następny będzie epilog i kuniec historii. keep calm <3
*
Od pamiętnego dnia minęły trzy tygodnie. Mogłabym ten czas nazwać najpiękniejszym w swoim życiu, gdyby nie te wątpliwości. Miałam je przez cały czas i byłam o to na siebie zła, ale właściwie.. kto by ich nie miał?
Jimmy to widział. Widział moje wycofanie i to, że nie traktowałam go ani zbyt czule, ani nie chciałam by był blisko. Nie potrafiłam mu znów zaufać, mimo że nawet próbowałam się do tego zmuszać. Nie dało się, po prostu nie.
Dlatego postanowiliśmy wyjechać. Daleko. Jak najdalej, by być tylko we dwoje i radzić sobie z uczuciami i potrzebami, które nas nurtowały. Nie chciałam być sama, ale też nie czułam się dobrze w jego towarzystwie. Starał się jak mógł, ale ja nie potrafiłam tego docenić.
- To który szczyt jutro zdobywamy? - zapytał Jimmy, leżąc obok mnie.
- Ten tysięcznik. - zdecydowałam. - Zbieraliśmy się na niego trzy dni.
- Chyba wyrosły mi nowe mięśnie.. - jęknął, zakrywając głowę kołdrą.
- Wiesz, że nie musisz się zgadzać ze mną we wszystkim. - wykorzystałam chwilę, że mnie nie widzi.
- Ale chcę. To nie jest metoda 'nawaliłem, więc robię wszystko, co ona chce' - powiedział poważnie. - Po prostu mi to pasuje. Chcę z tobą spędzać czas, pokonywać trudności i zdobywać szczyty, w każdym tego słowa znaczeniu.
- No dobrze.. - nie miałam nic do dodania. Jimmy uśmiechnął się do mnie, a widząc, że nie odwzajemniłam uśmiechu, wywrócił oczami i przyciągnął mnie do siebie, by się przytulić. Zasnął dość szybko, wykończony dniem, ale ja jeszcze myślałam. Podobało mi się to, że nie zachowywał się jak żałujący za grzechy śmiertelnik, tylko pewnie sięgał po to, co mu się należało. To ja nie potrafiłam mu tego dać, więc sam sobie brał, wręcz każąc mi zapomnieć o tym, co było.
Następnego dnia zerwaliśmy się rano i po obfitym śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Nie rozmawialiśmy dużo, ale mieliśmy trochę śmiechu jak się rypnęłam na ziemię i starłam kolano do krwi.
- Sierotka ruska..- Rev zaśmiał się głośno i posadził mnie na kamieniu. Spojrzał na mnie z uśmiechem, a mi zachciało się śmiać, więc wybuchłam głośnym śmiechem.
- Zaraz się uduszę.. - wyłam ze śmiechu, a Jimmy ze mną, sami nie wiedzieliśmy dokładnie z czego.
- Okej, spokój. - odetchnął i jeszcze chichocząc pod nosem, oczyścił mi kolano i pomógł wstać.
- Się posikam.. - znów zgięło mnie ze śmiechu.
- Lepiej nie, bo będziesz musiała iść bez spodni i majtek. - poruszył brwiami. - Co by mnie ucieszyło, nie powiem. - wyszczerzył się.
- Tego jestem pewna.. - wymamrotałam i otarłam łzy śmiechu. Spojrzeliśmy na siebie jeszcze raz i wyruszyliśmy w dalszą drogę. W tym spojrzeniu wiele było z dawnej Ari i z dawnego Jimmy'ego, co nie wiedzieć czemu, bardzo mnie ucieszyło. Te wspólne wspinaczki pozwoliły mi spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Wcześniej byłam z nim i nie myślałam ani o przyszłości, ani trochę. Żyłam tym, co było, chwilą. Podczas mojego wyjazdu miałam czas, by to przemyśleć, a ten tydzień, który powoli mija nam w górach potwierdził wszystko, do czego doszłam wtedy. Jeśli Jimmy oświadczyłby mi się dwa miesiące temu - odmówiłabym, tego byłam pewna. Ale jeśli oświadczyłby się teraz, mimo tego że mu jeszcze nie ufam, zgodziłabym się. Tak czuję.
- Jesteśmy.. nareszcie. - jęknął Jimmy, wchodząc za mną na szczyt i zamiast podziwiać widoki, usiadł na tyłku, a potem położył się na ziemi. - Więcej nie zdzierżę.
- Jeszcze musimy zejść. - przypomniałam mu.
- Nie dobijaj..
- Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam się, patrząc na linię horyzontu.
- O nie! Koniec tego. - usłyszałam i poczułam jak łapie mnie wpół i odwraca do siebie. - Wiem, że mi nie ufasz. - popatrzył na mnie, mrużąc oczy. - Wiem i cholernie mnie to boli, ale nie narzekam, bo wiem dlaczego tak jest. Ale może zacznie ci choć trochę zależeć, by spróbować odzyskać to zaufanie, co?
- Zależy mi. - mruknęłam, odwracając wzrok.
- Gówno, a nie ci zależy.
- Naprawdę..
- Nie kłam mi w żywe oczy. Nie potrafisz, prawda?
- Nie. - przyznałam, przełykając gulę w gardle. - Chcę, ale mi nie wychodzi.. starałam się, uwierz mi. Nie będzie tak, jak wtedy, ale mogłoby być coś nowego.. tylko nie wiem, jak to zrobić.
- Popatrz na mnie. Prosto w oczy. - dla pewności złapał mój podbródek. - Chcę tego. Chcę wieczności z tobą. Nie życia, to za mało. Wiesz, że gdybyś mnie nie przyjęła z powrotem.. nie było by mnie tu już.
- Jimmy..
- Nie Jimmy, tylko tak. Podtrzymujesz mnie przy życiu, pozwalasz widzieć wszystko w jaśniejszych kolorach. Kiedy mam ciebie, wiem, że mam do kogo wrócić. Do kogoś, kto mnie rozumie i zawsze będzie miał czas, by ze mną być. Ariana, mówię z serca. Chcę byś była moją narzeczoną, żoną, matką moich dzieci, moją wiecznością. I to nie jest ani trochę na wyrost, bo długo się zbierałem, by ci to powiedzieć.
Zacisnęłam zęby, nie wiedząc kompletnie, co powiedzieć. Jego słowa czasami mnie przerażały, a czasami doprowadzały do łez, nie tylko tych ze smutku. Już wiem, dlaczego to on koryguje teksty Shadowsa. Po prostu czuje je w sercu, to jest jego fikcja.
- Wierzę ci. - popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się lekko. Napięcie, które towarzyszyło mi od ponad trzech miesięcy odpuściło. Nie pozostał po nim nawet ślad. - Jimmy, nie wiem jak to zrobiłeś..ale to przeszło.. - przytuliłam go mocno, chcąc podziękować, bo to niezaprzeczalnie jego zasługa.
- Tak szybko? - zdziwił się, ale też mnie objął.
- Trwało prawie miesiąc, więc czy ja wiem czy tak szybko.. - zaśmiałam się, czując tę lekkość na sercu.
- Nieważne, mała.. przeszło ci. Kochasz mnie, prawda? - zajrzał mi w oczy.
- Nadal boisz się odpowiedzi?
- Teraz tak.. - przełknął ślinę w oczekiwaniu.
- Tak, Sullivan, kocham cię.
1 komentarz:
Królewno serca mego Fiono.... yyyy to nie tak było xD Adrianno moja, wiesz ile czekałam na ten odcinek.
I w końcu między nimi zaświeciło słoneczko. Tak bardzo się cieszę, że Ari pokonała swoje wątpliwości. Mam nadzieję, że im się uda. Czekam na ostatni. Love <3
Twoja Joan <3
Prześlij komentarz