne, bo zazwyczaj trasa jest okresem bardzo pracowitym, a teraz coraz częściej zdarzają nam się dni, kiedy się po prostu nudzimy. Dni, bo nie noce. Każda noc jest właściwie zajęta przez jakąś imprezę, której honorowymi gośćmi są chłopaki. My, z Val, Jasonem i Mattem wkręcamy się na krzywy ryj i wszyscy są szczęśliwi. Następnego dnia, do jakiejś jedenastej odsypiamy i potem się nudzimy. Dziś ostatni dzień opierdzielania się, bo jutro wieczorem wyjeżdżamy do Fresna. Nie idziemy na żadne party, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Za to Rev mnie gdzieś chce porwać, a ja nie wiem gdzie. Zanim się zorientowałam, zrobiło się szaro na dworze a wskazówki zegara wskazały ósmą wieczorem.
- Dobra, kochanie moje. Wstawaj i ubieramy się. 
- My? - zdziwiłam się.
- Pogrzebię ci w ubraniach, a ty pogrzeb w moich. Tylko się nie zdziw.. albo nie przestrasz. Wychodzimy, nie powiem ci jeszcze gdzie. - zarechotał wrednie Jimmy i rzucił się na moją szafkę z ubraniami. Niechętnie podeszłam do jego torby. Tam mogą się czaić różne rzeczy, których istnienia nawet nie podejrzewałam. Nawet jakiś skorupiak płetwogłowy już w całej okazałości. Połowę rzeczy już na wstępie odrzuciłam, bo po prostu były brudne. W końcu, po długim grzebaniu w torbie i szufladach znalazłam czarne spodnie, które lubię, bo wtedy Jimmy nie wygląda na taką żyrafę. Położyłam je na boku i ponowiłam poszukiwania. Moim oczom pokazał się zajebisty biały pasek z wielką klamrą, od razu wylądował na spodniach. Po chwili znalazłam również czarną koszulę, czarną marynarkę, a na końcu fioletowy krawat. Już sobie wyobrażałam jak Jimmy w tym zajebiście wygląda. A jak jeszcze podwinie rękawy i pokaże tatuaże to normalnie umrę z zachwytu. 
- Skończyłeś? - odwróciłam się w jego stronę.
- Tak, a ty?
- Ja też, no to zakładaj. - wskazałam kupkę ubrań leżących na łóżku.
- Ty też zakładaj. - uśmiechnął się jak złośliwy chochlik.
Z niepewną miną podeszłam do ciuchów wybranych przez niego. Była tam moja sukienka, jedyna, jaką wzięłam na trasę, bo Val mi zagroziła nożem wtedy. Sukienka była krótka, do połowy ud, gorset miała w biało czarne, poziome paski, a niżej było pięć czarnych falbanek. Zamrugałam. No dobra, skoro tak bardzo chce, to niech ma. Przebrałam się w sukienkę, założyłam do tego czarne rajstopy i glany. Podkreśliłam oczy czarną kredką i czarnym cieniem i wytuszowałam rzęsy. Nagle zachciało mi się ładnie wyglądać. Wyprostowałam moje i tak proste włosy i spięłam je w jako-taki kok. A właściwie to uwiązałam byle jak, żeby tylko nie były związane w kucyk. Przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam jak Ari. Nie tak, jak zwykle, nie tak jak zawsze lubiłam. Wyglądałam inaczej i szczerze mówiąc spodobało mi się to. Uśmiechnęłam się niepewnie do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. Rev juz siedział na łóżku i czekał.
- No i jak? - zapytałam, patrząc na niego. 
Rev skierował swój wzrok na mnie i wytrzeszczył oczy. Wstał, podszedł do walizki, wyciągnął z niej moje platformy i stanął z nimi przede mną. Skrzywiłam się lekko, ale stwierdziłam, że jak juz szaleć, to na całego. Rozsznurowałam glany i włożyłam szpilki. Moje usta były teraz na wysokości brody Jimmiego. On schylił się nieznacznie i pocałował mnie tak, że zakręciło mi się w głowie i musiałam się go przytrzymać. 
- Matko, za co? - zapytałam.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. I do tego moją kobietą. Czego chcieć więcej? - wpatrywał się w moje oczy z zachwytem.
- Dzięki.. - zacisnęłam usta, kryjąc uśmiech. - Ty też jesteś diabelnie przystojny i aż się dziwię, że nie zauważyłam tego jak tylko cię poznałam. - powiedziałam i położyłam dłonie na jego torsie. Zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Zapragnęłam już zawsze trwać w tej pozycji. Ja w jego ciepłych ramionach. Poezja. Niestety odsunęliśmy się od siebie.
- Idziemy?
Pokiwałam głową i złapałam go za rękę. Lekcje chodzenia na obcasach, które zaaplikowała mi Val chyba naprawdę podziałały. Udawało mi się iść normalnie, tak, jak się powinno chodzić. A przynajmniej takie miałam wrażenie. 
- Rev, to ty? - usłyszałam głos Gatesa, gdy wychodziliśmy z hotelu. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Syna pędzącego w naszą stronę.
- No ja, co chcesz, bo wychodzę.
- Co ty tu robisz w takim stroju i do tego z jakąś obcą laską? Ari ci nie wystarczy? Walnąć cię? - gorączkował się. Jak on się o mnie troszczy, to słodkie.
- Yyy, Haner, to ja jestem. - powiedziałam niezbyt inteligentnie.
- ARIANA? - wytrzeszczył oczy. - Ale jak.. przecież ty piękna jesteś!
- Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- A kiedy nie była? - zaśmiał się Jimmy. - Teraz to po prostu jeszcze bardziej widać.
- Matko boska, ja żyłem obok najładniejszej kobiety na świecie i tego nie zauważyłem! Jimmy, ty lepiej uważaj na to cudo, tak ci radzę. Oczywiście ja nic do was nie mam. - podniósł ręce, bo Rev spojrzał się na niego z rządzą mordu w oczach.
- Wiesz co, Gates? Idź i znajdź sobie własną dziewczynę i jej komplementy takie praw, bo ja zaraz wyjdę z siebie.
- Oj cicho, miły chce być. - szturchnęłam go w bok. - Możemy już iść? Miłej nocy Syn. - pomachałam mu i poszliśmy. Wolnym tempem przeszliśmy obok hotelu, paru klubów i różnych sklepów. Mijający nas ludzie patrzyli się na nas, jakbyśmy byli z innej planety, a przynajmniej ja tak odczuwałam. Wydawało mi się, że każde spojrzenie jest skierowane na nas, każdy przypadkowy śmiech jest z naszego powodu. Ja i moje paranoje, nigdy się ich nie pozbędę. Po dość długim spacerze doszliśmy w ciche, spokojne miejsce. W rogu ulicy dostrzegłam ciepłe światło i tam też się skierowaliśmy. Rev przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do jakiejś ładnej knajpki. Różnica była taka, że każdy, na kogo spojrzałam był w wieczorowym ubraniu, a na środku sali był złoty parkiet, na którym wolno tańczył pojedyncze pary. 
- Witam, czy mają państwo rezerwację? - zapytał kelner stojący przy wejściu.
- Tak, na nazwisko Sullivan. - odpowiedział Rev.
- W takim razie proszę za mną.
Poszliśmy za kelnerem. Rezerwacja! To znaczy, że on już wcześniej to zaplanował! O rany, czuję, że to nie będzie zwykły wieczór..
Usiedliśmy przy stoliku, dostaliśmy menu, a kelner od razu nalał nam wina. Czułam się jakoś dziwnie, zupełnie nieswojo i daleko mi było do wyluzowania, mimo tego, że na przeciwko mnie siedział facet, z którym już nie jedno przeżyłam. 
- Wiesz, co? Z-zestresowałam się. - wyjąkałam cicho.
- Ari, no co ty, to przecież tylko kolacja. Tylko w trochę innych warunkach. No, wiesz, nie mogę cię przecież do końca życia zabierać do kebabów, nie? - zaśmiał się, ale widząc moją minę, wyciągnął rękę i złapał moją dłoń. - Spokojnie. Udajmy, że jesteśmy tu tylko my, dobrze?
Kiwnęłam głową i spróbowałam sobie wyobrazić nas w pustej sali. Po jakimś czasie udało mi się na tyle, by przestać zwracać uwagę na otoczenie. Nie miałam pojęcia, co wybrać do jedzenia, tak samo jak Jimmy. Po namyśle stwierdziliśmy, że wylosujemy coś na chybił trafił, a kto nie zje wszystkiego śpi na kanapie. Szczerze mówiąc, bardzo mnie to zmotywowało do jedzenia, bo ja nie mogę spać gdzie indziej, jak tylko w cieplutkim, mięciutkim łóżeczku. 
Gadaliśmy o rzeczach mniej i bardziej ważnych. Rev emocjonował się Miami, ale mówił też, że tęskni do Huntington i chce wreszcie zobaczyć siostry i rodziców.
- Oj, wybacz.. w sumie nie powinienem mówić o rodzicach..
- Przecież tyle razy wam mówiłam, że to było tak dawno, że o wszystkim już zapomniałam. A twoi rodzice wiedzą, że jesteśmy razem?
- Hm.. w sumie to im nie mówiłem.. ale dobry pomysł, uświadomię ich. - uśmiechnął się. Nagle wyprostował się, a jego uśmiech zmienił się w złośliwy uśmieszek. Kelner przyniósł nam jedzenie. Przede mną wylądował jakiś pasztet z żurawinami, co było całkiem niezłe. Za to przed Revem postawiono coś, co przypominało wiewiórkę. Zarechotałam na widok jego miny.
- Zjesz malutką, niewinną wiewióreczkę? - pisnęłam, powstrzymując ryknięcie śmiechem.
- Ty się lepiej martw o to, co zmielili robiąc twój pasztet. - odparł. - Smacznego.
- Dokładnie, smacznej wiewiórki. Zobacz czy jakichś orzeszków nie ma w środku. - wyszczerzyłam się złośliwie i spróbowałam swojego dania. Było dobre! I to nawet na tyle, że stwierdziłam, że zjem całe bez marudzenia. Rozmawialiśmy w trakcie jedzenia, ale ja cały czas widziałam, że Jimmy jakoś niechętnie sięga widelcem ust. W końcu, kiedy skończyłam jeść, Jimmy też odłożył widelec.
- Hej! Twoja wiewiórka nadal jest niezjedzona! Śpisz na kanapie! - wycelowałam w niego palcem.
- Nie sądziłem, że wybiorę takie.. coś. - skrzywił się. - Chcesz spróbować?
- Nawet nie myśl. - wyszczerzyłam się. - Kto śpi dziś na kanapie? - zapytałam jak dziecko.
- No ja.. - zrobił minę. Po chwili przyszedł kelner, zabrał nam talerze i przyniósł więcej wina. Lubię wino. Rozmawialiśmy jeszcze przez moment, kiedy usłyszałam jedną z moich ulubionych piosenek. Black zaczęło sączyć się cichymi nutami z głośników.
- Słyszysz? - zapytałam Jimmiego. - Genialna, nie?
- Jak wszystko Pearl Jamu. - uśmiechnął się i wstał. - To jak, zatańczysz?
Wytrzeszczyłam oczy i niezdolna odpowiedzieć, wstałam, by nie pomyślał, że odmawiam. Poprowadził mnie na parkiet i obrócił. Wpadłam w jego ramiona. Obracaliśmy się w rytm muzyki, wsłuchując się w głos wokalisty. Po głowie chodziło mi jedno pytanie.
- Czemu tańczymy do tej piosenki? Jest smutna..
- Jest piękna.
- Opowiada o nie spełnionej miłości.. - zwiesiłam głos.
- Tak, ale jednak o pięknym uczuciu, które kiedyś było między tymi ludźmi, a jakie jest teraz między nami. Na pewno słyszysz to w głosie Veddera. Tą miłość, oddanie. - mówił aksamitnym głosem tuż przy moim uchu. 
- I mówisz, że podobnie jest między nami?
- Jestem tego pewien. ja ciebie kocham i wierzę, że ty mnie też.
- Nie poznaję cię Jimmy. Zresztą oboje jesteśmy dziś nie do poznania. - uśmiechnęłam się. - A twoja wiara nie jest bezpodstawna. Kocham cię. Nigdy nie miałam kogoś, kogo bym mogła obdarzyć tym uczuciem, aż nagle Valary wskazała mi ciebie. Na początku się broniłam, ale.. tego nie dało się powstrzymać.
- I bardzo się z tego cieszę. - odsunął się trochę i złożył na moich ustach najbardziej czuły pocałunek, jaki kiedykolwiek dostałam. 
- Jesteś mój. - objęłam go ciasno w pasie i położyłam głowę na jego ramieniu. On tez mnie przytulił i tak zostaliśmy już do końca piosenki.
Kiedy zabrzmiały ostatnie nuty, oderwałam się od Jimmiego i już miałam kierować się ku stolikowi, jak usłyszałam najpiękniejszą piosenkę o miłości, jaka kiedykolwiek powstała. Marco zaczął hipnotyzować swoim głosem.
- Idziesz? - zapytał Rev.
- Zostaniemy tu jeszcze na tą piosenkę? - zapytałam, wpatrując się niemal błagalnie w jego oczy.
- Jak sobie życzysz.
Wtuliłam się w niego i zatraciłam w pięknej muzyce Nightwisha. Niemal grała w mojej duszy. Dłonie Jimmiego wędrowały po moich plecach, a ja czułam największe dreszcze w życiu. Odwróciłam głowę i pocałowałam Reva w zagłębienie na szyi, a on złapał dłonią mój podbródek i równo z refrenem pocałował mnie w usta. Chciałam się rozpłakać ze szczęścia, ale opanowałam emocje. Kiedy schodziliśmy z parkietu już nie miałam żadnych złudzeń. Większość ludzi w lokalu patrzyło na nas, ale tym razem nie przeszkadzało mi to. Widziałam w ich oczach radość, podziw, wzruszenie, a nawet rozczulenie. Ja sama czułam się jakbym znalazła się w raju, w krainie szczęśliwej.. małym, spokojnym świecie, który należy tylko do mnie i Jimmiego. 
Wróciliśmy do stolika, ale tylko na chwilę, by zapłacić. Kiedy szliśmy przez salę, wiele głów obróciło się za nami, ale mieliśmy to gdzieś i wyszliśmy z lokalu. Na zewnątrz było trochę chłodno, a Rev widząc jak się wzdrygnęłam, od razu dał mi marynarkę. 
- Przeziębisz się. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Przy tobie, nigdy. Ale wiesz co.. nie bardzo mi się uśmiecha to spanie na kanapie..
- No dobra, zrobię to dla ciebie, możesz spać ze mną. - wywróciłam oczami. - Przynajmniej będzie mi cieplutko. 
Rev zaśmiał się i objął mnie, a kiedy wróciliśmy do hotelu, niemal od razu poszliśmy spać. Dzisiejszy dzień był udany. A wieczór najlepszy w całym moim dotychczasowym życiu.  

czwartek, 4 października 2012

32. charming fool

no cóż, jakiś zastój mam, to chyba przez nadmiar nauki.. mam nadzieję, że mi przejdzie. taki głupi trochę ten odcinek, ale na następny plan mam zajebisty, więc nie bijcie :D

*

Miami i plaaaaża! Jesteśmy na drugim końcu Stanów, a ostatni raz nad wodą byłam parę miesięcy temu. 
- Musisz tak chodzić? - Rev spojrzał na mnie z dziwną miną.
- Jak?
- Tak w tym bikini.. i wszyscy na ciebie patrzą.
Syn parsknął śmiechem i powiedział coś do Shadsa.
- Gorąco jest i chcę popływać. Co, może mam w futrze chodzić? - wzięłam się pod boki. - A zresztą zobacz, Val też ma bikini i Shadows jakoś nie marudzi.
- Ale mi przeszkadza, że faceci patrzą się na moje piękne nogi! - wydarł się Jimmy.
- Chyba moje..
- Nie. One są moje odkąd się do ciebie dobrałem. - wyszczerzył się. Syn ryknął śmiechem, wstał i podszedł do mnie.
- Reeev, zobaaacz dotykam twoich nóg.. - zarechotał i zaczął mnie macać po udach. 
- Zboczeniec. - burknął Jimmy i rzucił w nas garścią piachu.
- I kto to mówi.. - mruknął Zacky.
- No kto? - zawył Rev.
- Teraz już wiesz jak to jest być zazdrosnym. - pokazałam mu język.
- Wszyscy przeciw mnie.. Johnny weź się wypowiedz, no!
- Ja jem, daj mi spokój. - powiedział Christ między kęsami kebaba. - Podzielam zdanie Ari, o, i tyle. - spojrzał na niego i wgryzł się w bułę.
- Nosz, po prostuuuu.. Shadows, a ty?
- Ja się wolę nie narażać pannie Mockingbird. - uniósł ręce w geście poddania.
- Aaahahaa! Nie masz szans kmiocie! Ja tu wiodę prym, ty możesz jedynie sobie pogadać do ręki. - zaśmiałam się, widząc jak Rev robi już dobrze znaną mi minkę pt.: walcie się wszyscy. 
- Sama tego chciałaś. - powiedział nagle, wstał i zaczął biec w moją stronę. Wytrzeszczyłam oczy, wyrwałam się szybko spod uwieszonego na mnie Gatesa i zaczęłam zwiewać. Wiedziałam już dawno, że on uwielbia wrzucać ludzi do wody, więc dla bezpieczeństwa sama wbiegłam do oceanu i dałam się złapać dopiero, gdy miałam wodę do pasa. Uwiesiłam się na szyi Reva i objęłam nogami jego biodra, a on objął mnie w pasie.
- Mogę się coś zapytać? - przekręciłam głowę w bok.
- Pytaj.
- Podobam ci się w tym kostiumie?
- Głupie pytanie.. jasne, że tak! - uśmiechnął się.
- To się cieszę. Wyobraź sobie, że jak go kupowałam, to chciałam by ci się podobał.
- Dziewczyno, cokolwiek założysz i piękna jesteś. - pocałował mnie w policzek. - Ale doceniam, nietoperku.
- Nietoperku? Co ja, Snape jestem? - parsknęłam śmiechem.
- Chyba nie, bo tylko ja tu mam różdżkę. - uśmiechnął się głupio. Skojarzyłam dopiero po chwili.
- Sullivan, zboku! Ja nie mogę, przy tobie nic nie można powiedzieć, bo zaraz skojarzenia biorą górę!
- Do usług. - zarechotał. - To co? Poczarujemy trochę?
- Nie teraz.. wybierzmy się tu w nocy.
- Dobra. W sumie to nawet fajniej będzie. - przesunął ręce niżej.
- Przygotuj się na potężne zaklęcie, czarodzieju. - powiedziałam i wybuchłam śmiechem.
- Nie martw się o to. - uśmiechnął się pobłażliwie. - I nie trzęś się, bo mnie wprawiasz w zakłopotanie.
Od razu znieruchomiałam, a Rev mało się nie udusił od powstrzymywania śmiechu.
- Idź ty. - zrobiłam minę i odepchnęłam go. 
Popływałam sobie trochę w oceanie, ale zauważyłam, że towarzystwo zaczyna się zbierać, więc wyszłam z wody i razem z nimi spakowałam swoje rzeczy do torby. Wróciliśmy do hotelu i porozchodziliśmy się po swoich pokojach. Możemy tu zostać trochę dłużej, bo następny koncert jest blisko i dopiero za tydzień, więc będziemy tu jeszcze przez jakieś cztery dni. To wszystko dzieje się tak szybko. Dopiero co wyjeżdżaliśmy, a tu już połowa trasy. Jak wrócimy, to nie będzie co robić w tym Huntington. Chyba zakupię sobie cały karton krzyżówek i będę rozwiązywać, aż do następnej trasy, albo jakiejś okazji. 
Przebrałam się w jakieś normalne rzeczy, czyli ciemne spodnie i koszulkę. Znalazłam jakąś oczojebnie żółtą i stwierdziłam, że co mi tam, przynajmniej będzie mnie widać. Rozejrzałam się krótko po pokoju i postanowiłam iść na dół, do baru czy gdziekolwiek.
- Idę na dół! - ryknęłam, by Rev słyszał. - Przyjdź, to coś zjemy! - dodałam i poszłam.
W restauracji nie było dużo ludzi. Wybrałam sobie stolik i usiadłam przy nim, a za chwilę podleciał kelner. 
- Cześć, ty jesteś od tych z Avenged Sevenfold? - zapytał.
- A ty nie jesteś kelnerem?
- Nie, jestem Aiden. - podał mi rękę. - Mogę usiąść? - wskazał na miejsce na przeciwko mnie.
- Siadaj.. i tak, ja jestem od tych. - przyjrzałam mu się. Dość wysoki, półdługie blond włosy i ubrany tak trochę na skejta.
- Zdradzisz mi swoje imię? - zapytał, świdrując mnie wzrokiem. Zachciało mi się śmiać. 
- Britney. - zaczęłam bawić się włosami i żuć gumę z otwartą buzią.
- Serio? Oni chyba wołali na ciebie jakoś inaczej. - zmarszczył brwi, a ja ledwo zachowywałam powagę. 
- Nie no, wiesz, ja tam tylko wodę noszę, ale za to jestem kochanką samego Brianka. Wiesz jaki on w łóżku jest dobry? - mlaskałam, szczerząc się jak idiotka. Uśmiech pooli schodził Aidenowi z twarzy. - Ale ogólnie wszyscy są spoko, git, nie?
- No są.. - odpowiedział, patrząc na mnie z dziwną miną. Nie wiem, czy on serio się nabrał czy tylko udaje.. Plastik w przebraniu? Raczej nie.
- No nie, zdążyłem tylko na chwilę od ciebie odejść, a ty już facetów wyrywasz? Jak możesz? - podszedł do nas Rev. - Kto to? - spojrzał na Aidena.
- Aiden, fajowy nie? - zapytałam z głupim uśmiechem tapeciary. Chyba załapał aluzję.
- Cześć. - facet podał mu rękę. - Britney zwykle taka jest? 
- Taak, czasami mamy jej dosyć, ale jakoś dajemy radę. Przesłodka jest. - Jimmy poczochrał mi włosy.
- No co ty robisz? Wiesz ile ja tą fryzurę układałam? Zapłacisz mi za fryzjera! - wrzasnęłam. Wyjęłam szybko telefon i zaczęłam przeglądać się w wyświetlaczu, żeby poprawić włosy. Widziałam, że Rev pokręcił głową ze zrezygnowaniem i popukał się palcem w czoło. 
- A co, spodobała ci się nasza Britney? - zapytał. 
- Wygląda zajebiście.. 
- Tylko w głowie nie to co trzeba nie?
- Dobrze powiedziane.. mówiła, że tylko wodę wam nosi. I że jest kochanką Gatesa.
- Piwo nam nosi, a nie wodę. No, Gates ją chwali, niezłe tricki zna podobno, jeśli wiesz o co mi chodzi. 
Aiden wytrzeszczył oczy i ledwo wydukał, że wie o co chodzi. Siedziałam, szczerzyłam się jak debilka i słuchałam jak rozmawiają o Britney. Po chwili podszedł do nas prawdziwy kelner i zapytał, co chcemy do picia. O, mam pole do popisu.
- Panowie, panowie! - machnęłam rączką. - Chyba kobiety mają pierwszeństwo, nieee? - zapytałam, bo Rev już zaczął zamawiać. - Panie kelnerku, ja poproszę Sex on the beach. - puściłam mu oczko. - Z parasolką, wisienką i różową słomką, okeeej?
- Jasne, już się robi. - pokiwał głową i spojrzał w mój dekolt. Chłopaki też coś zamówili, a gdy kelner poszedł znów zaczęli gadać. 
- Widzisz jak wyrywa wszystkich dokoła? 
- Przepraszam się James, ale ja tu jestem, więc może z łaski swojej, nie mów o mnie w trzeciej osobie, cooo? - odezwałam się.
- To ty znasz takie słowa? - zdziwił się Rev.
- Aiden, słonko, nie przejmuj się nim. W ogóle nie słuchaj, co on mówi..
- Proszę bardzo, drink dla pięknej pani. - przyszedł kelner i podał mi picie. Przy okazji znów spojrzał mi na cycki. Aiden gapił się tam od dłuższego czasu, aż miałam ochotę go kopnąć. 
- Britney? 
- Tak, złotko? - spojrzałam na Aidena.
- Nie umówiłabyś się ze mną na wieczór?
- Na wieczór.. nie no.. mam być u Brianka dziś..
Nie dokończyłam, bo Rev ryknął opętańczym śmiechem.
- Człowieku dałeś się nabrać!! - śmiał się dalej. - Ja już nie mogę!
Ja też nie wytrzymałam i zaczęłam się chichrać. Mina tego faceta była jedną z najlepszych jaką widziałam, nawet Johnny sie nie umywa, a to przecież master głupich min. 
- Ten metal ma się nazywać Britney? Matko, ja to bym zmienił imię. - wyszczerzył się jak już ochłonął.
- Ariana jestem. - wykrztusiłam. Mieliśmy z Revem niezłą bekę, a tamten chyba nadal nie wiedział, o co chodzi.
- Wiecie co.. ja chyba pójdę. Trzymajcie się. - uciekł.
- O matko, co za przyjeb.. - Rev wywrócił oczami. - I do tego bezczelnie gapił się na twój biust. - skrzywił się. 
- Oj przestań. - spojrzałam na drinka. - I ja mam to wypić?! Różową słomką? No przesadziłam z tym. - wyjęłam parasolkę i słomkę. Wzięłam w palce wisienkę i przyłożyłam ją do ust Reva.
- Chcesz owocka? - zapytałam jak dziecko. 
- Chcę. A tak w ogóle, to deszcz pada. - pokazał na okno.
- No i co?
- Psuje nam to wieczorne plany. - obrzucił mnie wymownym spojrzeniem.
- W łóżku jest wygodniej. - wzruszyłam ramionami. - A poza tym, to nie musisz czekać.
- To chodźmy. - położył piątkę na stole i pociągnął mnie za rękę.
- Jak sobie życzysz, czarodzieju.   

niedziela, 30 września 2012

31. red, red wine, stay close to me.

specjalnie dla kaleki, która leży potłuczona w łóżku - Joanny, jest post ;)

*

- I co powiedziała? - usłyszałam zza drzwi pokoju.
- Niezmiennie, że masz spierdalać. - odezwał się drugi głos, należący do Johnnego, który właśnie ode mnie wyszedł.
- A w dupie to mam! - krzyknął Rev. Drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich zobaczyłam Jimmiego, a z tyłu Johnnego, który robił przepraszającą minę.
- Nie mogłem go zatrzymać. - rozłożył ręce.
- Słuchaj mnie. - Jimmy podszedł do mnie blisko. - Wiem, że źle zrobiłem. Wiem, że nie powinienem był nawet pisnąć słówka o łóżku. Wiem, że jestem kretynem. Masz pełne prawo się na mnie wkurzać. Tylko, że ja nie mogę już wytrzymać. Obiecuję, że nigdy więcej nie powiem nic takiego. Obiecuję.. na wszystko. Co tylko będziesz chciała to zrobię, tylko mi wybacz. - jego głos z donośnego przeszedł w błagalny szept. Nie odpowiadałam przez dłuższy czas. Był zbyt blisko, bym mogła się opanować. Ciepło jego ciała biło w moją stronę, a jego zapach mnie otumaniał. Po chwili nie pragnęłam niczego innego, jak przytulić się do niego i zapomnieć o tych słowach, które mnie zraniły. Jednak udało mi się powstrzymać. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w niebieskie oczy.
- Teraz ty słuchaj mnie. Była dziewczyna zawsze będzie tematem, przy którym będę się wkurzać, szczególnie jeśli będziesz ją wychwalał pod niebiosa. A to z łóżkiem.. to mnie zabiło. Nie wiem.. jeśli masz z tym jakiś problem, chcesz coś zmienić to powiedz, a nie wyjeżdżasz mi z tym, jak to z Leaną było fajnie. Wiesz jak to boli? Staram się być dla ciebie idealna, kocham cię takiego, jakim jesteś, a nawet Leana cię takiego nie kochała. Pamiętasz, co mówiła? Powiedziała ci, że masz nie po kolei, a pod koniec była z tobą tylko po to, by pomóc swojej karierze. Ja nie mam kariery, nie mam nic, co mogłoby być lepsze od ciebie i dobrze o tym wiesz.. a wygadujesz takie.. - zacięłam się. Całą siłą woli odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.
- Ja.. przepraszam.. Ariana. - znów podszedł i wziął moją twarz w dłonie. - Nie jestem najlepszy w przeprosinach i w tego typu rzeczach. Myślałem, że przez tyle lat poznałem cię już na tyle, że mnie nie zaskoczysz, a tymczasem zaskakujesz na każdym kroku. Bałem się tego, dlatego tyle czasu zwlekałem. Bo byłem pewny, że jak coś odwalę, albo coś się stanie, to nie będę sobie umiał poradzić i będzie tak, jak zawsze było: koniec z nami, do niezobaczenia. 
- Myślisz, że z tobą zerwę? 
- Szczerze mówiąc, na początku od razu o tym pomyślałem.. - spuścił głowę.
- I co, mogłabym tutaj być? Jechać dalej w trasę? Dalej rozkładać ci perkusję i patrzeć na to, co miałam przez chwilę, a co rozwaliły głupie słowa? 
- Myślę, że nie. Ja będę walczył. Będę walczył o ciebie. 
- To chyba dobrze.. - uciekłam wzrokiem.
Pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. Nie odwzajemniłam uśmiechu, ale nadal wpatrywałam się w jego oczy. 
- To już zgoda? 
- Chyba tak.. ale więcej mi tak nie rób.
- Nie zrobię. Chciałbym cię.. porwać. Zgodzisz się? - zapytał niepewnie.
- A mam wybór?
- Nie bardzo. - uśmiechnął się, wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wyszliśmy z pokoju, a potem z hotelu, trzymając się za ręce. Mijaliśmy różne sklepy, jakieś kluby, nawet widziałam ze dwa burdele. Szczerze mówiąc, to myślałam, że wejdziemy do jakiegoś baru, napijemy się piwa i zapomnimy o wszystkim, więc niezmiernie się zdziwiłam, kiedy weszliśmy do przytulnej kawiarni w rogu ulicy. 
W środku było ciepło, a różne zapachy tworzyły niesamowitą mieszankę i sprawiały, że człowiek od razu się odprężał. Na podłodze stały niskie stoliki i zamiast na krzesłach, siadało się na wielkich, czerwonych i puszystych poduszkach. Panował tam nastrojowy półmrok, a w tle sączyła się spokojna muzyka. Wybraliśmy sobie stolik w najciemniejszym kącie i usiedliśmy na poduszkach. Za chwilę podszedł kelner, zapalił świece, przyjął zamówienia i poszedł. Nie odzywałam się, Rev też. Wpatrywałam się w swój kieliszek wina, a w głowie miałam kompletny mętlik. Ja nie wiem.. Siedzieliśmy tak bardzo długo, w ogóle się do siebie nie odzywając. Ja nie miałam ochoty zaczynać, a Jimmy chyba nie chciał mnie poganiać i po prostu czekał. Po dłuższej chwili dostaliśmy nasze desery. Zamówiłam sobie kompletnie zapychającą górę lodów waniliowych z bitą śmietaną. Miałam na nie ochotę już od jakiegoś miesiąca, a nigdy nie było czasu, by porządnie się nimi uraczyć. Podczas jedzenia też nic nie mówiliśmy. Przez chwilę naszła mnie myśl, że zachowujemy się jak idioci, albo jak para w separacji, bo nie rozmawiamy, nie patrzymy sobie w oczy i nie miziamy się jak wszystkie pary wokół nas. Muzyka grająca w pomieszczeniu powoli niwelowała napięcie między nami. Ja zaczęłam zachowywać się normalnie, rozluźniłam się i zrelaksowałam. Zapomniałam o wszystkich stresach. Odłożyłam łyżeczkę i po raz pierwszy odezwałam się do Jimmiego.
- Możesz usiąść obok mnie?
Nie odpowiedział, ale od razu przesiadł się na moją poduszkę. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a potem jego ręce powędrowały ku mojej twarzy. Złapał ją w dłonie i złożył na moich ustach czuły pocałunek. 
- Przepraszam. - szepnął, a potem przytulił mnie do siebie. Objęłam go w pasie, oparłam głowę na jego torsie i zamknęłam oczy.