piątek, 14 lutego 2014

51. doubts

tam ta da daaam! jestem pizdą, wiem<3 ale postanowiłam sobie wrócić. nie wiem na ile, więc nie wysyłajcie szwadronów śmierci jak znów zniknę. bardzo chcę zakończyć to opowiadanie, ale nie mogę zrobić tego całkiem z dupy, że jeb i wszyscy nie żyją. chcę to zakończyć z klasą, o ile to określenie jest odpowiednie do tych bredni, które tu wypisuję. 
dedyk dla pana M. huehue. 

the song

*

Zła, szykowałam się do trasy. Żadne czułe słówka, dotykanie, przytulanie ani nawet krzyki i obrażanie się Reva nie sprawiły, że zaczęłam patrzeć na ten wyjazd z uśmiechem. Miesiąc z tą rudą małpą? Zginę tam, szczególnie, że Val nie jedzie. W ogóle dziewczyny odmówiły chłopakom, gdy ci zaprosili je na trasę. Dla nich dobrze, a ja się będę żreć z tamtymi. Już się nie mogę doczekać po prostu. Może to, by Gena pojechała na tę trasę nie było dobrym pomysłem, bo Zacky by chodził struty, a ona cały czas byłaby zła albo by ryczała. Ale zostawianie jej na pastwę losu, gdy jej matka jest w słabym stanie też jest nie w porządku. Mam nadzieję, że jakoś to uporządkują między sobą, bo wszyscy już czują się niezręcznie.
Chłopaki chyba są na kolejnym spotkaniu z tamtym zespołem. Strasznie się, kurde, polubili albo tyle roboty mają. Niedawno ta ruda była u nas w domu. Rev ją zaprosił na herbatkę. Wkurwiłam się i stwierdziłam, że nawet nie będę starać się być dla niej miła. Poszłam na noc do Geny, żeby sobie z nią posiedzieć i trochę ją popocieszać. Mało się odzywamy do siebie teraz z Revem. On się wkurwia na mnie, ja na niego i tak sobie słodko żyjemy. Wyjeżdżamy za parę dni, więc wypadałoby się pogodzić, ale nikt nie kwapi się do zrobienia pierwszego kroku. On pewnie uważa, że ja sobie wymyślam, ale no jasna cholera! Ta ruda go dotyka, ślini się i nie tylko ja uważam, że ma się ku Jimmy'emu. To był kolejny powód do kłótni w naszej małej rodzince, a tym razem Gates najechał na Reva. Stwierdzenie, że są na siebie obrażeni to spore niedopowiedzenie. 
Tak więc, by podsumować: Zacky kłóci się z Geną, Gates z Revem, ja z Revem i nasz ostatni tydzień można porównać do jebanego huraganu Katrina. Tak się zastanawiam, chodząc na próby i widząc jego wzrok, który nie jest skierowany na mnie.. może on się odkochał? Albo może jestem dla niego zbyt nudna i monotonna? Nie wiem.. w każdym razie nie skaczę z radości z tego powodu i coraz częściej myślę o powrocie do swojego domu. Skoro on może mieć ją.. to po co ja? Mówią, że jeśli się kogoś kocha, to pozwala się tej osobie odejść. Czy doświadczając miłości po raz pierwszy, będę zmuszona do tego kroku? Czy to naprawdę nie mogłoby się jakoś lepiej potoczyć? Nie to, że narzekam, że jestem poszkodowana przez życie i już mi wystarczy, ale chciałabym mieć chociaż to.. to dla mnie ważne. On jest dla mnie ważny.. ale ja już dla niego chyba nie.
Westchnęłam głośno, kończąc pakować swoje rzeczy. Postanawiając, że po trasie wrócę do siebie, zadzwoniłam do Geny, by porozmawiać i dowiedzieć się, co z jej mamą. Dowiedziałam się, że jej matka zaczyna zdrowieć, a sama Gena była w lepszym humorze niż przez ostatni - nie oszukujmy się - miesiąc. Ucieszyłam się, naprawdę. Dawno nic nie sprawiło, że się uśmiechnęłam. To trochę smutne.
Było już późno i nie wiedziałam, czy czekać na Jimmy'ego czy nie. Wzięłam prysznic i położyłam się, ale nie mogłam zasnąć, po prostu musiałam czekać. Dopiero koło pierwszej w nocy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu i po chwili w sypialni pojawił się Jimmy.
- Hej. - mruknął, ściągnął spodnie i koszulkę i walnął się na łóżko. - Jak dzień?
- Pakowałam się. - odpowiedziałam krótko. - A twój?
- Szalony.. - jęknął. - Nari cały czas się o coś czepiała.
- Nari? - zrobiłam minę. Kurwa, no nie dość, że się przyczepiła to jeszcze wymyśliła sobie podobne zdrobnienie do mojego. Nariedne pieprzona, jak księżniczka disneya. - Cały dzień pod jej dyktando, jak cudownie. 
- Już zaczynasz?
- Nie zaczynam, tylko jeszcze nie skończyłam. - wzruszyłam ramionami.
- Daruj sobie, nie chcę tego słuchać. Przyszedłem do domu odpocząć, a nie się kłócić.
- Dobrze. - zacisnęłam pięści, wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać.
- No i co robisz? Kładź się i śpij. - spojrzał na mnie z rozdrażnieniem w oczach.
- Położę się. W swoim łóżku. - zarzuciłam na ramię pasek torby i wyszłam z sypialni, a potem z domu. Nawet za mną nie wyszedł. Szłam do domu, zanosząc się płaczem. Płakałam pierwszy raz od trasy, również przez niego. Ja naprawdę nie wiem, co się stało i dlaczego nagle przestał się mną interesować. Co mam zrobić, by było jak wcześniej? Czy to już koniec i nic nie mogę zrobić? 
Weszłam do domu, rzuciłam torbę na podłogę i powlokłam się do łóżka, chociaż korciło mnie, by otworzyć barek. Nie chciałam jednak zapijać bólu, bo był świeży i wiedziałam, że nic to nie da. Opadłam na łóżko w ubraniach i zacisnęłam dłonie w pięści. Dał mi wszystko, by potem to zabrać.. czy ja naprawdę nie zasługuję na szczęście? Czy po prostu za długo było dobrze i musiało się spieprzyć, bym przejrzała na oczy? 

1 komentarz:

Joanna pisze...

Rany! Czy Ty wiesz, jak ja beczałam na tym odcinku? Normalnie dalej mi się chce płakać! Nie! To nie może się tak skończyć! Przecież oni tak do siebie pasują! Są taką idealną parą! Nie! Nie! Nie!!!!!! Revuś co ty odpierdzielasz? No co? A rudą to własnoręcznie uduszę! Bo mogę! Kto mi zabroni! Płaczę razem z Arianą. Nic to czekam na nexta! Ty wiesz, że kocham <3
Lovee <3
Joan :)

Prześlij komentarz